1498 rok – Vasco da Gama przybija do wybrzeży dzisiejszego Mozambiku, a dwa lata później wraca tam z grupą portugalskich kupców, którzy przejmują kontrolę nad handlem w regionie. Po prawie pięciuset latach Mozambik jako jedna z ostatnich afrykańskich kolonii odzyskał niepodległość. I choć od rozejścia się dróg obu narodów minęło już kilkadziesiąt lat, dla wielu to wcią ż doświadczenie żywe i traumatyczne, tym bardziej że wyzwolenie dokonało się poprzez wojnę, w wyniku której Portugalczycy zostali zmuszeni do opuszczenia kraju będącego od wielu pokoleń ich domem. Wojna rozpoczęła się w 1964 roku i trwała dziesięć lat. Zginęło ponad trzy tysiące żołnierzy portugalskich i kilka tysięcy bojowników Frontu Wyzwolenia Mozambiku. Niepodległość nie przyniosła jednak pokoju. W 1976 roku wybuchła wojna domowa, która zakończyła się dopiero w 1992 roku. Iza Klementowska pojechała przyjrzeć się krajowi, w którym nie da się uciec przed historią. Dlatego opowieści o ludziach żyjących w XVI wieku przeplatają się z historiami tych, których trapią problemy współczesności, takie jak bieda i zbierająca wielkie żniwo malaria. „Mam wrażenie, że jestem tu już całe swoje życie. Jakby czas płynął w Mozambiku zupełnie inaczej, wolniej niż w reszcie świata. Wierz mi, chciałbym wyjechać, ale nie jestem w stanie, nie mogę” – powiedział Izie Klementowskiej spotkany nad oceanem Andre, który w Rumunii zostawił rodzinę. Zauroczyła go, niczym mitycznych bohaterów, zieleń, która w nocy zamieniała się w najczarniejszą czerń – jednocześnie przerażającą i pociągającą. Tak jak Mozambik.
Niepotrzebnie czytałam tę książkę podczas apokaliptycznej podróży z Polski, kołysząc, pardon my English, rzygające dziecko. Takie okoliczności przyrody spłyciły lekturę, zwłaszcza, że reportaże Klementowskiej wymagają dużej uwagi czytelnika. Autorka rwie wątki, wskakuje w sam środek wydarzeń, powraca do nich i je porzuca. Zmusza do skupienia i nie przerywania lektury.
W Ostatnim Portugalczyku taki styl pisania mnie zachwycił, w Szkielecie białego słonia czasami męczył. Dzięki tej książce uzyskałam dużo pełniejszy obraz historii najnowszej Mozambiku, odczuwam jednak niedosyt. Klementowska zapewne nie planowała stworzenia zarysu historycznego ale pisząc o współczesnym Mozambiku, nie sposób nie powoływać się na wydarzenia z przeszłości. Autorka opisuje, a właściwie relacjonuje, tyle, ile uważa za konieczne. Wraca wprawdzie do okresu pierwszej kolonizacji tego kraju, wspomina istotne wydarzenia i dość wyczerpująco opisuje walkę narodowowyzwoleńczą oraz wojnę domową, ale trzeba te informacje wyłuskiwać z tekstu i mozolnie składać w całość. To na pewno nie jest wada tego reportażu, to przecież nie jest książka historyczna, ja jednak miałabym ochotę na bardziej wyczerpujące wiadomości.
Tym razem wyruszamy w podróż do Mozambiku, byłej portugalskiej kolonii, która wolność wywalczyła stosunkowo niedawno i to za dużą cenę.. Autorka zręcznie przedstawia historię kraju poprzez szereg luźno powiązanych rozdziałów, każdy z trochę innej perspektywy. Motywem przewodnim jest jej wędrówka przez Maputo (dawniej Lourenço Marques), ale też i inne miasta. Dowiadujemy się jak wyglądał Mozambik pod władzą Portugalii, jak się wyzwalał. Nie jest to na pewno obraz pełnej obiektywnej historii kraju. Bardziej migawki, których autorka nie stara się na siłę posklejać. Nie narzuca własnej interpretacji, przekazuje po prostu historie zwykłych ludzi.
Bardzo ciekawy reportaż, o mniej znanym zakątku Afryki. Mimo niedużej objętości ciekawie opisuje historie Mozambiku, jest pełny ciekawych rozmów, historii i mimo braku zdjęć, autorka potrafi tak opisać dany widok, że widzimy go przed oczami i czujemy innymi zmysłami. Bardzo polecam.