Galicja, 1909 rok. Mimo złej opinii i niejasnej przeszłości Erik Landecki zostaje przyjęty na czyścibuta w austriackim dworku. Jest przekonany, że los się do niego uśmiechnął. Pierwszej nocy ginie jednak dziedzic rodu, a cień podejrzeń pada na Polaka. Szybko pojawiają się spreparowane dowody, a Erik staje się głównym podejrzanym.
Musi walczyć nie tylko o swoją wolność, lecz także o życie – w zaborze austriackim karą za morderstwo jest bowiem śmierć przez powieszenie.
Po bestsellerowych, niemniej lekkich i rozpędzonych seriach thrillerowo-kryminalnych, których najmocniejszą stroną był humor, szok i nakierowanie na przemoc, w „W cieniu prawa” Remigiusz Mróz postawił na porządną fabułę, w której można się zaczytać na długie godziny oraz na fascynującą opowieść o rodzinnych sekretach, o nienawiści i odrzuceniu. Nie zabraknie nawet miłości, jednak rodzi się ona w sposób naturalny i niewyszukany, pozostając w tle, tak jak powinno być.
Kryminał historyczny w duchu retro, urzekająca epoka o mrocznej codzienności, spójna, doskonała fabuła snująca się wokół morderstwa, chociaż jest ono jedynie początkiem. Remigiusz Mróz pokazał prawdziwą klasę – oby więcej takich opowieści, oby więcej tak ujętej historii!
4.5⭐ Już od pierwszych stron stanęła przede mną zagadka, a kolejne rozdziały przynosiły jeszcze więcej pytań. Mniej więcej od połowy książki akcja działa się bardzo dynamicznie i nie mogłam oderwać się od lektury.
Dawno nie zdarzyło mi się czytać czegoś tak złego, żebym nie była w stanie skończyć. Tym razem poległam w okolicy 64% i z pełnym przekonaniem daję 1 gwiazdkę. Wypunktuję tylko kilka najgorszych rzeczy: - koszmarna stylizacja językowa - sporo czytałam ostatnio listów z dokładnie tego samego okresu i doprawdy język tej powieści nie ma z nimi nic wspólnego; - kompletnie nieprawdopodobne postacie - już ktoś pisał, że Erik jest stanowczo zbyt erudycyjny jak na swoją pozycję społeczną, z kolei Sophie zachowuje się w sposób kompletnie nie pasujący pannie w tej epoce - takie przykłady można by mnożyć; - fabuła rodem z tandetnej latynoamerykańskiej telenoweli; - momentami nachalne przechwalanie się autora przeprowadzonym researchem - na przykład nagłe wspomnienie o jakiejś broszurze higienicznej z tego okresu, w ogóle nie mające związku z fabułą, za to pokazujące, że autor był w bibliotece. Tego naprawdę nie da się czytać, nawet w kategoriach gilty pleasure.
Cóż - po tej książce rozumiem do pewnego stopnia popularność autora (a ta zagadka stanowiła mój główny powód przystąpienia do lektury kryminału historycznego Mroza). Akcja toczy się wartko, od zwrotu do zwrotu, od suspensu do suspensu, wciąga rzeczywiście - czyta się szybko i sprawnie. Powieść jest osadzona w realiach początku XX wieku i zawiera sporo smaczków z epoki, które ubarwiają lekturę. Ale właśnie, epoka... Osadzenie książki w realiach z przeszłości (czy w realiach konkretnej rzeczywistości, w tym współczesnej) wymaga czegoś więcej niż wrzucenie do niej paru informacji o tym świecie. Arystokraci mieszkający na dworze, służba, ta piśmienna, trochę piśmienna i niepiśmienna, policjanci, bandyci - wszystkie postacie Mroza posługują się identycznym, współczesnym, dość wyszukanym językiem. Pal licho współczesny styl - nie przeszkadza mi w książkach historycznych, wręcz przeciwnie, uważam uwspółcześnienie za walor - przybliżający dawny świat współczesnemu czytelnikowi. Ale jak mogło nie drażnić autora i redakcji to, że pan na dworze, jego synowie, podkuchenna, czyścibut i rzemieślnicy czy zbiry do wynajęcia mówią dokładnie tak samo, tak, jakby wszyscy skończyli co najmniej szkołę średnią i mieli słownictwo wykraczające poza średnią krajową w naszych czasach? Mój dyskomfort czytelniczy z tym związany narastał z każdą stroną i przerósł nawet irytację z powodu nieprzekonujących motywacji części bohaterów (na przykład Sophie... Naprawdę można tak zawalić interesującą w założeniu postać? Główny bohater od pewnego momentu jest również całkowicie niewiarygodny, ma motyw, owszem, ale biorąc pod uwagę jego pochodzenie społeczne i doświadczenie nie mógłby w żaden sposób wymyślić tak skomplikowanej intrygi. Litości!). Żeby nie oceniać autora pochopnie, pewnie sięgnę jeszcze po jedną z jego współczesnych powieści. Jednak naprawdę jest mi przykro, że autorzy o dużo większym talencie i staranności (w budowie świata i fabuły, w konstrukcji psychologicznej postaci), jak choćby Katarzyna Kwiatkowska - żeby zestawić "W cieniu prawa" z kryminałami osadzonymi w tej samej epoce - nie są tak doceniani przez publiczność.
Bardzo, bardzo zaluje ze posiwecilam czas tej ksiazce. Bylo wiele momentow gdzie mroz juz mogl ja skonxzyx, ale tak sie nie stalo. Bohaterzy PUSCI W SRODKU JAK MOJA GLOWA, ich relacje, ktore nagle sie nawiazywaly ot tak byly tak dziwne... i jeszcze kwestia tego ze ten polak jaki to on wyksztalcony byl, a typo przeciez tylko buty czyscil. jprdl, co to za bezsens! czulam sie jakbym ogladala jakas bajke dla dzieci z pieknym i magicznym moralem😍😍😍 juz nweet nie wiem kto zabil trgo chlopa na poczatku. npzdr.
Pierwsze rozczarowanie 2023, ta książka naprawdę zapowiadała się bardzo dobrze. Początek był genialny, a potem coś się zepsuło, zaczęłam się po prostu nudzić. Czemu ta książka ma ponad 500 stron? Mróz na sile wydłuża powieści, i nie zawsze mu to dobrze wychodzi niestety. DNF w połowie, mam za dużo świetnych książek do przeczytania, żeby się z nią sztucznie kisić
Trochę takie naciągane 3/5. Język w tej książce jest jakiś dziwny taki niby stary, a nagle pada „do kurwy nędzy”. Strasznie ciężko się to czyta, może jestem za bardzo przyzwyczajona u Mroza do akcji, która dzieje się współcześnie.
Z twórczością pana Mroza łączy mnie coś na kształt syndromu sztokholmskiego: mimo, że bardzo bym chciała, to nie mogę przestać go czytać. Z tą książką było podobnie - wiedziałam, że mi się nie spodoba, ale brnęłam i czytałam ją dalej. Imam do powiedzenia tylko tyle: matko, co za gniot. Nie wiem od czego zacząć? Od tego, że wszystkie postaci są jednowymiarowe i całkowicie pozbawione osobowości? Że ich wzajemne relacje biorą się znikąd i nie mają sensu? A może od tego, że trudno było mi uwierzyć w to, iż ledwo składający litery pucybut potrafiłby wymyślić i wprowadzić w życie taką intrygę (która wydaje się być wzięta z jakiejś brazylijskiej telenoweli). Pomijam już fakt, że ten sam prosty czyścibut bez żadnej edukacji rozumie odniesienia do Sherlocka Holmesa czy Machiavelliego. W tej książce nic się nie trzyma kupy, motywacji bohaterów nie da się zrozumieć, a samych bohaterów wręcz nie da się lubić. Można pisać dużo i dobrze, jasne. Może też pisać dobrze. Albo można też pisać dużo. Mróz pisze dużo. A czy dobrze... To już chyba inna kwestia.
Ogromne rozczarowanie, fabuły nie powstydziliby się scenarzyści ‚Mody na sukces’. Bohaterowie nudni i przewidywalni, zwroty akcji do bólu przewidywalne
Szukałam lektury w stylu lekkiej, łatwej i przyjemnej. Przebrnęłam do końca książki tylko z powodu jakiejś formy nerwicy natręctw, która zmusza mnie do wytrwania do końca bez względu na cenę, a cena w tym przypadku była wysoka. Książka pełna jest jakiś dziwnych losowo wplatanych archaizmów, które zamiast przenosić w ubiegły wiek powodowały uczucie zażenowania, trochę tak jak ktoś usilnie próbuje mówić z amerykańskim akcentem, ale po chwili się męczy i zapomina. Trochę też, myśląc o Eryku, przychodzą mi na myśl amerykańskie filmy sensacyjne, gdzie głównego bohatera można pobić na miazgę, złamać jedna nogę, drugą, a może i trzecią a on po chwili wstaje i idzie. Główna postać zwyczajnie nie trzyma się kupy, z jednej strony jest to prosty chłopak, który jak sam przyznaje nie najlepiej radzi sobie z czytaniem, a w dialogach jakoś wychodzi na skończonego erudytę tryskającego ciętymi ripostami. Mogłabym dalej się rozpisywać, ale myślę że najtrafniejszym opisem tej książki, jak ktos już wczesniej trafnie ujął, jest "galicyjska telenowela".
Gdyby to była moja pierwsza książka Mroza pewnie bym dała wyższą ocenę, a tak widzę te wszystkie schematy, które już się robią nudne: główna postać kobieca musi skończyć z głównym bohaterem, nie ważne czy jest sama, ma partnera czy męża i dzieci; masa przekombinowanych zwrotów akcji, albo przez całą książkę, albo pod koniec, kiedy liczysz, że akcja rozwiąże się w prosty sposób, który byłby najbardziej logiczny, ale nie trzeba dać 5 zwrotów akcji, żeby cel do którego zmierzaliśmy stracił kompletnie sens. A do tego autor zawsze zawala nas jakimś specyficznym tematem, który akurat mu wpadł do głowy i może zrobił reaserch a może wymyślił sobie wszystkie informacje i liczy, że nikt tego nie sprawdzi. Raz jest to astrologia, raz jakieś stare piosenki, raz numizmatyka. I tak w każdej książce.
Traktuję jego książki jako czytadło i zazwyczaj są do jakiegoś punktu wciągające, ale często dlatego, że nie wiesz co Mróz jeszcze wymyśli, a nie przez logiczny ciąg zdarzeń. W tej książce powiedzmy, że sama akcja była do pewnego momentu interesująca, rozwijająca się w spokojnym jak na Mroza tempem. Dlatego mogłaby mi się podobać dużo bardziej, gdybym przeczytała ją przed innymi. Niestety im dalej w las tym bardziej ponosiła go fantazja, choć wciąż nie tak jak w innych jego powieściach. Do języka Mroza i często kanciastych dialogów już się przyzwyczaiłam. Nie jestem też zbyt obeznana z historią zwłaszcza tego okresu, ale zauważyłam i utwierdziłam się w tym czytając inne opinie, że może nie powinien brać się za powieści historyczne, nie poznając wystarczająco dobrze realiów.
Jego książki pozostaną dla mnie dobrymi do słuchania przy sprzątaniu, bez zbytniego myślenia o treści.
Już jakiś czas temu spoglądałam na tę książkę z ciekawością, a jak zobaczyłam to nowe piękne wydanie zupełnie przepadłam. Remigiusz Mróz umiejscowił akcję swojej powieści w klimacie austriackich zaborów początku XX wieku, więc również moja miłość do kryminałów retro nie pozwoliła mi przejść obok niej obojętnie.
Rozpoczyna się brutalnym morderstwem syna bogatych, austriackich arystokratów, a główne podejrzenie pada na młodego Polaka z nieciekawą przeszłością. Czy rzeczywiście może mieć coś wspólnego z zabójstwem, a może został wytypowany na kozła ofiarnego? Czy cokolwiek jest w stanie uchronić go przed stryczkiem?
I już ta intryga wystarczyłaby na fabułę zajmującej powieści, ale okazuje się jedynie początkiem czekających na odkrycie rodzinnych tajemnic i olbrzymich manipulacji, dyktowanych chciwością i chęcią zemsty. Prócz elementów thrillera i sagi rodzinnej, autor wplata w opowieść również ciekawy wątek obyczajowy. Możemy przyjrzeć się też galicyjskiemu prawu owych czasów, ale i jego nierówności wobec ludzi o różnym statusie społecznym i materialnym. Nie zabrakło tu również miejsca na miłość.
Z łatwością i prawdziwą przyjemnością zagłębiłam się zarówno w ówczesne realia, jak i wciągającą, pełną zwrotów akcji opowieść. Autor nie zarzuca czytelnika faktami historycznymi, dając jedynie rys tamtych czasów. Jednak zarówno to, jak i specyfika wyrażania się i postępowania bohaterów pozwalają na prawdziwą podróż w czasie. Podróż pełną emocji, oczywiście.
„W cieniu prawa” dołącza do moich ulubionych, prócz trylogii „Parabellum” i „Behawiorysty” powieści autora.
Śmierć, morderstwo, tajemnica, miłość, zemsta honor, zdrada, spisek, zadośćuczynienie. Te słowa doskonale opisują fabułę. Mam ogólny problem z twórczością Mroza. Czyta się go dobrze, lekko pisze, wartka akcja, czasami można się natknąć na niespodzianki z nieszablonowym zwrotem akcji a mimo to czuć niedosyt. Niedosyt wynikający z tego, że wyczuwa się potencjał w historii a jednak jest on nie do końca wykorzystany. Pomysl z osadzeniem historii w początku wieku XX był dobry, ale na tym się skończyło. Tło historyczne zostało tylko koniuszkiem języka liźnięte. Miło by było gdyby był dodany kontekst kulturalny, społeczny, coś co by zakotwiczyło tę historię i mogło by rozbujać wyobraźnię czytelnika. Motyw zemsty fajnie przemyślany ale czasami brakuje logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego. Czuć że niektóre wątki zostały tylko w głowie autora wyjaśnione, a czytelnik ma się tylko zadowolić lakonicznym objaśnieniem sytuacji, może sam autor widział że ledwo wiarygodnie da się to przedstawić i uznał, że postawienie czytelnika przed faktem dokonanym będzie lepszym wyborem. Cóż... gdybym mogła dać cząstkowa ocenę tej książki to było by to 3.75. Nadal jest to dobra książka która trafi i zadowoli gust czytelniczy. Ale jednak trochę szkoda, trochę zal, bo pomysl fajny a jednak trochę jakby napisany na kolanie i nie do końca dopracowany.
Zabór austriacki na początku dwudziestego wieku, główny bohater powieści Erik Landecki to młody Polak, który dostaje zatrudnienie jako czyścibut u Barona Reignera. Tej samej nocy, tuż po zatrudnieniu dochodzi do morderstwa dziedzica dworu i podejrzenia padają na młodego Polaka. Intryga zacieśnia się, niczym węzeł na szyi po to, aby zmusić nas do jak najszybszego przeczytania pozycji. Zwroty akcji są tu na porządku dziennym, nie będziecie się nudzić! Co dokładnie robi ten młody chłopak w dworu? Jaki ma tam cel? Kto chciał śmierci młodego dziedzica dworku? Jak potoczy się dochodzenie, które zostanie rozpoczęte w sprawie Erika? Uniknie kary ostatecznej, a może to są już jego ostatnie dni życia? Historia jest wciągająca, intryga mocno rozbudowana, powoduje, że nie wiemy, kiedy, ale chcemy jak najszybciej skończyć tą pozycję. Zakończenie jak zawsze to bywa u Pana Mroza pozostawia nas w lekkim szoku. Zemsta, zazdrość, miłość, zagrywki polityczne, tortury - to jest to czym nas raczy tu Pan Mróz. Książkę polecam zdecydowanie, gdyż spędziłam przy niej bardzo miłe chwile, jednak czytałam już też książki lepsze jego autorstwa w mojej ocenie (mimo to nadal zasługuje na maksymalną ocenę).
Początek XX w. W austro-węgierskim dworku, mimo niezbyt dobrej opinii przyjęty do pracy zostaje polski czyścibut. Pech chce, że tej samej nocy, zamordowany zostaje jeden z członków rodziny barona, czyli najważniejszej osoby w dworku a wszystkie dowody wskazują na czyścibuta. Karą za takie przestępstwo jest kara śmierci. Lektura to thriller prawniczy w stylu retro, są tu wątki zdrady, zaciekła walka o władzę, konflikty pokoleń a także chęć zemsty i choć akcja powieści dzieje się ponad sto lat temu, motywy ludzkie niewiele się zmieniły, wszystko to można zauważyć w obecnych czasach. Do głównych bohaterów można poczuć sympatię, zżyć się z nimi i zrozumieć ich działania i motywy. Zakończenie bardzo zaskakuje in plus. Jestem bardzo zaskoczony jak ta powieść i historia w niej zawarta jest dobrze napisana i skonstruowana. Polecam wszystkim miłośnikom thrillerów z nutą wątków prawnych. 8/10
Pan Remigiusz Mróz pisze w taki sposób, że nie mogłam wprost oderwać się od czytania „W cieniu prawa”. Wszystkie wydarzenia widziałam oczyma wyobraźni. W pewnym momencie, gdy wydawało mi się, że poleci mi łza smutku, następuje odwrócenie akcji i totalny szok. Książka napisana jest tak, że żadnej rzeczy bym się nie domyśliła. O to chodzi właśnie w kryminałach. W posłowiu książka określona jest rownież jako thriller prawniczy w stylu retro. Gdyby było więcej takich spod „pióra” pana Mroza- czytałbym! A tymczasem zabieram się za „Świt, który nie nadejdzie”. :) „W cieniu prawa” bardzo polecam!
Zaczęłam ją tylko dlatego, że postanowiłam przeczytać wszystkie książki autora. Tylko dlatego. Przez połowę męczyłam się ale w końcowym rozrachunku wyszło mi to na dobre. Zwroty akcji są genialne tak jak zawsze. spoilery co do końca: Kiedy Sophie weszła do piwnicy byłam pewna, że nie wyjdą stamtąd cało i kolejne strony przyklasnęły mi na ten temat. Jednak następne wydarzenia sprawiły, że się popłakałam. PRZEŻYLI!!! I to jak załatwili Marca-Olivera i jego matkę ze sprawą dziedziczenia majątku - majstersztyk. Uwielbiam Grögera i cieszę się, że Erik przepisał na niego majątek i tytuł.
This entire review has been hidden because of spoilers.
Świetna powieść, sporo romantyzmu, ale na szczęście bez łez i przesadnie wielkich wzruszeń, intryga zgrabnie zawiła, bohaterów mnóstwo, różni bardzo, cała paleta charakterów, to ubarwia całą fabułę, czyta się lekko, bez zadyszki, ale w fajnym napięciu. Najbardziej polubiłam majordoma, mężczyzna z klasą, sympatycznie zabawny, z zasadami, bardzo inteligentny.
Książka zainteresowała mnie tylko ze względu na miejsce i czas akcji, ale niestety klimatu Austro-Węgier tam jak na lekarstwo. Fabuła w miarę interesującą, ale nic nadzwyczajnego. Wystarczy wspomnieć że czytałem tę książkę kilka miesięcy temu, a teraz musiałem czytać ją od nowa bo kompletnie nic z fabuły nie utkwiło mi w pamięci.
Jest to moja pierwsza książka tego autora. Ciekawie się zaczyna, jednak im dalej ją czytałam tym bardziej czułam, że fabuła stoi w miejscu, albo nawet i się cofa. Przewidywalny koniec, co mnie najbardziej smuci, bo miał to być „dobry kryminał”. Mimo to książka dobra na zimowe wieczory, lekka, krótkie rozdziały przez co szybko się czyta, dlatego daje 3 gwiazdki. Tak zwana książka „na raz”.
Gdybym miał oceniać książkę za pierwszą połowę to byłoby najłatwiejsze 5 gwiazdek... ale druga połowa to istna katastrofa: postaci zachowują się coraz bardziej nielogicznie, ich charaktery wywracają się całkowicie co kilka minut i wykazują cechy, których w żaden sposób nie da się oczekiwać od osób z danym wychowaniem i wykształceniem a całość wydaje się na siłę rozciągnięta. Szkoda.
Była to ciekawa i fascynująca pozycja Remigiusza Mroza, autora którego dotąd od tej strony nie znałem. Ciekawie napisane postacie i miłe zakończenie, jednego czego mi brakuje to szybszej akcji i mniej niepotrzebnych wspomnień, odwołań i opisów.
Nie byla bardzo zla, jednak momentami troche nudna. Czasem pan Mroz potrafi elegancko rzucic czytelnika w wir akcji, jednak nie zawsze to wychodzi. Moze tez, przez wzgląd na akcje, ktora dzieje sie w czasach Galicji.
podobalo mi sie, momentami troche monotonnie to wszystko szlo ale generalnie jest w porzadku. fajne bylo to, ze z jednej strony ksiazka porusza powazne tematy ale jest tez smieszna. a w dodatku jssli kogos ciekawi 20 wiek to polecam przeczytac :)
Bardzo dobrze się zaczyna, niestety szybko zmieniła się powieść w bajkę. Nie lubię nierealnych historii, które za wszelką cenę kończą się dobrze. Taka bajeczka - już w połowie książki wiedziałam, że wszystko cudownie się zakończy.