Matylda postanawia zmienić Zawrocie – urokliwą posiadłość i jednocześnie azyl, w którym dotąd lubiła się czasami schować – w prawdziwy dom dla siebie, Pawła i dziecka, którego się spodziewa. Jeden wspólny miesiąc, ślubne plany… i niespodziewane rozdzielenie, bo ukochany mężczyzna musi nagle lecieć do Stanów. Przed nimi nauka trudnej sztuki miłości na odległość.
Sytuację komplikuje fakt, że wiele osób z najbliższego otoczenia nie akceptuje ich związku i chce ich skłócić oraz rozdzielić na zawsze. Ktoś w dodatku straszy Matyldę. Zagadkowe tropy prowadzą nie tylko do zamieszkujących osadę nad jeziorem ekscentrycznych przyjaciół Pawła, ale i warszawskich znajomych Matyldy oraz najbliższych jej osób. Nawet sam Paweł zdaje się coś ukrywać.
Kim jest prześladowca? Czy decyzja o ślubie nie była przedwczesna? Jak poradzić sobie z niechęcią otoczenia i całym bagażem relacji z przeszłości? Jedno jest pewne – Matylda, ku rosnącemu niezadowoleniu otoczenia, nadal robi wszystko po swojemu, zadziwia nietuzinkowymi pomysłami na życie i na pewno nie należy do kobiet, które łatwo się poddają. Rozpoczyna prywatne śledztwo, które zaczyna przynosić zaskakujące rezultaty...
Hanna Kowalewska, autorka bestselerowego cyklu o Zawrociu, kazała czekać czytelnikom na dalsze przygody Matyldy ponad 5 lat. Ale było warto! Pisarka po raz kolejny serwuje literacką ucztę, na którą składają się: rewelacyjnie nakreślony portret małej, zamkniętej społeczności, niesamowity klimat, mistrzowsko skonstruowana, niemal kryminalna, intryga i duża porcja tajemnic. To także piękna i poruszająca opowieść o pełni uczuć, dojrzewaniu do nowych ról, przełamywaniu ograniczeń i odnalezieniu własnej drogi życiowej oraz swojego miejsca na ziemi.
Lektura była bez wątpienia wciągająca. Historia toczyła się szybko, a wątki nawarstwiały z rozdziału na rozdział. Przyjemnie czytało się ze względu na poetycki język, który dodawał życia opisywanym postaciom i pomagał zobaczyć okiem wyobraźni przyrodę otaczającą dom w Zawrociu.
Ponadto, wątek kryminalny przepleciony z tłumaczeniem kryminału wniósł do powieści coś nowego i definitywnie dostarczył dodatkowych emocji.
Postacie były bezspornie barwne i każda z nich wyróżniała się czymś innym, dzięki czemu zapamiętanie ich wszystkim nie było zbyt dużym wyzwaniem, pomimo ich dość sporej liczby. Z drugiej jednak strony, wiele z tych postaci było przesadzonych. Trudno uwierzyć, aby jedna osoba regularnie przyciągała do siebie ludzi z aż tak ekstremalnymi osobowościami i spośród których dobra połowa nadaje się tylko do leczenia psychiatrycznego w zakładzie zamkniętym (Paula, Lilka, Kostek, Emila). Trochę zmęczył mnie ten brak realizmu pod tym względem.
To, czego też miałam w pewnej chwili już serdecznie dosyć, to toksyczna polska kultura przesiąknięta mizoginizmem. I postacie męskie, i kobiece były bardzo stereotypowe. Przejawiało się to nawet w nastawieniu samej głównej bohaterki, która przekonana była, że podstawową rolą kobiety jest bycie atrakcyjną dla facetów (nie dość że miała absurdalne kompleksy w związku z ciążą, to udało jej się skrytykować każdą inną napotkaną kobietę pod względem wyglądu) i ułatwianie im życia własnym kosztem. Zresztą, za każdym razem gdy sięgam po polską literaturę, coraz bardziej doceniam kraj, w którym mieszkam, tak różny od Polski pod względem traktowania kobiet.
Trochę mnie też rozczarował związek Matyldy i Pawła. Miałam nadzieję, że po długiej serii niewypałów i niewłaściwych wyborów, w końcu znalazła kogoś, z kim może być szczęśliwa. Ale jak tu kibicować związkowi, który oparty jest na obopólnym braku zaufania i komunikacji?
Nie napiszę wiele, bo brak mi słów, żeby opisać jak dobre jest pióro Kowalewskiej. Wszystkie emocje bohaterów są naszymi. Nawet te bardzo niewygodne. Zostałam wciągnięta w magiczny świat nieśpiesznych opowieści, kalejdoskopu uczuć i pięknego języka. Gdybym mogła dać 11 gwizdek, to bym dała, bo te książki są wielowymiarowe. To się nie tylko czyta, to się czuje, w tym się jest i nie sposób się wydostać. Brawo pani Hanno! Ps. Ptaszki ćwierkają, że kolejny tom się szykuje :)
Hmm, nie przekonała mnie ta powieść, niestety. Trochę za bardzo rozwleczona, a i wątek niby-kryminalny zbyt naciągany według mnie. Szkoda, że seria o Zawrociu nie kończy się z przytupem (choć mam wrażenie, że to może wcale nie koniec), ale przynajmniej tom czwarty i piąty były moim zdaniem bardzo dobre. A i w tej książce też jest sporo dobrych fragmentów, w tym kilka naprawdę zabawnych dialogów, ładnych opisów Zawrocia, no i postaci Matyldy oraz Zygmunta ciekawie ewoluują, więc nie uznaję czasu spędzonego na jej czytaniu za stracony.
Na tę książkę czekałam (i nie tylko ja) kilka lat. A kiedy wreszcie się doczekałam, bardzo ciężko zbierałam się do jej zrecenzowania. Bo jak recenzować książkę, która miała być wspaniałym zwieńczeniem serii, a która okazała się sporym rozczarowaniem? Moje uczucia są ambiwalentne – od radości, że znowu zawitałam w Zawrociu, po smutek, że cykl zakończył się właśnie w ten sposób. [...]
Nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że odkąd przeczytałam Julita i Huśtawki, mogę z przekonaniem oznajmić że Kowalska jest jedną z moich ulubionych autorek. Cykl o Zawrociu zatrzymuję na specjalne okazje nie chcąc dogonić ostatniej napisanej książki. Czasem, jeśli zdarzy mi się przeczytać wiele średniej jakości książki, to wiem, że Zawrocie nigdy mnie nie zawodzi i właśnie wtedy po nie sięgam.
I tak właśnie było z Cztery rzęsy nietoperza. Książka ta czekała na mnie długo, aż się doczekała. Tom ogromny porównując do pierwszych, ale szczerze to i dużo, ale i nic się nie wydarzyło na ok. 650 stronach! Szok. Strony się niemal same przewracały. Ale to jest właśnie magia Kowalewskiej! Jednak muszę się zgodzić, że fabuła tylu osób przeciwko Matyldzie jest już śmieszna. I zawiodłam się na cechach nie podobne do jej charakteru - szczególnie faktu że aż tak głupio się obawia porzucenia, bo jej brzuch rośnie i staje się z czasem "większa" (chodź jest nie raz podkreślane jak bardzo zgrabna i szczupła jest pomimo ciąży). A, i też jakoś niesfornie jest upominane jak bardzo wszyscy są zgrabni i piękni! Lekka nadwagą lub krągłe kształty są wytykane jako wada lub jako wyjątek wśród tych wszystkich zgrabnych i pięknych. Zazwyczaj wcale nie zwracam na to uwagę, ale w tym tomie szczególnie wydawało mi się to zbyt częste i niekoniecznie. Cytuję: "Bogna się zaśmiała [...], wstrząsał całym jej dużym i odrobinę za pulchnym ciałem". Teraz to pisząc czuję się głupio, bo wyrwane z kontekstu, to wielkie halo to to nie jest. Ale po tylu opisach pięknych i zgranych kobietach, czy to Emili, Lilki, Uli, nie ważne, to takie niby "niekorzystne" opisy, się wyróżniają. Nie raz byłam zniesmaczona. Ta nierealność nie omija też mężczyzn, bo oni też wszyscy muszą być urzeźbieni, nawet ten co bije żonę jest nieziemsko przystojny. No bo jak inaczej!
Z góry przepraszam za błędy, ale język polski nie jest moim ojczystym.
To powiedziawszy, to aż ręce mnie swędzą aby złapać za następny tom! Choć najmniej mnie jara Paula i jej przerażająco dziecinne zachowanie... Kobieta ma bodajże 26 lat, a zachowuje się jak nastolatka (niechcąc obrazić nastolatek, bo chyba nikt normalny się tak nie zachowuje nie ważne od wieku). I uległość Matyldy do Pauli... Bardzo męczący wątek.
Zobaczymy jak długo uda mi się odłożyć następny tom, bo kolejna książka chyba nie jest w drodze?
Może, może, gdyby mocno tę książkę przeredagować i zmniejszyć jej objętość o połowę, coś by z tego było. Nie na miarę pierwszych dwóch części, ale czwartej i piątej już tak. A tak mam wrażenie, że wpadłam w nieustannie powtarzająca się pętlę .