Rok Szczura. Świeca to ostatni tom trylogii Rok Szczura – bestsellerowej sagi, która opowiada losy Ryski – wiejskiej dziewczyny wykazującej pewne zdolności jasnowidzenia, której w pełnej przygód wędrówce towarzyszą: jej przyjaciel z dzieciństwa Żar – złodziejaszek oraz znaleziony na drodze szczur Alk – którego największym życzeniem jest zmienić się z powrotem w człowieka.
Niestety, spokojne życie w miłej miejscowości nie było naszym bohaterom pisane. Ktoś poluje na całą trójkę, a najwyraźniej sprawa dotyczy tajemniczego listu, który wpadł im przypadkowo w ręce. Alka, Ryskę i Żara znów czeka ucieczka, pełne napięcia przygody i zuchwałe przedsięwzięcia. Nie mają pojęcia, że ten niepozorny kawałek papieru jest języczkiem u wagi, na której leżą losy dwóch krajów, a na horyzoncie zbierają się czarne chmury wojny...
Jak tu ugryźć temat, co się odgryźć może? A ugryźć potrafi. Jak opisać trylogię, która pierwotnie była dylogią (niby nowy polski wydawca autorki jest, ale praktyki ma jak poprzednik).
Może od początku. A na początku w łapki czytelnik dostaje bardzo swojskie klimaty (lekko wschodnie) z przyjemną nutą magii. Ot, jak w historii o takim mało znanym białowłosym. I na tym początku jest wręcz cudownie. Klimat wycieka z każdej stronicy, a przygody młodej bohaterki w rodzinnej wiesce czyta się bardzo przyjemnie. Z czasem na pierwszym planie pojawiają się dwie kolejne postacie: wioskowy nicpoń i ten trzeci o ostrym języku. Dopiero wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa bogata w nieprzewidywalne zwroty akcji okraszone ostro ciętymi i genialnymi rozmowami głównych bohaterów.
Niestety od tomiszcza drugiego wszystko się psuje. Wręcz eksploduje nijakością. Znika pazur w relacjach między postaciami, a sami bohaterowie zaczynają się zmieniać w sposób podręcznikowo przewidywalny i nieciekawy. Całość podlano kiepskim sosem bezhistorii, czyli totalnego braku pomysłu na konkretną fabułę i poza kilkoma fragmentami, całość wygląda jak kryzys podczas sesji RPG, gdy dotarła pizza i nikt nie chce wysilać szarych komórek na grę.
Na nieszczęście (nie)wielki finał historii choć przywraca nieco dynamiki z tomu pierwszego, to robi to w sposób schematyczny, nieciekawy, niesatysfakcjonujący.... O bohaterach nie wspomnę również nic dobrego, ponieważ kolejne strony przygody wyprały z nich co ciekawsze zachowania i cechy charakteru.
Przeczytać można, pośmiać się przy tym trochę. Ale wystarczy ograniczyć się do tomu pierwszego. Reszta tylko dla tych, co lubią kończyć zaczęte historie.
Pierwszy raz zetknęłam się z Gromyko jakieś cztery lata temu. Chyba szukałam wtedy lekkiej, niezobowiązującej pozycji i przy takim założeniu twórczość Ukrainki doskonale się sprawdza.
Cykl "Rok Szczura" ujął mnie kilkoma elementami. Pierwsze co się rzuca w oczy, to swojski świat. Relacje społeczne panujące w wiosce, zwyczaje, dyskusje jakie toczą się między poszczególnymi postaciami, a nawet potrawy są tak.... znajome. O ironio, czegoś takiego nigdy nie doświadczyłam czytając polskie fantasy.
Tym co mnie zaskoczyło, pozytywnie oczywiście, to wybór głównej bohaterki. Bardzo nietypowy i nieoczywisty - Ryska jest zwykłą, prostą dziewczyną ze wsi, która marzy jedynie o zamążpójściu, gromadce dzieci i własnym kącie. Żadna tam buntowniczka o wyszczekanym języku, walcząca z zastanym ładem społecznym lub wywijająca mieczykiem jak cepem i pogardzająca kobiecymi zajęciami. I faktycznie, Ryska najpewniej się czuje w "Wędrowniczce", gdzie na jakiś czas przypada jej . Na początku jej charakter może irytować (bardzo nieśmiała i naiwna), ale z tomu na tom się wyrabia.
Sama trylogia Ukrainki jest zwykłą powieścią drogi, okraszonej znakomitym, niepoprawnym politycznie rosyjskim humorem. Zwłaszcza świetne są docinki Alka (szczególnie w szczurzej postaci) i Żara, potem również Ryska nie pozostaje im dłużna.
Jeżeli chodzi o "Świecę" to w zasadzie mogę się uczepić jedynie trochę zakończenia oraz wątku z carewiczem. Wydawał się służyć jedynie za przerywnik . Natomiast w pierwszej części nieco przydługi jest początek z dzieciństwem Ryski i Żara.
TAK się kończy serie! Fakt, zakończenie jest otwarte, ale to tylko wychodzi całości na dobre: możemy mówić o szczęśliwym zakończeniu, a równocześnie szersze konsekwencje nadal istnieją gdzieś tam, poza sceną. Historia skończyła się w najlepszym możliwym momencie też dlatego, że dzięki temu żadne z bohaterów nie zostało sztucznie wepchnięte w miejsce, gdzie realistycznie nie może jeszcze być. Prawie wszyscy, których spotykamy od pierwszej części, wyraźnie się rozwinęli i cały czas ewoluują, i każde z nich ma czas żeby rozwijać się dalej we własnym tempie. Co najmniej część przeszłości jest za nimi, za to w przyszłości wciąż coś czeka, nawet jeśli nie są to dobre wiadomości. Nawet wątek kradzionej gitary zyskał rozwiązanie! Jedyne drobne zastrzeżenie: do końca nie bardzo wiem, jak Wędrowcy dosiadają nietoperzy. Jak to działa? Jakie są do tego siodła? A może oni nazywają nietoperzem jakieś zupełnie inne stworzenie? Czytałam uważnie każdą część, a dalej nie jestem pewna.
Dobre zakończenie serii, ale osobiście wolę Wolhę i Szelenę od Ryski. Ryska jest dla mnie od początku tej serii taką głupiutką kózką, która niestety niewiele się zmienia podczas wyprawy z Alkiem i Żarem. Jaka była taka pozostaje.
Najciekawszy z tego wszystkiego jest dla mnie zdecydowanie Alk, ma on jakieś wyraziste cechy, które odróżniają go od pozostałych bohaterów. Żar to od początku do końca cwaniaczek, który jest dobry w tym co robi. Jest też niezłym przyjacielem, chociaż momnetami też wychodzi z niego niezła ofiara losu.
Fabuła jest interesująca i ta część daje nam wszystkie odpowiedzi, ale nadal wiejskie, swojskie klimaty nie są dla mnie, trochę mnie to zabijał, jak musiałam czytać o życiu ludzi z wioski, z której pochodziła Ryska.
Ostatni tom Roku szczura w pełni spełnia pokładane w nim nadzieje i oczekiwania. W bardzo zgrabny sposób kończy całą trylogię i zapewnia lekką, dowcipną lekturę, przy której można nie tylko dobrze wypocząć, ale i znacząco poprawić sobie humor. Jak zresztą przy każdej powieści Olgi Gromyko.