"Tak więc jestem i Grekiem, i Chińczykiem, cóż to komu może przeszkadzać? Choć polski mym ojczystym językiem, najbardziej lubię słyszeć wokół siebie także inne mowy. Cieszy mnie obecność w jednym miejscu świątyń różnych wyznań, a jeszcze bardziej raduje, gdy wszystkie są otwarte. Przekraczanie granic od dzieciństwa stanowiło mą ulubioną rozrywkę, a myśl o ich istnieniu jedno z najczęściej przywoływanych przekleństw. Gdy już sam mogłem decydować o miejscu własnego pobytu, a los sprawił, że granice stały się przekraczalne, podejmowałem nieraz wyprawy bez konkretnie określonego celu, byle tylko usłyszeć inny język, zjeść inny rodzaj zupy, spróbować innego alkoholu, zobaczyć inny krajobraz. By zobaczyć własne odbicie w innym lustrze. To konieczne, gdyż lustra potrafią kłamać, więc jeśli całe życie przeglądasz się w jednym, możesz do końca nie wiedzieć, jak naprawdę wyglądasz" - pisze Robert Makłowicz
Nie było łatwo znaleźć Cafe Museum za rozsądne pieniądze, książka to prawie biały kruk, ale w końcu mi się udało. Co prawda w formie audiobooka, do tego na płycie CD (gdzie ja posiałem discmana?) ale za to w interpretacji samego autora. Jestem fanem Roberta Makłowicza, dla mnie to symbol radości życia, dobrze pojętego hedonizmu i szczerego entuzjazmu, po prostu czuć, że facet robi to co kocha i jeszcze mu za to płacą, zresztą kto by nie lubił pojechać sobie w fajne miejsce i zjeść coś naprawdę dobrego, a następnie popić czymś mocniejszym na trawienie - oj tak Makłowiczowi równie daleko do ascezy, co mi do emerytury i bardzo dobrze (w każdym razie dla pana Roberta) - nasz kraj potrzebuje więcej takich Makłowiczów!.
Cafe Museum to właściwie przedłużenie programów podróżniczo - kulinarnych Roberta Makłowicza, tyle, że opowiedzianych jakby bardziej osobiście. Dziennikarz zabiera nas w podróż po dawnych Austro - Węgrach, dokładnie po wschodnich i południowo - wschodnich jego rubieżach i ze swadą znaną z telewizji, opowiada o swoich dwóch największych pasjach - sztuce kulinarnej i historii, oraz o tym, jak przez wieki wzajemnie na siebie wpływały, dowodząc sztuczności, niejako siłą narzuconych, dzisiejszych podziałów granicznych. Punktem wyjścia dla tych historii są najczęściej podróże autora, o których opowiada piękną polszczyzną, barwnie i z humorem( świetne anegdoty jak na przykład o świniobiciu na Węgrzech, po doświadczeniu, którego połowa z jego znajomych prawie przeszła na wegetarianizm, lub historia zakupu domu w Chorwacji, albo o wyjeździe na pierwsze targi wina w latach 90').
Właściwie jedyną wadą Cafe Museum jest to, że w wersji papierowej ma zaledwie 180 stron, w każdym razem, jak gdzieś znajdziecie tę książkę, obojętnie: w wersji papierowej czy audio, to bierzcie bez wahania, bo co raz ciężej ją znaleźć (może wznowią), a lektura przednia.
Tę książkę czyta się tak, jak słucha się jej Autora opowiadającego o jedzeniu i historii w jego programach kulinarnych. Wspomnienia pełne są lekkości i niewymuszonej radości życia. Wspaniała lektura, by oderwać się od coraz bardziej przytłaczającej rzeczywistości i coraz powszechniejszych nakazów pozytywnego myślenia.
Zacznijmy od zupełnie nieobiektywnej oceny lektora - jest nim bowiem autor, a więc Panie Robercie 10 na 10. Przejdźmy do mojej rekomendacji, aby z tą pozycją zaznajomić się właśnie w formie audiobooka. I zakończmy na samym dziele, a jest ono bardzo gawędziarskie. Pan Makłowicz zabiera odbiorców w podróż po Europie. Na pierwszym miejscu historyczną, dalej - oczywiście kulinarną. Ta historyczność mnie zaskoczyła, Pan Robert wrzuca nas w realia czasów dynastii Habsburgów, a kiedy już zgłodniejemy, opisuje najróżniejsze restauracje, kawiarnie oraz hotele. *Wraz z podawanymi tam specjałami oczywiście* Wisienką na torcie jest godzinna historia o ludziach i terenach Dalmacji, w których autor się zakochał. Całość to pięciogodzinna miła, sympatyczna i miejscami zabawna kulinarno-historyczno-anegdotyczna europejska uczta. Serdecznie polecam każdemu, najlepiej do przesłuchania podczas gotowania.
Prawdopodobnie nie przeczytałabym tego w fizycznej formie ale jako audiobook superowe. Największy plus to, to że czyta go sam Makłowicz (❤️), największy minus to wstawki z niemieckiego, chorwackiego, rumuńskiego itp......
To jest papierowa/audiobookowa wersja wszystkich programów Makłowicza. Bawiłam się genialnie, ponieważ to pozycja idealna na odstresowanie *choć obrazowe sceny ze świniobicia nie były na moje nerwy😅*.
A nice journey of tastes through mostly Southern European countries. Many of the places mentioned bring back the memories of my own holidays so it was nice to "revisit" them and also learn some more information. Many stories were amusing so it made the book run faster. Now I intend to visit also some other countries and try new tastes thanks to this book. Unfortunately, it won't be soon with a small kraken (yes, my lovely baby).
Wspomnienia z odysei robertomakłowiczowej po Mitteleuropie, czyli po tej przedziwnej czasoprzestrzeni, która wydaje się być jego domem i rajem w jednym. Wszystko łączy się ze wszystkim, a nad tym właśnie wszystkim unosi się duch Franza Ferdinanda Carla Ludwiga Josepha Marii. P.S. Moja Mama po przeczytaniu tejże pozycji, stwierdziła, że nie przypuszczała, że z Pana Makłowicza taki pijak xd
Nejdřív jsem to chtěla vzdát, ale pak jsem knize přišla na chuť a užila si ji. Ale pozor: nečtěte, máte-li hlad! Více zde: http://www.laniusminor.cz/single-post...
Całkiem przyjemne do słuchania, fajnie tak rozkochać się w środkowej Europie i Dalmacji podziwiając je oczami Makłowicza. Fajne choć może niepoprawne, że czasami gdy czytał słychać było jak przewracał kartki XD Nie miałem nigdy zbytnio do czynienia z Makłowiczem, przyjemny człowiek, szczególnie w momentach gdy hejtował PiS XDD
Świetnie przedstawione podróże kulinarne Makłowicza w latach 90 i nie tylko. Uświadomiły mi, że tak naprawdę moja wiedza na temat europejskiej kuchni jest praktycznie zerowa i czeka mnie jeszcze długa droga
3.5/5 Jak kocham pana Makłowicza w jego programie tak w książce nieco mniej - choć nadal miłością prawdziwą! Bardzo przyjemnie się słuchało jej w formie audiobooka czytanego - a jakże - przez autora (10/10). Niektóre wątki były jednak dla mnie przydługie, inne zaś nie do przełknięcia (opis zabijania zwierząt i oporządzania ich do potraw - wiem, niektórzy powiedzą co w tym dziwnego, ja po prostu nie mogę tego słuchać, to dla mnie za wiele) Podsumowując jednak polecam, warto 🙂
Charyzma autora tworzy doświadczenie równie przyjemne i klimatyczne co lampka Grünera Veltlinera z widokiem na leniwie wznoszące się słońce nad zboczami austriackich Alp. Trudno mi zrozumieć formę książki. Nie realizuje ona bowiem do końca żadnej z podejmowanych funkcji- autobiografii, książki historycznej, podróżniczej i kulinarnej-sprowadzając je raczej do anegdotycznej formy powyższych bez pełnowartościowej realizacji tematów. Sam darzę autora wysoką sympatią i i jeśli ktoś oczekuje przede wszystkim charakterystycznej formy wypowiedzi Pana Roberta jako przedłużenie jego programu podróżniczo-kulinarnego, mogę z ręką na sercu polecić pozycję jako lekką, przyjemną lekturę na 2-3 wieczory. W kontekście formy audiobookowej książka zyskuje dodatkową gwiazdkę, gdyż czyta ją sam autor, co wyraźnie zwiększa pozytywne odczucia z lektury. Jeśli ktoś jednak oczekuje szerszego omówienia tematu, książka w mojej opinii może niestety w pewnym stopniu rozczarować.