On l’attendait plutôt sur la remise en ordre de la finance mondiale ou sur l’avenir du Continent européen. L’ancien Président de la République, qui n’a décidément pas renoncé au plaisir de surprendre, a choisi, cet automne, de revenir au roman, un genre qu’il avait abordé naguère avec éclat en 1994 avec Le Passage. Cette nouvelle oeuvre, intitulée LA PRINCESSE ET LE PRÉSIDENT, s’inscrit dans la tradition de ces récits épurés, sobres et parfaitement maîtrisés, en un mot classiques, qui, depuis le dix-septième siècle, ont fait la gloire de nos lettres. LA PRINCESSE ET LE PRÉSIDENT est l’histoire d’une passion partagée entre deux êtres d’exception. L’héroïne doit sans doute beaucoup à cette « Princesse des Pauvres » que les divinités du destin, assurément jalouses de dons trop éclatants, allaient précipiter dans la tragédie. Ici, elle subjugue sans effort et presque à son insu l’un des hommes d’État les plus éminents de ces dernières années. Nous assistons à leur première rencontre, à la naissance puis à la « cristallisation » du sentiment qui bientôt gouvernera leurs deux existences et ce qui aurait pu n’être qu’une fantaisie va devenir un grand amour. La politique, ou du moins son plus somptueux décor, n’est pas absente de cette histoire souvent fort intime, qui a en partie pour cadre les Palais de la République ou ceux de la Monarchie britannique et qui progresse au gré des sommets internationaux ou des déplacements présidentiels. Elle met au jour les règles et les contraintes qui ne manqueront pas d’entraver la vie privée des deux protagonistes, car aucun d’eux ne peut oublier ce qu’il doit à son rang et à ses fonctions. Il faut laisser au lecteur le soin et le plaisir de découvrir si le récit s’achève comme « Bérénice » ou s’il fait entendre la mélodie du bonheur. On ne saurait en revanche trop insister sur la véracité de ce double portrait. On croyait tout connaître sur celle que l’auteur appelle la princesse de Cardiff. On découvrira que nul, peut-être, ne lui avait auparavant rendu justice avec tant de ferveur et de discernement. Il s’agit bien d’une oeuvre de fiction, où l’Histoire, grande ou petite, n’est qu’une ombre portée, mais on pourra rêver longtemps aux rapports subtils et suggestifs qu’elle entretient avec la réalité.
Valéry Giscard d'Estaing was a French statesman. He was Minister of Finance and Economic Affairs from 1962 to 1966, and Minister of Economy and Finance from 1969 to 1974 before becoming the 20th President of the French Republic from 27 May 1974 to 21 May 1981.
Valéry Giscard d’Estaing est un homme d'État français. Il était ministre des Finances et des Affaires économiques de 1962 à 1966, puis ministre de l'Économie et des Finances de 1969 à 1974 avant de devenir le 20ième président de la République française du 27 mai 1974 au 21 mai 1981.
este libro es bonito, es una historia de amor pero no es historia, es algo también como una crónica y si tiene muchos interrogantes, da muchas pistas pero nunca dice si es real o no la historia de amor
Un libro con una historia normal. Creo que el autor no transmite mucho el romance que florece entre la princesa y el presidente. Lo cual hace que el lector no sienta tal emoción.
Ta książka to typowy trup z szafy, bo ma dobre siedem lat. Cóż na wszystko musi przyjść czas. Nie pamiętam dlaczego ją kupiłam. Pewnie głównym powodem był fakt, że jest to romans, których wtedy czytałam sporo. W końcu postanowiłam zobaczyć, co stworzył były prezydent Francji. I cóż… Już pierwsze strony zwiastowały kłopoty, bo wiało nudą. Ale nie poddawałam się, bo miałam nadzieję, że się rozkręci. Prezydent jak prezydent. W zasadzie normalna osoba – Jacques – Henri Lambertye. Kilka lat wcześniej zmarła mu żona, synowie są dorośli, a na jego drodze pojawia się angielska księżna Cardiff Patricia, która jest żoną następcy brytyjskiego tronu. O matko! Jeżeli księżna Patricia to odzwierciedlenie księżnej Diany to doszłam do przerażającego wniosku. Patricia była po prostu pusta. Już na pierwszym spotkaniu pyta się prezydenta czy ją pokocha! Nie, nie pytajcie mnie jak przez to przeszłam. Sama chciałabym to wiedzieć. Dla mnie to wszystko było trudne do czytania. Ja nawet nie wiem, co mam pisać… Jestem kompletnie zdegustowana tą książką. Z okładki bije, że istnieje prawdopodobieństwo, że prezydent Valery Giscard d’Estaing oraz księżna Diana mieli romans. Czy wierzę? Nie bardzo. Bardziej uważam, że prezydent chciał wzbudzić sensację. Nie wiem tylko, po co. Chyba nigdy się też nie dowiem. Styl książki marny. Nie zapamiętam jej na długo, a w zasadzie mam nadzieję, że szybko o niej zapomnę. Może, gdybym ją przeczytała zaraz po jej zakupie wtedy zostałaby przeze mnie o wiele lepiej odebrana. W końcu te siedem lat temu byłam młodsza niż jestem i możliwe, że ta cała historia wydawałaby mi się ciut bardziej romantyczna a nie cuchnąca tandetą na kilometr. Długo zastanawiałam się nad oceną. Postanowiłam dać jedną z niższych, bo po prostu nie jestem w stanie znaleźć żadnego atutu w tej pozycji… „Lubię to, co trwałe, ale nie lubię tego, co zbyt powolne.” ~ Valery Giscard d’Estaing, Księżna i prezydent, Warszawa 2010, s. 79.
Parece una historia instalove, sin mucho desarrollo, bastante simple y aburrida. Tuvo más desarrollo la historia del presidente Lambertye y Dominique quienes no eran la pareja protagonista destinada.
Che dire... dall'ex Presidente francese mi sarei aspettato qualcosa di più di un romanzo Harmony. Mi aspettavo maggiori approfondimenti della macchina presidenziale francese, più dettagli del cerimoniale presidenziale, più particolari sul rapporto e sulla confidenza tra Capi di Stato. Invece abbiamo una capricciosa e noiosissima fotocopia della principessa Diana - davvero odiosa - e un presidente che gioca - senza riuscirci - a fare il Richard Gere francese, scopandosi la giovane dottoressa ma al contempo diventando lo zerbino di una smorfiosa capricciosetta, con conversazioni inconcludenti e senza alcuna sostanza. Decisamente bocciato.