WOJNA! Wypaloną Galaktyką wstrząsa kosmiczny konflikt, jakiego nie widziano od tysięcy lat. Zagrożone są nie tylko systemy gwiezdne, ale i całe galaktyczne Ramiona. Wojna Naporu wchodzi w decydującą fazę. Linia frontu przesuwa się w głąb Systemów Wewnętrznych.
Na tym tle problemy załogi skokowca „Wstążka” wydają się mało istotne. Zniewoleni przez potężnego wroga sprzed wieków, są zaledwie pionkami na galaktycznej szachownicy. Ale czy na pewno?
Rozpoczyna się bowiem gra, która zadecyduje o losie całego, postapokaliptycznego Wszechświata. Kosmiczny zegar tyka. Nadchodzi północ.
Chyba naprawdę wyrasta nam tu space opera na światowym poziomie. Trzeci tom jest bardzo satysfakcjonującą kontynuacją - został podzielony na trzy części, z których każda obraca się wokół innej (dobrze już czytelnikowi znanej) grupy bohaterów. Co ważniejsze każda część jest ekscytująca i wnosi coś ważnego do fabuły, a także przedstawia bieżące wydarzenia z trochę innej strony. W tle rozgrywa się wielki konflikt - jest dramatyzm, są tajemnice, są nowi gracze i zwroty akcji - czysta literacka przyjemność. Polecam.
Mam mega mieszane uczucia. Z jednej strony wszystko, co dotyczy obcych, transgresji, fizyki działającej w tym świecie, historii ludzkości - to wszystko tip top, Lem vibe, mogłabym czytać tylko to. Fabuła dość wciągająca, na tyle, żeby miejscami naprawdę wsiąknąć. A potem wchodzą wstawki w stylu dywizjon 303, polskie nazwiska postaci piątoplanowych, które mają niby być jakimiś cwaniakami albo są dobrzy w tym co robią. Strasznie mnie to wytrącało z imersji. Autor miał na pewno świetną zabawę, ale nie był w tym subtelny i nie pasowało to ni jak do historii. Do tego relacje między postaciami pozostawiają wiele do życzenia. Nie wiem czego to jest kwestia, ale autor potrafi przejść od naprawdę ciekawej zniuansowanej relacji do "hehe, końskie zaloty, hehe". Po drugim czytaniu, uznaję też, że jest najnudniejsza z całego cyklu.
Trochę dirty pleasure, rzadko sięgam po space opery bo mnie zwyczajnie nudzi taka fantastyka, ale Podlewski świetnie wymieszał składniki sf, horroru, cyberpunka, zgrabnie nawiązuje do klasyki gatunku, stworzył wielu interesujących bohaterów i po prostu świetnie się to czyta, wciąga z siła czarnej dziury. Gdyby pisał w USA na pewno mielibyśmy do czynienia z ekranizacją na miarę "The Expanse", ta seria doskonale nadawałaby się na wysoko budżetowy serial. A tak niecierpliwie czekam na tom IV - "Bezkres". Chwalmy Bladego Króla! ;)
Niestety trzeci tom "Głębi" trochę mnie zmęczył. Jestem pod wielkim wrażeniem rozmachu i skali. Galaktyka się gotuje, masa wątków, postaci, miejsc.. no ale niestety zamiast porwać, przytłoczyło. Co więcej zaczyna się zbyt bliskie flirtowanie z fantasy, jakieś deux exy... zobaczymy czy/jak to się wyjaśni w finałowym tomie, mam nadzieję, że będziemy się jednak trzymać SF. Szkoda też, że autor żałuje nam czasu z załogą Wstążki. Podobnie zresztą jest z Kirke Bloom. Przez pewien czas bałem się, że w ogóle zostanie pominięta w tym tomie. Na szczęście jest i odgrywa bardzo istotną rolę. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie jak trudno musiało być czytać kolejne tomy w więcej niż rocznych odstępach, bo mi było ciężko po dwóch miesiącach. Mimo to czwarty poczeka, bo chcę sobie zrobić przerwę.
Skończyłem cykl space opery Głębia autorstwa Marcin Podlewski wklepuje i jeśli miałbym podsumować to doświadczenie jednym stwierdzeniem, to byłoby to... "o ja plaguję" 😛
Dla tych, co nie czytali (albo nie słuchali tak jak ja), krótki fabularny wstęp. Historia cyklu dzieje się w postapokalipsie w kosmosie. Droga Mleczna zamieniła się w Wypaloną Galaktykę, zniszczoną przez wojny ludzkości z obcymi, a potem ze sztuczną inteligencją. Koniec końców ludzie wygrali wszystkie konflikty, ale za jaką cenę?
Ano za cenę upadku cywilizacji i utraty wiedzy na temat użyteczności wielu technologii. Wiecie, trochę jak u Asimova w Fundacji, tylko że tutaj... Nie ma żadnej Fundacji 😜 Jest za to sporo międzygwiezdnej polityki, są niezrozumiałe sekty oddające cześć obcym i maszynom, spora gromada intrygantów, istot fizycznych i metafizycznych, no po prostu czego tutaj nie ma? Wszystko jest!
Jest i statek kosmiczny typu skokowiec, o specyfikacji Czarna Wstęga. Dla przyjaciół Wstążka 😉 Jest też jej kapitan, Myrton Grunwald i jego cała załoga składająca się z, co najmniej nietuzinkowych osobowości.
I ci właśnie bohaterowie wplątują się w tarapaty rozciągnięte na całą kosmiczną sagę. Tarapaty skali... Kosmicznej, od razu trzeba powiedzieć.
Ale wiecie, co było w Głębi najciekawsze? Paradoksalnie wcale nie zaskakująca historia (prawdę mówiąc, wcale nie była taka zaskakująca), ale sposób, w jaki została opowiedziana oraz liczne mrugnięcia okiem do czytelnika.
Przykładowo, cała seria ma mnóstwo bohaterów i ich minihistorii, miniwatkow pozornie niezwiązanych że sobą, ale ostaecznie składających się w spójną całość i dążących do konkretnego celu. Niczym w misternie utkanej pajęczynie fabuły. No i uwaga, jeden z bohaterów właśnie tak widzi świat! 🕸️Jako pajęczynę wątków, osób i układanek, a on sam jest pająkiem.🕷️
Albo gdy w pewnym momencie historia zaczyna skręcać w trop kosmicznego ratowania księżniczki w opałach i jeden z bohaterów... Właśnie tak opisuje sytuację! To niemal jak łamanie czwartej ściany przy zabawie formą opowieści.
Takich smaczków jest tu o wiele więcej.
Czy polecam Głębię? Pewnie! Mimo jej wad (infoduuuuumping) i niedociągnięć (momentami dziwna wizja przyszłości, taka bez VRu?) oczywiście, że polecam! Starczy powiedzieć, że po skończonej serii mam w sobie to dziwne uczucie, że coś się skończyło, że szkoda żegnać się z bohaterami i że sam byłem częścią tej załogi.
Brawo panie Marcin Podlewski ostatni raz się tak czułem gdy kończyłem Krew i Wino w Wiedźminie 3. Nieźle 🙂
Ta książka to super fajna niespodzianka, bo trafiłem na nią zupełnie przypadkiem. Czekałem, aż skończę trzecią część zanim coś napiszę. I skończyłem, i jest to naprawdę niesamowicie dobry kawał literatury SF. Przede wszystkim cenię autora za to, że tworząc tak wielowątkową powieść, potrafił zasygnalizować wszystkie podstawowe motywy w pierwszym tomie. Nic bardziej mnie nie wkurza, jak to, kiedy na 897 stronie książki, kiedy fabuła wydaje się już poukładana, nagle okazuje się, że główny bohater umie puszczać magiczne bąki, bo autor wpakował go w takie kłopoty, że bez pomocy magicznych bąków nie da sobie rady. Tu nie ma niczego w tym stylu. Jest bardzo wielu bohaterów, są różne punkty narracji, jest bardzo wiele intryg. Ale cały czas ma się zaufanie, że autor ma to przemyślane i wie dokąd nas chce zaprowadzić. Może nie ma tu szermierki nowatorskimi teoriami kosmologicznymi. Za to jest bardzo ciekawa historia, która na początku jest mały zdarzeniem, potem sporą intrygą,aż w końcu staje się galaktycznym konfliktem.
Sam nie wiem, dlaczego wysłuchałem do końca. Powinienem był przestać już po pierwszym tomie. Chyba tylko dlatego, że nie chciało mi się zatrzymywać, by szukać czegoś innego. Endorfiny z biegania spowodowały, że jakoś się tego słuchało.
Ma swoje dłużyzny i w mojej ocenie niepotrzebne wątki, które wybijają z uderzenia, ale nie przesłania to ogólnie dobrego odbioru. Polska space opera, z której możemy być dumni. Gdyby powstała za wielką wodą nie zdziwiłaby mnie jej ekranizacja.
4.5/5 - co tu się od*ebało… Girl jak ktoś mówi nie otwieraj przedwiecznego zła… to tak myśl może warto go posłuchać 😅🤣 Nie no to jest mega rozrywka i dziękuję Panu Podlewskiemu za tą serię bo wyrwała mnie z głębokiego zastoju czytelniczego.