3 z ogromnym plusem, zmienię na 4 jeżeli kontynuacja okaże się godnym sequelem :D
+ wątek inżyniera + filmowość książki, uczucie jakby było się w grze + ciekawe uniwersum… - …o którym zdecydowanie za mało zostało powiedziane - "hermetyczność" powieści, która może zniechęcić wiele osób
Na prawdę nie spodziewałam się tak dobrej książki i to w dotaku debiutu pana Tomasza. Cała fabuła bardzo szybko pędzi i ciężko ją odłożyć. A ILOŚĆ INTRYG ! Kocham kiedy jest pełno kłamstw, przekrętów a tutaj dostajemy jeszcze pełno hazardu i całe miasto, które nim żyje!
4.85⭐ książka była poprostu wow. JESZCZE RAZ CHCĘ PODZIĘKOWAĆ OSOBIE, KTÓRA MI JĄ POLECIŁA!!!
"Hazard to nie jest gra w karty. To jest gra w ludzi."
przepełniona brutalnością, książka która pozostanie na długo w mojej pamięci. język bardzo przyjemny pomimo brudnej treści, bohaterowie z przyszłością, która przez niektóre decyzje, staje się przeszłością, jakiej nigdy nie zaznają.karty, karty i jeszcze raz karty. przepełniona grą, ogromem informacji o grach i technikach. mamy wątek romantyczny (blink blink wiem, że dla niektórych jest to bardzo ważne) jest on, co prawda wątkiem pobocznym, ale dostajemy kilka scen (zwłaszcza jedną z moich ulubionych kiedy tańczy, jak ktoś czytał bądź przeczyta zrozumie). na końcu myślałam, że z napięcia i plot twistów dostanę zawału WOW TO BYŁO COŚ. prawdziwy rollercoaster.
"Śmierć to niewielka cena, moja droga fortuno, kiedy stawką jest pamięć o nas."
książka dostałaby u mnie 5⭐ gdyby nie fakt, że mam lekki niedosyt. dostajemy retrospekcje z przeszłości, chociaż chciałabym jeszcze bardziej poznać głównego bohatera-Slave. co przeżywał w dzieciństwie? w jaki sposób przebiegały mu pierwsze lata u mentora? poznanie niektórych osób mogłoby zostać nam opisane, akcje i intrygi dziejące się również bardziej opisane. krótko mówiąc książka mogłaby być grubsza.
"Porażka zaczyna się w naszej świadomości."
jak na debiut pana Tomka, naprawdę ogromne gratulacje. dużo osób porównuje ją z szóstką wron, zgadzam, się klimat czujemy i szlus mogę polecić ją każdemu fanowi tej książki z czystym sumieniem.
Powieść bardzo obiecująca, chociaż na pewno nie idealna. Coś dla fanów heist movie, o kradzieżach, napadach, chęci zemsty i układanym przez lata planie. I coś dla starszych odbiorców, ze względu na liczne sceny przemocy i nieco grubiański język. Takie brutalne Szóstka Wron i Kłamstwa Locke'a Lamory w jednym, książkowe 21, Baby Driver czy Wielki Szu.
Na plus pomysł, bo uwielbiam heist motyw. Jednak da się wyczuć, że autor specjalizuje się raczej w pisaniu treściwych scenariuszy, które można potem łatwo zobrazować (Tomasz Marchewka maczał palce w Wiedźminie!). Jednak w dłuższej, bardziej rozbudowanej powieści, która musi obronić się tylko słowem – wydaje się to zbyt mało. W efekcie mamy tu mnóstwo bohaterów, których nie do końca da się poznać, polubić, czy nawet zapamiętać oraz wiele scen walk, akcji, bijatyk i układanych planów, które czytelnik traktuje raczej z obojętnością, bo albo pogubił się w wydarzeniach sprzed 10 lat, albo i tak nie zależy mu, czy dana postać zginie czy nie.
Ale, jak na mój gust, debiut udany i jest duża szansa, że będzie tylko lepiej.
3.5 Kreacja świata jest świetna, ale niestety zabrakło trochę rozwinięcia wątków postaci, przez co bohaterowie byli mało wyraziści. Ale ogólnie jestem na tak, chętnie przeczytałam więcej historii z Hausenbergu.
Nareszcie. Już się bałam, że ten zastój będzie trwał cały miesiąc. Ale dokończyłam tę świetną książkę.
„Całe życie powtarzał, że zbiegi okoliczności to wymówka tych, którzy nie potrafią planować.”
Najlepsze zastosowanie: Hausenberg to nie jest zwykłe miasto, gdzie żyją zwyczajni ludzie. Tam powietrzem są karty, przekręty i zdobywanie, jak największej ilości pieniędzy. Najważniejsze jest, aby zrobić duży przekręt, dzięki któremu zarobi się obrzydliwie dużo, a przy tym nie dać się za to zabić. Nie jest to łatwe i zdecydowanie wymaga subtelności i rozumu. Jednym z młodych szulerów głodnym wrażeń oraz splendoru, jaki idzie za byciem najlepszym, jest Slava. Chłopak jest uczniem Profesora, najlepszego szulera w całym Hausenbergu, tego, który kiedy siada do stołu, zawsze wygrywa. Slava chciałby być tak dobry, jak swój mentor, a nawet lepszy. Sprawy się jednak nieco komplikują, ponieważ nie tylko on ma poważne plany w tym niecodziennym mieście. W drodze do sławy pomagają mu Nino oraz Petr, który nazywa siebie królem złodziei. Razem chcą zrobić coś spektakularnego, coś co zostanie zapamiętane przez wszystkich mieszkańców obywateli przez bardzo długi czas. Jednak nie będzie to łatwe. Przyjdzie czas, że będą zmuszeni postawić wszystko na jedną kartę, nawet jeśli rozdanie nie będzie dla nich zbyt korzystne. Ale od czego są przekręty oraz młodzieńczy upór i odwaga?
Tykać to kijem?: Przyznaję się, że elementem decydującym, czy sięgnę po tę książkę była okładka. A kiedy zapoznałam się z opisem, wiedziałam, że będzie to coś godnego uwagi. Nie mogłam się doczekać aż uda mi się przeczytać tę historię.
Szczerze? Książka mocno średnia jak dla mnie. Pierwsze około 150 stron nudne, dopiero później akcja się rozkręca i około 30 ostatnich stron bardzo mi się podobało, jednak nie wystarczy to, żeby zmienić moje zdanie na temat tej książki. Miała ona duzy potencjał, jest dobrze napisana i dość szybko się czytało, jednak zmęczyłam się podczas jej czytania i to bardzo.
3.5 Klimatem skojarzyło mi się z Ketterdamem Bardugo, dlatego sięgnęłam po te książkę. To coś co najlepiej przeczytać na raz/dwa, jednak raczej nie będę długo pamiętać o tej książce, mimo tego, że dobrze się bawiłam.
"Wszyscy patrzyli, nikt nie widział" to debiut literacki Tomasza Marchewki, który dotychczas znany był przede wszystkim fanom gier komputerowych jako współtwórca scenariusza do "Wiedźmina 3" i jego dodatków. Opowieść o tym długim i bardzo opisowym tytule poświęcona jest miastu Hausenberg i działającym w nim hazardzistom, złodziejom i całej tej społeczności spod ciemnej gwiazdy. Główny bohater, młody szuler Slava, pragnie wykręcić numer, po którym całe miasto będzie go znało i podziwiało. Droga ku temu celowi jest jednak długa i z pewnością nie usłana różami. Slavie towarzyszą król złodziei Petr i zabójca Nino, a duchowo (i cieleśnie przy okazji) wspiera go Camilla, pierwsza tancerka Wielkiego Teatru Hausenberga. Po drodze okazuje się, że nawet najlepsze plany mogą zawieść, a Slava i jego kompani zamieszani zostają w intrygę o wiele większą i bardziej skomplikowaną, niż którykolwiek z nich mógłby przypuszczać.
Jak już wspomniałam, "Wszyscy patrzyli, nikt nie widział" jest książkowym debiutem autora. Nie wiem, jak inni recenzenci, ale ja do początków twórczości pisarzy podchodzę z dużym entuzjazmem i wybaczam wiele rzeczy, za które doświadczonym twórcom by się dostało. Równocześnie sprawia to, że mam spore problemy z w miarę obiektywną oceną.
Pan Marchewka przyprawił mnie o sporą zagwozdkę, bo plusy w jego opowieści są plusami ogromnymi, a minusy minusami dosyć sporymi.
Zacznę może od plusów. Największy należy się z pewnością za język. Autor operuje nim tak sprawnie, że nie uwierzyłabym, że to jego pierwsza powieść, gdybym o tym wcześniej nie wiedziała. Świetne wyważenie humoru z powagą, atmosferyczne opisy miasta, ciekawy slang uliczny - to wszystko sprawiło, że od strony językowej książkę czytało się z prawdziwą przyjemnością. Kolejnym plusem jest powiązanie ze sobą różnych wątków, które się przez powieść przewijają. Widać, że autor ma w planach kontynuację historii Slavy i "Wszyscy patrzyli..." jest zaledwie wprowadzeniem w świat Hausenbergu i jego mniej poważanej, że się tak wyrażę, części społeczeństwa.
Niestety, minusów jest również sporo.
Po pierwsze: bohaterowie. Niby dobrze wykreowani, niby mocno zarysowani, a tak przy tym irytujący i zupełnie do siebie nie przekonujący. Gdybym miała wymienić swoją ulubioną postać, nie potrafiłabym tego zrobić nawet po głębszym zastanowieniu. Może Caterina Murino, choć pojawiła się dopiero na ostatnich kartach książki? Slava jest irytującym, zbyt pewnym siebie chłopakiem, Petr, niby tak doświadczony, a nie potrafi przewidzieć problemów czających się za rogiem, które każdy czytelnik od razu dostrzeże. Nino stoi w cieniu tej dwójki i właściwie można o nim tylko powiedzieć, że jest dobry w tym, co robi, a przy okazji ma dosyć specyficzne poczucie humoru. Ciekawy mógłby być Profesor, ale z oczywistych (przy końcu książki) powodów jest go mało. Główny antagonista tego tomu, Silas Faugen, to w ogóle postać rozmemłana i nijaka.
Po drugie: brakowało mi w całej książce emocji. Środkowa część dłużyła mi się niemiłosiernie, być może przez brak równowagi między opisami a dialogami (tych drugich stanowczo przydałoby się więcej, i piszę to ja, wielbicielka długich opisów). Dopiero finał opowieści przyspieszył i nabrał tempa i rumieńców.
Po trzecie: ciężko mi wybaczyć źle napisane postaci kobiecie, a jeszcze ciężej ich brak w ogóle. U pana Marchewki jedynymi postaciami kobiecymi wspomnianymi z imienia i nie będącymi prostytutkami są Camilla (której i tak głównym zadaniem jest seks ze Slavą), Caterina pojawiająca się w finale, a także biorąca udział (bardziej jako ozdoba niż rzeczywisty uczestnik) w ostatecznej rozgrywce Anastazja Frey, znana zresztą przede wszystkim z bycia kochanką wicekróla. A, jeszcze gdzieś tam przewinęła się jakaś hazardzistka, jedyna kobieta w światku samych męskich mężczyzn, której imienia jednak nie jestem w stanie sobie przypomnieć, bo pojawiło się raz, może dwa. I tyle. Bez wątpienia jest to jeden z elementów, nad którymi autor powinien naprawdę popracować. Ja rozumiem męski, przestępczy świat, ale do jasnej anielki, kobiety naprawdę nadają się do czegoś poza seksem i bycia wystrojem wnętrz.
Podsumowując, "Wszyscy patrzyli, nikt nie widział" uważam za debiut całkiem udany, ale autor powinien jeszcze nad wieloma elementami popracować. Przy lepszym tempie akcji i bardziej dających się lubić (a przynajmniej wzbudzających większe emocje) bohaterach książka naprawdę mogłaby wciągnąć. Mimo narzekań czekam na drugi tom ze sporym optymizmem, bo wierzę, że Tomasz Marchewka potrafi stworzyć opowieść jeszcze lepszą, którą czytać będzie się z wypiekami emocji na twarzy.
Czasem trafia się na książki, które ma się ochotę przeczytać z czystej sympatii - czy to ze względu na intrygujący tytuł, czy też przykuwającą wzrok okładkę, bądź nietuzinkowy klimat. Jestem przekonana, że każdy książkoholik chociaż raz w swojej karierze sięgnął po powieść z jednego z tych właśnie powodów, mając jedynie mgliste pojęcie, co też kryje w sobie fabuła. I niekiedy to jest strzał w dziesiątkę, znajdujemy historię, po którą z samego opisu nigdy byśmy nie sięgnęli. Ale broń palna ma to do siebie, że jest nieobliczalna - czasem zamiast do tarczy, pocisk może trafić w stopę.
Jakbym miała komuś streścić debiut Marchewki, wzruszyłabym ramionami i stwierdziła, że to po prostu powieść o szulerach. Szykują skok życia, coś nie wychodzi i nagle stają się celem numer jeden dla wrogów. Ktoś próbuje odzyskać swoją własność, leje się krew, sypią trupy, odbywają bankiety, toczy się gra przy zielonych stołach, słychać tasowanie kart. A, i dochodzi jeszcze wątek intrygującego prototypu, który szybko znika z ulic Hausenberga, pozostawiając po sobie niemałą legendę. I... to mniej więcej wszystko. W gruncie rzeczy nie wiem, o czym odkrywczym miała być ta książka. Nie wciągnęła mnie w żadnym momencie, ani razu nie poczułam jakiegokolwiek napięcia, a po zakończeniu lektury miałam wrażenie, że urwała się ona w połowie. Autor niejednokrotnie nawiązywał do różnych wydarzeń, pojawiały się retrospekcje z życia bohaterów, na rozwinięcie niektórych interesujących mnie wątków czekałam do końca - ale się nie doczekałam. Czy to zapowiedź kontynuacji? A może to wszystko zostało jednak wyjaśnione, tylko tego nie zauważyłam, bo bardziej byłam skupiona na tym, jak męczy mnie czytanie tej historii?
To nie tak, że ta powieść jest zła, zapewne znajdzie się masa ludzi, którzy zakochają się w niej od pierwszego wejrzenia. Jednak zdałam sobie sprawę, że ja wcale nie lubię gier karcianych, nie mam pojęcia, czy gry opisywane w książce są fikcyjne czy faktycznie takie istnieją, a opisy szulerstwa mnie po prostu... nudziły. Określenie "łotrzykowska powieść" mnie zaintrygowało; teraz wiem, że to zupełnie nie moja bajka. Choć książka jest króciutka, męczyłam ją przez to z tydzień, w gruncie rzeczy zmuszając się do czytania niż odczuwając jakąkolwiek przyjemność. Co chwilę ją odkładałam i ponownie sięgałam, nie mogąc się tak naprawdę skupić nad tekstem. Ktoś, kto pochłonął powieść na jedno, dwa posiedzenia, nie miał z tym pewnie żadnego problemu, ale ja walczyłam od samego początku i do końca tak naprawdę nie rozróżniałam, który bohater jest kim, mieszałam wątki, w wyniku czego spirala frustracji tylko się zacieśniała.
Nie wiem, czy wspominać o stylu, biorąc pod uwagę, że nieszczególnie zainteresowana fabułą, nie zwróciłam uwagi na ile lekko była ona przedstawiona - stąd też nie jestem szczególnie wiarygodnym źródłem. Jednak możecie się spodziewać niejednokrotnych powtórzeń znaczących powiedzonek. Sam tytuł powieści niejednokrotnie pojawi się na jej kartach, nie brakowało też rozdziału, w którym nie byłoby skwitowania w postaci "grało się". Do pewnego momentu było to ciekawe zagranie, bo nadawało takiego nonszalanckiego charakteru, później trochę zaczęło irytować, gdy pojawiało się znów i znów. Niemniej, nie ma co liczyć na podniosłość, narracja jak najbardziej odpowiada klimatowi powieści i to zdecydowanie jest na plus.
Chciałabym móc tę książkę polecić, zwłaszcza że jak najbardziej lubię wspierać polskich i do tego debiutujących pisarzy - ale w tym przypadku naprawdę nie mogę. Nie jest to powieść zła, jest... zwyczajnie przeciętna, szczególnie dla ludzi niezwiązanych z tematem. Choć pewnie ci, którzy siedzą w klimatach Wielkiego Szu, będą zachwyceni, bo autor, jak sam wspomina, ukrył w historii niejedno nawiązanie do tego typu filmów. Jednak osobiście mam nieodparte wrażenie, że w mojej głowie za miesiąc z fabuły nic nie zostanie.
"Uliczne przysłowie Hausenberga mówi, że prawdziwy mężczyzna musi w życiu zrobić trzy rzeczy. Po pierwsze, owo życie przegrać, czyli stracić wszystko, co posiada. Po drugie, odrodzić się dla nocy i odegrać z zyskiem, bo uczyni go to mocniejszym niż kiedykolwiek. Po trzecie, spłodzić syna - tak po prostu, bez dodatkowych warunków"
Wszyscy patrzyli nikt nie widział to powieść utrzymana w konwencji opowieści łotrzykowskiej. Tomasz Marchewka przenosi nas do Hausenberga, miasta, które samo w sobie jest też osobnym bohaterem tej książki. To miasto karcianych stolików, wielkich pieniędzy i władzy, pełne intryg, oszustw, zepsucia i śmierci. To żyjący nocą twór, który z każdym rozdziałem coraz bardziej wciąga nas w swój mrok i zniewala, każąc obserwować dziejący się na ulicach, domach i w szulerniach spektakl, którego głównymi aktorami są: Slava - szuler, który, jak to pięknie ujął autor, we własnej głowie był niepokonany, Petr, samozwańczy król złodziei i Nino - zabójca. Akcja powieści rozgrywa się w nieokreślonym czasie i w nieokreślonym miejscu we wszechświecie - tak, tak, chociaż Słońce mamy wciąż jedno, to nocą nad miastem świecą dwa księżyce. Mamy wrażenie, ze poza tym jedynym miastem, żaden inny świat nie istnieje. Dzięki skokom czasowym zastosowanym przez autora, teraźniejsza akcja uzupełniana jest przez elementy przeszłości. Takie niewielkie puzzle, które włożone na miejsce dopełniają całości obrazu. Autor postawił na akcję, to nią żyjemy, o głównych postaciach nie wiemy tak naprawdę nic. Nie znamy ich przeszłości, nawet do końca nie wiemy jak wyglądali i tego chyba najbardziej mi w powieści brakowało, tej konkretnej charakterystyki postaci.
Powieść napisana jest zgrabnie, akcja nie zwalnia ani na moment. Tomaszowi Marchewce z łatwością udało się zaprosić mnie do wykreowanego przez siebie świata i była to bardzo miła wizyta. Urzekły mnie karciane sztuczki, gangsterski klimat miasta i moralnie niejednoznaczni bohaterowie. Autor sprawił, że byłam jak wszyscy mieszkańcy Hausenberga, którzy patrzyli ale nikt nie widział.
"Hazard to nie jest gra w karty, to jest gra w ludzi"
3,5/5 Mimo wielu moich problemów z tą książką uważam że cała seria ma potencjał a ten tom ciekawie sie rozwinął. Sam początek- bardzo szybki i "filmowy" zapowiada ze cała książka będzie tak wyglądała. Niestety nie, i czułam się tym trochę oszukana i dałoby się to przeboleć gdyby nie to że, mimo wielu, wielu intryg, jest nudna. Samego głównego bohatera jest dość mało, a gdy już jest jest strasznie irytujący. Na szczęście poprawia się w jednej z ostatnich scen, gdzie mamy pierwszy raz okazję go poznać. Podczas czytania bardzo rzuca się w oczy humor typu "hej, dużo przeklinajmy będzie śmiesznie". Mi osobiście on nie do końca pasuje, ale wiem że dużo osób się w nim odnajdzie. Mam też mały problem z postaciami drugoplanowymi, które są bardzo płaskie i w pewnym momencie miałam problem z połapaniem się kto jest kto. Uważam że jest trochę błąd warsztatowy ponieważ nawet ci główni nie są zbyt rozwinięci, a Slava, który teoretycznie ma być głównym bohaterem, wychodzi na pierwszy plan dopiero na końcu książki. "Wszyscy patrzyli nikt nie widział" jest bardzo reklamowana tym że jest inspirowana filmem "Wielki szu", za czym idzie to że wszystko będzie się mniej więcej obracało wokół szulerstwa właśnie. Niestety tego wątku mogło równie dobrze tu nie być ponieważ nie wprowadza on nic do tego co jest tu najważniejsze. Paradoksalnie jest to najlepszy wątek ale jest go tak mało że nigdy nie powiedziałabym że jest główny. No i nie ukrywajmy to co ma być najważniejsze jest zaczerpnięte ze "Z mgły zrodzonego". Może to wina tego że ja Sandersona uwielbiam i zawsze zauważam podobne wątki ale tutaj jest to wprost zerżnięte. I mam o to straszny ból ale jeśli nie czytaliście "Z mgły zrodzonego" to tego nie zauważycie. Dodam jeszcze tylko że jest to najsłabsza część tej książki. Mimo wszystko uważam że warto sprawdzić "Wszyscy patrzyli nikt nie widział". Nawet jeśeli mam z nią problemy to jest to ciekawa lektura.
"Wszyscy patrzyli nikt nie widział " Tomasza Marchewki to historia szulera, jego przyjaciół, a zarazem i wrogów. W tej książce nie można przewidzieć kto jest "swój", a kto nie. Wszystko zależy od szczęścia, wygranej i tego kto z kim przystaje, ale tylko w danym momencie. Najlepszy przyjaciel zdradza w najmniej odpowiednim momencie, kiedy wszystko zaczyna się na dobre układać. Czasami wojna "uliczna" bardziej odpowiada niż jej brak, pomimo tego, że ofiar jest dużo. U Marchewki, każdy na swój sposób może być szulerem, czy pochodzi z elit, czy w jakiś sposób się do nich przedziera. Wszystkim rządzi pieniądz, spryt i podstęp. Warto przeczytać chociażby po to, aby poczuć się na chwilę w tamtym miejscu i czasie.
W książce najbardziej podobał mi się klimat i wulgarność języka, którym posługiwali się bohaterowie. Jakoś tak wzmacniało to aurę tam panującą.
Czytając miałem wrażenie, że koniec będzie epicki. Wszystkie wydarzenia po drodze wskazywały na to, że na końcu czytelnik będzie zaskoczony. Gdy już poznałem początek nie poczułem nic. Był on mi zupełnie obojętny. Możliwe, że nie zrozumiałem pewnych zagrań przez brak znajomości sztuki, dziedziny szulerstwa.
Mam wrażenie, że pewne wątki nie zostały zakończone… A tak bardzo przecież podobała mi się ich różnorodność i fakt, że w książce się działo.
Ocena: 3,5. Zostawiam te pół gwiazdki i uciekam zanim się rozmyślę.
Gry karciane, przekręty, pieniądze, władza. Sięgając po tą książkę spodziewałam się fajnej lektury, ale natrafiłam na coś... świetnego. Czytając można poczuć się jak w filmie/grze, co jest ogromnym plusem. Od pierwszych stron dużo się dzieje, a historia z każdym przerzuceniem kartki nabiera rozpędu. Koniec książki jest zdecydowanie nieprzewidywalny i można się nieźle zdziwić czytając ostatnie strony. W całej opowieści znajduje się dużo przemocy, co w moim odczuciu jest jak najbardziej pozytywne. Historia jest przemyślana i na prawdę wciągająca. Bardzo polecam i zdecydowanie zachęcam do przeczytania tej pozycji :)
2.5 Szczerze mówiąc - nie wiem co myśleć. Nie zrozumcie mnie źle, książka ma swoje momenty, szczególnie klimat mrocznego, brudnego miasta i sceny ostatnich ±80 stron książki, ale nie rewanżują one tego jak strasznie gubiłam się w historii, szczególnie przy przeskokach czasowych (przez co przeleżała parę miesięcy zaczęta na półce) i chyba nie zrozumiałam ostatniego rozdział - retrospekcji sprzed rozpoczęcia Nocy Łowców. Serio jeśli ktoś zrozumiał czyim synem jest Slava to z chęcią się dowiem. 😅
This entire review has been hidden because of spoilers.
Szumnie zapowiadana opowieść, miała być z pokrętną intrygą czerpiącą inspiracje z klasyki filmów szulerskich. W praktyce na pewno te chęci widać, ale z realizacją gorzej. Postaci nieco komiksowo zarysowane kilkoma istotnymi cechami, fabuła kilka zakrętów ma, ale ostatecznie kończy się zgodnie z przewidywaniami. Szału nie ma, ale z ciekawością sięgnę po kolejną część.
2.75 ⭐️ Nie rozumiem przeskoków akcji w tej książce, a główny plot twist był bardzo przewidywalny. Dodatkowo kończy się tak jakby autor zostawił sobie miejsce na jeszcze dwa rozdziały ale się rozmyślił i jednak nic nie napisał :// Liczyłam na więcej, można porównać do gorszej, polskiej wersji Six of Crows…