Wieloletni partner Wisławy Szymborskiej, miłośnik przyrody, piewca małych miasteczek, organizator spływów kajakowych, niekwestionowany autorytet, przyjaciel Stanisława Różewicza – Kornel Filipowicz to niedościgły mistrz opowiadania.
Lakoniczne i klarowne, nastrojowe i dramatyczne, emanują one niespotykaną empatią do świata i człowieka. Poczucie humoru, duch ironii i delikatne przymrużenie oka nadają im niezwykłą lekkość, a dar przenikliwej obserwacji sprawia, że wydarzenia marginalne, niemal banalne, pod jego piórem nabierają nowych znaczeń. Autorski wybór Justyny Sobolewskiej wydobywa blask, uniwersalność i ponadczasowość tej prozy.
„Usłyszałem od staruszki, że życie jest w ogóle mieszaniną poezji i prozy, uczuć i interesów, czyli piękna i spraw przyziemnych, i że świat na pewno i mnie, pisarzowi, nie oszczędził tej gorzkiej prawdy.”
W prozie Kornela Filipowicza można się zakochać. W harmonii słów, w jej niespiesznym tempie, w przejmujących emocjach, które sączą się z kart kolejnych opowieści. Subtelne, delikatne, każde z opowiadań „Mojej kochanej, dumnej prowincji” zawiera w sobie nieukojony smutek, nostalgię wpisaną w fabułę, refleksję o ludzkiej naturze. Tęskno robi się na sercu podczas lektury. Często smutno. Miejscami nieswojo. Czytelnik otrzymuje doskonałe, dopieszczone w każdym względzie miniatury, maleńkie uchwycone światy, zaklęte momenty, które mogły się komuś, gdzieś, kiedyś przytrafić. Migawki z innego świata, innego czasu, niby innej, a tak bliskiej nam epoki. Perełki polskiej literatury.
Mistrz krótkiej formy. Tyle wiedziałam o autorze, zanim zaczęłam czytać tę książkę. I nie jest to przesadzona opinia. W krótkich słowach potrafił opisać esencję rzeczywistości. Nie ma w jego opowiadaniach zbędnych słów, przypadkowych przymiotników, nadmiarowych porównań. Czas w opowiadaniach albo nagle przyśpiesza i obserwujemy jego upływ jak wszechmogąca i wszechwieczna istota, albo zwalnia i mamy poczucie zatrzymania obrazu jak w kadrze fotografii. Wszystko to ze smakiem i gustem. Nie dało się czytać tych opowiadań pomijając fragmenty, z przyjemnością i nieśpiesznie smakowałam każdy paragraf jak landrynki.
Filipowicz chodził za mną od kilku lat. Po raz pierwszy pojawił się w mojej głowie w trakcie czytania listów, które Szymborska wymieniała z Filipowiczem. I bardzo się cieszę, że właśnie w taki sposób wtargnął do mojej głowy, bo od pierwszych chwil przepadłam. Długo jednak zwlekałam z zakupem zbioru jego opowiadań. Zawsze wyprzedzały go inne pozycje, albo książka była niedostępna, co w trakcie krótkich pobytów w Polsce było problematyczne.
Ale w końcu w grudniu 2024 roku zbiór opowiadań Filipowicza stał się pierwszą pozycją, którą zamówiłam i odebrałam będąc w Ojczyźnie. Stał się też pierwszą książką przeczytaną w 2025 roku. I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby został moim numerem jeden w obecnym roku.
"Najmądrzejsze jest po prostu być. Nieważne, w jakim miejscu czasu- jeśli w ogóle coś takiego jak czas istnieje. Nic lepszego nie wymyślisz. Po prostu być w chwili, która jeszcze trwa, w tej, która co dopiero minęła, i tej następnej chwili, jeszcze prawie niewidocznej, która wysuwa się z przyszłości, której widać dopiero rąbek, wąski, cienki jak nów księżyca."
Pan Filipowicz chwyta najdrobniejsze, nieuchwytne dla wielu momenty, ułamki sekund i czyni je widzialnymi, znaczącymi. Coś niesamowitego, naprawdę jestem oczarowana tą magią w prostocie.
Już od pierwszych zdań miałam wrażenie, jakbym wróciła do kochanego domu po całym dniu, jak nie tygodniach, i po prostu po cichu celebrowała istnienie samo w sobie. Otaczających mnie ludzi, zjawisk, zwierząt, przedmiotów, świata, kosmosu, wszechświata.
Słowa nie potrafią w pełni opisać mojego absolutnego zachwytu piórem Pana Kornela, prawdziwy mistrz. Gdyby to było możliwe, dałabym dziesięć gwiazdek.
Portrety codzienności pisane pięknym językiem. Proste historie o zwykłych sprawach: spotkaniach na klatce schodowej, zabawie w wojnę, spotkaniu autorskim. Bez efektów specjalnych i sztuczności. Ciekawie było poznać twórczość Kornela Filipowicza, choć to raczej moje jednorazowe spotkanie z jego klasyczną spokojną prozą.
Jest to rzecz absolutnie wspaniała. Nie wiem, czy w roku 2020 przeczytam coś równie dobrego. Polecam każdemu, bo jest to po prostu kawał wielkiej literatury.
niektóre opowiadania były cudownie ciepłe i przyjemne, jak kubek ciepłej herbaty w deszczowy jesienny dzień. a inne były w porzadku, ale nie zachwycające