Wyobraź sobie, że jest pierwiastek, który stanowi niewyczerpane źródło energii. Dwa tiry tego surowca starczą, by zapewnić energię elektryczną dla USA na cały rok. Jest tylko jeden problem… Złoża znajdują się na Księżycu.
Rok 2058. Zdehumanizowany świat, gdzie omnifony zastąpiły więzi społeczne, filmiki z MegaNetu wyparły media i kulturę, a iwenciarze stali się bogami informacji.
Świat, gdzie koncerny i rządy podzieliły się władzą w hodowaniu miliardów bezrefleksyjnych konsumentów, staje na krawędzi konfliktu.
Norbert, iwenciarz z zasadami, wierzy, że mocna i odpowiednio podana informacja może wstrząsnąć i obudzić społeczeństwo. Tylko czy jednostka rzucona między stalowe walce systemów jest w stanie przeżyć dostatecznie długo, by coś zmienić?
Debiutował w roku 1982 opowiadaniem Azyl dla starych pilotów, zamieszczonym w tygodniku "Odgłosy". W tym samym roku i w tym samym periodyku zamieścił utwór Twierdza Trzech Studni.
W 1990 razem z Rafałem A. Ziemkiewiczem, Andrzejem Łaskim, Krzysztofem Sokołowskim i Dariuszem Zientalakiem założył magazyn literacki "Fenix". Od roku 1993 aż do ostatniego numeru czasopisma w 2001 był jego redaktorem naczelnym. Obecnie jest dziennikarzem w "Gazecie Polskiej" oraz zajmuje się tłumaczeniem komiksów. Jego opowiadania publikowane były w "Nowej Fantastyce", "Feniksie", oraz wielu antologiach science fiction. W roku 2003 ukazał się zbiór jego opowiadań grozy Księga jesiennych demonów (Fabryka Słów), w 2005 pierwszy tom powieści Pan Lodowego Ogrodu (Fabryka Słów) (tom drugi w 2007 roku), a w 2006 powieść Popiół i kurz. Opowieść ze świata Pomiędzy (Fabryka Słów), która jest kontynuacją opowiadania Obol dla Lilith.
Z bólem serca daję Grzędowiczowi tylko 'ok', bo niestety ta książka to jeden wielki chaos. Jest jak 2 różne rozpoczęte powieści, każda z innej dziedziny, ale wszystkie niedokończone.
Pierwsza połowa, a nawet 2/3, książki przedstawia nam świat w przyszłości, pełen kontroli, zakazów i technologii oraz zawód iwenciarza, którym para się główny bohater. Koncept niesamowicie ciekawy (ten wątek o szczepionkach przeciw tajemniczej epidemii był świetny, szkoda że spadł na dalszy tor) i przerażający, jeżeli pomyśleć w jakich czasach nam przyjdzie żyć za kilkadziesiąt lat. Mimo to nie mogłam się skupić, bo czekałam na tytułowy Hel i spełnienie obietnicy kosmosu z tylnej okładki. Dlatego okropnie wolno szło mi czytanie, bo nie widziałam celu, do którego historia zmierzała. Aż nagle nastąpił obrót o 180 stopni i Norbert trafia na księżyc. Znaczenie tytułowego Helu - niby duże ale jakby znikome, po co Norbert ma kręcić wyprawę na Księżyc - wciąż nie rozumiem, a Islamiści na Księżycu - bardzo zbędny wątek (nawet w kosmosie muszą się wysadzić, wow). A samo zakończenie - pasujące do wszystkiego jak wół do karety.
Trzeba było albo skupić się na dystopijnej części historii, albo na kosmicznej. Obie w połączeniu dały słaby efekt. Po Grzędowiczu oczekiwałam lepszej jakości.
Grzędowiczius laiko kartelę. Iki šiol nenuvylė nei viena skaityta jo knyga. Nei didžiulis keturtomis „Pan Lodowego Ogrodu“ („Ledinio sodo valdovas“), nei visai neseniai skaitytas apsakymų rinkinys „Wypychacz zwierząt“ („Taksidermistas“). Gal tik „Popiół i kurz“ („Pelenai ir dulkės“) buvo kiek ne mano arbatos puodelis, bet ir tą išgėriau nesiraukydamas. O štai „Helis 3“ dar sykį patvirtino – rašyti Grzędowiczius moka. Ir daro tai labai gerai. Nepaisant to, kad turiu aibę priekaištų šiai knygai. Norbertas verčiasi tuo, kad filmuoja „eventus". Filmuoja ir kelia juos į MegaTinklą. Yra peržiūros – bus ir pinigai. Galima, aišku, filmuoti, kaip kažkas paslysta ant banano žievės, bet tokia smulkme Norbertas nesidomi – jam rūpi tik rimti „eventai", generuojantys rimtus pinigus. Susipažįstame su juo Dubajuje, kur Norbertas, iš informatoriaus sužinojęs apie radikalų planuojamą viešą įkaitų nužudymą, ruošiasi visa tai užfiksuoti. Ir, žinoma, atsiduria tokios kebeknės sūkuryje, kokios nesitikėjo nei jis, nei skaitytojas. Na, ok – skaitytojas gal ir tikėjosi. Neįsivaizduoju, kiek dar užuomazgos galima papasakoti, labai nesuspoilinant. Nes sunku apie šitą knygą kažką pasakoti, neišduodant siužeto detalių. Bet vieną riebų spoilerį numesiu – kosmoso viršelyje bene daugiau, nei visoje knygoje. Ir čia metas pereiti prie mano priekaištų. Visų pirma, romane gauname tarsi tris visiškai skirtingas istorijas (gal net keturias – bet apie tai vėliau). Taip, visos kaip ir susietos, taip, kai kur tie baltų siūlų dygsniai lenda paviršiun, bet jie sudėlioti logiškai ir negali prikišti, kad pabaigoje autorius jau visai traukia triušį iš cilindro, kurio iki tol net neturėjo. Negali prikišti, bet norisi. Nes knyga tuo pat metu tarsi ir pabyra į atskiras dalis, bet ir vientisumą išsaugot įstengia. Taigi, prasideda viskas kaip labai rūsti socialinė fantastika su geru kiberpanko kvapeliu. Žiauriai gerai parašyta, bet juokingiausia, kad visa ta kiberpankinė antiutopija – viso labo ekspozicija į pagrindinį knygos užmanymą. Na ir kas, kad ta ekspozicija užima kiek daugiau nei pusę knygos? Tada dar geram trečdaliui persijungiame į kone buitinį romaną su treniruočių aprašymu – nes juk reikės kada nors užsivilkti tą viršelyje nupieštą skafandrą, ane? Na, ir pagaliau, kai lieka mažiau nei penktadalis knygos prasideda tas „Poland can into space“ (taip knygoje). Dzin, kad realiai ten ne Lenkija, o privati korporacija, bet galų gale nemažai jos darbuotojų lenkai, tai tiek to. O ir žodį „kurwa“, aišku, rasite. Ir dar pačioj knygos pradžioj. Negana to, tas žodis, pasirodo, gali išgelbėti tavo gyvybę (oi, čia jau spoilinu). Ir štai kai jau knygos lieka... beveik nieko nelieka – du-trys procentėliai – prasideda tai, apie ką užsiminiau, paminėdamas ketvirtąją dalį. Prasideda finalas. Ne, ne taip. FINALAS. Ir apie jį kalbant iš karto prisimenu seną, negražų ir, matyt, kiaurai seksistinį anekdotą – „Fui, koks snukis – tokį užpakaliuką sugadino“. Negražu, bet tikslu. Tai va, jei ne tas finalas – būtų gal net penki iš penkių. Dabar tik keturi. Bet žiauriai stiprūs.
Nie znoszę takich książek. Dobry lektor audioboka, ciekawie stworzony świat, a treść.... Szkoda gadać po prostu. Jakiś zlepek historii - 3 książki w jednym co najmniej. Każda w inną stronę. Okładka sugerowała sci-fi w kosmosie, podobnie streszczenie. Przesłuchałem pół, kosmosu nie ma. Teraz nie dziwie się, że opis książki jest tak ogólny. Wydawca też nie wiedział o co tu chodzi :P Poczytałem recenzje innych i widzę że lepiej nie będzie.. Historia w dodatku polana jakimiś polskimi kompleksami autora na temat Polski, islamu, imigrantów, unii europejskiej itp. Jak dotarłem do kolacji VIPów to już nie wytrzymałem. Językiem "elit" stał się slang z Wykopu... Serio Panie Grzędowicz?? 40 lat od teraz i to jest najlepsze co mógł Pan wymyśleć? Słabe to...
Panie Jarosławie, niech się pan trzyma fantazi, bo "sci-fi" to chyba nie dla Pana...
Ja naprawdę nie rozumiem jak to mogło być wydane w takim stanie i jeszcze dostało nagrodę w plebistycie LC za "najlepsze Sci-Fi" co moim zdaniem jest poniekąd obrazą. Czy jest tam Science - oczywiście, że nie. Jeżeli mamy tam jakąś technologię, to jest ona wyjaśniona w stylu "MegaNet to taki lepszy internet", albo "wszyscy mają omnifony i nikt już nie ma tak starej technologii jak smartphone". No to tak to nawet ja mogę napisać: "technologia PifPaf pozwala przy użyciu nanomaszyn i technologii z Saturna tworzyć transendencyjne audio książek z wydawnictwa Vesper". Może po tej recenzji napiszę do Fabryki Słów czy nie szukają nowego autora.
No to Pafeu, a może jest tam to "Fiction" - tiaaaa... Jakby to ująć najlepiej - czytając tą książkę miałem wrażenie, że autor się obraził na sam koncept Unii Europejskiej. Serio, pan Grzędowicz w swojej książce przedstawia Europę, która jest pełna zakazów i nakazów (czy to wynikającą z ogólnoświatowego braku energii czy zmian klimatycznych) i nasz bohater pierdoli co chwilę, och jak to było kiedyś. Oczywiście książka potem daje nam fragmenty, w których bohater zaznaje luksusów starego świata, który jest teraz zakazany (co chwilę nam bohater pierdoli, że lubi kupować nielegalnie śliwowicy i kiełbasy i jak bardzo jest to zakazane). Boże chłopie rozumiem! Ile można o tym samym gadać. I chociaż trochę czuję tutaj ten klimat świata cyberpunkowego opanowanego przez wielkie korporacje, to tutaj zostało to wydane w bardzo nieudolny i nieciekawy sposób. Zamiast mnie zaciekawić to czułem zarzenowanie i co jakiś czas zwiększałem prędkość audiobooka by szybciej przejść dalej.
Główny bohater Norbert ma dwie umiejętności - pierdolić o tym jak kiedyś było i pierdolić "technologicznym" żargonem. Dawno nie czytałem tak nieciekawej postaci i również czuć, że autor nie miał pomysłu jak ją przedstawić w jakiś interesujący sposób. Przykład - Norbert siedzi na chacie i pierdoli jak to był kiedyś z Karoliną i że go zostawiła. I w sumie to tyle - nigdzie potem nie jest ona wspominana ani nie jest związana dalej z jego historią. I w sumie to oprócz tej informacji to nic więcej nie wiemy o Norbercie, on po prostu sobie istnieje. A jego fabuła w tej książce mogę podsumować jednym zdaniem - bohater nagrywa rolki na Instagrama i ma więcej farta niż rozumu. Co w sumie jest prawdą, bo bez pomocy innych nasz bohater już byłby martwy po pierwszych 20 stronach.
Jak już wspomniałem o stronach to rozszerze trochę więcej o tym. Okładka książki perfidnie kłamię - nie dostaniecie military sci-fi ani nic takiego. Nawet opis książki obiecuję coś co dostajemy dopiero, uwaga - po 80% książki. Tak, wątek kosmosu i ewentualnego "pif-paf" dostaniemy dopiero po przeczytaniu 3/4 książki (którą moim zdaniem jest pełna zbędnych i nic nie wnoszących opisów i scen). A zakończenie może dobre? Cóż, po przesłuchaniu mogę powiedzieć jedno - książka chociaż raz mnie zaskoczyła. Nie spodziewałem się tak idiotycznej końcówki...
Napisałem tą recenzję na spontanie i nie mam zamiaru nawet sprawdzać czy są jakieś literówki - ta książka tego nie zasługuję. Autor nie szanuję czytelnika bo serwuję nam książkę, która nie powinna być wydana - czułem, że zmarnowałem czas słuchając ją i próbując zrozumieć o co w tej książce chodzi. Jedyny plus z tego doświadczenia to lektor - bardzo fajnie to czytał i z chęcią się z nim spotkam przy jakiejś lepszej książkę. NIE POLECAM NIKOMU TEJ KSIĄŻKI.
Ocena: 1/5 (nawet nie mam zamiaru kopiować gwiazdek tutaj)
W sumie nie jest to zła historia. Spodziewałam się więcej kosmosu, a zakończenie trochę mnie rozczarowało, ale mimo wszystko czytało się całkiem przyjemnie.
Zmęczyła mnie ta książka. Bardzo cenię autora za cykl "Pana Lodowego Ogrodu", jednak najnowsze dzieło okazało się straszną popeliną. Autor tym razem zmienia klimat z fantasy na sci-fi, poznajemy więc nasz świat w 2058 oczami głównego bohatera Fokusa, który jest tzw. iwenciarzem (wyewoluowanym z dzisiejszego youtubera). Historia miała potencjał (choć bardziej chciałbym przeczytać książkę związaną z opisem na okładce), jednak pisarz wpada w straszny chaos twórczy. W pewnym momencie zdominowało mnie wrażenie, że już nie wiem o czym jest ta książka i co jest jej głównym wątkiem. Sporym problemem są również bohaterowie. Do tej pory twórca słynął z ciekawego drugiego planu i zadziornych dialogów. Niestety, w "Hel 3" takie się nie pojawiają, w rozmowach strasznie bolało używanie slangu młodzieżowego z lat dzisiejszych. Nie wiem czy autorowi brakło wyobraźni, ale chyba naprawdę nie spodziewa się, że za 40 lat ktoś będzie pamiętał potoczne znaczenie wyrazów "cebulactwo" czy "janusze". Postacie są strasznie mdłe i w zasadzie ich nie poznajemy, więc ciężko emocjonować się ich przygodami, kiedy nareszcie dochodzi do eksploracji Księżyca. Końcowa "deus ex machina" to tylko gwóźdź do trumny tej powieści, trzeba zamknąć wieko i zasypać głęboko pamięć o tym utworze.
1.5/5⭐️ Jakie to jest strasznie pozlepiane na siłę, a ta końcówka tak bardzo nie pasuje do fabuły tego typu, że musiałem odjąć jeszcze pół gwiazdki, bo to na 2 nie zasługuje.
Za to lektor super, szkoda tylko, że musiał odgrywać tak mdłe i stworzone na jedno kopyto postacie.
Мегаугарная книга, где герой странствует из жанра в жанр, а завершается все очень смешной концовкой. Читателей, судя по всему, это взбесило, а меня, скорее развеселило.
Jarosław Grzędowicz to jeden z najlepszych i najpoczytniejszych polskich pisarzy fantastyki. Jednak od czasu spektakularnego sukcesu „Pana Lodowego Ogrodu” jakby zniknął z widoku. Nieśmiało o sobie przypomniał wydając „Wypychacza zwierząt”, ale od momentu wydania czwartego tomu „Pana Lodowego Ogrodu” w 2012 roku, zamilkł na dobre. Pewnie dlatego pojawienie się zapowiedzi jego nowej powieści wprawiło w ekscytację fanów tego autora (nie będę ukrywać, że i ja do takowych należę). W tym przypadku dostaliśmy od Grzędowicza powieść w innej stylistyce niż ta, którą prezentował we wcześniej wspomnianym cyklu „Pana Lodowego Ogrodu”. Najnowsza, zapowiadana na 15 lutego tego roku powieść Jarosława Grzędowicza nosi enigmatyczny tytuł „Hel 3” i na okładce jest on przedstawiony w takiej formie jak pierwiastek z tablicy Mendelejewa.
Akcja dzieje się na Ziemi, w niezbyt odległej przyszłości, w roku 2058. Świat, geopolityka i układ sił mocno się zmieniły w stosunku do tego, co jest nam aktualnie znane. Nie będę zagłębiać się w szczegóły, żeby nie zdradzić zbyt wiele, ale Europa w wizji Grzędowicza, jest światem pełnym kontroli absolutnej, zakazów, nakazów, pełnej inwigilacji przy pomocy wszechobecnych kamer i niesamowicie drakońskich przepisów. Mamy tu syntetyczne jedzenie, przerwy w dostawie wody, kryzys energetyczny. Warszawa to miasto pełne zniszczonych blokowisk, opuszczonych domów, brudu i przemocy. Jest to świat, który trzymają w garści skorumpowane rządy i koncerny, w którym ludzie są regularnie ogłupiani przy pomocy MegaNetu (który jest o wiele bardziej rozwiniętym Internetem, gdzie tzw. iwenty są źródłem przekazu informacji i manipulowania masami) i żyją już głównie wirtualnie.
Głównym bohaterem jest Norbert Roliński, zawodowy iwenciarz, wolny strzelec w tym zawodzie. Trochę przypadkiem trafia na iwent, który wszystko w jego życiu zmieni. Dzięki temu postanowi wskrzesić wymarły już zawód dziennikarza śledczego. Wplącze się przy tym w niemałą kabałę o zasięgu globalnym (choć jak się okaże nie tylko). Dowie się bowiem, że istnieje pewien pierwiastek, który stanowi potencjalnie niewyczerpalne źródło energii, przez co może w sposób drastyczny zmienić sytuację zwykłych ludzi, ale też i układ sił na Ziemi. Rzecz w tym, że pierwiastek ten znajduje się na Księżycu. Jak to się potoczy? Czy uda się to nowe źródło energii pozyskać? Nie zdradzę nic więcej, musicie przeczytać sami. Bo warto.
„Hel 3” to przede wszystkim niesamowicie realistyczna dystopia, science fiction przyprawione trochę cyberpunkiem i odrobiną klimatu noir. Napisana przyjemnym językiem, w którym jest sporo kolokwializmów i anglicyzmów, ale nie ma jakoś specjalnie dużo wulgaryzmów (za co duży plus) – generalnie jest to styl pisarski Grzędowicza w najlepszym wydaniu. Mamy tu również trochę nawiązań do „Ghost in the Shell” i „Akiry”, a więc siłą rzeczy również do „Matrixa”. Nie są one nachalne, autor nie zżyna z tych filmów, ale w moim odczuciu, były one dla niego pewną inspiracją.
„Hel 3” to świetnie skonstruowana powieść z miażdżącym finałem, chociaż jej największą siłę stanowi coś innego. Pokazuje ona bowiem rzeczywistość, w której jednostka ludzka nie znaczy kompletnie nic, ponieważ jest wyłącznie malutkim trybikiem w mechanizmie sterowanym przez innych, dużo większych graczy. Rzeczywistość, w której zwykłemu człowiekowi odmawia się prawa do samodzielnego myślenia, odpowiednio się go wychowuje, żeby się nie buntował przeciwko temu, co jest dla niego odgórnie zaplanowane, a ewentualny bunt jednostki jest z góry skazany na niepowodzenie. Jest to doprawdy przerażająca wizja. Przerażająca w swej autentyczności i w tym, że jest to realny, możliwy kierunek rozwoju świata, który nas otacza. Niesamowite jest to, jak wyobraźnia Grzędowicza jest w stanie wyjść naprzeciwko współczesnym lękom i wykreować świat, w którym te lęki przyjmują postać rzeczywistości. Do tego autor chyba celowo nie łagodzi pewnych wydarzeń, nie próbuje ugłaskać czytelnika, tylko trzyma jego powieki na siłę rozwarte i bijąc go po twarzy wrzeszczy na niego „Patrz! Obserwuj! To się już dzieje, albo lada moment zacznie się dziać!”.
Serdecznie polecam.
Bardzo chciałabym podziękować Stowarzyszeniu Sztukater za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego.
Recenzja znajduje się również na blogu straszliwabuchling.blox.pl.
koncowka tak mi łeb rozwaliła, nie wierze same dobre ksiazki w tym roku, podejrzana syatuacja jeden z minusów jest taki, ze opis srednio pokrywa sie z trescią, więc wątek kosmosu zaczyna sie w drugiej połowie ksiazki dopiero :((
Grzędowicz to jeden z najważniejszych polskich pisarzy fantasy, jego czterotomowy “Pan Lodowego Ogrodu” zebrał dobre recenzje i zgromadził wokół autora rzesze fanów i fanek, których pozazdrościć może większość twórców i twórczyń dlatego oczekiwania wobec "Helu-3" miałem całkiem spore. I w pewnym sensie się nie zawiodłem.
Akcja powieści, która ukazuje się siedem lat po ostatnim dziele Grzędowicza, rozgrywa się pod koniec szóstego dziesięciolecia XXI wieku. Podejrzewam, że jak dożyję będzie to chyba moment mojego przejścia na emeryturę, dlatego jako zapobiegliwy i dbający o swoją przyszłość czytelnik, postanowiłem dzieło Grzędowicza jeszcze przed premierą zdobyć i wam o tej zdobyczy trochę opowiedzieć. Czy chciałbym dożyć świata, który zaproponował Grzędowicz? Czy jest to świat bardzo odmienny od tego, który znamy? O tym w kilku kolejnych akapitach. Zapraszam.
Startujemy w Dubaju. “Coś się szykowało na mieście”, a Norbert, “siedział w podcieniu, skryty przed oślepiającym słońcem” i “czekał, aż ktoś w “tłoczącym się w wąskich uliczkach tłumie zrobi coś szalonego”. Dobra, przyspieszamy - Norbert jest “evenciarzem”, a więc osobą, która za pomocą omnifona, czyli okularów z podłączoną kamerą i interfejsem łączącym się z MegaNetem, nagrywa zdarzenia, na które później rzucają się użytkownicy MegaNetu i reklamodawcy. Im więcej osób zobaczy film, tym Norbert ma więcej kasy na chlebek. Proste? Aż za bardzo. Inaczej mówiąc - Norbert to taki jutuber tylko, że zamiast siedzieć w kawalerce i nagrywać wywiady z ludźmi, którzy aktualnie potrzebują pozytywnego pijaru, nagrywa na przykład sceny odrąbywania ludziom głów.
Lądujemy w świecie opanowanym przez omnifony i MegaNet, w którym rządy kontrolują życie obywateli wprowadzając ekoterror i świadome ubóstwo, w którym wstrząsnąć MegaNetem może tylko naprawdę mocny event. Nasz bohater będzie miał trzy duże przygody, które oczywiście będą miały wspólny mianownik, a poszukiwanie i przetwarzanie tytułowego pierwiastka zaistnieje oczywiście w ostatniej z nich. Żeby nie za dużo zdradzić z treści muszę się trochę nagimnastykować, zatem może zamiast o narracji to ja o ideach napiszę? O literaturze?
Na poziomie literatury rozrywkowej Grzędowicz jest starym wygą, który radzi sobie świetnie i potrafi opowiadać. Co prawda niekiedy czułem się jak w komputerowej grze turowej, ale nie mogę autorowi odmówić sprawności językowej i umiejętności tworzenia akcji. “Hel-3” może wciągnąć i jeśli nie odrzuciło mnie, który raczej do literatury science-fiction nie zagląda zbyt chętnie, to chyba mamy sukces.
Skoro w kategorii “literatura rozrywkowa” przyznałem Grzędowiczowi 6/6 to sprawdźmy, czy jest to coś, co sprawia, że powieść można rekomendować czytelnikom o potrzebie większych uniesień. Niestety świat skonstruowany przez Grzędowicza jest bardzo mało odkrywczy i choć rozumiem, że miała być to niedaleka przyszłość, to jednak gdy okazuje się, że wrogami dobrych ludzi (Norbert należy do ludzi raczej dobrych) są islamiści, Sowieci, rządy i korporacje to niestety mogę tylko powiedzieć znudzone “no tak…”. Mało to odkrywcze i niezbyt twórcze. Omnifony i cały ten MegaNet plus drony, tajemnicze substancje psychoaktywne to my już mamy, a wizja zamieszkałego przez ludzi Księżyca, którzy go eksploatują niestety nie jest wizją, którą można określić jako nową i ciekawą.
W “Helu-3” jest sporo przemocy i to bardzo dosadnie opisanej. Tu należy się pisarzowi pochwała - są momenty, w których ta lektura nie jest łatwa, gdy kondensacja okropności robi się tak ciężka, że trzeba się przełamać do dalszej lektury. I to są najciekawsze momenty w całej książce. Miałem nadzieję, zwłaszcza po pierwszych rozdziałach, że Grzędowicz pokaże w jaki sposób fragmentaryczność naszego spostrzegania, zawężenie do “swoich ludzi” i “swoich poglądów” na portalach społecznościowych i transmitowanie naszego życia wraz z wystawieniem go na publiczną ocenę, sprawia, że czasy robią się agresywne a podziały zaostrzają do mikrowojen. Agresja w czasach omnifonów byłaby wdzięcznym temat przy opowieści o MegaNecia, evenciarzach i reklamodawcach czerpiących zyski z najbardziej odjechanych filmów. Niestety niewiele w tym temacie miał nam autor do przekazania i sam udał się w kierunku efekciarskim - ciekawym, ale nie przynoszącym szczególnie pogłębionej refleksji.
“Hel-3” to dobrze napisana opowieść skomponowana z bardzo przewidywalnych składników. To pytanie do czytelników - czego szukają w literaturze i w lekturze. Jeśli dobrej, nieobrażającej inteligencji rozrywki - znajdą ją. Jeśli od pisarza biorącego się za science-fiction oczekujemy nowatorskiej wizji nawet w świecie nam niezbyt odległym - to nie ten adres.
TL;DR: Czy Hel3 zadowoli fana Pana Lodowego Ogrodu? Nie. :)
Książka to w sporej większości manifest autora na temat jego wielkiej niechęci do UE, urzędniczych regulacji, ograniczania wolności itp. Dostajemy anty-utopię umiejscowioną w dość niedalekiej przyszłości, która wydaje się nie być zbyt wydumana, raczej całkiem realistyczna. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że wzrost aktywności terrorystów, zmiejszenie ilośc zasobówi dóbr naturalnych, czy też po prostu zwykła chęć rządzących do zwiększenia kontroli nad obywatelami mogą w bliższej przyszłości doprowadzić do rzeczywistości zaprezentowanej w książce. Pomimo, że mam poglądy nieco zbliżone do autora (może ciut mniej liberalne) to jednak wciskanie swojej wizji świata w każdy zakamarek książki było dość męczące. Otrzymujemy też trochę komentarzy na temat społeczeństwa zapatrzonego w ekrany smartfonów.
Jeśli chodzi o samo science-fiction to pomysły nie są niestety najwyższych lotów. Wszystko co przyszło autorowi do głowy jest ograne do bólu i już dawno odmienione przez wszystkie przypadki. Mamy więc do czynienia z wynalazkami, które są ewolucją już istniejących, co z jednej strony ma sens, ale z drugiej oczekiwałbym czegoś bardziej zaskakującego. Całość od biedy nadałaby się na odcinek Black Mirror.
Głównego wątku fabularnego jakby nie ma… Książka przypomina raczej zbiór odcinków serialu, gdzie za jednym wydarzeniem podąża kolejne, ale bez wyraźnego ciągu przyczynowo-skutkowego. Nie uraczono nas więc żadną intrygą, a wręcz czujemy przez większość czasu, że całość zmierza donikąd. W pewnym momencie sam autor stwierdza podobnie i znienacka postanawia zakończyć historię, fundując nam dość absurdalny finał rodem z Archiwum X. Trochę wygląda to tak jakby pewnego dnia spojrzał w kalendarz, zauważył, że data wydania książki niedługo i uznał że należy zwijać interes…
Mimo wszystko jest trochę akcji, momentami jest też klimatycznie, a jak ktoś nie lubi UE to będzie się czuł jak w domu.:P O poziomie Pana Lodowego Ogrodu można na starcie zapomnieć i nawet znacząco obniżając oczekiwania bawić się przy książce raczej średnio, przy okazji mając nieodparte wrażenie, że Ziemia opisana w Hel3, to ta sama Ziemia, na którą narzekał Vuko. ;)
Po tym, co wyczytałem w recenzjach nastawiłem się na uczucie zawodu. Tymczasem książka okazała się całkiem niezła i wciągająca. Może faktycznie jest tu jakby nieco nieszablonowo poprowadzona fabuła, może też zakończenie jest mocno zaskakującą woltą. Można przypuszczać, że - po amerykańsku - mamy do czynienia z pierwszą częścią serii. Taki świat. Trzeba się przyzwyczajać i już. Powiedziałbym, że mnie najbardziej drażni w tej książce zbyt mocna asymetria jej części: wstęp długaśny, rozwinięcie ledwo zaznaczone i... bum! Dziwaczny finał. Taki układ wspiera zresztą tezę, że to tylko początek: poznaliśmy bohatera i zarysowano nam fabułę. Może też pewne niezdecydowanie autora co do stylu, jakim chciał tę historię opisać też nieco miesza. W efekcie mamy dość mocny stylistyczny galimatias i krzyżówkę całkiem fajnego techno-thrillera z wstawkami pastiszu. Niektórzy zarzucają autorowi zbyt płytkie potraktowanie kwestii technicznych, czyli zbyt małą "rewolucję" jaka niby w książce wystąpiła w przyszłej technice względem czasów dzisiejszych. Cóż, zważywszy, że nadal jeździmy autami o napędzie chemicznym, a postęp w technice rakietowej polega na tym, że niektóre już nawet nie są jednorazowe, to ośmielę się z tym nie zgodzić. Jest w tym względzie wystarczająco śmiały, by zachować wiarygodność i realizm świata za lat kilkadziesiąt. Wszelkie możliwe zastrzeżenia nie zmienią jednak faktu, że po prostu całkiem dobrze się bawiłem czytając. Więc nie sugerujcie się mocną krytyką. Nie jest to może dzieło wiekopomne super-hiper i och-ach. Ale na pewno bardzo przyzwoita pozycja rozrywkowa. A jeśli to początek serii - tym lepiej. Moja wyobraźnia chętnie już wędruje w tej historii dalej. A że Jarosław Grzędowicz potrafi pisać serie, to już wiemy.
Być może ideą struktury tej książki było pokazanie człowieka porwanego przez pędzące wydarzenia, których sensu i celu on nie rozumie, daje się po prostu popychac wszytkim do przodu i ma nadzieję, że jakoś to będzie. Jesli tak, to z pewnością wyszło to w wymiarze "dzieją się rzeczy, ale nie bardzo wiadomo w jakim celu" — czy raczej czytelnik mniej więcej wie, bo widział tytuł, byc może tez czytał opis z okładki, ale bohater idzie tam, gdzie go fale niosą i nie czytało mi się tego dobrze. To plus spora ilość przerysowań oraz zakończenie, które po prostu pojawia się, a nie wynika z całej snutej przez wiele stron fabuły, sprawia, że lektura Hel-3 (czy w sumie Helu do sześcianu, bo tak to jest zapisane na okładce ;) ) sprawiła mi średnią frajdę.
Książka zaczyna się po 80. percentylu i jest to ciekawie zarysowane, ale chaotyczne sf. Poprzedzone jest ono bólem dupy autora na kierunek w jakim zmierza obecnie Polska, Unia Europejska i generalnie Zachód. Istnieje klamra która spina te dwie części, ale jest ona nieprzekonująca i wstawiona na siłę. Grzędowicz ma świetny warsztat i lekkie pióro, umie zbudować ciekawy, żyjący świat, ale Hel-3 jest dowodem, że pióro może być też zbyt lekkie.
I really, really liked other books by Grzędowicz, but this... seriously, I don't mind social and political commentary, especially in SF/cyberpunk/dystopian novels, but I like it to be a bit more subtle and less in-your-face and anvilicious.
The few good ideas and astute observations? Well, Zajdel did it better.
Actually I'm glad I read some of the discussions about this book and I know some people enjoy it and have a point... but I just can't.
Oh, and I'd probably survive it... but it was just so. Unbelievably. BORING.
Faktycznie, zgodnie z wcześniejszymi komentarzami muszę przyznać, że najbardziej kontrowersyjne jest zakończenie. Nie mam wątpliwości, że jest ono całkowicie otwarte, ale nie przepadam za tak nagłymi i nijak nie związanymi z fabułą endingami, co wpływa negatywnie na moją ocenę. Czytelnik zaczyna darzyć bohaterów sympatią, kibicować im, a tu ni stąd ni zowąd zakończenie. Wciąż jednak to niezła literatura sci-fi fantasy, choć nie jest to topowy poziom Grzędowicza.
Powieść z gatunku science fiction. Mamy rok 2058, ludzie przestali spotykać się w tradycyjny sposób, wszystko zastąpiła je technologia. Główny bohater zarabia na życie nagrywając tzw. "iwenty" czyli ciekawe wydarzenia, które odtwarzane w Internecie dadzą mu zarobek. Na początku książki mamy kilka takich historii, w których główny protagonista - Norbert nagrywa właśnie takie "iwenty" niekiedy ocierając się o śmierć. W 2/3 książki dochodzimy do głównego meritum. Norbert dostaje propozycję lotu na księżyc w celu nagrania wydobycia pierwiastka, który w przyszłości zastąpi energię elektryczną. I jak same przygotowania do lotu są opisane świetnie, tak sytuacja na księżycu i samo zakończenie są pogmatwane i niestety bez ładu i składu. Jak że z gatunkiem SF mam rzadko do czynienia, może czegoś nie zrozumiałem w fabule. Mnie jednak nie porwała, a kilka dobrych fragmentów to jednak za mało. Mimo wszystko wystawiam ocenę 6/10.
„Gdzie jest ta granica? Kiedy należy odłożyć kamerę i sięgnąć po karabin? Pokazać światu historię czy wziąć w niej udział?”*
„Hel-3” nie jest tym, czym się wydaje. Już wyjaśniam, o co chodzi w tym stwierdzeniu. Otóż spójrzmy na okładkę. Świetną, jednakże odnoszącą się do sytuacji z drugiej połowy powieści. To samo dotyczy początkowego opisu z tyłu książki i tytułowego pierwiastka. A zwieńczenie historii także jest… hmmm… żeby nie być zbyt dosadnym napiszę, że nieco „niespodziewane” – a naprawdę nie sposób domyślić się, do czego autor zmierza i pozostaje niejasne odczucie, że zostało się oszukanym.
To tyle, jeśli chodzi o moje uwagi. Poza tym uważam, że to kawał bardzo dobrej lektury.
Grzędowicz przenosi nas do roku 2058 i każe podążać śladem iwenciarza o swojskim imieniu Norbert (vel Fokus). Zarabia on na życie zamieszczając w MegaNecie kilkuminutowe relacje z iwentów, mające przyciągnąć przed ekrany jak największą liczbę widzów. Znajomość z Fokusem rozpoczynamy w Dubaju, gdzie czeka on, aż wreszcie wydarzy się coś, co pozwoli mu zarobić na bilet powrotny do domu. Później przenosimy się do Warszawy, a wreszcie na obiecany na okładce książki Księżyc. Norbert jest prawdziwym fachowcem, do tego stara się, by jego praca znaczyła coś więcej. Nie wystarczy mu chwilowe zainteresowanie bestii MegaNetu, napchany portfel nie jest jego głównym celem.
„Hel-3” to książka o niedalekiej przyszłości, o tym, jaka może ona być i jaka w pewnym stopniu niestety będzie. Można rzec, że autor bierze część bolączek dzisiejszego świata, wyolbrzymia je, odpowiednio opisuje i daje nam materiał do przemyśleń. Niewyczerpalne źródło energii i wyprawy na Księżyc to tylko pretekst, by pokazać, dokąd zmierza świat. Trzeba jednak zaznaczyć, że pretekst bardzo dobrze opisany. Grzędowicz daje barwny i wiarygodny opis zarówno szkolenia, jak i samej misji. Wszystkie „wynalazki” przyszłości także dobrze się udały. Najemnicy występujący w powieści są jej kolejnym mocnym punktem. Ale najważniejszy pozostaje Norbert i przedstawiony w jego iwentach świat. Elity polityczne i ich zabawy, terroryzm, walka o swoje prawa ludzi oszukanych przez system, którzy wiedzą, że niedługo przez tenże system zostaną zmieleni i wypluci ku uciesze tępych widzów MegaNetu. Pisarz serwuje nam nieciekawą wizję przyszłości.
To jedna z tych książek, od których trudno się oderwać. Kolejne wątki wzbudzają coraz większe zainteresowanie, tempo jest odpowiednie, by nie przesadzić, ale i nie znudzić. Poszczególne fragmenty łączą się ze sobą wokół postaci Fokusa i płyniemy przez lekturę, chcąc więcej. Tylko ten tytułowy hel-3 i zakończenie… W trakcie czytania zastanawiałem się, do czego wszystko zmierza, ale takiego rozwiązania na pewno bym się nie spodziewał. I to nie jest komplement. To jest powód, że nie sięgnę więcej po bardzo dobrą poza tym książkę.
Szczerze mówiąc, nienawidzę takich książek. Nie za to że mają świetnie skonstruowany świat przedstawiony, świat ze swoją historią, problemami, konfliktami, futurystyczny a jednak zrozumiały i nam dość bliski. Problemem nie jest całkiem niegłupi i ciekawie opisany główny bohater. Ba, można go nawet polubić, ma nawet jakieś przemyślenia i rozterki wewnętrzne co, bądźmy szczerzy, nieczęsto się ostatnio zdarza. Nie, to też mi nie przeszkadza. Nie przeszkadzają mi też, a wręcz przeciwnie, bardzo rozbudowane wątki poboczne których starczyło by na kolejne dwa tomy niezłej opowieści. Wprawdzie to właśnie tu zaczynają się zgrzyty, książka jest zamkniętą całością i nic ciekawego z tych wątków nie będzie. Szkoda i pierwszy minus. Z tego co zaczynało się jako ciekawa opowieść, zrobił się mocno średni wypełniacz. To co mnie doprowadza do szału w tej książce* to to, że autor przez prawie 500 (pięćset !!!) stron bardzo pracowicie buduje historię, świat, bohaterów, dokleja wątki poboczne, zachęca czytelnika do przemyśleń nad podobieństwami z naszym światem. Umiejętnie podkręca napięcie, konflikt narasta, zaczyna się grubsza awantura na którą czeka się od połowy książki ... i co? NIC! Kompletnie NIC!!! Cała misternie budowana konstrukcja, jest (moim skromnym zdaniem) kończona kompletnie od czapy na dziewięciu** stronach!!! . Wprawdzie były ze dwa razy sygnały mające trochę uprawdopodobnić zakończenie, ale ja tego nie kupuję i jak dla mnie były dopisane na koniec. Tak naprawdę nie wiem co się stało, czy książka zrobiła się za gruba, wydawca cisnął, czy autorowi potrzebne były pieniądze, nie wiem. Mam niestety wrażenie że jest to książka na siłę ucięta co najmniej w połowie.
Ostatnie trzy grosze do autora, może jakimś cudem to przeczyta. Panie Grzędowicz, może był ku temu jakiś powód, ale moim zdaniem zarżnąłeś Pan zakończeniem materiał na kilka niezłych tomów na pograniczu SF, Cyberpunka i Political Fiction. A ja po pierwszych 484 stronach się czuje oszukany, jakbym dostał niepełnowartościowy produkt. Może uda mi się Pana spotkać na którymś z konwentów i zapytać CO SIĘ STAŁO???
*) Jak i w kilku innych które miałem średnią przyjemność czytać w ostatnich latach, **) 484-493 jakby ktoś nie wierzył, ew. chciał wiedzieć o co chodzi w całej książce
Wysłuchałam. Nie aż tak daleka przyszłość, gdzie główny bohater jest de facto youtuberem eventowym i zarabia na oglądalności w meganecie (no nie poszalał z tym autor). Klimat dał światu w kość, więc propagowany jest wegetarianizm (z którym autor ma ewidentnie problem, patrząc jak rozpływa się w opisach nielegalnie wytworzonych i równie nielegalnie zdobytych przez bohatera produktów mięsnych) i wszelka oszczędność zasobów. Wpierw widzimy głównego bohatera nagrywającego niedoszłą publiczną egzekucję w nie-ZEA (geopolityka też się nieco zmieniła, ale tu też autor nie wykazał się wyższą kreatywnością, np. Neosowieci w miejscu Rosjan), potem w Warszawie (ta, o dziwo, nadal stoi) nagrywa knajpę dla elit z daniami niedostępnymi dla malućkich, a następnie zostaje zwerbowany przez milionera do prywatnej firmy jako niezależny dokumentator prac owej firmy na Księżycu.
Rozumiem, że to miała być satyra na współczesne społeczeństwo, ale autor tak bardzo przestrzelił, że wyszła dość miałka książka. Kobiet praktycznie nie ma, bo albo robią za fabularne manekiny, na których autor ukazuje okrutność świata ([SPOILER i TRIGGER WARNING:] doprowadzając np. jedną z tancerek w klubie do samobójstwa), albo autor "nadmuchuje" jedną, dla głównego bohatera, żeby miał do kogo smolić cholewki. Wszystkie opisy sprowadzały się niemal wyłącznie do porównań i to dość banalnych lub klisz. Za to sytuacje krwawe były malowane słowem wręcz z lubością (zwłaszcza [SPOILER:] scena przygotowania mózgu małpki do spożycia). Nie rozumiem też po cholerę autor nawrzucał tyle żargonu para-militarnego i to najczęściej w takim semi-angielskim - nawet Magdalena Kozak w swojej militarnej fantastyce nie daje tego tyle.
[SPOILER:] Zakończenie jest jeszcze bardziej do bani. Nagle bohater staje oko w oko z bytami zamieszkującymi Księżyc, które wymordowują całą ekspedycję, bo "ludzie są zbyt indywidualni, a to się w kosmosie nie sprawdzi, więc dla waszego dobra pokażemy wam, że kosmos jest be dla ludzi, żebyście tu nie wracali". Ba! Byty te potrafią idealnie naśladować ludzi - ich wygląd i zachowanie (ergo: są wśród nas!). Oczywiście nie wiadomo, co się stało z bohaterem, bo narracja urywa się nagle. Ot, taka wisienka na torcie miałkości tej pozycji.
Oficjalnie zostaję fanką twórczości Jarosława Grzędowicza! 💖 To powieść z gatunku science-fiction, której akcja toczy się w naszym świecie w niedalekiej przyszłości. Pomysł Grzędowicza na to, jak potoczy się historia i jak mogłoby wyglądać życie za kilkadziesiąt lat jest niesamowity! Bardzo ciekawa interpretacja współczesnego społeczeństwa zaprezentowana w krzywym zwierciadle. A do tego ta niesamowita dbałość o szczegóły i spójność świata przedstawionego, dopracowana wizja przyszłości i zgrabny, elokwentny język powieści, no nie mogę się nachwalić! Może zakończenie nie było aż takie fantastyczne, na koniec książka jakby zaliczyła spadek, ale to wciąż świetna lektura. Trochę też jest naciągany opis wydawcy, ponieważ tytułowy Hel3 jako alternatywne źródło energii nie jest tutaj głównym wątkiem. Niemniej jednak to chyba jedna z najlepszych powieści, jakie czytałam w tym roku 😻❤️