Wszyscy kłamią. Ważne jest to, które kłamstwo ma dla nas znaczenie.
Zagubiony w lesie pensjonat Mścigniew tuż przed świętami Bożego Narodzenia wypełnia się z pozoru zwyczajnymi gośćmi, z których każdy ma niebagatelne powody, by spędzić ten czas właśnie tam – w spokoju i w oddaleniu od zgiełku codzienności. Kiedy więc pewnego poranka amatorka nordic walkingu, Olga Mierzwińska, przed wyjściem na trening odkrywa w wannie trupa, nikt nie jest zadowolony, a najmniej właściciel, który staje na głowie, by zatrzymać gości w pensjonacie. Policja uznaje sprawę za wypadek, gdy jednak ta sama dziewczyna znajduje podczas spaceru kolejne zwłoki, sytuacja staje się poważna i do akcji postanawia wkroczyć detektyw Poziomka – amator krówek ciągutek i ekstrawaganckich krawatów.
Galeria oryginalnych postaci, gęstniejąca z dnia na dzień atmosfera i odkrywane jedno po drugim kłamstwa gości, z których każdy ma coś do ukrycia – a wszystko przy dźwiękach świątecznych przebojów i w blasku choinkowych lampek.
„Romanowski, niestety, nadal nie potrafił niczego udowodnić. Wiedział, że jego teoria jest w miarę spójna i ma sens. Kiedy wczoraj patrzył na wszystkie czynności wykonywane przez Olgę, jeszcze mocniej utwierdził się w tym przekonaniu. Obraz uzupełniały poszlaki. Ślady znalezione w łazience, metocard pod łóżkiem, informacje zebrane od gości. Romanowski był więc prawie pewny, jak dokonano morderstwa, ale wciąż nie widział, kto go dokonał i dlaczego. Ci ludzie tutaj…” – fragment powieści.
Recenzję najnowszego kryminału Magdaleny Knedler pt. „Nie całkiem białe Boże Narodzenie” rozpocznę dość przewrotnie. Znacie disnejowski hit dla dzieci (i nie tylko ;)) „Kraina lodu”? Znaczącą rolę gra tam bałwanek Olaf, wygadana postać z wielkim sercem. W jednej ze scen, kiedy Olaf zbytnio zbliża się do buchającego ogniem kominka, żeby ratować swoją przyjaciółkę – księżniczkę Annę, pada z jego ust ważna kwestia: „bo dla niektórych to warto się roztopić”. No, a w kontekście książki Magdy można by tę kwestię z powodzeniem przekuć na: „bo dla niektórych to warto zamordować”. Poza tym, zimowe okoliczności przyrody łączą te dwie historie, stąd to moje pokrętne skojarzenie.
Zaintrygowani?
Mam nadzieję, bo Knedler stworzyła kryminał, w którym poszukiwanie motywu zbrodni oraz dotarcie do mordercy to nie lada gratka, ponieważ autorka pokusiła się o jakże udane randez–vous z konwencją znaną z klasycznych kryminałów Agathy Christie. Mamy tu zatem niewielką przestrzeń, w obrębie której dochodzi do morderstwa; mamy dość hermetyczną grupę potencjalnych sprawców, z których każdy skrywa wstydliwe sekrety, a wreszcie mamy śledczych – zarówno profesjonalistów, jak i amatorów, którzy z sherlockowską dokładnością analizują dowody i tropią poszlaki. Obraz ten uzupełniają barwnie opisane okolice Wschowy w województwie lubuskim, w której to lokalizacji autorka uruchomiła uroczy pensjonat „Mścigniew”, stanowiący oazę spokoju i relaksu. Jest tak jednak do czasu, kiedy jeden z hotelowych gości traci życie w okolicznościach tylko z pozoru wyglądających na nieszczęśliwy wypadek…
Autorka na kartach swojej dziewiątej powieści powołała do życia plejadę pełnokrwistych bohaterów, którzy skumulowani w jednym miejscu tworzą mieszankę wybuchową. Powiązania między nimi, interpersonalne napięcie, grzechy ciężkie i nieistotne w ostatecznym rozrachunku grzeszki wychodzą na jaw wraz z postępami w śledztwie prowadzonym przez osobliwe, ale niewątpliwie skuteczne i sympatyczne trio: podinspektora Grzegorza Romanowskiego, prywatnego detektywa Wojciecha Suzina oraz Olgę Mierzwińską – osóbkę, która miała w planie spędzić Boże Narodzenie w błogiej atmosferze z dala od zgiełku miasta, a przyszło jej wpaść w sam środek krwawych zdarzeń. Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o moim drugoplanowym ulubieńcu, aspirancie Przemku Lubowiczu – genialnej postaci, będącej perełką w policyjnych szeregach z uwagi na nieskalaną rutyną bystrość umysłu oraz wyssaną z mlekiem matki literacko-kulturalną wiedzę. Gdyby nie Lubowicz postępy w dochodzeniu mogłyby być dużo wolniejsze. Ogólnie rzecz ujmując, fabuła tej powieści prowadzona jest po mistrzowsku, ponieważ cienkie nitki prawdy przeplatają się z żeglarskimi linami kłamstw, co niejednokrotnie wyprowadziło mnie na manowce przy ustaleniu tego, kto rzeczywiście zabił.
Ku mojej satysfakcji, Knedler tworzy książki z żelazną konsekwencją i bez względu na to, czy spod jej pióra wychodzi powieść obyczajowa, czy kryminalna, czaruje czytelników kunsztownym, ale nie napuszonym językiem, literacko-kinematograficznymi odniesieniami oraz realistycznymi opisami miejsc – w przypadku „NCBBN” jest to Lgiń wraz z przylegającymi do niego lasami i jeziorem oraz Wiedeń, do którego prowadzi życiorys ofiary morderstwa w przeddzień Bożego Narodzenia. Do tego wszystkiego dochodzi psychologiczna niemal analiza ludzkich przywar oraz motywów działania, popychających człowieka do zdrady, oszustwa, a nawet… zabójstwa. I nic to, że wokół rozbrzmiewają dźwięki świątecznych piosenek (autorka funduje nam przebieżkę po najbardziej znanych świątecznych nutach, przemycając własną opinię na ich temat za sprawą swoich bohaterów), a zapach piernika smakowicie drażni zmysł powonienia (niech żyje moc wyobraźni!). Książkę tę można bowiem z powodzeniem czytać o każdej porze roku.
Biorąc pod uwagę wyżej opisane kwestie, nie boję się okrzyknąć Magdaleny Knedler „polską Agathą Christie” i domagam się wręcz kolejnych perypetii teamu Romanowski, Suzin & Mierzwińska, na co jednoznacznie wskazuje zakończenie książki. Mam nadzieję, że zarówno autorka, jak i Wydawnictwo „Novae Res” mają takową kontynuację w planach i niebawem o niej usłyszymy.
Trzymam również kciuki za utrzymanie dotychczasowego wysokiego poziomu graficznego okładek dedykowanych powieściom wrocławskiej pisarki, ponieważ idealnie oddają one ich charakter oraz fantastycznie prezentują się na półce czy na zdjęciach.
400 stron pochłonięte w jeden dzień - niech żyją leniwe niedziele! Bardzo miła lektura w klimacie królowej Agathy: morderca jest wśród nas, śledztwo incognito i tak dalej, i tak dalej, łącznie z klasycznym wyjaśnieniem "kto zabił" w jadalni ;) Intryga chyba stosunkowo łatwa do rozpracowania na pewnym etapie, ale to chyba dobrze, bo oznacza, że autorka nie przekombinowała. No i miło czasem poczytać o takich całkiem banalnych zwłokach... ;)
Magdalena Knedler wciąż pozostaje moją ulubioną polską pisarką. Tym razem trafił do mnie kryminał bardzo w stylu Agathy Christie, zresztą do jej twórczości bezpośrednio się odwołujący - wieś, kameralny pensjonat, a w nim grupa na pozór zwyczajnych ludzi, z których jedna osoba padnie ofiarą morderstwa.
Czyta się szybko, miło, przyjemnie (muszę pochwalić bardzo ładne marginesy i przegenialną okładkę) - tak, jak powinno czytać się książkę przeznaczoną na okres świąteczny. Nie rozpracowałam zagadki samodzielnie, mimo że naprawdę się starałam - za to ogromny plus. (Zwłaszcza że rozpracowuję tak 70% czytanych książek).
Bardzo duży uśmiech też za to, że NARESZCIE ktoś w polskim kryminale zauważył, że w polskim postępowaniu karnym tzw. postępowanie przygotowawcze prowadzi (co do zasady) PROKURATOR. Jeszcze większy uśmiech za to, że Autorka nie rozpisuje się o szczegółach śledztwa, tylko po prostu (co jest o wiele ciekawsze i bardziej przystępne dla kogoś, kto się prawem nie zajmuje i nie ma takiego zamiaru) zauważa, że np. sekcji nie można zrobić "ot tak", tylko że właśnie wspomniany prokurator musi mieć w tym pewien udział. To jest aspekt bardzo rzadko poruszany, widziany i ogólnie mam wrażenie, że wielu autorów podchodzi do prawa w powieści na zasadzie "O, oglądam wiadomości, wiem, jak skazuje się przestępcę!", co najczęściej z perspektywy kogoś, kto ma zamiar się tym zajmować zawodowo, daje opłakane skutki i przeszkadza w lekturze.
Nie mam oczywiście zamiaru umniejszać geniuszu Agathy Christie, która położyła fundament pod gatunek kryminału, ale muszę zauważyć, że dosyć sporo jej powieści miało postaci - eufemistycznie mówiąc - mało angażujące czy lubiane przez czytelnika. (Nie mówię oczywiście o tych najlepszych i najbardziej znanych historiach, ale jeśli sięgnie się do tych nieco gorszych książek, to okaże się, że nazwisk bohaterów jest trzydzieści, a my kojarzymy z nich tak z pięć osób). Autorka tutaj na szczęście tego nie powiela, sprawiając, że każda postać, która pojawia się na kartach powieści, ma własne cechy i jest odróżnialna od całej reszty.
Na koniec zaznaczam jedno (zresztą to, co sama Autorka napisała w swoim posłowiu): "Nie całkiem białe Boże Narodzenie" jest książką miłą, rozrywkową, z cudownymi wtrętami o tematyce kulturowej (nie mogę nie dostrzec, że mamy z Magdaleną Knedler ten sam gust, jeżeli idzie o filmy, seriale i - chyba - książki). Nie oczekujcie od niej opowieści, która zmieni Wasze życie czy podejście do literatury, tylko czegoś idealnego na któryś przed- lub powigilijny wieczór. Polecam.
Książka świetna na świąteczny czas choć można się nią cieszyć o każdej porze roku. Jednak w Święta można bardziej wczuć się w klimat jako, że fabułą książki rozgrywa się w ciągu paru przedświątecznych dni. Wszystko dzieje się bardzo szybko co bardzo mocno wciąga czytelnika. Całość przywodzi nieco na myśli Agathę Christie. Nie mamy tutaj jakiś szalonych pogoni za mordercą, wypruwania flaków czy szczegółowych opisów rozkładających się trupów. Wszystko toczy się w zacisznym pensjonacie - niby nudno, ale tylko pozornie. Zdecydowanie jeszcze wrócę do tej autorki. Polecam!
Całkiem przyzwoity kryminał w wersji klasycznej. Mamy pensjonat na odludziu, grupę ludzi, trupa (a nawet dwa) i mordercę, którym musi być ktoś z mieszkańców pensjonatu. Do tego nadchodzą Święta, sypie śnieg, a z głośników non stop słychać świąteczne przeboje. Zabawny pomysł na nieoficjalne pozyskiwanie informacji przez parę gejów. Książkę czyta się dobrze i szybko i co najważniejsze z jej kartek nie wylewa się krew i nie wypadają ludzkie szczątki. Zakończenie może być otwarciem nowej serii, za co trzymam kciuki 😁
Święta, święta i książki z bożym narodzeniem w tle. Tym razem zamiast opowiastek z choinką w roli głównej mamy całkiem zgrabny kryminał Czyli bardzo przyjemna, lekka książka inspirowana kryminałami Agathy Christie. Zapach pierniczków, kolędy które się sączą cały czas z głośniczków w troszkę odludnym pensjonacie i do tego trup. Ba,nawet dwa trupy ….. Opowieść ujmuje jednak humorem słownym i sytuacyjnym, a także lekkim piórem autorki. Do tego cała plejada bohaterów o różnych osobowościach i przywarach. Wisienką na torcie jest dwóch „Sherlocków” i młodziutka „panna Marple”
Bardzo ciekawie napisana powieść detektywistyczna, w klimacie świątecznym. Zakrywało Agatha Christie, do której zresztą autorka nawiązywała w książce. Mam nadzieję na kontynuację losów Olgi, Grzegorza Romanowskiego oraz Suzina. Świetnie wykreowana relacja tego trio. Super się czytało!
Trochę porwałem się z motyką na słońce z tą 'świąteczną' książką, bo zacząłem ją czytać zaraz po świętach tłumacząc sobie, że mamy okres noworoczny i będzie pasowała do momentu. Trochę mi się przedłużyło, ale absolutnie nie żałuję lektury.
Usytuowany na pustkowiu pensjonat 'Mścigniew' przygotowuje się na Boże Narodzenie. Wszystkie pokoje są wynajęte przez ludzi, którzy mają swoje powody aby święta spędzić z dala od domu czy zgiełku miasta. Z pozoru sielankowy klimat zostaje zburzony kiedy pewnego ranka Olga Mierzwińska - amatorka nordic walkingu - znajduje trupa w wannie. Okoliczności wskazują na wypadek, ale do akcji - pod przykrywka urlopu - wkraczają inspektor Romanowski i jego przyjaciel, prywatny detektyw Wojciech Suzin. Kiedy nieopodal pensjonatu zostaje znalezione drugie ciało świąteczna atmosfera zaczyna zanikać, a Romanowski i Suzin musza rozwikłać zagadkę.
Uwielbiam kryminały, których akcja dzieje się w jednym domu czy pokoju. I choć nie jestem wielkim fanem Agathy Christie to bardzo cenię sobie właśnie ten rodzaj zagadki. Magdalen Knedler zdołała przenieść świetny kryminał w stylu właśnie Agathy Christie na polski grunt, a mało tego otoczyła intrygę mnóstwem świetnego humoru i wyrazistych postaci, które od samego początku budzą w nas emocje. Zacznijmy od osi fabularnej, klasyczny trup w wannie, mnóstwo obcych sobie osób wokół, które z pozoru nie mają ze sobą żadnego związku. Inspektor policji, który swoje życiowe problemy odsuwa na dalszy plan i w pełni koncentruje się na śledztwie i ukryty motyw mordercy. Wszystko brzmi banalnie i do bólu schematycznie, ale nie główna fabuła jest tutaj siłą napędową książki. To co przyciąga czytelnika do lektury to bez wątpienia postaci i ich wzajemne relacje. Dialogi prowadzone pomiędzy bohaterami, przemycane dowcipy czy żarty sytuacyjne sprawiły, że śmiałem się raz po raz (a nie zdarza mi się to często podczas polskich lektur). Dynamika poszczególnych bohaterów i to jak stopniowo odkrywamy tajemnice poszczególnych gości pensjonatu są absolutnie fantastyczne. Wszystko to prowadzi nas do satysfakcjonującego finału, który jest dość dobrze przemyślany przez autorkę. Jedyna rzecz, do której mógłbym się przyczepić to samo zakończenie, nie śledztwa, a wątków głównych bohaterów. Historia po prostu się urywa zostawiając czytelnika z wyrazem zdziwienia. Wskazuje to na kolejną część przygód inspektora Romanowskiego, Suzina i Olgi, ale czy do tego dojdzie?
Świetna zabawa, zwłaszcza dla miłośników kryminałów w stylu Agathy Christie i do przeczytania w okresie świąteczno - noworocznym. Polecam!
Po paru latach przeczytałam jeszcze raz i dalej uważam, że to fajna pozycja na relaks przed świętami. Szybko się czyta i mimo kryminalnego wątku głównego, można poczuć świąteczny klimat :) nie jest to ambitna pozycja, ale bardzo przyjemna, polecam!
W książce Magdaleny Knedler, niewielki pensjonat w Mścigniewie, pełen pysznych dań, choinek i grających zewsząd piosenek świątecznych, przeradza się w miejsce, w którym pośród poszukujących ducha świąt gości, przebywa również morderca.
"Nie całkiem białe Boże Narodzenie" zdecydowanie przypadło mi do gustu, ponieważ w konwencji nawiązuje do książek Agathy Christie. Wprawdzie genialny umysł śledczy Panny Marple i Herculesa Poirot został podzielony pośród trójkę bohaterów, jednak cała otoczka całkowicie się zgadza. Odosobnione miejsce na odludziu, gdzie każdy jest podejrzany i ma swoje tajemnice. Są Nam one po kolei odkrywane, rzucając cień na poszczególnych bohaterów. Postacie bardzo barwne, a wśród nich prym prowadzi niedoszła piosenkarka Olga, która znajduje dwa ciała i przy okazji odkrywa w sobie smykałkę śledczą, oraz przyjaciele z dawnych lat w postaci Detektywa i Policjanta. Na koniec wielki suspens i odkrycie tajemnicy. Nie jak u Agathy, udało mi się znaleźć mordercę trochę wcześniej, z czego jak zwykle się mocno ucieszyłam. Było ciekawie, a otwarcie na drugi tom bardzo mnie cieszy. Gorąco polecam :)
Książkę zaliczyłabym bardziej do powieści detektywistycznej niż kryminału jako takiego. Sam pomysł prowadzenia czytelnika skojarzył mi się mocno z powieściami Agathy Christie, która zresztą pojawia się w książce parokrotnie. Autorka skupia się bardziej na analizie, poszlakach, przesłuchaniach i bohaterach, którzy uważam są rozbudowani i po prostu "jacyś". Wszystko dzieje się w jednym miejscu - pensjonacie w małej miejscowości, bohaterów też mamy tylko garstkę, mianowicie gości rzeczonego pensjonatu. Co absolutnie nie odbiera historii i książce klimatu. Na każdym kroku czuć tutaj atmosferę świąt pomimo trupów w tle. Niejednokrotnie nudziłam sobie wspominane piosenki świąteczne. Wprawdzie akcja nie goni akcji, nie możemy się tutaj spodziewać suspensu ale książce zdecydowanie nie można odmówić tego, że pochłania. Wydaje mi się, że to jedna z tych pozycji, która albo się kocha albo nienawidzi, nie ma tu półśrodków.
3.5 ⭐ Zakończenia się nie spodziewałam, bardzo fajna intryga i dość dobrze się czytało. Jedyny minus który tutaj się pojawił to ten spojler do książki Christie, zapewnie nie był by jakimś ogromnym problemem gdyby nie to że chciałam po tę pozycję sięgnąć, ale teraz to chyba nie ma już sensu... Ogólnie książkę polecam, może nie jest typowo w zimowym klimacie ale zdecydowanie świątecznym.
Co roku, pod koniec roku czytam świąteczne obyczajówki - tym razem sięgnęłam po kryminał w świątecznym klimacie. Cóż, niestety i w święta dochodzi do wypadków śmiertelnych, choć na szczęście w tej książce opisanych z dystansem, a nawet poczuciem humoru. Przyjemniej lektury :)
Czemu większość świątecznych kryminałów musi iść w ten sam schemat... Nie jest to zła książka, ale wynudziłam się. Także mnie osobiście nie porwała i nie zaskoczyła, mimo tego, że zakończenie naprawdę jest w porządku i nie takie oczywiste.
Książka "Nie całkiem białe Boże Narodzenie" to tak naprawdę świetny kryminał opatrzony lekką dozą humoru, utrzymany w lekko melancholijnym klimacie, gdzie wątki poszczególnych postaci przeplatają się pomiędzy sobą, tworząc tym samym ciekawą propozycję na okołoświąteczny nastrój. Nie znajdziecie tu ckliwego romansu, czy też typowej obyczajówki nastawionej na wprowadzenie czytelnika w świąteczny klimat.
Manor on the outskirts of a village, mysterious death, or rather two, and a group of guests who just wanted to spend the holidays peacefully, and suddenly became suspects. The novel is definitely inspired by classic detective stories, in the style of Agatha Christie, but unfortunately is quite predictable. Author tries to play with the characters, but with varying results. Well, at least the main character is like-able and the book is pleasant to read.