nie do końca wiem co tu się wydarzyło ale z jakiegoś niewyjaśnionego powodu całkiem mi się podobało (im dalej w las, tym mniej, ale ogólnie pozytywne odczucia)
Po Jeziorze Bodeńskim tego samego autora, to kolejna książka, która mi się podobała, ale nie umiem do końca wyjaśnić czemu.
To nie fabułą ta książka stoi. Mamy tu autora, który wraca pociągiem z Włoch, rozczarowany ("smutny i nieswój"). W pociągu spotyka rodaka i tenże rodak zwierza mu się z historii własnego życia. I to właśnie historia Henryka Szalaja jest kanwą tej książki. Mamy w tej historii rozczarowanie życiem, rozważania o miłości bliskiej i zwyczajnej, i platonicznie niezwyczajnej.
Jednak, jak napisałam, to nie fabuła jest tu najważniejsza. Język Dygata jest wspaniały. Uważam, że dwie pierwsze strony tej powieści to arcydzieło. Trafiają się tu takie perełki słowne, które smakuje się jak landrynki.
Czytając Dygata, czułem się po trochu jak swawolny Dyzio z "Ludzi bezdomnych". Swoją swawolę mógłbym usprawiedliwić słabą obecnością dygatowej prozy na rynku wydawniczym czy też naręczami książek, które w bibliotece krzyczały zewsząd do mnie "wypożycz mnie! przeczytaj mnie!", wśród których to wrzasków łatwo było zgubić Dygata z pola widzenia. Po lekturze myślę, że jednak dobrze się stało, że splot uporczywie przyjaznych okoliczności (a w "Podróży" sporo jest o takich splotach, Fatum i Losie) zadecydował, że dopiero teraz sięgnąłem po Dygata. Podejrzewam, a raczej odczuwam prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że gdybym "Podróż" przeczytał jako licealny smarkacz, niewiele bym z tej książki wyniósł. Młody człowiek przeważnie myśli, że może zawojować świat, który stoi przed nim otworem. Tak myślał również Henryk, główny bohater powieści, a życie, jak to życie, potoczyło się swoją drogą. Udając się w tytułową podróż, Henryk odbywa jednocześnie retrospekcyjną wyprawę w przeszłość i w głąb samego siebie. Mimo że podróż do Włoch jest ucieleśnieniem jednego z jego marzeń, to "Podróż" jest powieścią gorzką. Gorycz ta nie wynika jednak z faktu dorastania przez Henryka w trudnych czasach, przypadających na lata wojenne oraz na okres życia w najlepszym z możliwych ustrojów. Jeśli ktoś obawia się, że "Podróż" to kolejna porcja narzekań straconego pokolenia na wojnę i komunę, to może swe obawy odłożyć na bok. U Dygata historia i polityka jedynie majaczą w tle i pełnią rolę ozdobnika dla świetnie poprowadzonej fabuły. To, co mnie chwyciło za czytelnicze serce, to sposób zawiązywania akcji przez pisarza, odpowiednio dozowana ironia i groteska, umiejętność operowania celną puentą, która spokojnie może zostać podniesiona do rangi aforyzmu, wreszcie dialogi. Ich budowa przez Dygata jest iście mistrzowska. Podobnie jest z konstruowaniem napięcia przez nakładanie na siebie kolejno scen, których sugestywność ma taką siłę wyrazu, że "zbieram szczękę z podłogi" naprawdę niekiedy nie wydawało mi się wyrażeniem wyświechtanym podczas lektury. Za całą sekwencję scen z Capri - ale i nie tylko za tę - Dygatowi winniśmy oklaski.
"Wystarczy zdobyć się na odrobinę życzliwości wobec Życia, a wyda nam się ono zupełnie przyjemne". Z takim przesłaniem kończę "Podróż", mimo że Henryk spokojnie mógłby zapożyczyć się u Budki Suflera i zaśpiewać, że w życiu mu nie wyszło.
Dygat's writing style makes you want to read on. Even though the novel is made of not the best connected parts, still those parts separately are bril and pretty wise.