Podobno praca leży na ulicy. Niejeden z bohaterów tej książki się o nią potknął. Bezrobocie jest najniższe od ponad dwóch dekad, a warunki na rynku pracy dyktują pracownicy. Ponoć. Są wykresy i tabele, które to mają potwierdzać, są analitycy, którzy te słowa powtarzają jak mantrę, są politycy, którzy się tym zdaniem zachłystują. I są ludzie, którzy rynkiem pracy nie potrząsną. Rynek ich połknie i wypluje. Ta książka jest o nich.
To reporterski rzut oka na polski rynek pracy – historycznie i dziś. Jak bardzo ten rynek się zmienił od czasu, kiedy chałupnicy przeszli z domowych warsztatów do fabrycznych hal? Jak bardzo kryzys wczesnych lat 90. różnił się od kryzysu lat 30., gdy bezrobotni organizowali strajki? I wreszcie: co to znaczy nie pracować w świecie, w którym ponoć nie pracuje tylko ten, kto nie chce?
Jeden z rozmówców powiedział autorce: "Stwierdzenie, że to jest taka praca jak każda inna, że ktoś jedzie dorywczo pracować za granicę czy zbiera runo leśne, to trochę pokazuje, jak bardzo upadliśmy, myśląc o tym, czym jest praca". Chociaż wielu pokoleniom wbijano do głowy, że żadna praca nie hańbi…
Historycznym i współczesnym reportażom z książki Nie hańbi towarzyszą prywatne poszukiwania autorki – poszukiwania robotniczych korzeni jej przodków w jednym z najbardziej robotniczych miast Polski, Żyrardowie.
Dziennikarka, redaktorka, freelancerka. Absolwentka wrocławskiej socjologii i Polskiej Szkoły Reportażu. Współpracuje z tygodnikiem „Polityka” i portalem gazeta.pl, na łamach których publikuje reportaże i teksty historyczne. W czasie pisania książki Nie hańbi rzuciła pracę w korporacji i przeprowadziła się z Wrocławia do Żyrardowa. Jej reporterski debiut został znakomicie przyjęty. Otrzymał nominacje do Nagrody Literackiej „Nike”, Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego oraz Nagrody im. Teresy Torańskiej.
Nie jestem w stanie zrozumieć kryteriów doboru historii w tym reportażu. Autorka pisząc książkę o rynku pracy w Polsce prawie połowę jej objętości poświęca dziejom robotniczym Żyrardowa, w tym i historii własnej rodziny, niewiele pozostawiając opowieściom współczesnym, których też i czytelnik oczekuje. Na dodatek wątek historyczny ma w tym kontekście wyłącznie wymiar komparatystyczny, gdyż niewiele nam mówi o sytuacji pracownika w roku 2017, na dodatek pozbawiony jest spostrzeżeń wykraczających poza powszechną wiedzę ogólną. Mam wrażenie jakby książka została skrócona na etapie redakcji w znaczny sposób, dzięki czemu pozostawia niedosyt, jak i nie tworzy w sumie żadnego koherentnego obrazu rynku pracy w Polsce. Widać też i inspirację reportażem "13 pięter" Filipa Springera, aczkolwiek należy stwierdzić, że Springer jest znacznie lepszy warsztatowo i dysponuje lepszym instynktem reporterskim.
Kolejna Gitkiewicz, kolejne rozczarowanie. Chaos, bałagan, za mało o pracy w książce o pracy właśnie. Chyba lepiej broniłaby się sama historia rodzinna, tak to reportaż rozczarowujący
Nierówna. Część reportaży rewelacyjna (Pan od ciężarówek na przykład), część wygląda jak szkice/drafty, jak niedokończona. "Nitki" po kilku pierwszych przestają coś wnosić, w dodatku panuje w nich chaos. Wartościowa pozycja, którą nieźle się czyta, ale mam wrażenie, że zyskałaby na lepszej redakcji.
Czytałam za ciosem, i wrażenia mam podobne jak przy drugiej książce autorki. Temat jest ciekawy, ale mam wrażenie skopany. Fragmenty dotyczące Żyrardowa czyta się dobrze, te o korporacjach są mega słabe. Straszny chaos, również językowy. Nie polecam.
Nie dodam chyba nic nowego do pozostałych recenzji. Książka jest przede wszystkim chaotyczna i nierówna. Momentami bardzo ciekawa i świetnie napisana, a zarazem pozbawiona myśli przewodniej. Autorka dotyka zbyt wielu wątków, by na 200 stronach głębiej je przeanalizować.
Czasem odnoszę wrażenie, że Autorka nie wyczerpuje w pełni tematu. Nitki, które przędzie, ostatecznie tworzą nie aż tak imponujący kłębek. Mimo to, książkę czyta się prędziutko, łatwo się zatopić w prowadzonych historiach.
Zgodnie z powiedzeniem "żadna praca nie hańbi" można przewidzieć o czym jest ten reportaż. Jednak jego struktura jest specyficzna.
Dzięki tej książce można poznać rynek pracy z czasów PRL-U i współczesny. Jednak uważam, że ta książka jest strasznie zagmatwana. Z jednej strony mamy ten historyczny rynek pracy czyli strajki robotników, zakłady, przodownicy pracy ku chwale wzniosłych idei. Po drugiej stronie współczesny świat korposzczurów, bezwzględnych i pozbawionych empatii pracodawców, pracowników stających na głowie, by zadowolić szefostwo (w końcu dziesiątki czeka już w kolejce na to stanowisko) co kończy się depresją, wypaleniem zawodowym etc. Z trzeciej zostają wbite poszukiwania autorki. Czego ona szuka? Korzeni swoich przodków, w Żyrardowie.
Nie podobał mi się ten reportaż. Tutaj jest upchane wszystko i w dodatku rozrzucone po całej książce co tworzy spory chaos. Gdyby może został wprowadzony inny układ to byłoby to bardziej przystępne. Ponadto uważam, że wszystko zostało tak zaledwie dotknięte. 3 wątki, 200 stron, zdecydowanie za mało na rozwinięcie skrzydeł. I tak szczerze mówiąc, nie obchodził mnie ten wątek poszukiwań korzeni przez autorkę, bo i życie rodzinne autorki jest mi obojętne.
"I choć wielu widzi w protestach bezrobotnych sterowaną z Moskwy pseudorewolucję, do rządu zaczyna docierać, że ten kryzys, pierdel, serdel, burdel chyba sam nie minie".
Spośród obligatoryjnej tegorocznej trylogii młodego lewaka (Gitkiewicz-Fejfer-Woś), "Nie hańbi" to zdecydowanie najmniej przekonywająca pozycja - paradoksalnie, wynika to z dość chałturniczego sposobu, w jaki cała książka jest zbudowana. Ok, autorka stworzyła ciekawą paralelę między współczesnym rynkiem pracy, a życiem szwaczek sto lat temu i pokazała, jak skutecznie wczesny kapitalizm zacietrzewił się w Polsce, przez co niezależnie, czy jesteś osobą wykształconą, z dużym doświadczeniem i mnóstwem kursów za sobą, czy prostym pracownikiem fizycznym (tzw. trzecią kategorią w PUP-ie), i tak czeka cię wyłącznie rozczarowanie, bo świat się zmienia, ale nie sposób, w jaki widzi cię pracodawca. Niby nic odkrywczego, ale wybrane przez Olgę Gitkiewicz przykłady są na tyle dobitne, że ciężko czasem nie przekląć pod nosem, uświadamiając sobie, że przecież też tam byłaś/byłeś. Niemniej, sposób, w jaki osobista historia autorki, związana z rodzinnym Żyrardowem, przeplata się z krótkimi szkicami współczesnych pracowników, wydaje się dość toporny i o ile z przekazem trudno się nie zgodzić, tak forma, w jakiej go zaserwowano, sprawia wrażenie, że mamy do czynienia z nieprzemyślanym zlepkiem obserwacji, a nie kompletnym tworem. Nie zmienia to faktu, że warto poświęcić jej wieczór.
Po pierwszych rozdziałach obawiałam się tej książki. Tekst o pracy w korporacji był tak chaotyczny i szczątkowy, jakby ktoś kazał autorce wyciąć z niego połowę słów. Ale fragmenty o Żyrardowie i dłuższe relacje o pracy kilku osób są ciekawe. Początkowo Gitkiewicz zestawiała ze sobą pracę kiedyś i pracę dziś, potem jakby odeszła od tego pomysłu skupiając się na instytucjonalnym rynku pracy. Mamy więc kilka obrazków, które niekoniecznie układają się w jakąś całość i wnioski. Czy dowiadujemy się czegoś nowego? Mam też poczucie, że niektórych fragmentów tu brakuje, obraz jest niepełny. Czyta się dobrze (w większości), ale nie miałabym nic przeciwko książce dwa razy grubszej, ale kompletnej, która zjawisko opisuje, diagnozuje, a nie rozgrzebuje i porzuca.
wybór tematu reportażu bezbłędny, ale nie kupuję tej formy. jak kilkadziesiąt mini-reportaży, notatek, karteluszek - rozsypanych i złożonych na prędce, pozornie uporządkowanych i orbitujących wokół tematu „rynek pracy” w losowych datach. do tego nowoczesne narracyjne koszmarki i zdania pisane jedne pod drugim. czemuuuu
Bardzo ciekawy temat, ale nie podoba mi się sposób jego realizacji. Czuję tu jakiś chaos.
To reportaże o pracy. O pracy na przestrzeni ponad stu lat.
„Mam za sobą dwanaście lat w korporacji. Odszedłem z korpo, bo miałem dość tej ciągłem gonitwy. Łapałem się też na tym, że nawet w domu próbowałem dobrze „sprzedać się” przed żoną. Ciągle ściemniałem, trudno było przestać. Tak się złożyło, że dostałem spadek po wujku. To pozwoliło mi odejść i zacząć ze start-upem. Inaczej bym chyba zwariował.
A nie, to nie moja historia. To Janusza z „Głosu Mordoru”.
-No i co? – pyta głos, który nagle nabrał wyraźnego angielskiego akcentu. -Siedzisz sobie w tym ciepłym korpo, a życie przecieka ci między palcami? Niby kaska się zgadza, karta MultiSport siedzi dumnie w portfelu, służbowy laptopik śmiga jak złoto, a jednak ty nadal czujesz, że coś jest nie tak? Może marzyłeś o własnym przedsiębiorstwie? Karierze artysty? Sławie i milionach dolarów na koncie?
Hm. Ja zwolniłam się z korpo, żeby napisać tę książkę.
Dość ponura książka poświęcona pracy w Polsce. Układ reportażu jest raczej chaotyczny, ale wygląda to na celowy zabieg artystyczny (opisywane zagadnienie wybitnie uporządkowane nie jest). Książka dobitnie pokazuje, że mimo oficjalnej propagandy o niskim bezrobociu nadal wiele osób jest zmuszonych do podejmowania pracy na słabych warunkach: za minimalną stawkę, na czarno, na umowę śmieciową, z mobbingiem, bez harmonogramu, bez przestrzegania zasad BHP. Po lekturze książki zastanawiam się czy taki kryzys jak w latach 30-tych XX wieku mógłby przydarzyć się ponownie i jak by wyglądał.
Po "Nie zdążę", które dalej postrzegam jako świetny reportaż, za "Nie hańbi" (w ogóle ten sposób tytułowania całej serii reportaży byłby świetnym pomysłem!) zabrałam się mając może nie oczekiwania, ale pewne nadzieje. Książka okazała się nierówna i momentami chaotyczna. We fragmentach o Żyrardowie oraz w historii rodzinnej autorki, widać, że zostały poczynione stosowne przygotowania i poszukiwania, natomiast brakuje tego we współczesnej części, która niewiele wnosi, momentami po prostu nudzi (wyjątkiem jest historia kierowcy ciężarówki).
Jedno, co jest pewne, czytając kolejną książkę Olgi Gitkiewicz, to poczucie przytłaczającej beznadziei, które towarzyszy mi nawet po przeczytaniu ostatniego zdania. Z "Nie hańbi" nie jest inaczej, nawet jeśli to reportaż przeplatany historią Żyrardowa na tle własnej rodziny. I o ile mogę zakładać, że po latach od wydania, sytuacja na rynku pracy się być może poprawiła, to szczerze mówiąc, nie mam ochoty na aktualizację danych w tym samym wykonaniu.
Kolejny bardzo fajny cykl reportaży o pracy w Polsce. Historie podzielone są na rozdziały przez co przeplatają się ze sobą - te sprzed lat z tymi współczesnymi. Tym samym tworzy to obraz rynku pracy i ludzi na przestrzeni kolejnych dziesięcioleci. Jest to jedna z tych książek, które mocno otwierają oczy.
Książka jest zasadniczo mało odkrywcza i przez to w sumie rozczarowuje. Autorka streszcza to, co każdy w miarę zorientowany człowiek już wie: że mobbing, że smieciówki, że praca w gastro to tragedia, że walka z bezrobociem to żart itp. Zdecydowanie brakuje tu pogłębionej analizy i jakiejkolwiek choć próby zasugerowała rozwiązań.
Chciałabym lubić bardziej ten reportaż ale był bardzo nierówny. Niektóre rozdziały były genialne (nawet mogłyby zasłużyć na osobną książkę) a inne były bardzo przeciętne. Trzy gwiazdki za genialne rozdziały o urzędzie pracy, likwidacji sklepów czy tych, które opowiadały o trudnościach ze znalezieniem pracy.
Książka porusza historię powstawania kultury pracy w Polsce poprzez wspominanie przodków przez autorkę oraz to jak wygląda praca dziś. Można wyciągnąć wiele wniosków. Mam zastrzeżenia do dwóch lub trzech ostatnich rozdziałów, które były zbyt krótkie przez co tematy nie były dostatecznie rozwinięte. Wyglądało to jakby były one pisane na szybkiego byle tylko wspomnieć dane aspekty.
Książka bardzo ciekawa ale czegoś mi w niej zabrakło. Wydaje mi się, że brak pociągnięcia i bardziej dogłębnego przeanalizowania rzuconych wątków. Dodatkowo przez połączenie prywatnego wątku pisarki tj. historii Żyrardowa z aktualnym rynkiem pracy panował w książce chaos. Mimo to lektura była interesująca i szybko się ją czytało, także 5/10.
Książka nierówna, napisana momentami drażniącym, egzaltowanym językiem. Część dotyczącą teraźniejszości mało odkrywcza dla kogoś, kto interesuje się sprawami społecznymi. Bardzo ciekawa część historyczna.
Trochę zbyt chaotyczna i nierówna (niektóre rozdziały zbyt powierzchowne), ale duży plus za reporterską wrażliwość i pokazanie szerszego historycznego kontekstu (za to doceniam rozdziały o Żyrardowie). Świetny rozdzialik o kierowcy ciężarówki.
Nie było źle. Po autorce spodziewałem się grubych odchyleń w stronę ekonomicznej lewicy (jak w "Nie zdążę"), ale było całkiem obiektywnie. Człowiek po przeczytaniu tej książki docenia fakt pracy w zagranicznym korpo.
Trochę brak mu jakiejś kropki nad i. Bo że bezrobocie, że firmy upadają, że zwalniają ludzi, to każdy chyba wcześniej wiedział. Brak głębszej analizy, konkretne zagadnienia odhaczone po łebkach. Ale było kilka ciekawostek. 2.5\5