Nie jest łatwo określić, kiedy zaczęła się ta dekada dekad, ta superdekada. Co ją charakteryzowało i sprawiło, że była taka bogata, radosna, wyjątkowa? Przeniesienie życia towarzyskiego i literackiego na Facebooka, hipsterrealizm w kinie polskim, vaporwave, beka jako źródło udręki i uciechy, wysyp memów, gifów i sucharów, moda na bieganie, które zyskało status medytacji w ruchu? A może wcale nie było i nie jest wesolutko? A może nasze życie jest wegetacją w kapsułach własnych pokoi, które dzięki internetowi służą nam za wygodną ambasadę mizantropii? O tym właśnie jest ta książka. I taka właśnie jest ta nasza dziwaczna dekada o nowym smaku polskim – delfina w malinach.
Z wykształcenia literaturoznawca, redaktor w Wydawnictwie Czarne. Pisze m.in. dla „Dwutygodnika”, „Pisma”, „Polityki”. Parę lat temu wydał jako e-book zbiór fejsbukowej prozy ulotnej zatytułowany Transmisje. Mieszka w Zgierzu.
Jestem absolutnie zachwycona tą publikacją! Wreszcie doczekałam się książki, która jest mocno zanurzona we współczesności i która podejmuje próbę zdiagnozowania różnych zjawisk, jakie miały miejsce w ostatniej dekadzie w polskiej kulturze. Arcyciekawa, przemyślana, bardzo dobrze zredagowana i napisana (patrząc po nazwiskach, nic w tym dziwnego), świetnie wydana i zmuszająca zastanowienia się nad wieloma kwestiami. Po małym czytelniczym kryzysie (mam nadzieję, że ów kryzys jest już za mną) ta książka napawa mnie optymizmem - może ten rok będzie obfity w książkowe trafy.
Oszukańczy podtytuł, który obiecuje coś innego, niż w rzeczywistości dostaniemy. Spodziewałam się więcej malin, więcej Magdy Gessler, memów, internetów, smoothiesów, zwykłychżyć, generalnie beki z zupy krem.
Zdarzają się antologie świetne, zdarzają się słabe, ta natomiast jest zwyczajnie nierówna. Nie będę się odnosić do tekstów szczegółowo, bo zaczęłam czytać dawno temu i mi się rozwlekło, bo przez ponad miesiąc nie miałam do książki dostępu. Dopiero kilka dni temu wróciłam do lektury. Zatem większości nie mam na świeżo w pamięci i nie mogę powiedzieć, co było najlepsze, co najsłabsze. Chociaż tekst w millenialsach był wybitnie żenujący i tego nie mogę pominąć milczeniem.
Wydaje mi się jednak, że problem tego zbioru jest taki, że wrzucono tu dosłownie wszystko i nie zawsze da się według mnie uzasadnić, czemu dany tekst w ogóle się w książce znalazł. I nawet nie wspomnę, że o żadnej dekadzie nie może tu być mowy. No chyba że takiej pomnożonej razy trzy, bo jedne artykuły tyczą wczesny lat 90. (a i o 80. zahaczają), inne relacjonują, co to się gdzieś tam (np. na fejsie) działo w roku 2017. Tematycznie również panuje misz-masz. Dlatego chyba kończyłam lekturę nieco ma siłę, bo nie czułam potrzeby, żeby po skończeniu jednego tekstu zaraz brać się za kolejny, który mógł być dosłownie o czymkolwiek. Na przykład próbować mi wmówić, że kiedyś w literaturze liczyło się głównie jak, a teraz liczy się co, i sprawić, że odezwie mi się w głowie złośliwa menda literaturoznawcza i zechce autorowi zadać kilka istotnych pytań (np. czy go nie uczyli, że to słabe, jak się upraszcza rzeczywistość, żeby móc sobie wszystko ładnie pod swoją tezę podciągnąć).
Bardzo nierówna książka - niektóre teksty świetne - ciekawe i bardzo dobrze napisane, inne przeciętne, niekiedy bełkotliwe i takie trochę pisane na siłę.
Bardzo dobra, chociaż nierówna książka pochylająca się nad niektórymi aspektami współczesnej kultury. Świetne artykuły (szczególnie ten o vaporvawe!) przeplatane przeciętnymi, ale zazwyczaj każde uzupełnione przypisami do naprawdę fascynujących artykułów. Mimo wszystko jest to udana próba opisu pewnych zagadnień kulturowych teraźniejszości. Dla każdego, kto czuje się nieco zagubiony we współczesnym społeczno-kulturalno-wizualnym świecie.
Ta książka to seria artykułów publicystycznych, zebranych z Dwutygodnika. Trochę czuję się oszukana - wg mnie jest dość duża różnica między tym o czym jak twierdzą autorzy jest tak książka, a tym o czym ona naprawdę mówi. Plus jest taki, że niektóre rozdziały są bardzo ciekawe. Minus, że niektóre jak dla mnie w ogóle ciekawe nie są, a jeśli czymś są to bardziej laurką dla własnych środowisk. Trochę snobizm, czy nie?
Dość nierówny przegląd felietonów o pierwszej dekadzie XXI w. Dobre teksty o prasie, kolei, USA, Kanadzie. Słabe o "kultowych" klubach techno czy artystycznych bo w zasadzie dotyczące wąskich kręgów Warszawy czy Łodzi. No i świetny tekst Łukasza Najdera o home office.