W mocy wichru to ostatni tom fantastycznego cyklu powieściowego o świecie Zmroczy ,,Teatr węży" - mrocznego, intrygującego, pełnego plastycznych szczegółów, z pełnokrwistymi postaciami i przemawiającą do wyobraźni społecznością.
W świecie, gdzie czarny dar czyni cię wyklętym, każda maska i nowa tożsamość mogą zagwarantować bezpieczeństwo tylko przez krótki czas.
Marshia Lavalle przez lata służyła Otchłani, a teraz musi zapłacić za to wysoką cenę. Krzyczący w Ciemności jeszcze nie wie, że przypomnieli sobie o nim wrogowie z poprzedniego życia. Anavri musi nauczyć się posługiwać darem, którego nienawidzi. A w jednym z miast nad Zatoką Snów grasuje morderca.
Co łączy tragedię, jaka rozegrała się przed laty w mieście ogarniętym zarazą, z człowiekiem w stroju błazna, który zabija kobiety lekkich obyczajów? I czy można wygrać z nieubłaganą logiką mówiącą, że w życiu czarnego maga każda więź prędzej czy później musi zostać zerwana?
Autorka ma świetny styl, aż miło czytać, jak zdania jej naturalnie rozkwitają i rozrastają w naprawdę porządną narrację. Niestety jednak tematycznie dochodzę do wniosku, że nie lubię takiego rodzaju fantasy. Druga część cyklu i połowa pierwszej były najlepsze, bo zamian dramatycznych demoness i metroseksualnych królów demonów, byli głupi arystokraci i margines społeczny. Generalnie zwłaszcza 1 część miała w sobie coś gaimanowskiego, w stylu lepszych momentów Sandmana. Niestety uwieńczenie cyklu okazało się tym niżem i jak nie musiałam się męczyć z bardzo okropnym romansem (między młodą dziewczyną, podwładną i uczennicą a facetem, który akurat wpadał po uszy w nałóg i magicul not mental illness), to cierpiałam przez aspekt demoniczny. No więc szkoda, chwilowo muszę po tym odpocząć od polskiego fantasy, bo jednak traumatyzuje mnie jak nic od czasów sprzed dobrego systemu tagowania fików w internecie.
Kolejny solidny dodatek do tej serii dark fantasy. Trudno tu mi pisać coś wielce odkrywczego, gdyż nadal dobrze sprawdza się to, co się sprawdzało. Ciekawy świat, nieco sztampowy, ale dobrze rozpisany główny bohater. Dużym plusem tej serii jest to, że rozegrany zostaje kuszący czytelników od początku wątek tożsamości głównego bohatera. Ważne wątki zostają domknięte, ale po finale pozostaje jeszcze na czekać. Górą Twardowski :P
Po lekturze pierwszego tomu czepiałam się chaosu, który panował w Dwóch kartach. W kontynuacji był on już zdecydowanie mniejszy, z kolei w trzecim tomie wszystko jest spójne, logiczne i sensowne. Mam trzy teorie, które mogą to wyjaśniać: 1. Każdy kolejny tom jest coraz bardziej przemyślany, coraz lepszy ze względu na rosnące doświadczenie; 2. Przyzwyczaiłam się do stylu autorki; 3. Chaos jest niejakim odzwierciedleniem stanu głównego bohatera, który z każdym kolejnym tomem dowiaduje się o sobie coraz więcej, co skutkuje tym, że jego świat staje się bardziej poukładany. I niezależnie od tego, co jest powodem: cieszy mnie, że świat Krzyczącego w Ciemności jest coraz spójniejszy.
Dzięki temu linia fabularna stała się ciekawsza. Jasne, dalej zostaje zachowana forma pokazywania poszczególnych sytuacji oczami bohaterów, którzy wydają się z początku nie mieć ze sobą nic wspólnego. Aczkolwiek teraz wiem, że dane fragmenty na pewno zostaną ze sobą związane w pewnym momencie, wystarczy tylko chwilę poczekać.
Największą zagadką tego cyklu było życie Krzyczącego w Ciemności. Poprzednie tomy podrzucały nam drobne strzępy jego historii, jednak dopiero teraz poznajemy pełny obraz tego, kim jest ten tajemniczy mężczyzna. Długo czekałam, aby się dowiedzieć, co mu się stało i gdy w końcu poznałam tę tajemnicę, poczułam się usatysfakcjonowana. Choć też trochę smutna, ale cóż: taki już charakter istnienia głównego bohatera. (Poza tym cieszmy się, że książka wzbudza emocje)
Akcja trzyma w napięciu, niektóre wydarzenia sprawiły, że z walącym sercem przewracałam kolejne strony. I chociaż bliżej końca akcja nieco zwalnia, trochę się rozleniwia, to dalej byłam z tego zadowolona. Był to niedługi fragment, który musiał się pojawić, aby podsumować zaistniałe wątki. To, że czytało się go nieco wolniej – taki już urok podsumowań.
W trakcie lektury W mocy wichru uświadomiłam sobie, jak bardzo przywiązałam się do niektórych postaci. Większość z nich pojawiła się najpierw epizodycznie, a dopiero z czasem zagościła na stałe w życiu Krzyczącego w Ciemności. I gdy te postacie rozgościły się na dobre, pokazując się od swoich gorszych i lepszych stron, to szczerze je polubiłam. Nikt nie jest tam idealny, ma swoje za uszami i przez to jeszcze bardziej przypadli mi do gustu. Bo w końcu, kto lubi idealne postacie? Na pewno nie ja! W każdym razie: na tyle przywiązałam się do bohaterów Teatru węży, że jestem niezwykle ciekawa, jak potoczą się ich dalsze losy.
Przy recenzji nie mogę zapomnieć o świecie Zmroczy, który poznajemy coraz dokładniej. Dowiadujemy się więcej na temat systemu magii, historii pierwszych magów oraz ichnich bogów. Świat demonów staje się jeszcze bardziej namacalny, a panujące tam intrygi przenikają do świata ludzi. Z kolei istnienie Srebrnych i Czarnych magów zmusza czytelnika do refleksji, co tak naprawdę oznacza bycie złym.
Książkę, mimo że została poczyniona na sześćset stron, czyta się szybko. Na tyle, że udało mi się ją pochłonąć w trakcie dwóch posiedzeń. Szybkiemu tempu czytania tej powieści sprzyja styl autorki, który jest przyjemny i lekki. Mogłoby się wydawać, że będzie inaczej skoro mamy do czynienia z dark fantasy, jednak nie bójcie się, nie znajdziecie tutaj karkołomnych zdań i niemożliwych do przeczytania słów, które sprawią, że zwątpicie w swoje zdolności językowe.
Słodko-gorzkie zakończenie tomu sprawiło, że zaczęłam szukać informacji na temat kontynuacji, która (jak mam nadzieję) powstanie w najbliższym czasie. Bądź co bądź świat Zmroczy zaintrygował mnie i z ciekawością będę wypatrywać informacji o kontynuacji. A tym, którzy jeszcze nie zapoznali się z cyklem: po tym, jak zdobyłam szerszy obraz Teatru węży, to pozostaje mi tylko zachęcić do czytania i ostrzec, aby nie zrażać się pierwszym tomem.
W ostatnim czasie niewiele jest książek, które potrafią mnie wciągnąć. Powiedziałbym nawet, że niewiele jest tytułów, które biorę do ręki, o przeczytaniu ich od deski do deski nawet nie wspomnę. Nie wiem czy przy okazji którejś recenzji już o tym wspominałem, ale nową pozycję staram się czytać gdzieś do setnej strony natomiast kolejnym tomom dobrze znanej mi historii daje więcej czasu na rozwinięcie się. Po tym czasie albo coś między nami zaiskrzy albo książka zostaje wymieniona na inną. Na szczęście nieco inaczej jest z „Teatrem węży” wykreowanym przez znakomita polską pisarkę Agnieszkę Hałas. Każdy kolejny tom biorę bez pudła, bo wiem, że to miłość od pierwszej przeczytanej strony. Dlatego dzisiaj opowiem, co nieco o trzecim już tomie tej niezwykłej serii zatytułowanym „W mocy wichru”.
Wszystko zaczyna się jak dobry kryminał. Od morderstwa, a dokładniej od ciała znalezionego na brzegu rzeki. Tymczasem Krzyczący w Ciemnościach nadal stara się zagłębić w swoją przeszłość i odnaleźć odpowiedzi na nartujące go pytania. Nie spodziewa się jednak, że na jego życie czyhają nie tylko srebrni, którym nacisnął na odcisk i to wielokrotnie, ale również demony oraz wrogowie, o których nawet nie pamięta. Jego przyjaciół też czeka trudna przeprawa zwłaszcza tych, którzy z ciemnością są mocno powiązani.
Pewnie sami czytając poprzednie tomy orientujecie się, wokół kogo najbardziej toczy się akcja tej serii prócz oczywiście głównego bohatera. Chodzi mi o Marshię i jej dwie uczennice. Ta trójka odegra w tym tomie bardzo ważną rolę powiedziałbym nawet, że stanie się siłą napędową całości. Dziwnie to brzmi, wiem. Patrząc jednak obiektywnie to one ciągną tu wiele wątków i rozkręcają akcję. Może nie zawsze, ale jednak mają spory wpływ w rozwój historii.
Oczywiście tak jak i w poprzednich tomach mamy bardzo rozwinięty opis uniwersum. Powiedziałbym nawet, że chyba najbardziej ze wszystkich odsłon. Możemy zaobserwować, jakimi prawami rządza się Doliny Demonów oraz ile wart jest ka-ira na usługach jednego z ich władców. I tutaj warto wspomnieć o jeszcze jednym niuansie. Do tej pory czarny dar ukazywany był, jako coś „dobrego”, że tak powiem. Tym razem zobaczymy, że nie każdy potrafi sobie z nim poradzić i zaakceptować zmiany, które potrafią wywrócić życie do góry nogami. I to właśnie jest tu piękne. Może się powtarzam, ale uwielbiam w tej serii to, że bohaterowie nie są krystalicznie czyści bliżej im do antagonistów zwłaszcza biorąc pod uwagę skąd oni biorą moc. Wątek czarnych monet. Przyciągają jednak da się ich lubić.
Jedyna uwaga, jaką mam to, potraktowanie po macoszemu wątku morderstwa. Nie powiem, że ono nie jest ciekawe. Znakomicie buduje atmosferę oraz podnosi ciśnienie czytelnikowi, Zwłaszcza w momencie, gdy autorka opisuje kolejną już ofiarę, ale po przeczytaniu pierwszego rozdziału liczyłem na coś bardziej w kierunku Sherlocka Holmesa, który zatapia się w świat magii. Mogłoby to być bardzo ciekawe odświeżenie historii i pewnego rodzaju odskocznia od ciągłych ucieczek i chowania się po kątach przed srebrnymi. Oczywiście one są cudowne. Zwłaszcza starcia między magami. Tutaj widać kunszt oraz pomysłowość pisarki. Pojawia się również pierwszy w historii tej serii wątek romantyczny, w który zostaje wplątany Krzyczący w Ciemnościach.
Dzieje się tu dużo i nie obyło się oczywiście od kilku nudniejszych momentów. Przeskakiwanie jednak z miejsca na miejsce i przenoszenie akcji w coraz to dziwniejsze rejony sprawia, że trudno tę pozycję nazwać nudną. Ze względu, iż to kolejny tom trudno mi napisać coś więcej. Co jednak najważniejsze nie jest to koniec, bo na chwilę obecną wydane zostały jeszcze dwie książki z tego uniwersum, a nawet z tej samej serii nie wiem jeszcze jak one mają się do tej historii zwłaszcza, że zaskoczenie ma formę dość otwartą, ale na pewno wcześniej czy później wpadną one w moje ręce.
Czas jednak kończyć tę recenzję i mam nadzieje, że moja ocena zachęci Was do zagłębienia się w to naprawdę fantastyczne i oryginalne uniwersum. W końcu nie codziennie na naszym podwórku trafia się tak rozbudowany i dobrze przemyślany świat. Brakuje mi jednak innych postaci poznanych w pierwszym tomie. Może autorka jeszcze do nich wróci i mam tylko nadzieję, że z nimi wszystko w porządku.
Pierwsza odsłona cyklu Teatr węży Agnieszki Hałas, może nie powaliła mnie na kolana, ale na tyle mnie zaintrygowała, iż postanowiłam kontynuować zabawę w świecie Zmroczy. Dzięki czemu mogłam pozytywnie zaskoczyć się drugą odsłoną serii i po tym sukcesie z wielkimi oczekiwaniami sięgnąć po trzecią część cyklu pod tytułem W mocy wichru.
Okaleczone zwłoki i poszukiwanie wspomnień. "W świecie, gdzie czarny dar czyni cię wyklętym, każda maska i nowa tożsamość mogą zagwarantować bezpieczeństwo tylko przez krótki czas. Marshia Lavalle przez lata służyła Otchłani, a teraz musi zapłacić za to wysoką cenę. Krzyczący w Ciemności jeszcze nie wie, że przypomnieli sobie o nim wrogowie z poprzedniego życia. Anavri musi nauczyć się posługiwać darem, którego nienawidzi. A w jednym z miast nad Zatoką Snów grasuje morderca."
Akcja nabiera rumieńców. Sięgając po tę odsłonę cyklu, miałam już względem niego pewne oczekiwania i z przyjemnością mogę napisać, że jestem w pełni ukontentowana tym, co dostałam.
Krzyczący w Ciemności, nie stracił tego „pazura”, który zyskał w drugiej odsłonie cyklu. Napisałabym, że teraz wręcz dzięki wszystkim ruchom, które wykonuje „podkręcił” swoją wiarygodność, a jego zachowanie szczególnie w sprawie Marshii i „dziewczynek” pokazuje, jakim tak naprawdę jest człowiekiem.
I właśnie wspominając o pannie Lavalle przechodzimy do „motora napędowego” tego odcinka. To wszystko, co dzieje się wokół jej osoby, przybliża nam blaski i cienie Doliny Demonów. No i oczywiście odkrywa kilka istotnych smaczków z jej przeszłości. Dzięki czemu, mimo wszystkich fanaberii oraz przewinień Marshii po prostu się ją lubi i kibicuje w walce, którą obecnie toczy.
Jeżeli chodzi o samą fabułę, to jest ona znakomicie skrojona, sporo w niej dobrych opisów i nawet pojawia się wątek romantyczny. Sama akcja zaś należy do tych raczej dynamicznych i chyba z tym miałam malutki problem. Gdyż z jednej strony ten dynamizm nadawał świetne tempo tym ucieczkom, pościgom, ale właśnie przez ten cały dynamizm zabrakło mi takiego zatrzymania się i „pochylenia” nad morderstwami.
Ten drobiażdżek jednak absolutnie nie popsuł mi frajdy z lektury. Dlatego jeżeli macie ochotę na oryginalne dark fantasy w świetnie rozwiniętym uniwersum, z postaciami, które reprezentują wszystkie barwy szarości, a jednocześnie dadzą się lubić, to koniecznie sięgnijcie po W mocy wichru Agnieszki Hałas.
Girl to było długie. Trzeci tom mi szedł jak krew z nosa, a dokładniej końcówka była dla mnie masakrą. Daję temu takie.... 3.5 no z potencjałem na 4. Bardzo dużo się wyjaśniło, były to rzeczy do domyślenia po tych trzech tomach, ale wiadomo, milo jest mieć potwierdzenie.
Końcówka tho.... mam mieszane uczucia, czegoś mi tam zabrakło, jakieś to było zbyt proste.
Robię przerwę od Bruna, wrócę za jakieś 2-3 książki.
Po prostu WOW!!! Polecam całą serię. Agnieszka Hałas stworzyła niesamowicie mroczny i unikalny świat, gdzie spotkać możemy dużą ilość różnorodnych postaci. W książce Agnieszki Hałas możemy zobaczyć, że nie zawsze to co się świeci jest dobrem, a czarne złem. Polecam gorąco dla każdego fana fantastyki.
Ej, fajne to było. Dawno się tak nie wciągnęłam i nie zaangażowałam w książkę. Minus jest taki, że dalej przeżywam beznadziejnie podjęte przez głównego bohatera decyzje.