Nirgendwo ist es so schön wie in Bullerbü! Es gibt in dem kleinen Dorf nur drei Höfe, und Lisa, Bosse, Lasse, Inga, Britta, Ole und die kleine Kerstin können dort herrlich spielen. Sie bauen Hütten, gehen auf Schatzsuche oder übernachten in der Scheune. Im Sommer angeln sie und fangen Krebse und im Winter laufen sie Schlittschuh und rodeln um die Wette ... Die Gesamtausgabe enthält die Einzelbände "Wir Kinder aus Bullerbü", "Mehr von uns Kindern in Bullerbü" und "Immer lustig in Bullerbü".
Astrid Anna Emilia Lindgren, née Ericsson, (1907 - 2002) was a Swedish children's book author and screenwriter, whose many titles were translated into 85 languages and published in more than 100 countries. She has sold roughly 165 million copies worldwide. Today, she is most remembered for writing the Pippi Longstocking books, as well as the Karlsson-on-the-Roof book series.
Awards: Hans Christian Andersen Award for Writing (1958)
To jest jedna z tych książek, które swego czasu katowałam tak samo jak Harry'ego Pottera, bo tak strasznie tę historię ubóstwiałam. I mimo, że żal mi mojego egzemplarza, bo ma 21 lat i jest z każdej strony posklejany taśmą to zdecydowałam się znowu wrócić do Bullerbyn i skorzystać ze swojej styranej książki.
I to był bardzo przyjemny powrót. Przygody Lisy i pozostałych dzieciaków z Bullerbyn zawsze pozostaną w moim sercu. Świetna książka dla tych młodszych jak również starszych osób. Ukazuje w bardzo realistyczny sposób życie w małej szwedzkiej wiosce oraz jak dzieci zajmowały sobie czas w tamtym okresie. Zauważyłam, że teraz trochę mniej mi się ta książka podoba, ale też zdaje sobie sprawę, że to już nie ten target.
reread 2023 chyba jest to mój trzeci reread tej książki i za każdym razem kocham ją równie mocno jak nie bardziej 5/5❤️❤️❤️
reread 2024
czytam tę książkę trzeci lub czwerty raz i z każdym rereadem kocham ją coraz bardziej i za każdym razem coraz bardziej mam ochotę spędzić wakację w Bullerbyn❤️🩹 1000⭐️/5⭐️
Książka co prawda dla dzieci, czytalam ją jak mialam 7 lat. Totalna nostalgia, uwielbiam ją. Nie bawiłam się już tak dobrze jak kiedys - z wiadomych powodów, natomiast jest to must read dla młodszych dzieci
"Dzieci z Bullerbyn" to moja pierwsza myśl po przeczytaniu "Małego Księcia". To właśnie o tej książce mówi się w samych superlatywach, a i ja nigdy nie zaprzeczałem, że będąc dzieckiem niesamowicie czułem się wgłębiając się w rozkoszne życie, jakie panowało w Bullerbyn. Gdzie szkoła nie była tak straszna, jak moja na początku lat dziewięćdziesiątych; gdzie pani wychowawczyni była miła dla małych dzieci; gdzie cieszyć się można było ze zwykłego robienia ciasteczek o kształcie prosiaczka.
Będąc w trzeciej klasie szkoły podstawowej zaczytywałem się w komiksach "X-Men" i było to dla mnie wybawienie od książek, które przymusowo serwowano nam na zajęciach. Większość była tak infantylna, że dla mnie były to za niskie progi. Jak można wałkować w kółko Andersena, w wieku gdzie zaczynałem czytać "Zaklęcie dla Cameleon"? Jedyną z tamtego okresu książką, która mnie oczarowała, była właśnie ta - "Dzieci z Bullerbyn". Czy po 15 latach można jeszcze czerpać z niej przyjemność?
Na początku czuje się ten powrót do niewinności. Przypomina się Lisę, Lassego i Bossego. Zagrodę Północną, Środkową i Południową. Rozdziały szybko lecą, ale magia książki zaczyna gdzieś uciekać. Zaczynałem się powoli zastanawiać: co się dzieje?
Cały problem polega na tym, że tak jak "Mały Książę" jest napisany dla każdego, tak "Dzieci..." są dobre wyłącznie dla dzieci. Lisa, główna bohaterka, pisze pamiętnik. Ma 7 lat, więc pisze odpowiednio do wieku. Miło jest poczytać wypociny dziecka, które używa wielu powtórzeń i nie potrafi za bardzo się wysłowić. Ale ile? 50 stron? A ja przedzierałem się przez prawie 300. Historyjki opowiadane są ciekawie, jednak nic w nich dzisiaj odkrywczego.
To co na początku sprawiało mi przyjemność szybko zaczynało się ulatniać. Prawda jest taka, że domęczyłem ten tytuł do końca, bo już chciałem zacząć inną powieść, bardziej poważną. Na dodatek cała nostalgia za tymi latami została zepsuta przez wydanie, jakie otrzymałem. Bardziej podobało mi się wydanie z mniej starannymi rysunkami, było bardziej dziecinne. Ta wersja ze zdjęcia wygląda w środku, jak zrobiona bez serca i być może to też wpłynęło na to, że miałem dość już tego świata i chciałem uciec z niego, jak najszybciej!
I w ten sposób zawieszam na dłuższy czas swoją nekromancką zabawę. Byłem w tym świecie i widziałem straszne rzeczy, które wtedy takimi nie były. Czasem powroty do pięknych chwil zabijają całą magię. I "Dzieci..." są tego właśnie przykładem. Nie jestem pewien czy tego właśnie chciałem się dowiedzieć, że ta książka nie jest dla dorosłych niczym nadzwyczajnym. "Dorośli niczego nie rozumieją" - taka myśl z "Małego Księcia" przewinęła mi się po odłożeniu książki...
Czy warto? Warto, ale dla dzieci. Bo jest to książka niestety wyłącznie dla dzieci. Czego oczekuje 24-latek, który sięga po książkę dla dzieci? Dobrej zabawy, która niestety minęła jakieś dobre 15 lat temu.
Ale jest to nadal najwspanialsza książka dla dzieci, która powinna być przeczytana przez każdego i dobrze wspominana w późniejszych latach. I tylko wspominana!
Wiedziałam, że powrót do tej lektury po tylu latach może nie być najlepszym pomysłem, bo zaburzę sobie jej wyobrażenie sprzed lat, ale ostatecznie nie było źle. Niestety teraz, jako bardziej świadomy czytelnik, widzę dużo drobnych wad w treści, nawet czasem szkodliwych wartości... Zdaję sobie sprawę w jakich czasach powstała ta książka i wiem, że po prostu teraz trochę inaczej się patrzy na niektóre sprawy, dlatego nie przyczepiam się aż tak bardzo. Do tego nie znalazłam w treści żadnego morału. Pomijając te drobne "wpadki", książka jest niesamowicie sympatyczna i pozwoliła mi wrócić do czasów wczesnej podstawówki, za którymi bardzo tęsknię. Czytało się to naprawdę przyjemnie i mimo wszystko uważam, że każdy młody czytelnik powinien mieć "Dzieci z Bullerbyn" na półce. Z sentymentu daję 4 gwiazdki.
Gdy czytałam ją w wieku wczesnoszkolnym było 5⭐, a że jestem już trochę stara to daje 4:) Mimo, że ta książka ma ponad 70 lat, to w ogóle tego nie czuć. Cudowna, bez nadmiernego moralizowania, czysta radość.
Trochę żal, że dla współczesnych dzieciaków ta książka to już w zasadzie powieść historyczna o dzieciństwie ich dziadków czy rodziców aniżeli inspirująca skarbnica pomysłów na spędzanie wolnego czasu.
Dzieci z Bullerbyn były jedną z moich ulubionych książek w dzieciństwie, dlatego chciałam ją sobie odświeżyć. Niestety ta pozycja nie zestarzała się dobrze. Jest dużo szkodliwych treści i wzorców, które nie powinny być promowane. Młodemu czytelnikowi bym tego nie dała. Dlatego też powstrzymam się od oceny.
Nie wszystko zdało próbę czasu, dziwiło mnie to, jak bardzo ta książka uderzała w nutę 'boys will be boys' i utrwalone założenia płciowe (które, notabene, nadawałyby się na prace naukową, może takową napiszę). Muszę jednak przyznać, że fascynuje mnie ta swojskość i zwykła niezwykłość (z którą za dziecka nie byłam w stanie się utożsamić, a teraz jestem). Myślę, że ta pozycja musi stanąć na mojej półce, szczególnie, że zawdzięczam jej moje nowe zdjęcie profilowe tu, jak i miłe przerwy od sesji. Poza tym ta książka jest ciekawa z perspektywy kulturowego impaktu i tego, jak wybiórcza pamięć towarzyszy wszystkim względem tego tytułu.
Dajcie znać, co z Waszych dziecięcych lektur Dzieci z Bullerbyn zapadło Wam w pamięć, wierzę, że na stu takich sprawozdanaich dałoby się rzeczywiście napisać na nowo całą książkę!! Ja najbardziej pamiętałam sprzedawanie owoców, chodzenie do sklepu, noc świętojańską i 'wodnika' (ale nie byłam w pełni świadoma, że ten wodnik to z tej książki).
7/10 na trzeźwo może dodam jeszcze połowę, ale na ten moment nie wiem
Jeżeli wierzyć opowieściom mojej mamy, to jest pierwsza książka w moim życiu, którą przeczytałam samodzielnie. W dzieciństwie czytałam ją bardzo wiele razy. Zaszywałam się gdzieś, żeby nikt mnie nie mógł oderwać od lektury i przenosiłam się w wesoły świat rodzeństwa z Bullerbyn. Moje dzieciństwo byłoby na pewno smutniejsze bez tej książki.
To zdecydowanie książka mojego dzieciństwa! Nie zliczę ile razy ją przeczytałam, praktycznie znalałam ją na pamięć i uwielbiałam do niej wracać 😊 Wrócenie do niej po tylu latach to była miła podróż do przeszłości ☺️ Te ich przygody, pomysły, wyobraźnia… aż chciałoby się być na ich miejscu ♥️ Wielka miłość od zawsze na zawsze 😁
2.75/5 ⭐ Książeczka ta nigdy nie zdołała mnie zachwycić. Nawet jako dziecko, kiedy czytałam ją pierwszy raz, czułam się jakoś dziwnie. Myślałam, że powinna mi się bardziej podobać bo to przecież taka świetna książka dla dzieci. A tu niestety. Nie było dla mnie chemii. Są o wiele lepsze książki tej autorki niż ta…
No cóż, dałbym 3/5 bo nie byłem fanem tej książki kiedy czytałem ją jako lekturę i nie jest fanem teraz ale daję 4/5 bo Lasse połamał mnie żartem o pięciu Murzynach w ciemnej sieni, którego totalnie nie pamiętałem xD gdyby nie Lasse to chyba znudziłbym się okrutnie
Czytałem jak byłem mały i podobał mi się sposób w jaki historia była opowiadana. Niestety byłem mniej świadomy niż teraz, przez co więcej treści mi się podobało.