Paweł Tuchlin, pseudonim Skorpion, to jeden z najbardziej krwawych seryjnych morderców w historii polskiej kryminalistyki. W latach 1975–1983 atakował kobiety młotkiem, uderzając je w głowę. Najczęściej wtedy, gdy wieczorem wracały z pracy czy ze spotkania z przyjaciółmi. Potrafił się przyczaić, śledzić swoją ofiarę i dopaść ją dosłownie na ostatnich metrach przed jej domem. Zamordował w ten sposób 9 kobiet, a kolejnych 11 ocalałych z napadu zostało kalekami. Ciężkie urazy czaszki spowodowały, że straciły słuch, mowę i pamięć. Tylko nielicznym udało się wrócić do normalnego życia, jak 19-letniej Jadwidze, która cudem przeżyła atak Skorpiona, chociaż dostała jedenaście ciosów młotkiem. Wyszła za mąż, urodziła córkę i wyjechała za granicę.
Tuchlin nie tylko mordował i bezcześcił swoje ofiary (dokonywał w ich obecności czynów seksualnych), ale także okradał. Rzeczy ofiar potrafił dać w prezencie żonie, jak np. obrączkę skradzioną Bożenie S.
W swojej kategorii to bardzo dobra pozycja. Typowa beletryzowana literatura faktu. Mamy dobrze przedstawioną, z wieloma szczegółami, historię seryjnego mordercy Pawła Tuchlina, przeplataną jego własnymi relacjami sformułowanymi na podstawie złożonych przez niego zeznań (chłop był gadatliwy i nad wyraz szczery jak już przyszło co do czego) oraz perspektywami ofiar. Autor świetnie to wszystko ułożył, bo choć schemat działania Tuchlina jest niemal identyczny przy każdej zbrodni, czyta się z dużym zainteresowaniem właśnie ze względu na jakby trzy różne punkty widzenia. Muszę też wspomnieć o fotografiach, których jest całkiem sporo. Cenny dodatek do każdej książki z tego gatunku. Można by stwierdzić, że to sprawa jak wiele innych przypadków seryjnych morderców kobiet, ale na podstawie tej konkretnej można wyciągnąć parę interesujących wniosków. Niektórzy się mogą zastanawiać dlaczego współcześnie nie słychać nic o seryjnych mordercach w Polsce (w świecie zresztą też niewiele takich przypadków) i ta książka daje nam jakaś odpowiedź. Wszystko sprowadza się niestety do techniki i ograniczonych możliwości Policji w przeszłości. To chyba najbardziej fascynujący element tej historii. Dziś - taki Paweł Tuchlin - wpadłby szybciej niż by się zdążył zorientować. Szczególnie, że nie był przy tym nazbyt ostrożny. Ponad 40 lat temu zabijał przez prawie 9 lat, a jego "dobra passa" została przerwana przez przypadek - TAK, dobrze przeczytaliście. Jak to w ogóle możliwe, że mało bystry i uważny morderca jednak wywijał się wymiarowi sprawiedliwości przez tyle lat i zdołał napaść ponad 20 kobiet (nie wszystkie przypadki udowodniono mu przed sądem)? Warto przeczytać.
Z reguły nie interesują mnie beletryzowane historie seryjnych morderców, mam wtedy wrażenie, że czytam kolejny kryminał. Skutkiem czego trochę bez emocji do nich podchodzę. I brzmi to fatalnie, jak bez emocji można podchodzić do tak strasznych spraw. Zaczynam się wtedy frustrować i niewiele z tej książki wynoszę. Jednak tutaj nie miałam z tym problemu, prawdopobnie dlatego, że sprawa „Skorpiona” jest bardzo znana. Mnóstwo podcastów, artykułów ta książka jest idealnym uzupełnieniem dla wszystkich zainteresowanych. Cenię też to że autor nie próbował z siebie zrobić głównodowodzącego śledztwem, co dziennikarze śledczy (i nie tylko) często robią. Straszna historia, solidnie opowiedziana.
Interesujący reportaż o Skorpionie, czyli Pawle Tuchlinie, który dopuścił się wielu zbrodni w latach 70. i 80. Co jednak bardziej według mnie ciekawe w tej książce, to możliwość spojrzenia na to, jak – nieudolnie – wyglądało łapanie seryjnych zabójców w PRL-u. Uderza tu nieporadność, żeby nie powiedzieć głupota milicji, zwłaszcza kiedy dochodzi do nas, że Tuchlin nie był żadnym