Nietypowe śledztwa, dziwne międzygatunkowe przyjaźnie i całe tony niebiańskiej biurokracji… Ot, dzień jak co dzień w pracy anioła stróża.
Wszystko komplikuje się – jak zwykle… – przez Lokiego: cyngla od brudnej roboty, prowodyra i sprawcę niejednego zamieszania. Tym razem nordycki bóg kłamstwa pokaże pełnię swoich możliwości.
Jeśli znasz i lubisz Kłamcę, Stróże sprawią, że polubisz go jeszcze bardziej. Jeśli nie znasz, oto świetna okazja, by zacząć właśnie od tej książki! A jeśli znalazłeś się w grupie, która miała autorowi za złe zakończenie tamtej historii, wiedz, że nic nie kończy się ostatecznie ani tylko na jeden sposób.
Człowiek, który nie potrafi usiedzieć w miejscu. Pisarz, komik stand-upowy, publicysta, podróżnik. Autor ponad dwudziestu książek, a także licznych opowiadań, słuchowisk, artykułów, sztuk teatralnych i scenariuszy.
Tego się nie da czytać! Po pierwsze - ani to powieść ani zbiór powiązanych opowiadań. Coś gdzieś się łączy, coś ma jakieś otwarcie i puentę, ale nie do końca i w sumie struktura wybija z rytmu. Nie zapomnijmy też, że podrozdziały kończą się szybciej niż pamięć rybki Dory. Bohaterowie płascy jak Płaszczaki z rozdziału o dwuwymiarowym świecie z książki do fizyki. Choć po zastanowieniu Płaszczaki miały chociaż cel życiowy - nauczyć mnie czegoś o wymiarach. Jeden z bohaterów to jakieś popłuczyny po Dreszczu, dwóch aniołów będących hiperbolą kontrastowych postaci w parze policjantów, do tego naćkane imion jakieś pięciorzędnych postaci przeciążających mój umysł bardziej niż lektura prawa administracyjnego, szczególnie że te imiona muszą być takie anielsko-fancy. A na koniec zawsze gdzieś pojawi się Loki ex machina i ma być cacy, bo Loki i w ogóle mamy poczuć się przyjemnie bo wraca nasz kochany bohater robiący anioły w konia. Niestety autor właśnie totalnie zarżnął serię o Kłamcy i resztki mojej opinii o nim.
Historia leeeeciaaała w tle, gdy sprzątałam i obawiam się, że do niczego innego się nie nadaje. Sam pomysł był ciekawy, ale ani potencjał bohaterów, ani ten fabuły nie został wykorzystany.
Nie jestem fanką opowiadań i myślę, że tutaj leży mój największy problem z tą książką. Jako ogół? Podobała mi się. Uniwersum Lokiego, anioły i dużo chaosu - jest super. Jednak strasznie liczyłam na to, że zobaczę jedną historię przygód Butch'a i Zadry (a szczerze, strasznie bym chciała to zobaczyć), a w drugim tomie doczekam się kontynuacji :') Mimo tego, fajnie i lekko się czytało.
Fantastyka nigdy nie powinna być "taka sobie". A ta niestety jest. Nie minął miesiąc odkąd skończyłam czytać, a już nawet imion głównych bohaterów nie pamiętam. Pomysł był naprawdę fajny, ale gdzieś po drodze wszystko się rozjechało. Problemem dla mnie był całkowity brak jakiegokolwiek emocjonalnego zaangażowania w tę historię. Także jak dla mnie czytadło na raz, a i to właściwie tylko dlatego, że jeśli nie czuję potrzeby wywalenia książki za okno, to zwykle staram się ją dokończyć.
Od pierwszej strony do strony 160, książka jest wspaniała. Pięć gwiazdek jak nic, dużo humoru, akcja, tajemnice, nasz bohater Jakub Ryjek okazuje się, że widzi anioły, dużo się dzieje po prostu. Dużo fajnych i zarazem wciągających do lektury rzeczy. Aż chce się czytać!
Komisarz Ryjek na służbie zaczyna widywać anioły których nikt inny oczywiście nie widzi. Nie wnikam dlaczego, jest to tłumaczone podczas lektury. W każdym razie taka jest przeslanka.
Po stronie 160, Jakub Ćwiek... jakby to grzecznie określić?
Chrzani wszystko co zbudował w pierwszych 160 stronach.
Zaczynaja się historyjki ni to z gruszki ni z pietruszki co nie maja wogole nawiązania do tego co było mi przedstawione jako wątek główny przez prawie 200 stron. A myślałam, ze to jakoś pod koniec się wszystko zwiąże, ze te wszystkie historie zejdą razem jak jakaś ladnie zszyta tapeta z obrazkiem który daje nam do zrozumienia coś wielkiego i majestatycznego.
W każdym razie, jakiekolwiek pytania macie na temat tego ci się wydarzyło na początku książki nie zostaną Wam one wyjaśnione. Po stronie 160 można się spodziewać wyrwanych z kontekstu zdarzeń które nie interesują czytelnika, a już napewno nie zachęcają do kontynuowania lektury.
Dodajmy, że książka ma 277 stron, a nie 380. Po stronie 277 mamy jakieś odjechane opowiadanie wyjęte z dupy co nie ma ani sensu ani powiązania so niczego, z grubymi policjantami, dzwoneczkiem (???) i banda dorosłych, żulowatych zaginionych chłopców. Nie dało się tego czytać.
Zacytuje cześć książki która może rowniedobrze oszczędzić Wam czasu, jeśli was nie interesują książki o latających, magicznych, skrzydlatych rekinach:
str. 266
„Krążące rekiny wyłoniły się nagle spod wody niczym żywe i wkurwione okręty podwodne, a następnie, w niezwykłym rozbłysku obdarzone skrzydłami, pofrunęły w górę, dołączając do wielkiego klucza swoich pobratymców kierujących się w stronę wyspy.”
Dobra, ja się tu nie będę wymądrzać i produkować. Wrócił Kłamca, nie gra pierwszych skrzypiec - myślisz - łeee, a potem wjeżdżają nowe postacie i nowy świat, kolejny tak bardzo idealnie wklejony w rzeczywistość. A jak już myślisz, że nie ma lepiej, Loki spotyka Dreszcza i Chłopców. A tak całkiem na deser Morfeusz. Kłaniam się w pas, dziękuję, dobranoc.
Początkowo zaskakująco interesujące opowiadanie, przyspieszające fabularnie, w jednej chwili przechodzi w historię niższej jakości, w której rekiny latają... Zdumiewające, że po nim zaczyna się tekst zupełnie odrębny, w mojej ocenie jakością znacznie odbiegający od pierwszego. Tak czy owak anielskie uniwersum zaintrygowało.
Lekturą lutego 2019 w Dyskusyjnym Klubie Książki w Rawie Mazowieckiej miała być książka polskiego pisarza Jakuba Ćwieka pod tytułem Stróże, będąca piątą odsłoną cyklu powieściowego Kłamca.
Szczerze mówiąc, choć nazwisko autora nie było mi obce, gdyż Google często atakuje mnie reklamami polskich produkcji wydawniczych, nie wiedziałem o nim niczego bliższego i miało to być pierwsze moje spotkanie z jego twórczością. Niestety, reklamy z polskiego rynku książki postrzegam częściej jako przestrogę niż zachętę, więc do lutowego wyzwania DKK podszedłem pełen obaw. Co z tego wyszło?
Trudno orzec, kto jest protagonistą Stróżów. W książce jest kilka postaci, które mogą powalczyć o miano głównego bohatera. Nie wiem też nawet, czy to jeszcze zbiór opowiadań, choć spiętych w pewną całość, czy już powieść, choć wystylizowana na dziwaczną manierę. Podobno, według słów autora, Stróże zaczęły powstawać jako scenariusz do niskobudżetowego serialu przeznaczonego na YouTube, który jak dotąd nie doczekał się realizacji, ale ile w tym prawdy, a ile szczególnej formy promocji, trudno mi orzec. Powstało co powstało.
Mamy warszawskiego komisarza policji Ryjka, którego postać nawiązuje do bohaterów noir, który jednak nagle zaczyna widzieć anioły. Mamy skrzyżowanie świata ziemskiego, realnego, z różnymi demonologiami i mitologiami oraz zbieg spraw tych dwóch światów. Fabuły nie będę zdradzał nawet w przybliżeniu, gdyż wtedy już w ogóle sięganie po tę książkę nie miałoby sensu.
No właśnie – najlepszym komentarzem do tego dzieła jest przebieg dyskusji w DKK. Już po kilkunastu minutach rozmowa zaczęła zbaczać z tematu Ćwiek i Stróże w kierunku Co ostatnio ciekawego przeczytaliśmy. Bywały już u nas na tapecie książki wręcz beznadziejne, ale i wtedy było o czym rozmawiać, a po lekturze Stróżów stało się coś, co jeszcze chyba nigdy nie miało miejsca. Niby pomysły Ćwiek ma świetne, niby niektóre aspekty książki się podobały, choć inne mniej, ale tak w ogóle, to nie ma o czym mówić. I to najlepszy komentarz, podsumowanie oraz ocena.
Jest jednak jeden element Stróżów, który ma dla mnie szczególne znaczenie i który może nie tyle samej książce, ale jej autorowi znacznie podnosi notowania w moich oczach. Otóż uważam się za człowieka myślącego krytycznie i racjonalnie, do tego stopnia, iż zdaję sobie sprawę z tego, że sam podejmuję wiele decyzji w sposób irracjonalny, a racjonalizuję je dopiero post factum. A jednak dopiero Jakub Ćwiek w Stróżach zwrócił moją uwagę na to, że jedno przekłamanie, które zaczepiono mi w latach wczesnego dzieciństwa, wciąż we mnie pozostało.
Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną* (pierwsze przykazanie Dekalogu).
Jak pokrętna i fałszywa musi być „logika”, która wysnuwa z niego twierdzenie o obowiązku służenia jedynemu Bogu*!
Przecież widać wyraźnie, nie trzeba do tego studiów prawniczych ani doktoratu z logiki, iż to przykazanie, a więc i cały Dekalog, nie zakazują wiary w innych bogów, a tylko nakazują, by Ten był na pierwszym miejscu.
Gdyby Bóg Mojżesza chciał mu powiedzieć, że ma być jedynym bogiem Izraela, pewnie potrafiłby sformułować to tak, jak choćby w islamie:
Nie ma boga prócz Boga...**
Za tę niezwykle krytyczną i celną refleksję wykorzystaną w Stróżach, Jakub Ćwiek zdobywa me pełne uznanie. Niestety, niezbyt podnosi to moją ocenę jego dzieła. Nikogo nie będę przekonywał, że lektura Stróżów to czas stracony, ale też absolutnie nie mam przekonania, by ją polecać. W sumie nie ma o czym mówić.
3.5/5⭐ Jak na pierwsze spotkanie z twórczością pana Ćwieka jestem mile zaskoczona. Czyta się całkiem dobrze, kreacja świata jest ciekawa, choć czasem dość chaotycznie tłumaczona - ale może to taki urok powieści z występującym Kłamcą, który sam wprowadza wiele chaosu i zagubienia w życie bohaterów. Oni sami byli w porządku, choć cicho liczę że zostaną lepiej przedstawieni w tomie drugim - pozostało dużo niezamkniętych wątków. Z minusów mogę wymienić dużą ilość przekleństw - choć rozumiem, że taki sposób pisania autora, nikt nikomu nie zabrania bluzgać. Jednak mnie osobiście czytanie kolejnej k*rwy czy pie*dolenia pod rząd trochę męczyło. Drugi to postaci kobiece - ich przedstawienie, a raczej brak. Nie twierdzę, że kobiety się nie pojawiają - oprócz Dzwoneczka z dodatku i Swiety zawsze są tylko wspominane, do tego zazwyczaj przedstawione w dość stereotypowy sposób. Jakby świat policjantów, aniołów i bogów był tylko męski. Można było to trochę inaczej rozegrać ;) Trzeci to kwestia głównej intrygi. (SPOILERY w tym akapicie) Może mi coś umknęło, ale najpierw skupiamy się na sprawie Stróża, który wykorzystał swego podwładnego by go 'ochronić', łamiąc przy tym prawie wszystkie przepisy, po czym nagle ni z gruchy ni z pietruchy przeskakujemy na intrygę Mauiego - dlaczego? Skąd? Jak do tego doszło? Jednocześnie mamy wątek anioła nagrywającego swe przemyślenia na dyktafon, a jego słowa są przemieszane z resztą rozdziałów. I o ile jak rozumiem to wstęp do drugiej części, to po skończeniu książki miałam ogromne wrażenie, że wszystko było przeplatane, przegadane, i de facto nie umiem powiedzieć co się jak skończyło. I dlaczego. (KONIEC SPOILERÓW) Mimo to z ciekawością sięgnę po kolejny tom i poprzednie książki autora, choć potrafię dostrzec, dlaczego tak wielu czytelników odrzucają. Jeśli lubicie klimaty około urban fantasy, ciekawe podejście do mitologicznych i religijnych istot, intrygi w świecie przestępczym i sceny bitew rodem z filmów sensacyjnych - to książka dla Was!
Uwielbiam cykl o Kłamcy, przebiegłym Lokim, który nie jest taki zły, jakim go malują. Owszem, knuje i oszukuje, ale i tak współpracuje z aniołami. Co prawda ma w tym swój interes, niemniej to postępowanie pozwala mocno polubić boga kłamstw.
Tym razem Kłamca pozostaje w cieniu aniołów. I to nie byle jakich, bo aniołów stróżów. Patrząc na tych dwóch, modlitwa "Aniele Boży, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój" nabiera innego wymiaru. Ale okazuje się, że nie każdy zasługuje na anielskiego strażnika moralności i prawidłowego postępowania. Istoty z tą profesją są w zaniku, a jak się wkrótce okazuje, nie są tak kryształowo czyste, jakbyśmy mogli sądzić. Do pilnowania stróży, patrzenia im na ręce, została utworzona specjalna jednostka Skrzydlatych: W.I.N.A (Wydział Interwencyjny Nadzoru Anielskiego). Butch i Zadra stanowią świetną parę anielskich stróżów prawa. Zły i dobry glina, mięśniak i inteligent. A przynajmniej takie robią wrażenie na pierwszy rzut oka.
Gdy zjawiają się na ziemi, by wprowadzić komisarza Jakuba Ryjka w nadziemskie sprawy, ten akurat prowadzi śledztwo.
Wkrótce też wplątują się w dziwną historię z Piaskowym Dziadkiem. Co może się wydarzyć, gdy na posterunku w małym miasteczku przyjdzie bronić się Lokiemu, Dreszczowi z Alojzem i Kędziorowi, stojącym ramię w ramię? I gdy na pomoc podążą Dzwoneczek z Chłopcami?
"Stróże" to kolejna opowieść ze świata Kłamcy. I choć Lokiego tu nieco mniej, bo to agenci W.I.N.A grają pierwsze skrzypce, to wciąż czuć klimat poprzednich części. Jest tu odpowiednia dawka humoru, jest też zagadka kryminalna, są szemrane interesy.
Żałuję, że tak późno sięgnęłam po tę historię. Z pewnością lepiej bym ją odebrała i oceniła, gdybym czytała w niedługim czasie po Kłamcy, Chłopcach i Dreszczu. Niemniej bawiłam się całkiem dobrze. A teraz czas na drugą część Stróży :)
Loki powraca wraz z agentami WINA, który zostaje specjalnie utworzony, aby kontrolować nadużyć anielskich, spowodowanych przez wyżej wymienionego podejrzanego. Nordycki bożek kłamstwa, kiedyś As, teraz cyngiel anielskich zastępców, który nie raz dał radę, tam gdzie skrzydlaci zawalili.
W "Stróżach" dostajemy nowe historie, w których przemyka Kłamca i jak zawsze daje radę!
Poza historyjką z Banshee, za którą biję pokłony, bo naprawdę uwielbiam te istoty, dostajemy również opowieść o nadużyciach anielskich, do których WINA dochodzi dzięki Lokiemu (oczywiście nie obejdzie się bez małych zgrzytów ^^) oraz nowo mianowanemu świętemu Jakubowi Ryjkowi.
Komisarz, dzięki pewnej sprawie zauważa podejrzanego typka kręcącego się na miejscu zbrodni, jednak kiedy zwraca mu uwagę ów pan, jest wielce zdziwiony, że Ryjek go widzi. Mężczyzna niewiele rozumie z dalszych wydarzeń, kiedy to dowiaduje się, że został świętym i widzi anioły, których żaden normalny człowiek nie widzi (no chyba, że skrzydlaty się ujawni).
W tym tomie poznajemy również dwóch anielskich agentów (zawsze kojarzy mi się to z AA XD) Buchta i Zadrę. Czytając o nich miałam wrażenie, że autor zastosował tutaj motyw dobrego gliny i złego. Zadra robi za dobrego, chudszy, mniejszy od swojego partnera, którego sława wyprzedza i jednym słowem anielska społeczność się agenta boi lub woli po prostu gigantowi nie wchodzi w drogę.
Ćwieka jako autora uwielbiam i tutaj po raz kolejny nie zawiodłam się na jego działach. Kupując Stróży liczyłam na klimat podobny do tego z Kłamcy i dostałam to. Mimo, że mój kochany Loki nie jest głównym bohaterem, a pojawia się jako postać drugoplanowa nie przeszkadzało mi to. Bez problemu polubiłam policjanta Ryjka i agentów W.I.N.A. Gdy zaczynałam tę książkę miałam obawę czy autor poradzi sobie z odstawieniem Lokiego na drugi tor i skupieniu się na innych postaciach, ale wyszło mu to naprawdę dobrze. Akcja książki w niektórych momentach sprawiała, że się gubiłam, szczególnie na początku rozdziałów gdy czas i miejsce akcji skakało nagle nie wiadomo gdzie. Szybko jednak znowu łączyło się to w logiczną całość. Jak zawsze Jakub Ćwiek świetnie użył różnych wierzeń wrzucając je do jednego spójnego świata jednocześnie nie tracąc z oczu głównych bohaterów czyli naszych skrzydlatych. Z czystym sercem mogę polecić te książkę zarówno fanom Kłamcy jak i osobom które z Ćwiekowym Lokim nie mieli jeszcze styczności.
Były lepsze gorsze opowiadania, bardziej i mniej interesujące, z grubsza ostatecznie koncept mi się podobał. Jest Loki, w ostatnim opowiadaniu nawet jest głównym bohaterem, bo cała reszte wywiało. Jak zawsze u Ćwieka dużo nawiązan do popkultury i memow - za co jak najbardziej szanuje. Ogólnie, po lekkiej przerwie w cykli, fanom Kłamcy zdecydowanie powinno się spodobać.
Książka nie jest całością sama w sobie. Pierwsza jej połowa była bardzo przyjemna, a zasady rządzące pracą aniołów zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Świetnie się to czytało. Niestety potem zaczął się zbiór opowiadań o postaciach z innych serii autora :( "Stróże" to moja pierwsza książka Ćwieka i po jej końcówce, na pewno nie sięgnę po lektury ze wspomnianymi protagonistami. Chętnie przeczytałabym drugą część "Stróży", jeśli tylko faktycznie całość traktowałaby o skrzydlatych.
Bardzo fajny powrót do uniwersum Kłamcy. Loki jest tu postacią istotną, ale nie najważniejszą. Zdecydowanie udane kreacje nowych bohaterów: Zadry i Butcha. I Ryjka. Bardzo chcę więcej Ryjka!
Pomysł fajny, wykonanie... No, pozostawia wiele do życzenia. Momentami miałem wrażenie, że aż wulgarne na siłę. Ja wiem że ,,hi ha, męscy i silni faceci, spluwy i policjanci, brudne realia, ale no ile można czytać kurwa kurwa chuj dupa"?
Mialo byc 3, ale opowiadanie laczace kilku bohaterow z roznych swiatow kreowanych przez Kube zasluguje na dodatkowa gwiazdke. Poza tym po prostu fajna proza.
This entire review has been hidden because of spoilers.