Ponad półtora miliona ludzi pracujących w Polsce żyje w ubóstwie. Przeciętny Polak przepracowuje w roku niemal dwa tysiące godzin, co daje nam drugie miejsce w rankingu najbardziej zapracowanych krajów w Unii Europejskiej. Choć spędzamy w pracy prawie jedną trzecią swojego życia, wciąż niewiele wiemy o mechanizmach rynku pracy i nierównościach panujących wśród zatrudnionych w innych branżach.
Pracownik fabryki, ochroniarz na osiedlu nowych bloków, właściciel budki z zapiekankami, szefowa związku zawodowego w sieci hipermarketów, kierownik call center i wielu innych – to właśnie oni, niewidzialni pracownicy, choć wciąż słyszą zapewnienia o perspektywie poprawy swojego losu, nie czują się beneficjentami systemu, w którym przyszło im żyć. Bo jak powiedział jeden z bohaterów: „jesteśmy tylko trybikami”.
Zbiór reportaży Urobieni ujawnia niewygodną prawdę o polskim rynku pracy. Opowiada historie zarówno tych, którzy w 1989 zostali siłą wtłoczeni w nowy model gospodarczy, jak i tych, których ukształtował dziki, nadwiślański kapitalizm lat dziewięćdziesiątych. Niepewność jutra, spychający w ubóstwo wyzysk, pogarda dla słabszych i rosnąca frustracja tworzą gorzką opowieść o codzienności milionów Polaków.
Marek Szymaniak (ur. 1988) – dziennikarz i reporter. Publikował m.in. w Magazynie TVN24, „Dużym Formacie” i „Newsweek Polska”. Jest dwukrotnym finalistą konkursu stypendialnego Fundacji „Herodot” im. Ryszarda Kapuścińskiego oraz finalistą Nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
To była dla mnie trudna lektura, nie tylko ze względu na ładunek emocjonalny i historie osób, które opowiadają Szymaniakowi o swoim doświadczeniu pracy w Polsce. Trudna też z tego względu, że sama kiedyś wierzyłam w te mity, w tę merytokrację, w to że nie da się inaczej, że to najdoskonalszy system i że zmiany muszą poczekać. Wiem ile pracy nad sobą, ile czytania, ile otwierania się na historie innych niż moje potrzebowałam, by dojść do tego, o czym pisze autor. Dlatego we mnie po lekturze zostaje pesymizm, chociaż z wywiadu zamykającego książkę jakiś optymizm się przebija.
Książki o ciężkim losie pracownika nie nadążają za zmianami. Czytelnik zostaje z dickensowskim obrazem uciemiężonych pracowników, tymczasem życie pędzi dalej. I to jest wada tej książki.
Historie z 2016 r. są już nieaktualne. Autor próbuje wprowadzać dopiski np. o stawce minimalnej na umowie zleceniu i sposobach jej obchodzenia, ale nie pojawiają się inne informacje, jak naprzykład to, że od paru lat umowy zlecenia są ozusowane i te kwoty liczą się do emerytury. Nie ma już umów 4 złote za godzinę, nie ma odprowadzania ZUS tylko od pierwszej umowy. Są plany, żeby zlecenie liczyło się do stażu pracy, niestety, nowy projekt kodeksu pracy czy jednolitego kontraktu pracowniczego przepadł, ale autor nie wspomina, że pomysł w ogóle się pojawił.
A gdzie opowieści o Ukraińcach na uberze? Gdzie Hindusi dowożący jedzenie na wynos? To nasze tu i teraz. Proponuję spojrzeć w przyszłość i przyjrzeć się losowi Hindusów czy osób z Azji Środkowej, które wkrótce zajmują miejsce Ukraińców w najgorszych niszach rynku. Chcemy czytać o nieszczęściach? To szukajmy ich tam, gdzie o nich jeszcze nie jest głośno.
Plus za to, że w książce nie ma narzekań prekariuszy, którzy spodziewali się nie wiedzieć czego po swoich niepotrzebnych studiach. Plus za głos prywatnego pracodawcy. Plus za wywiad z ekspertem, dający kontekst opowieściom pracowników.
Bardziej niż historie wielkich koncernów - takich jak Toyota - interesowały mnie opowieści poszczególnych jednostek, a tych było niestety mniej. Mimo tego książka Marka Szymaniaka jest warta uwagi.
Zachowam tu sobie dwa cytaty: "- Dostaliśmy e-maila z podziękowaniami od prezesa, który do pracy przyjeżdża maybachem, a nas zatrudnia na umowach o dzieło. Napisał, że spółka w ostatnim kwartale zarobiła na czysto grube miliony, dlatego jest nam bardzo wdzięczny za ciężką pracę. To byłoby typowe korporacyjne gadanie o wspólnym sukcesie, ale ktoś puścił plotkę, że w nagrodę będą premie i podwyżki. Po kilku dniach, kiedy każdy już zastanawiał się, na co wyda dodatkową kasę, na ostatnie piętro zarządu chyba dotarły nasze rozmowy, bo zaraz dostaliśmy drugiego e-maila. Prezes napisał, że ma dla nas nagrodę: słodkie niespodzianki w postaci czekoladowych muffinek. A dokładnie po jednej na głowie." _____ "Tak wiele widzę utyskiwań na pracowników w ustach pracodawców, tymczasem moim zdaniem pracownicy są zazwyczaj dokładnie tak kiepscy jak firma, która ich zatrudnia".|
Ta książka ma wiele wad ale też jedną podstawową zaletę, która je neutralizuje - wzbudza emocje. Wątpię aby wiele osób po tej lekturze pozostało obojętnych.
Autor dość wszechstronnie podszedł do tematu pracy Polaków tak w Polsce jak i za granicą (głównie w UK), dotknął nawet problemów imigrantów z Ukrainy pracujących w Polsce. Jest to wszystko napisane sprawnie i rozsądnie zredagowane. Wiele też się dowiedziałam z danych statystycznych cytowanych w tej książce.
Jeśli chodzi o wady, to główną wydaje się być swego rodzaju powierzchownosc. Autor starał się nakreslic problem z każdej możliwej strony i patrząc pod każdym możliwym kątem ale temat jest tak obszerny, że objętość książki go ograniczyła.
Kolejną rzeczą która jest wyczuwalana, to spora dysproporcja pomiędzy pozytywnymi historiami i tymi jakby mniej. A nawet dużo mniej. Fakt, nie jesteśmy najbardziej optymistycznym narodem, ale trudno uwierzyć że na tyle opisanych historii tylko dwie można zaliczyć do jako tako pozytywnych. W dość szerokim rozumieniu tego słowa.
Poza tym wydaje mi się, że kilka wątków - jak choćby podejście do związków zawodowych, emigrantów z Ukrainy, czy Polaków wyjeżdżających za granicę - autor potraktował dość jednowymiarowo. Być może było to spowodowane szerokim spektrum tematów które chciał poruszyć, bądź też brakiem źródeł na których można opisać alternatywy punkt widzenia.
Ten reportaż warto przeczytać. Chętnie sięgnę po kolejną książkę tego autora.
To lektura depresyjna. Po raz kolejny uświadamiasz sobie, że to, dokąd zajdziesz w życiu zależne jest od farta i zaplecza społecznego. W dzisiejszych czasach wszelkie historie od "pucybuta do milionera" można sobie między bajki włożyć.
"Tym bardziej że siłą polskiej gospodarki jest jej słabość, czyli niskie koszty pracy. A na te składają się między innymi kiepskie wynagrodzenia, liczne umowy śmieciowe i brak pakietów socjalnych. Od lat na globalnym rynku konkurujemy właśnie tymi środkami, a nie nowoczesnymi produktami, innowacyjnymi technologiami czy wysoką wydajnością."
"O tym, że kary dla nieuczciwych pracodawców w Polsce są za niskie, mówi się od lat. Zgadzał się z tym nawet były szef PIP Roman Giedrojć, który uważał, że《kary, które są stosowane w Polsce, zachęcają do łamania przepisów. Mówiąc krótko: opłaca się u nas nie przestrzegać prawa pracy.》"
"Polski kapitalizm prawie każdego skrzywdził. Prekariusza, bo dał mu groszową płacę i poczucie, że jest śmieciem w oczach swojego pracodawcy, że jego praca jest nic niewarta, a na jego miejsce czeka 20 chętnych, więc jak się nie podoba, to wypierdalaj. Menedżera, bo dał mu duże pieniądze, poczucie wartości, ale zapędził w ciężką orkę, pracę non stop i poczucie, że skoro nie jesteś prekariuszem, zarabiasz 10 razy więcej niż wszyscy, to sprzedałeś duszę i musisz odpracować ten cyrograf.
Znacznie ciekawsze i bardziej pogłębione spojrzenie na problem niż w "Zawodzie", który mnie, cóż, zawiódł. Duży plus za ostatni rozdział w formie wywiadu, który w jakiś sposób odpowiada na pytanie "Czemu jest tak jak jest?"
Reportaże "Zawód. Opowieść o pracy w Polsce. To o nas" Kamila Fejfera były odrobinę lepsze. Bardziej różnorodne i barwniej napisane. W podobnej konwencji, dodając kontest historyczny przedstawiła problem pracy w Polsce Olga Gitkiewicz w "Nie hańbi" - dostała za nią nawet nominacje do Nike. Ale cenna jest każda pozycja pokazująca jak bardzo jesteśmy zasklepieni w swojej bańce średniej klasy średniej, nie zauważając i nie rozumiejąc co jest poza.
O Boże, tak! Jaka ta książka jest prawdziwa! I jak dobrze, że patologia w pracy (w szefostwie, w zespole, w warunkach pracy, w warunkach wynagrodzenia) nie jest już moim udziałem (i oby nigdy więcej nie była). Warto!
Lektura reportaży o pracy autorstwa Marka Szymaniaka pod tytułem "Urobieni" to gwarantowany efekt w postaci mieszanki złości, frustracji i bezsilności u każdego komu nie jest obojętne cierpienie drugiego człowieka. Świetny jest ten zbiór, ale muszę powiedzieć, że po jego zakończeniu mam poczucie jakbym dostał mocno po łbie.
Marek Szymaniak wziął na tapetę to jak zdaliśmy egzamin z człowieczeństwa w ramach transformacji systemowej po upadku PRL i nie wystawia niestety naszemu społeczeństwu najlepszej laurki. Już z pierwszych historii tutaj zawartych bije niesprawiedliwość i samotność człowieka wobec systemu, który pożera go i beznamiętnie wypluwa niczym śmiecia. Kapitalizm-kanibalizm śpiewał znany polski skład i nic bardziej sensownego nie przychodziło mi do głowy kiedy to śledziłem historię sprzątaczki przerzucanej z jednej "pseudo-firmy" do drugiej, które to firmy prześcigały się w minimalizowaniu swoich kosztów, a zamian ograniczając podstawowe prawa i potrzeby bohaterki reportażu. Podobne refleksje towarzyszyły mi, kiedy autor przytaczał karierę pracownika ochrony, gdzie jego obywatelskie i ludzkie odruchy były rugowane przez beneficjentów PFRON-u raz poraz wymuszających na nim zgodę na udział w mafijnej patologii. Czytając kolejne rozdziały zwyczajnie trafiał mnie szlag wynikający z tego, iż wszystkie niemal aspekty poruszane w tej książce nie były dla mnie nowością, a jednak jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności wszyscy bierzemy udział w tej patologii dotyczącej rynku pracy w Polsce, chociażby jeżeli chodzi o zwykle przyzwolenie na taki stan rzeczy.
W kolejnych rozdziałach Marek Szymaniak tropi kolejne patologie rynku pracy w Polsce, gdzie z jednej skrajności poszliśmy w drugą. Z niewydajnego i archaicznego systemu, gdzie wszystko było regulowane przez państwo dla utopijnej ideologii przeskoczyliśmy do systemu gdzie mamy do czynienia z chaosem gdzie nie ma żadnej regulacji i ochrony tych najsłabszych czyli pracowników. Pracodawców ogranicza tylko rynek, a ten niestety nie ma duszy i empatii od niego nie doświadczymy. Funkcjonowanie zakładów pracy typu Toyota to też żaden wyjątek od reguły, ale smutna reguła, od której wyjątki można właściwie liczyć na palcach jednej ręki. Niemal każdego dnia słucham w swojej pracy relacji ludzi z codziennej traumy że strony przełożonych, tak zwanych liderów i współpracowników wciągniętych w tryby systemu, który promuje niewolnictwo pracownicze. System zamówień publicznych to jedna wielka lipa organizowana chyba bez większego pomyślunku, bo w innym przypadku trzeba by było podejrzewać, iż motywacją jest przyzwolenie na trwonienie środków publicznych, a dodatkowo wspierany jest układ w którym wyzyskiwany jest obywatel, który nota bene sam ten system finansuje. Podobnie rzecz się ma że slynnnymi już "śmieciówkami", które nie stanowią największego zagrożenia dla tzw. "szarej strefy", ale uderzają w podstawowe prawa pracownicze, a co za tym idzie w podstawie prawa człowieka jak choćby prawo do odpoczynku, jedzenia i godnego życia. Śmiech bierze, ale ten z gatunku śmiechu przez łzy, kiedy ktoś miał do czynienia z tak zwanym "samozatrudnieniem" w Polsce. Bardziej trafna będzie tu nazwa "samozaoranie".
Czytając "Urobionych" nie jestem w stanie zrozumieć co stało się z naszym społeczeństwem, że zaniknął u nas podstawowy instynkt samozachowawczy, a kiedy przychodzi do wyborów to bliżej jest nam do partii Korwina niż do "Razem" Zandberga. Czy naprawdę z logiką w naszym społeczeństwie jest tak krucho, że to właśnie w pomysłach opartych na liberalizmie szukamy rozwiązania naszych problemów? Zwłaszcza, że wśród wyborców popierających opcję liberalizmu rynkowego znajduje się sporą grupa, która właśnie przez ten liberalizm cierpi. Dlaczego Adrian Zandberg nie może przebić się że swoją propozycją i oscyluje wokół 1% w kraju, gdzie związki zawodowe nie spełniają swojej roli koncentrując się na polityce zamiast chronić prawa pracownicze? Pogubiliśmy się i zatraciliśmy nie tylko jeśli chodzi o pomysł na gospodarkę wolnorynkową i regulacje których zabrakło żeby zachować w tym wszystkim równowagę. Zatraciliśmy bowiem jednocześnie solidaryzm społeczny i uważność na drugiego człowieka, bo z solidaryzmem i poważnym pomysłem na wsparcie tych najsłabszym nie są pomysły w rodzaju "500+" czy "mama 4+". Takie działania tylko wzmacniają patologię na rynku pracy gdzie prekariusz nie ma nic do powiedzenia, a obrobić potrafią się tylko zorganizowane grupy zawodowe jak górnicy i może pielęgniarki.
Reportaże o pracy autorstwa Marka Szymaniaka są jak dla mnie wołaniem o wzrost świadomości społecznej. Są apelem o większą refleksję i odpowiedzialność społeczną. Trudno bowiem budować zdrowe państwo jeśli wszyscy będziemy wspierać patologię. Nie trzeba naprawdę być socjologiem czy ekonomistą żeby ogarnąć podstawowe mechanizmy gospodarki i źródła panującej nierówności na rynku pracy. Wystarczy tak naprawdę przeczytać kilka książek, można zacząć choćby od tej i wyzwolić się ze ślepego zaufania do populizmu serwowanego nam przez tych którzy partycypują w wyzysku tych najsłabszych pracowników w Polsce. W nas - prekariuszach - siła. I z nadzieją niechaj zakończę swoją opinię o świetnej książce "Urobieni".
Drugi krótki zbiór reportaży z rzędu i w podobnym stylu. Mam przeczucie, że po jakimś czasie zleją mi się w pamięci w jedno. Agonia chyba zrobiła na mnie nieco większe wrażenie – wyszłoby w tutejszej skali może pół gwiazdki różnicy.
No i mam doła. Wyjeżdżając z Polski prawie osiem lat temu, wiedziałam, że nie wrócę tam wcześniej, niż na emeryturę. Wtedy jeszcze o powrocie myślałam. Po tych kilku latach w UK już wiem, że wracać nie mam po co. Polska staje się coraz smutniejszym krajem coraz bardziej agresywnych i sfrustrowanych ludzi. Książka opowiada kilka historii o tym, jak obecnie pracuje się w Polsce. Firmy sprzątające, ochroniarskie, zatrudnianie niepełnosprawnych, śmieciowe umowy, praca w korporacjach, wymuszane samozatrudnienie, oszczędnościowe przetargi i stawianie zysku wyżej, niż zdrowie, a nawet życie pracownika, wykorzystywanie na maksa nie tylko Polaków, ale też Ukraińców. Oni są w o wiele gorszej sytuacji. Płacą pośrednikom za załatwienie pracy ogromne pieniądze, a trafiają do piekła. Jest też spojrzenie od strony pracodawców. Niestety, nie są to radosne relacje. Generalnie pracodawcy uważają, że praca jest, tylko się skur...om nie chce pracować. Ano, nie chce się. Nie za takie pieniądze, nie na takich warunkach. Kto może pakuje manatki i wyjeżdża za granicę. Jeden z rozmówców twierdzi, że jest to swego rodzaju wentyl bezpieczeństwa, bo gdyby ludzie nie mieli takiej możliwości, to już dawno doszłoby w kraju do rozruchów. Znajdziemy też relacje osób, którym się udało. Dziś prowadzą dobrze prosperujące firmy. Jest też ogólne podsumowanie całych 30 lat przemian ustrojowych. Dlaczego poszliśmy taką, a nie inną drogą, jaka jest rola państwa i związków zawodowych w regulacji stosunków między pracownikiem a pracodawcą. Jednym słowem jest to spojrzenie na temat z wielu różnych stron, co daje dość pełny obraz sytuacji. Lektura przygnębiająca, ale ciekawa.
Bardzo dobry, rzetelny reportaż. Przedstawia problem przekrojowo, dotykając wachlarza tematów, ale jednocześnie nie ma się wrażenia pobieżności i potraktowania któregokolwiek z nich po macoszemu. Spodobało mi się ukazanie różnych perspektyw - nie tylko głosów szeregowych pracowników, ale też tych na najwyższych szczeblach. Cieszę się, że był też rozdział o tym, jak można lepiej. Zwieńczeniem jest rozmowa z badaczem, który spogląda na sprawę z naukowej strony i może wyrazić chłodniejszy, ale i profesjonalny osąd. Nie jest bohaterem wydarzeń, ale doskonale się w nich rozeznaje - umie wskazać przyczyny, skutki, zasugerować zmiany. Potrafi przewidywać i wyciągać wnioski. Bardzo polecam i z chęcią przeczytam coś więcej na temat sytuacji na rynku pracy w Polsce.
Takie 3.5 ;) Dobrze wyjść ze swojej bańki i poznać realia osób które po transformacji uplasowały się na dole drabinki placowej. Aczkolwiek autor opisuje bardzo różne sytuacje - nie tylko osób harujących na dwa etaty jako stróż, osób w zakładach produkcyjnych, ale też pracoholików i mikroprzedsiębiorców. Natomiast czytając miałam wrażenie że książka się już zdezaktualizowała co nieco - opisuje czasy przed pandemią - chyba max do 2017-2018. A myślę że pandemia zmieniała trochę rynek pracy. Zakończenie - wywiad z Andrzejem Szahajem ciekawy bo troche cofa się w czasie i opisuje historię transformacji i co i jak można by poprawić i dlaczego to takie trudne. Jednak pan profesor odnośni sie w wypowiedzi do “aktualnych wyborów” natomiast brakuje daty kiedy ten wywiad był przeprowadzony więc ciężko go umiejscowić na politycznej linii czasowej …
To była bolesna lektura.... Bolesne historie słabych ludzi ale silnych w duchu. Pokazały mi aby walczyć w tym polskim społeczeństwie o swoje pomimo swojej dobrej duszy w realniach pracy nie jest tak lekko i według regulaminów- wręcz przeciwnie nikt się tego nie trzyma. Polecam przeczytać każdemu ten reportaż zanim rozpocznie swoją przygodę z pracą. Ale przygotujcie się też na mnóstwo bólu ze strony polskiego społeczeństwa ale wiem, że i tak wszyscy tutaj zostaniemy, bo Polska to Polska- dobry kraj mimo wad.
Książka ciekawa, dobrze napisana, może chwilami nieco nieaktualna, ale to naturalne przy zmieniających się przepisach i dynamicznej sytuacji na rynku pracy. Otwiera oczy na anomalie i pozwala zrozumieć dlaczego w Polsce jest jak jest, czyli bylejako. Na koniec bardzo interesujący wywiad z profesorem Szahajem.
Czytałam i rosła we mnie złość. Z jednej strony to dobrze, bo reportaże mają wzbudzać emocje, ale w tym przypadku sposób przedstawienia tematu pozostawiał sporo do życzenia. Był płaski i jak dla mnie za bardzo jednowymiarowy. Po za tym przygniatały mnie zarówno opisywane patologie systemowe, jak i postawy niektórych bohaterów.
Warto przeczytać, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Nie polecam lektury przed snem, bo ciśnienie podnosi się tak, że później trudno zasnąć.
Jest to książka, po której człowiek chciałby pójść z pochodnią pod siedzibę dowolnego korpo albo wąsatego badylarza, ale jednak zawraca się na klatce schodowej, bo przypomina sobie, że dziś wieczorem upływa deadline na bardzo ważny raport do napisania.
Jest to również książka, która niestety łapie zbyt wiele srok za ogon.
Bardzo wciągająca i uświadamiająca - mi osobiście dała dużo do myślenia na temat tego, w jak hermetycznie zamkniętej bańce żyję i jak niesamowite mam szczęście, że moje dotychczasowe doświadczenie jeśli chodzi o pracę wygląda jak wygląda.