Christine Lavant (1915-1973), one of Austria's most famous yet obscure 20th century poets, wrote these memoirs during a voluntary six-week stay in an asylum. Although written in 1946 the memoirs were not published until 2001 because the poet felt that the work was too personal. She records her failed suicide attempt, her sleeplessness, her exhaustion, her eccentric and mad inmates, her daily struggle to survive by writing. The author spent most of her life in a small southern Austrian village, where she was born as the ninth child in a family of miners. Pathologically introverted, she was plagued by poverty and illness and supported herself with knitting. Her poetry is unconventional, filled with neologisms, mysterious and magical. We hear echoes of Rilke, whom she admired. Thomas Bernhard referred to her work as testimony to a 'zerstorte Welt/destroyed world'. She was honored with numerous literary awards, among them the Austrian State Prize for Literature in 1970, three years before her death.
Christine Lavant (1915-1973), one of Austria's most famous yet obscure 20th-century poets, grew up in a small village, in a provincial Catholic milieu, in southern Austria as the ninth child of a very poor family. She suffered from eye and ear problems, was pathologically introverted, and supported herself with knitting. Her poetry is unconventional, filled with neologisms, mysterious and magical. We hear echoes of Rilke, whom she admired. Thomas Bernhard referred to her work as testimony to a "zerstörte Welt / destroyed world." She was honored with numerous literary awards, among them the Austrian State Prize for Literature in 1970, three years before her death.
Novela autobiográfica escrita por su autora, Christine Lavant, cuando decidió por voluntad propia internarse en un centro psiquiátrico 6 semanas tras haberse intentado suicidar tomando arsénico.
En sus 78 páginas escritas de forma poética, la autora que solo sueña con ser poetisa nos hace ver lo diferente que se siente ella a las mujeres de esa época: “has de ser madre y esposa”, esos estándares no van con ella, y por lo tanto siente miedo. Además sus reflexiones vienen acompañadas de los maltratos que se sufrían en esos centros psiquiátricos a los internos.
Sin embargo, a pesar de que entiendo el sufrimiento que la autora tuvo que vivir, me ha resultado compleja la lectura porque como su propio título indica, son Notas de un manicomio y va de un lado a otro sin que haya capítulos ni diálogos, escrita en primera persona.
Bohaterka zapisków była nazbyt "normalna" na psychiatryk, a nazbyt "nienormalna" na prawdziwe życie. Trafnie podsumował to w posłowiu Adam Lipszyc. Pytanie, gdzie przebiega granica tej (nie)normalności?
wcale nie kochamy – tańczymy jak ćmy wokół sztucznego światła
jadę pociągiem, słucham na zapętleniu, jak zrozpaczony thom yorke chce dzielić światło z osobą, dla której jest jedynie nieporadną, niezdarną ćmą. a zapiski stanowią mój dziennik, zlewają się z tym, co ja notuję, a co gorsza – z tym, co czuję.
króciutka proza jest morzem emocji, które nas zalewa. historią, która boli, tak jak ranią nas romantyczne wyznania wertera, konrada czy kordiana. ale – na szczęście! – tradycja romantyczna jest tu jedynie fundamentem dla kobiecej odwagi, która jest w swej istocie paradoksalna, bo główna bohaterka uczy się w niej cierpieć, przyznawać się do choroby i momentami popadać w coraz to gorsze stany. jej nielinearny proces zdrowienia, bardzo zresztą kwestionowanego, stanowi piękny wstęp do rozważania nad tym, co robi z ludźmi instytucja zdrowotna oraz zapytaniem, nie filozoficznym, a radykalnie pragmatycznym: jak bardzo nie potrafimy pomóc drugiemu człowiekowi? jak bardzo wolimy stygmatyzować, niż słuchać?
miłość, a raczej odmiany tego uczucia, które dostrzegamy w tym doskonałym, poruszającym dziele, są tak odmienne i skomplikowane, że aż ma się ochotę rozważać je badawczo na kanwach psychologii. zapiski są bowiem doskonałym studium schematów zakochań, postrzegania chorób psychicznych i ich leczenia w XX wieku oraz tego, jak funkcjonowały ówcześnie instytucje psychiatryczne.
jestem zbyt porażona i moje współodczuwanie nie pozwala mi skrupulatnie przeanalizować wszystkiego, co wzbudziło moją intelektualną, a nie emocjonalną półkulę, jednak uważam, że to dzieło było mi niezwykle potrzebne i byłabym wniebowzięta, gdyby zaczęto o nim więcej rozprawiać, bo zawiera wiele istotnych wątków, w moim odczuciu, wręcz stanowiących swoisty tekst źródłowy dla tych, których zajmuje historia psychologii.
Al comienzo no entendemos muy bien qué nos está contando Christine Lavant. Arroja nombres y más nombres (La Reina, Renate, Nusserl, Berta, Minna...) que apenas esboza más que con un par de anécdotas sin profundizar en ninguna. Sin embargo, nos vemos pronto envueltas en ese torbellino narrativo de una belleza deslumbrante (la autora es poeta, también escribiendo narrativa) al mismo tiempo que nos asfixia con la claustrofobia y el caos de un manicomio. 🥀 Me hubiese gustado saber mucho más de ella. Su historia la vamos descubriendo también con breves pinceladas. Y me hubiese encantado saber más de algunas de sus compañeras de hospital. Claro que el libro se titula «Notas» porque eso es lo que son, apuntes no desarrollados pero que, quizás por ese espacio creado para dejar volar nuestra imaginación, impactan aún más. 🥀 «¿Qué esperaba? ¿Curarme? ¿Pensaba realmente que cierta cantidad de arsénico tomada con regularidad daría sentido a mi vida? ¿Que aquí podrían volverme hermosa, o al menos valiente y feliz? Claro que no lo creí ni un segundo, pero ¿adónde debía ir después de algo tan horrible y fallido? Treinta pastillas, un sueño parecido a la muerte durante tres días y cuatro noches para volver luego a despertar y que todo siga inmutable a mi alrededor». 🥀 Muchísimas gracias, @booksandbe, por prestarme este librazo 💜 #traficantasdelibros #Notasdesdeunmanicomio #ChristineLavant #mujeresylocura #leoautoras #pequeñoslibrosquesongrandes
Het boek leest als een trein je komt in het parallelle universum - 'het gesticht' terecht dat je beleeft vanuit de beleving van de schrijfster, een vrouw die zoekt, haar plaats wil vinden, zich tegelijk van alles bewust is en hunkert naar een soort erkenning in een wereld waarin dit allesbehalve evident is, het lijkt wel een soort droom, bijna een overlevingskamp. Ik had nog nooit van haar gehoord, het nawoord is daarom ook essentieel om de waarde van dit boek te (h)erkennen. Evenals de historische waarde. must read!
Enferma, pobre y marginada, dicen que Rilke le cambió la vida.
El regalo de un médico tras un nuevo ingreso (en forma de libro de poemas del autor Checo), la llena de ilusiones, de vida, de amor a lo bello y la poesía, y Lavant, adolescente, escribe, anhela, lucha....pero todo es en vano. A los veinte años, intenta suicidarse tomando arsénico, fracasa y se interna voluntariamente en una clínica psiquiátrica.
El testimonio de estas seis semanas, revela lo poco que habían cambiado las condiciones de los hospitales psiquiátricos en los últimos dos siglos, el mismo maltrato, terror, sufrimiento e incomprensión que en el siglo XVIII.
Pero pese a que atisbo a captar la belleza en sus palabras y el dolor que intenta transmitir la autora de una forma poética, el libro no me termina de atrapar, un texto en el que avanzo lento y tengo que releer algunos párrafos (algo largos y caóticos), terminándolo con la sensación de no haberlo “asimilado”.
Postuum gepubliceerde memoires van tijdens Lavants vrijwillige opname in een instelling, door een gelukkig toeval niet verbrand, zoals ze blijkbaar met heel wat van haar werk heeft gedaan. Schrijven om overeind te blijven in ruwe omstandigheden, met een boeiend oog voor wat rond haar gebeurt en sympathie voor zelfs de meest irritante medepatiënten. Afwisselend warm en cynisch.
"Dat is dus de beroemde liefde voor de naaste: de een sterft na een vreselijk lijden, sterft als een stuk vee, en de ander vraagt zich alleen maar af of ze nu dat vrijgekomen bed zou kunnen krijgen."
"Hoe zal dat nou zijn aan het eind van die zes weken? Zal ik ooit weer zo kunnen denken en praten dat er enige begrijpelijkheid tussen mij en de anderen ontstaat?"
"Als ze zich in elke krankzinnige wilden verplaatsen, hoeveel van zichzelf zouden ze dan nog overhouden?"
Bardzo podobał mi się koncept liminalności bohaterki. Dobrze, że najpierw przeczytałam posłowie na końcu książki, bo wtedy lepiej można uzyskać perspektywę na życie autorki, która jednak opisuje swoje doświadczenia a nie tworzy jakąś fikcję. Niestety nie poczułam bliskości do tej książki, wydaje mi się że głównie przez to, że opisywany pobyt w szpitalu psychiatrycznym dział się sporo lat temu, przez co w porównaniu z dzisiejszym leczeniem zaburzeń trudno się jakoś wczuć w to wszystko. Choć sama nie wiem czy to by był powód, bo też fajnie czytać jak to było kiedyś, no ale specyficzne to było, ale i jednak ciekawe, ale no tak nie aż bardzoooo no. Ta dwoistość to dla mnie najlepszy aspekt - za normalna do życia, nie zbyt chora na szpital.
Christine Lavant (1915-1973), bekannt vor allem durch ihre Lyrik, wuchs als neuntes Kind eines Bergmanns und einer Flickschneiderin in sehr ärmlichen Verhältnissen in Kärnten auf. Wegen einer schlimmen Erkrankung musste sie schon früh ihren Schulbesuch aufgeben und verdiente sich ihren Lebensunterhalt hauptsächlich mit Strickarbeiten.
In den erstmals 2001 veröffentlichten "Aufzeichnungen aus dem Irrenhaus" berichtet Lavant von ihrem sechswöchigen Aufenthalt in der Landes-Irrenanstalt in Klagenfurth. Dorthin hatte sie sich im Alter von 20 Jahren nach einem missglückten Selbstmordversuch freiwillig einweisen lassen. Selbstmordgedanken beschäftigten sie laut eigener Aussage bereits seit ihrem 13. Lebensjahr. Nur in Phasen exzessiven Lesens sei es ihr besser gegangen. Gegenüber den Ärzten gibt sie allerdings als Grund für ihren Suizidversuch eine unerfüllte Liebe an – den zu dieser Zeit fast einzig gesellschaftlich akzeptierten Grund für alle Frauenleiden, der auch nicht zu weiteren Nachfragen führt. Ihre Leseleidenschaft und ihr schriftstellerischer Ehrgeiz – das was ihr nach eigenem Empfinden gut tut – werden von den Ärzten nur müde belächelt ("Wieder ein abschreckendes Beispiel dafür, wohin es kommt, wenn Arbeiterkinder Romane lesen anstatt zur ordentlichen Arbeit herangezogen werden.") Stattdessen wird ihr "als das beste Mittel gegen Hysterie" ein "strenger Dienstplatz" als Hausmädchen nahegelegt. Lavant, die auf Gemeindekosten in der Psychiatrie verweilt, und deshalb als Patient dritter Klasse behandelt wird, blickt schnell hinter die in der Heilanstalt vorherrschenden Machtstrukturen, die eins zu eins ein Abbild der gesellschaftlichen Klassenverhältnisse außerhalb der Klinikmauern sind. Die schwächeren, sprich ärmeren Glieder sind wehrlos der Willkür des Klinikpersonals und der Zudringlichkeit ihrer Mitpatienten ausgeliefert. Lavant beschreibt aus der Perspektive einer jungen Frau den Alltag in dem Irrenhaus. Sie berichtet eindringlich von den beobachteten Schrecken und den Versuchen, sich dort trotzdem zu behaupten. Sie reflektiert tagebuchartig über das, was sie erlebt, wahrnimmt und empfindet. So tragisch und beklemmend ihre geschilderten Erlebnisse sind, Funken von Selbstironie blitzen immer wieder im Text und vor allem an dessen nicht "frommen" Schluss auf.
Die Ausgabe des Wallstein Verlags ist 2016 mit einem von Klaus Amann verfassten umfassenden Nachwort erschienen. Was die von Lavant – zwar in poetischer Weise – geschilderten Gräuel für mich nochmal bedrückender gemacht hat, ist nun das Wissen, dass gegen 15 Personen aus der Abteilung, die den Schauplatz der Erzählung Lavants bildet, nach dem Krieg Anklage wegen der Tötung sog. "unwerten Lebens" erhoben wurde.
Oddział Drugi to trochę azyl, trochę więzienie, trochę piekło. Obserwuje się tu lżejsze przypadki, chociaż wachlarz tych "przypadków" imponujący. Poza autorką, która trafiła tam po próbie samobójczej w 1935 roku, mamy wszystkie odmiany cierpienia. Jedne chcą umrzeć (jak Hansi, która postanawia się zagłodzić), inne obwiniają za swoje nieszczęście cały świat (Majorowa i jej utyskiwanie na cara), Berta chce zatracić się w tańcu. Gdy pomyślimy, że kilka lat później niektóre z uwiecznionych pacjentek mogły zginąć w ramach nazistowskiego programu likwidacji ludzi psychicznie chorych, włos jeży się na głowie.
Autorka jest trochę na granicy - w zwykłym świecie uznaje się ją za dziwadło, w szpitalu psychiatrycznym wydaje się zbyt normalna. Książka ta nie ukazała się za życia autorki, bo uznała ona, że sześć tygodni pobytu w klagenfurckim szpitalu, rozważania o sobie i rodzinie (mimo zmiany imion), mogły być zbyt trudne dla bliskich.
To drobna książka, która mimo chwilami dość lekkiej formy, podszyta jest grozą: "Tu wiecznie piętrzą się góry udręki, ale szczyt stanowią ci, którzy codziennie przychodzą przepełnieni miłością i odchodzą zrozpaczeni". Pobyt w szpitalu może pomaga, na pewno w pewien sposób naznacza na resztę życia. Bohaterka ma tego głęboką świadomość.
Entrar en un manicomio y de golpe mirar y hundirse. Un lento caminar observando a toda esa gente que se encuentra alrededor. Intentar comprender las reglas del juego, de los diferentes juegos: con las otras internas, las enfermeras, los médicos. Desde dentro entender lo que se espera de uno allá afuera y preguntarse si se es capaz de entrar en esa rueda que gira por todos los que están dentro, caminando o corriendo para que no se detenga. El manicomio debe ser el lugar dónde está contenido el extracto más intenso del sufrimiento humano. El dolor nos vuelve malvados o por lo menos capaces de cometer maldad y en ese sitio destaca que “parece que nada es tan contagioso como la hostilidad “. “¿Es posible que aquel que ingrese aquí como paciente pierda de inmediato su pobre alma cálida a favor de un alma colectiva?”
Resulta bastante duro a veces y también algo pesado por la forma en que está escrito (no está dividido en capítulos, los párrafos siempre son excesivamente largos, la narración es un poco caótica), pero desprende una sensibilidad y un lirismo increíbles. Me quedo con eso, me ha emocionado muchísimo.
“Me mira como si hubiera descubierto una piedra ante sí y sintiera no las ganas, sino la imperiosa necesidad de saltarla”.
i liked the narrative but at the same time i didn’t. i found it very difficult to understand the story due to the sudden cuts and the lack of character development (or an explanation about them). Nevertheless reading about her depression was quite interesting and since i’m a psychologist i always like to know how much we know now about mental health compared to years ago
Sięgając po książkę narzuciłam na nią oczekiwania, stąd być może moja niska ocena.
Książka jako fragment autobiografii jest ciekawym dla czytelnika pochyleniem się nad zdarzeniami i losami jakie przytrafiły się jej w szpitalu psychiatrycznym w XX wieku. Autorka mówi nie tylko o sobie, lecz też o osobach współgrających w jej nietypowej, samotnej pieśni. Poddaje refleksji swoją obecność w ośrodku, ocenę innych ludzi i uczucia jakie temu towarzyszą. Ważnym elementem jest tu posłowie, które pomaga scharakteryzować to z czym zmaga się nie tylko ona, lecz również osoby z których życia dziewczyna na okres sześciu tygodni zniknęła, krewnych, sąsiadów, kolegów z klasy.
Myślę, że książka ma swoje topowe momenty, warte cytowania i nagłośnienia jako tematy do refleksji czy debaty, także w kontekście funkcjonowania szpitali psychiatrycznych jako instytucji. (Mówię to z pozycji osoby, która niecałe 100 lat później miała okazję w takim miejscu spędzić nieco dłuższy okres czasu.)
Dla osób wrażliwych, niezaznajomionym z tematem, bądź po prostu nim zainteresowanym polecam (mimo krótkości — lub dzięki niej) lekturę. Można dawkować ją, co polecam chyba nawet bardziej niż przeczytanie na jednym posiedzeniu.
Trochę zapis strumienia myśli, trochę skrupulatny dziennik autorki, a trochę rozważania filozofa. Autorka, która jest narratorem i główną bohaterką stale porusza się między swoim wewnętrznym światem, a światem szpital psychiatrycznego, wypełnionego przez dość ikoniczne (bo "niewystarczająco chore") osoby, współpacjentki, lekarzy, pielęgniarki. Głos z przeszłości (z 1935 roku), który zabrzmiał po dziesiątkach lat. Nic jednak nie stracił ze swej świeżości. Nie jest to lektura w typie Psy ras drobnych, nie jest to reportaż ze szpitala psychiatrycznego. Jest ten tekst niczym magma, która, będąc półpłynna, potrafi przybrać kształt i zastygnąć lub płynąć dalej. Wielką zaletą wydania przygotowanego przez Ossolineum są objaśnienia i posłowie Adama Lipszyca.
teatralny dramatyzm oraz wygłaszane przez postaci monologi stwarzają wrażenie duszności. zapiski trzeba czytać uważnie— każda scena czy myśl mają znaczenie.
„Narratorka jest nazbyt „normalna” jak na psychiatryk, a nazbyt „nienormalna” jak na życie na zewnątrz” UWIELBIAM, niezwykle komfortowa o ile ktokolwiek inny może tak stwierdzić.
Czasem tak jest, że wielkie dzieła gubią się na półkach wśród tomiszczy, mizdrzących się do nas twardą oprawą i grubym grzbietem. Niepozornie wciśnięte między literackie wodotryski, bywają lekturami wstrząsająco dobrymi. Przeczytałem arcydzieło, bo inaczej o książce Christine Lavant (tłumaczyła Małgorzata Łukasiewicz) napisać nie można. Uzasadnię krótko, by nie przeszkadzać wam w biegu do księgarni.
Najważniejsza w życiu jest dobrze dobrana dawka xanaxu. “Wariowanie” współcześnie jest w miarę akceptowane, w miarę wspierane, przestaje być tematem tabu, a w “Drwalu” Witkowskiego znajdziecie przepisy na to co z czym łączyć (są też w “Wymazanym”, ale mniej widowiskowe). Akcja powieści Lavant dzieje się jednak latach 30. i do tego w społeczeństwie, w którym bezpłatna służba zdrowia jest podejrzana i przysługuje tylko jednostkom mocno zdegenerowanym. Płatne pacjentki szpitala psychiatrycznego, na Oddziale Drugim, dystansują się od tych bezpłatnych. Bohaterka nie przeszła też przez Oddział Trzeci, na którym lądują ostre przypadki, sama zgłosiła się do szpitala. I pisze. Pisze monolog, dziennik, w którym opisuje stosunki między pacjentkami, personelem i lekarzami. Jest to pisane z humorem, ironią, chwilami tak “trzeźwo”, że zaczynamy wierzyć, że autorka tego tekstu jest osobą raczej zrównoważoną. Lavant w fantastyczny sposób podpuszcza czytelników i czytelniczki do sympatyzowania z bohaterką, a jednocześnie gra, podając zdania, które każą wątpić w jej (bohaterki) psychiczną równowagę. Od “normalności” do “szaleństwa” jest płynna droga i “Zapiski z domu wariatów” to wyzwanie czytelnicze, w którym wchodzimy w podwójną grę, koronkową strategię literacką, wybitnie skonstruowaną i sprawiającą, że te osiemdziesiąt stron to jedna z najciekawszych moich lektur od lat.
No to cytat.
“Owa panna, nazywają ją tu panną Herminą, też jest po nieudanej próbie samobójczej, a łagodny, skargliwy głos, za jej pobyt tutaj płaci przecież kasa chorych. To dużo znaczy. Po prawej ręce siostry Marianny, i całkiem jak jakaś osobistość, znalazła się śpiewaczka, potężne wąsate stworzenie o niekiedy niesamowicie dzikim wyrazie oczu, chrapie zawsze jak motor, a gdy się zbliżyć, człowiekowi wydaje się, że jest w cyrku, bo czuć od niej jak od egzotycznych zwierząt. Ale wszystkie to wytrzymywały. A to dlatego, że śpiewała. Nie sama, siostra też się przyłączyła, a inne w miarę możliwości pomagały. Gdyby śpiewały ludową pieśń, melancholijną piosenkę o miłości czy tylko jakiś szlagier, a choćby i pieśni kościelne - jeszcze by uszło i nie raziło, ale śpiewały: “Rankiem, gdy pieje pierwszy kur, nim jeszcze zabrzmi łowczy róg”... Boże wielki, naprawdę śpiewały: “Cicho jak tchnienie, lekko jak lśnienie, lasem przechadza się Bóg!”... Pomyślcie tylko wy, dla których może prócz mego własnego biednego serca to zapisuję - tu, w domu wariatów, gdzie za wiecznie zamkniętymi drzwiami stłoczono setki rodzajów obłąkania śpiewały: “Cicho jak tchnienie, lekko jak lśnienie, lasem przechadza się Bóg!”... (...) Jeśli wszystko jest przyczyną i skutkiem, to już w tym zawiera się przynajmniej usprawiedliwienie, jeśli nie wybaczenie. A przyczyny były, przyczyną by przechadzający się lasem Bóg, który pozwala się opiewać w domu wariatów”.
Książka Lavant powstała w latach 40., ukazała się dopiero w 2001 roku a do nas trafia dzięki Ossolineum. Autorka zamierzała zniszczyć rękopis, ale szczęśliwie przetrwał on do czasów, gdy o “wariatach” myślimy już trochę inaczej. Bo myślimy, prawda? Niezwykłe jest to, jak “Zapiski z domu wariatów” wciągają w swoją podstępną grę, z której wychodzi się oszołomionym (i trafia na posłowie Adama Lipszyca, wartościowe). Jak to mówi mój trener na siłowni - czop! czop! Do ekomersów! Do księgarń! Wykupcie ten nakład!
«Perché, se esistono gli angeli, a nessuno di loro spetta il compito di impedire che sulla terra avvengano cose che dovrebbero succedere soltanto nell'inferno più profondo? Scrivo queste cose usando normali parole, le scrivo come qualsiasi altra cosa, ma dovrei togliere dai muri una pietra dopo l'altra e scagliarle contro il cielo ad una ad una, affinchè esso si ricordi di avere dei doveri anche nei confronti di chi sta sotto di lui. Forse con ognuna di queste parole finisco per dannarmi, ma il fatto che io scriva alla fin fine è una cosa prestabilita. Alcuni devono costruire ponti, altri dare alla luce bambini o tradurre in suoni le cose che hanno dentro di sé, da qualche parte qualcuno forse dipinge un quadro e a ogni pennellata si odia di più, ah, noi tutti andiamo nella direzione in cui siamo stati lanciati. Pietre! Pietre! Pietre!»
Miałam duże oczekiwania, ale powieść im nie sprostała. To mogłoby być naprawdę świetne, gdyby zostało dopracowane. Niestety, tekst znaleziony wiele lat po śmierci autorki w jej papierach po prostu został opublikowany z podstawową obróbką i nieautorską siłą rzeczy. Być może w tym tkwi problem. Dostajemy więc rzeczywiście tylko "zapiski", raz ciekawsze, raz słabsze. Najmocniejsze są te poświecone obserwacji innych pacjentek. Szkoda, że nie cała powieść (czy raczej powiastka ze wzgledu na niewielką objętość) tak wygląda.
Uno de esos casos en que la sinopsis hace que te formes demasiadas expectativas y luego el libro pues bueno, está bien pero no te mata. Casualmente me ha ocurrido con los dos libros que tengo de esta editorial :(
De todos modos me ha gustado, saber que son vivencias reales de Lavant genera incomodidad y eso era conmovedor. Es una historia muy dura de una mujer que no encajaba en ninguno de los dos mundos, ni fuera ni dentro del centro en el que estuvo internada.
Se menciona en alguna parte que la autora no quería que esto se publicara cuando ella estaba viva. Creo que entiendo el motivo, leer este texto me ha hecho sentir un poco voyeur, como si lo que tuviera delante fuera su diario privado. Me recordaba bastante al mío, salvando las distancias. A veces me pregunto porqué esa manía de no respetar los deseos de los difuntos.
Ich hatte mich auf viele Erzählungen und Erfahrungsberichte aus einer Psychiatry der 1930er-40er und bekam davon nur ein wenig. Lavant schreibt vor allem sehr detailliert über ihre eigenen Gefühle, die in ihrem Buch natürlich auch Platz finden dürfen, nur meinen Erwartungen nicht entsprochen haben. Trotzdem recht interessant zu lesen.