Zrzucają dżinsy i garnitury, na głowy wkładają pióropusze, na kostki grzechotki. Lekarze, biznesmeni, wykładowcy uniwersyteccy gromadzą się w stolicy na placu Zócalo, by przez pięć godzin wykonywać taniec dla przedhiszpańskich bogów. Nie są Indianami, ale jak sami mówią, pragną odtwarzać wiarę azteckich przodków. Tymczasem Indianie na południu Meksyku w swoich rytuałach wykorzystują coca-colę, którą uważają za święty napój. Tradycyjni czarownicy z Catemaco też dostosowują się do realiów XXI wieku i mają swoje strony na Facebooku.
Ola Synowiec pokazuje, jak Meksyk stopniowo odchodzi od przywiezionego z Europy pięćset lat temu katolicyzmu. Pisze o ruchu New Age, psychodelicznych turystach oraz meksykańskiej stolicy grzybów halucynogennych. Opowiada o Meksyku mało znanym, a także o tym, jak uniwersalna jest ludzka potrzeba religijności.
Informacje ciekawe natomiast nie przypadł mi do gustu styl pisania autorki. Rozdziały wydaja się zbyt rozwlekać poruszane wątki, książka sprawia wrażenie wydłużonego na siłę eseju lub artykułu. Dużo banalnych sformułowań, autorka w bardzo odrzucający sposób ucina wątek, gdy napotyka trudne tematy. Autobiograficzna końcówka trochę zbyt patetyczna i właściwie niekoniecznie potrzebna. Pozostaje niedosyt, bo temat wydaje się zaledwie ogólnie nakreślony. Sporo się, jednak dowiedziałam, więc na pewno lektury nie można nazwać w żadnym stopniu trwonieniem czasu bez większego pożytku.
Tematy książki są szalenie ciekawe, tym bardziej dla takiego laika jak ja, ponieważ pozwalają zajrzeć pod powierzchnię stereotypowego postrzegania tradycji meksykańskich. Wielka szkoda, że język książki nie dorasta do jej wartości merytorycznej - to język pracy magisterskiej, rozprawki, a tylko momentami reportażysty. Żałuję również, że w książce nie zamieszczono zdjęć (zwłaszcza, że wielokrotnie autorka wspomina, że je robiła), one również pomogłby skonfrontować rzeczywistość z mitami o wierzeniach Meksyku.
4,5/5. Fascynujące. Zadziwiające. Niekiedy przerażające i zasmucające.
Trochę naciągane 4 za formę – niektóre treści wydają się napisane po łebkach, bez sensownego wgłębienia, żałuję też, że nie ma fotografii (przynajmniej w e-booku), szczególnie że autorka wspominała w paru miejscach o tym, że robiła zdjęcia konkretnym wydarzeniom. W procesie redakcji wywaliłabym powtórzenia tych samych opisów, no i po korekcie spodziewałam się więcej.
Za to zdecydowane 5 za przybliżenie tej tematyki (czasem można znaleźć analogie do sytuacji w Polsce albo zastanowić się, czy i u nas nie będzie tak niedługo z KK). Ogromnie się wciągnęłam – jak dawno w żaden reportaż! Chcę jeszcze.
EDIT: Dzięki tej książce lepiej mogłam zrozumieć potem film „Coco” :)
super się czytało, mało paplania autorki a dużo wypowiedzi mieszkańców, zwięźle i na temat, może momentami zbyt zwięźle bo sama książka jest dosyć krótka i trochę czyta się jak dłuższy artykuł
Rzetelne, fascynujące, dobrze wyważona proporcja między faktami i statystykami a opisem zdarzeń i bardziej wartką narracją. Szczególnie pochłonął mnie fragment o rodzimowiercach i New Age, być może dlatego, że była to dla mnie nowość.
Ciekawy reportaż. Dla mnie przyjemnie napisany, chociaż naczytałam się opinii, że niektóre rozdziały są za bardzo rozwleczone, a niektóre za mało rozwinięte. Wnioski: - Meksyk jest krajem, który nie miał tożsamości narodowej, więc władze zachęcały rdzenną ludność do kultywowania zwyczajów przedhiszpańskich - Ludziom nie przeszkadza, że obok figurki Matki Św z Guadalupe stoi figurka Świętej Śmierci… wierzą i w to i w to - Obchody dnia śmierci jakie widzimy dzisiaj zaczęto tak hucznie kultywować dopiero po filmie Jamsie Bondzie - w Meksyku jest mnóstwo czarnoksiężników, szamanów, satanistów i innych znawców magii - Meksykanie lubią sobie tworzyć świętych od wszystkiego nawet od pomyślnego przemytu narkotyków
This entire review has been hidden because of spoilers.
Dzięki tej książce wiem jak dużo nie wiem o Meksyku oraz meksykańskiej religijności. Nie jest to poważna praca naukowa a bardziej zbiór reportaży, który może być początkiem do dalszych poszukiwań (można zacząć od bibliografii na końcu książki). Oczywiście nie da się mówić o tym w co ludzie wierzą nie mówiąc o historii czy polityce więc z tej książki dowiadujemy się dużo więcej niż tytuł może sugerować.
Jeden rozdział odstaje od reszty. Ten oparty jedynie na pracy ze źródłami gdzie autorka nie przeprowadziła z nikim wywiadu i nigdzie nie pojechała. Nie jest on zły ale po prostu zauważalnie inny - chociaż wcześniej nie sądziłem, że na brak tych elementów zwrócę od razu uwagę.
Niezwykle ciekawy reportaż! Bardzo żałuję, że nie było tej książki przed noją podróżą do Meksyku. Autorka w każdym rozdziale dba o swoich bohaterów, każdemu dając równe prawo do opowiedzenia własnej historii i przekonań. Nie ocenia, a prezentuje najmniej spodziewane koncepcje wiary. Świetna lektura nie tylko pod kątem rzetelnej wiedzy, ale też pięknej i prawdziwej ciekawości w poznaniu drugiego człowieka. Cóż czas wybrać się do Meksyku ponownie. Może tym razem na Dia de muerte :)
Do wyznania rzymskokatolickiego przyznaje się nieco ponad 80% meksykańskiego społeczeństwa, a to reportaż o tych pozostałych, mniej oczywistych wierzeniach. O (nie)cudownej coca-coli i jak powoli zabija mieszkańców, o Día de muertos i jak to się stało, że tak hucznie zaczęto to obchodzić dopiero od 2016 roku, o halucynogennych grzybach, konfliktach religijnych, prześladowaniach, powrocie do dawnych wierzeń i tradycji, a nawet o czarownikach i krwawych rytuałach. O tym, jak wszyscy jesteśmy do siebie podobni, a człowiek człowiekowi człowiekiem.
“Dzieci Szóstego Słońca. W co wierzy Meksyk” Oli Synowiec to świetna, osobista podróż po duchowości Meksykanów w obecnych czasach. Osobista, ponieważ autorka nie stroni od dzielenia się własnymi wrażeniami i doświadczeniami, co mnie osobiście pozytywnie ujmowało i dodawało całości kolorytu.
Meksyk, niezmiernie różnorodny kulturowo kraj, z przebogatą historią, jest także kopalnią przeróżnych wierzeń i tradycji, jednakże, jak się okazuje, nie wszystkie tradycje muszą sięgać tysięcy lat by za takowe uchodzić. Np. rytuały odprawiane z coca-colą to bardzo nowy zwyczaj, a popularność napoju jest bardzo szkodliwa dla zdrowia, co Synowiec również opisuje. Festiwal czarowników w Catemaco to także tradycja znana od zaledwie dwóch pokoleń. Bardzo podobało mi się skoncentrowanie autorki na tym co tu i teraz - co pielęgnacja czy powrót do różnych wierzeń dają ludziom dziś. Czasem pomagają odkryć własną historię czy elementy tożsamości, których bohaterowie jej reportażu nie byli świadomi wcześniej jak to ma miejsce z ruchem mexicanidad, czasem udaje się poczuć głębszą więź z sobą samym i ze światem, jak w ceremoniach z grzybami. A bywa tak, że pewne kulty, np. kult Reginy Teuscher Krüger to komercyjnie nakręcona bujda.
Jeden z rozdziałów traktuje o animozjach między katolikami i ewangelistami i dowodzi, jak wiara może być ślepa oraz prowadzić do nienawiści względem innych i prześladowań - co nie jest niespodzianką, wszak Kościół Katolicki słynie z prześladowań innowierców od stuleci.
Z „Dzieci Szóstego Słońca” wyłania się obraz Meksykanów jako ludzi wierzących, dla których duchowość jest częścią dnia codziennego. To, w co się wierzy, jest sprawą bardzo indywidualną, w dodatku synkretyzm wierzeń jest czymś absolutnie normalnym. Można by pokusić się o pytanie, czy takie głębokie zawierzenie w coś lub kogoś nie odbiera sprawczości, ale w tę uliczkę Synowiec nie skręca. Mnie się ta książka bardzo podobała i mimo że mnóstwo w niej było treści z literatury podróżniczej, to bibliografia pokazuje, że research zrobiony został solidnie, a dociekliwość i ciekawość autorki przekładają się na niezmiernie ciekawe ujęcie tematu.
Uwielbiam Meksyk. Spędziłam tam rok i pokochalam go kompletnie, w calosci, w ogole i szczegolach - ludzi, muzyke, kolory, przyrode, architekture, jedzenie, jezyk, cala te barwna, roznorodna, kulture.
Ksiazka Oli Synowiec ukazala sie akurat wtedy, kiedy z Meksyku wyjechalam - i kupilam ja od razu. Jednak nie od razu wzielam sie za lekture - cos mnie od tej książki odpychalo przez cale dwa lata, az wreszcie postanowilam ja przeczytac i czytalo mi sie.. troche jak po grudzie.
Chociaz tematyka bardzo ciekawa i tekst zawiera sporo informacji, zmeczyl mnie styl pisania autorki, troche jak "studencka rozprawka" (jak ktos przede mna zauwazyl), troche gawędziarski, niepotrzebnie rozwlekly i jednoczesnie powierzchowny. Drazni tez duza ilosc powtorzen. Nie wiadomo dlaczego i po co autorka upiera sie przy porownaniach z Polska, w szczegolnosci z polskim katolicyzmem, nie przypadly mi do gustu watki autobiograficzne, zwlaszcza w zakonczeniu - wydaja sie dziwne i niepotrzebne.
Prawie odrzuciłam ksiazke, czytając pierwszy rozdział. Rozumiem, dlaczego "Swieto Zmarlych" wybrano na poczatek - to jako tako znany polskiemu czytelnikowi i z pewnością chwytliwy temat. Tylko dlaczego uporczywie nazywa sie go "Día de los Muertos", co jest bledne (tzw. back translation z angielskiego, a wiec określenie popularne w USA, kompletnie nie uzywane w Meksyku ), a nie "Día de Muertos"?
This entire review has been hidden because of spoilers.
Uderzenia bębnów po prostu zaczynają cię wołać. To chyba ma korzenie w jakiejś wielowiekowej pamięci, którą przechowuje nasze ciało. Niesamowita podróż po Meksyku. Poruszamy się wśród kwitnącej różnorodności, tradycji mieszającej się ze współczesnością w jedyny w swoim rodzaju sposób. Tradycji przesiąkniętej wpływami z zagranicy, a przecież tak bardzo meksykańskiej. Czerpiącej z czasów przedhiszpańskich, ale na miarę XXI wieku. Zaglądamy do różnych zakątków, miast i świętych miejsc, gdzie katolicyzm bije w rytm azteckiego tętna. Matka Boska z Guadalupe i Santa Muerte, księża i szamani. Hipisowskie miejsca kultu. Konflikty religijne. Mity, historie i wiara, zawsze wiara - w coś, co wyjaśnia otaczający cię świat i daje siłę do życia.
Dochodzi przecież pełnia księżyca. Energia jest silna jak nigdy. Nie czujesz?
Świetna książka. Lecę po kolei za co ją uwielbiam: 1. Spójność - świetnie wybrany temat, o duchowości i religijności Meksyku. To nie jest zbiór losowych tekstów, ale dobrze przemyślana pozycja 2. Styl pisania - jak w najlepszych reportażach podróżniczych. Jest tutaj wszystko - odwiedzenie opisywanych miejsc, rozmowy z lokalsami, fact-checking, trochę historii opisywanych zjawisk. Idealne proporcje 3. Klimat - co prawda czytałem ją będąc w Meksyku, a to na pewno dużo zmienia jeśli chodzi o postrzeganie, ale no kurde naprawdę dużo to wszystko tłumaczy. To co Synowiec opisuje, pokrywa się z moimi własnymi spostrzeżeniami w jakimś tam stopniu, a dodatkowo pozwala mi zrozumieć konteksty i sięgnąć do źródeł.
Jeśli jedziecie do Meksyku, to weźcie tę książkę ze sobą.
Duchowość, religia, próba samo-definiowania tożsamości narodowej i kulturowej oraz problemy społeczno-polityczne często idące z tym w parze. Sporo głosów mieszkańców i próba pokazania różnych racji – szczególnie widoczna w rozdziale o konfliktach na tle religijnym, aż szkoda że lektura nie jest dłuższa. Książka ciekawa, ale najlepiej żeby to nie była pierwsza rzecz, po którą sięga ktoś nie mający pojęcia o kulturze/historii/zaszłościach sąsiedzkich Meksyku – autorka stara się tło przybliżyć, ale nie zawsze w wystarczającym stopniu, żeby istotne kwestie nie umknęły przypadkiem.
Ja jestem zachwycona! Nigdy nie miałam styczności z wierzeniami Meksyku, dlatego moja opinia nie będzie zawierać informacji, czy jest to dobre źródło wiedzy. Przede wszystkim podobało mi się to, że było poruszone wiele tematów. Wywiady z mieszkańcami i ich przemyślenia lekko mną wstrząsnęły i uważam, że ich wypowiedzi mogłoby pomóc wielu osób z ich problemami z wiarą. Trzeba wspomnieć z że znajduje się tu również polityka, ale jest w tym reportażu potrzebna. Było parę szokujących faktów.
Zmęczyła mnie ta książka. Pierwsza w tym roku którą "zmordowałem", bo nie lubię zostawiać rozpoczętych. Zupełnie to do mnie nie dotarło. Takie przeintelektualizowane, mistyczne i nudne bajanie o niczym.
Po przeczytaniu właściwie zostało we mnie tylko pytanie "O czym to w ogóle było?".
To lektura niezwykła o tyle, że pokazuje nam świat podobny do naszego, a jednak tak odległy kulturowo, że aż trudno w to uwierzyć. Miejsce silnych podziałów religijnych, gdzie coca-cola jest… napojem bogów. Zdecydowanie pozycja warta uwagi!
Mam problem z tą książką. Bo ja bym bardzo chciała dużo wiedzieć o tych tematach, wydają mi się bardzo ciekawe, a jednocześnie kiedy już siadam i czytam to się niemiłosiernie nudzę. Zwalam to raczej na siebie niż na książkę ale nie mogłam się doczekać kiedy już ją skończę. Podobał mi najbardziej rozdział o Coli oraz o konflikcie katolików z ewangelikami. Chciałabym więcej się o tym dowiedzieć.
Dość "typowy" dobór tematów, trochę - jak folklor meksyku - nastawiony na barwne i "egzotyczne" opowieści, ale jednocześnie sporo ciekawych informacji i sensownego spojrzenia na rzeczy (choć mogło być głębiej).
Bardzo ciekawy reportaż. Autorka opisuje różnorodność i synkretyzm Meksyku w zakresie wierzeń, problem komercjalizacji obrzędów oraz kwestię tożsamości narodowej. Książka pozwala nieco zrewidować wyobrażenie o tym, co uznajemy za meksykańskie.
Wymęczone. Nie podobał mi się styl prowadzenia narracji i format dziennika. Nie interesuje mnie kiedy i gdzie autorka się spotkała z bohaterem opowieści tylko co ma do powiedzenia. Rozdział o Coca Coli byl wysmienity
Ola Synowiec ma fantastyczny styl pisania i nie mogłam lepiej trafić, biorąc pod uwagę, że to mój pierwszy reportaż, jaki przeczytałam. Autorka rozbudza ciekawość czytelnika powoli lecz stanowczo ❤️ Zdecydowanie zachęciła mnie do sięgania po inne reportaże
ciekawy temat, niestety forma przypominała momentami bardziej pracę magisterską reportaż o coca coli dla mnie najlepszy - autorka wyszła od ciekawostki, żeby poruszyć bardzo złożony problem dostępu do wody, więc mimo wszystko polecam