„Pisarzom z kotami do twarzy. [...] Od razu przyjemnie znaleźć się w prestiżowym towarzystwie: Hemingway, Colette, Bukowski, Burroughs, wszyscy przyznawali się wszak do kociarstwa, zostawili na dowód cytaty i strofy”. Obserwacjami i anegdotami dzielą się wybitni kociarze: Stefan Chwin, Olga Drenda, Piotr Paziński, Małgorzata Rejmer, Piotr Siemion i Paweł Sołtys. Każdy z nich w charakterystycznym dla siebie stylu, a wszyscy z niezwykłą wrażliwością, zabierają czytelnika do świata, w którym rządzą koty.
Polish novelist, literary critic, and historian of literature whose life and literary work is closely linked to his hometown Gdańsk. He holds a post of Literature Professor at the University of Gdańsk, his professional interests are focused on romanticism.
The most well-known novel by Stefan Chwin is entitled "Hanemann" (1995). It has been translated into German, Swedish, Spanish and English; the plot of the novel is set in Danzig in the wake of World War II.
In 1997 he received the "Erich Brost Danzig Award" for his merits on Polish-German reconciliation.
“Nie czytaj teraz tego” mówił mi M., gdy kilka dni po śmierci pieska Czarka z księgarni Czarnego przytaszczyłem dwa tomy opowiadań “O kotach” i “O psach”. Uznałem jednak, zgodnie z prawdą, że jeśli to jest dobra literatura, to M. miał rację i wyrządzi mi ona raczej krzywdę; jeśli zaś jest to literacki przeciętniak, to nawet największa żałoba nie sprawi, że się wzruszę, a synapsy mózgu mego zaśpiewają żałośniej.
Zatem wyrok - wybitny to jest Krzysztof Varga, bardzo dobrzy Rejmer, Sołtys i Stasiuk, ciekawa Pustkowiak, a pozostałe teksty oczywiście są na niezłym poziomie, ale raczej nie umieszczę ich w swojej pamięci.
Zacznę od Vargi, bo od zwycięzców trzeba. Otóż nie byłem w stanie tego opowiadania przeczytać. Chyba dopiero przy czwartym podejściu przestały mi wilgotnieć oczy. Jedynie autor “Trocin” zwrócił uwagę na zapach psiej sierści i fantastycznie pokazał, że psy są najlepszymi partnerami dla egocentryków i narcyzów. Piękne zamknięcie tych niezbyt wybitnych opowiadań.
To, co jest największym problemem omawianych tomów to brak jednolitej koncepcji - z jednej strony dostajemy tu opowiadania autobiograficzne, historie rodzinne, a z drugiej niektórzy pisarze i pisarki próbują opowiedzieć historie wypreparowane z (przynajmniej łatwo zauważalnego) własnego doświadczenia. Wspominki o zwierzakach zawsze chwytają za serce, ale to ten typ literatury, którego unikam, bo jest przewidywalny i bardzo trudno jest wnieść coś nowego do tej opowieści. Ta sztuka udaje się tylko Stasiukowi i Vardze, ale jest to zasługa też języka i rozpisania - obaj zwyczajnie potrafią snuć wciągające opowieści, w których z pewnością nawet dżdżownica byłaby bohaterką porywającą.
Krótko o tym, co znajdziecie w tych uroczo wydanych książeczkach. Stefan Chwin zrobił coś, czego nie umiem zaakceptować, czyli napisał opowiadanie o kotach, które uczłowieczył i spreparował z tego tak oczywistą metaforę, że nie ma tam wiele pracy dla czytelnika. Olga Drenda pisze o swoich kotach i jest to pisanie ładne i mądre, ale z kategorii “okruchy chwili plus odrobina refleksji”, no nie tego tu szukałem i nawet straszny wzrok Buby nie złagodzi mojej oceny. Piotr Paziński wybrnął z kłopotu udając się wraz ze swoją kotką w sen i na spacer. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że to jednak taki prosty pomysł na stworzenie kilku tysięcy znaków, ale zbyt przewidywalny sposób na zbudowanie opowiadania. Rejmer najciekawiej pokazała, że zwierzęta bywają też przedmiotem naszych wewnątrzzwiązkowych negocjacji. To opowiadanie o uczuciach i różnych obrazach miłości, z których żaden nie jest pozbawiony cierni. Piotr Siemion opowiadanie o “kotku robotku” skonstruował sprawnie, ładnie zakreślił ramy, wypełnił zaskakującą w finale historią, ale nie miałem poczucia, żeby było w nim coś nowego o samych zwierzętach, jakby autor był zbyt skupiony na człowieku, zwłaszcza młodym. To też ładne, ale nie tego szukałem w “O kotach”. Paweł Sołtys zabiera nas w krainę ballady z wątkiem futbolowym. Nie narzekam, jest to bardzo sympatyczna lektura spod gwiazdy “był sobie dziad i baba / bardzo starzy oboje” i chyba pokazująca, że od “Mikrotyków” jest ucieczka, a Sołtys jest pisarzem obdarzonym inteligencją. Tom poświęcony psom przynosi ciepłą i odrobinę wzruszającą opowieść o psach Michała Cichego, opowiadanie Wioletty Grzegorzewskiej o Leo, psie niesfornym i o właścicielce - równie niesfornej. Weronika Murek postanowiła nas zaskoczyć i napisała opowiadanie wielogłosowe, tak jakby awangardowe. Jest to samo w sobie ciekawym pomysłem, ale cierpi w nim komunikacja z czytelnikiem i nic mnie nie zachęcało do zagłębienia się w ukryte sensy opowiadania, Zaskoczeniem jest za to Patrycja Pustkowiak, która znowu wałkuje wątek rozpadającego się małżeństwa. Otóż Pustkowiak jako jedyna dostrzegła, że w opowiadaniach o psach, czy kotach, te nie muszą być żywe, ale też nie muszą być martwe - mogą być na przykład z gumy i powietrza. Szacun na dzielni za to! Stasiuk z Vargą jednak na końcu pozamiatali i pokazali, że mistrzowsko posługują się słowem i choć tworzą przewidywalne opowieści o miłości do zwierząt, o szalonych psich wyprawach i podkulonych z nich powrotach, to wciągają czytelnika do wspólnego przeżywania. Siła tej literatury jest naprawdę zaskakująca,
O zwierzętach najwięcej mamy do powiedzenia, gdy ich już z nami nie ma. Wspominamy. Pisząc “zapach sierści” spod moich palców wyszedł “zapach śmierci”. Bo to ten zapach docierał do moich nozdrzy, gdy głaskałem i całowałem zasypiającego po raz ostatni Czarka. Trzymałem go pod pyskiem, głaskałem po grzbiecie i zanosiłem się płaczem. I jest dla mnie wyzwalające pisanie o tym, wspominanie tego momentu, gdy podbiegał do mnie w parku, a gdy już biegać nie mógł, to siadał obok i z charakterystycznym dla siebie psim smutkiem oglądał świat. Jednocześnie literatura jak i życie nie mogą się karmić tylko śmiercią i wspomnieniem, literatura jest polem kreacji i zabawy podobnie jak w życiu jest miejsce na uśmiech, choćby przelotny i niepewny, jak choćby ten, gdy patrzysz na niego i uśmiechasz się delikatnie, próbując go nie spłoszyć, nie odkryć wszystkich kart, jeszcze nie teraz, ale już czujesz, że to ten moment. Pisząc o swoich zwierzakach trudno nam uciec przed pisaniem o nas samych. Pisze Varga: “Pragnąłem więc psa, bo jestem z natury egoistyczny, egocentryczny i skupiony na sobie, i wreszcie chciałem się skupić na kimś innym, ponieważ własne towarzystwo zaczynało mi coraz bardziej ciążyć”. Pisząc o kotach i psach dostaliśmy historię ludzi, którzy chcą się za tymi zwierzakami skryć, ale jednak też powiedzieć nam coś o sobie. I to sprawia, że zachęcam do sięgnięcia po te dwa tomy opowiadań - nie po to, byście przeczytali o zwierzętach, ale o ludziach za nimi ukrytych.
P.s. Rysunki Oli Niepsuj i Gosi Herby są udane i oczywiście na wysokim poziomie, ale chyba szkoda, że zamiast być elementem tekstu, zostały z niego wypreparowane na oddzielne strony, przez co trudniej nawiązać z nimi dialog podczas lektury. Przynajmniej ja tego dialogu nie nawiązałem. Za to okładki kapitalne. I jest coś wzruszającego dla osoby zajmującej się od lat ilustracją i komiksem, że na okładce to nie Stasiuk czy Rejmer mają przyciągnąć czytelników, ale ilustratorki. Tak dalej!
Brak motywu przewodniego sprawia, że ciężko się tu odnaleźć. Bardzo nierówna pozycja, nie mam pojęcia, czy historie są prawdziwe, czy to tylko fantazja autorów. Nie dla mnie.
Od Sasa do Lasa, żadne opowiadanie nie zrobiło na mnie większego wrażenia, gdybym miała wybierać, to najbliżej byłoby do tego chyba „Epokom” Olgi Drendy, za autobiograficzne potraktowanie tematu i opowiedzenie o kotach swojego życia w przepełniony czułością sposób. Ogólnie 2/5, trzecia gwiazdka za ilustracje.
Zbiór opowiadań o kotach. Na uwagę zasługuje fakt, że w książce znalazły się dodatkowo ilustracje w lekko kubistycznym stylu.
"Fiona. Kot, który myślał" Wygląda jakby autor wziął encyklopedię kotów i za wszelką cenę chciał przelać wiedzę na temat ras i ciekawostek, więc wymyślił jakąś tam historię. Wplótł w to temat uchodźców (tych bardziej z Syrii niż z Ukrainy). Ogólnie całość wyszła wg mnie dość nieudolnie.
"Epoki" Autorka opisuje (chyba) swoje dwa koty, dzieląc czas ich posiadania na epoki. Już w pierwszym zdaniu pisze, że “pisarzom z kotami do twarzy”. Bez szału.
"Kociczka, alef i biały kot (bajka domowa)" Totalny bełkot. Nawet nie chce mi się rozpisywać. 1/10.
"Stworzenie" Jeden wieczór z życia Olgi i Ervina. Historyjka taka, bym powiedziała, życiowa. Zaczyna się od tego, że ervin wracając do domu natknął się na martwego kota, największego jakiego widział w życiu. Na tle poprzednich nawet spoko, na tle następnych - słabe.
"Kotek robotek" Przedszkolak opowiada o tacie naukowcu oraz o kocie, który nieoczekiwanie został jego przyjacielem. Z pozoru miłe sielskie opowiadanko, kończy się tragicznie.
"Kot Rysio" I znów dzieciak (tym razem 8-latek) jest narratorem. Opowiada o dziadku kociarzu, o którego spędza wakacje i wieczory, gdy rodzice mają wychodne. Bardzo fajnie napisane. Czytałam z przyjemnością. Najlepsze z całej tej książki.
"Mruczek mył sobie tylną łapkę, unosząc ją jak dziewczyny w kankanie na tym filmie, który oglądałem z dziadkiem, choć rodzice dawno już kazaliby mi iść spać, a dziadek Rysio nic nie kazał, tylko śmiał się bezgłośnie, pewnie, by nie zbudzić babci."
Książka na 5 i na 1, chciałbym ocenić każde opowiadanie z osobna. Poza tym jestem ciekaw czy to na prawdę historie osobiste, czy całkiem fikcja? Może gdybym lepiej znał autorów zrozumiałbym więcej kontekstów.
Bardzo milutki zbiór opowiadań, który sprawił, że zrobiło mi się dobrze. Opowiadania mają różny poziom i treściowy, i językowy, ale w sumie mnie to nie obchodziło, bo są kotki i nawet jeśli podejmowane tematy są trudne, to i tak opowiadania przyjemnie się czyta.
Paweł Sołtys po raz kolejny pokazuje, że niektórzy mężczyźni też potrafią pisać. A tak poważnie to fajnie, bardzo nierówno i różnorodnie; piękne ilustracje; Drenda i Pablo wspaniali i dla nich warto <3 <3 <3
Gwiazdki za ostatnie 3 opowiadania: Małgorzaty Rejmer, Piotra Siemiona i Pawła Sołtysa, dla których warto po zbiór sięgnąć. No i oczywiście za ilustracje Gosi Herby. ❤️