Są ciała, nie ma zbrodni. Tylko krzyk z przeszłości domaga się prawdy.
Zimą 2018 roku ze skutego lodem jeziora zostają wyciągnięte zwłoki nastolatka. Patolog jest pewien, że śmierć chłopca nastąpiła w wyniku utonięcia. Znamion przestępstwa nie nosi też ciało starszego, bezdomnego mężczyzny o nieustalonej tożsamości. Oba zgony łączy tylko mroźna noc. A to niestety za mało, by rozpocząć śledztwo.
Jednak zdaniem komisarza Bernarda Grossa pytań w obu sprawach jest więcej niż odpowiedzi. I kiedy zacznie je zadawać, mieszkańcy pobliskiego miasteczka nabiorą wody w usta. Gross przekonuje się z czasem, że ich milczenie to mur, za którym czają się duchy przeszłości.
Kluczem do odkrycia prawdy może okazać się wyjaśnienie starej sprawy tajemniczego zaginięcia…
Robert Małecki (ur. 1977 r.) politolog, filozof i dziennikarz, ale przede wszystkim miłośnik kryminałów i thrillerów oraz nowej zabawki – czytnika ebooków; szczęśliwy uczestnik warsztatów kreatywnego pisania realizowanych w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, a także tych organizowanych przez Maszynę do Pisania; laureat ogólnopolskich konkursów na opowiadanie kryminalne (MFK Wrocław i Kryminalna Piła). Jeśli w jego głowie nie pulsuje bas Bena Otręby i nie rozbrzmiewają solówki Jurka Styczyńskiego, znaczy, że jest chory. Do tej pory nie był.
Bardzo klimatyczna, niezwykle wciągająca, świetnie napisana i wręcz uzależniająca lektura! To wszystko można powiedzieć o "Skazie". Sporo przeczytałam na jej temat entuzjastycznych opinii, a jak wiadomo - do takich to ja podchodzę sceptycznie ;) W tym przypadku całkowicie niepotrzebnie - "Skaza" jest naprawdę tak świetna jak mówią :) 1. Bardzo interesująca sprawa - skute lodem jezioro, zwłoki dwóch, pozornie niezwiązanych ze sobą osób: bezdomnego i nastolatka. 2. Tajemnica z przeszłości, która - jak można się spodziewać - ma wiele wspólnego ze zgonami dwóch mężczyzn z punktu 1. 3. Rewelacyjnie nakreślone tło obyczajowe! 4. Kapitalny BOHATER - Grossowi nie można nie kibicować, facet sporo w życiu przeszedł i jeszcze pewnie niejedno przed nim. Mimo wielu zmartwień zawsze pozostaje skupionym na śledztwie profesjonalistą.
Bardzo dobrze mi się "Skazę" czytało i mogłam w końcu odetchnąć z ulgą, bo ostatnimi czasy trochę nazbierało się niewypałów na moim stosiku książek przeczytanych. "Skaza" na pewno na niego nie trafi! Mamy w Polsce naprawę świetnych "kryminalistów", trzeba tylko wiedzieć, po czyje dzieła można sięgnąć bez obawy, że trafi się na minę. Od dzisiaj dla mnie takim pisarzem-pewniakiem będzie Robert Małecki. Na pewno nadrobię serię z Benerem, a na kolejną część przygód Grossa już czekam z niecierpliwością i zacieram ręce!
Ciała bez powiązań, zbrodnia bez dowodów i komisarz z prawdziwą policyjnym zacięciem, dzięki któremu potrafi wyczuć tytułową „Skazę”, przyczajone w człowieku zło, które zmusza do zbrodni, przyciąga mrok. Robert Małecki potrafi zaintrygować czytelnika od pierwszych akapitów, kiedy w lodowatej mgle wiecznym snem zasypia ktoś, by ktoś inny mógł uciec i żyć dalej. Nieduże miasteczko, w którym wszyscy się znają i trzymają języki za zębami, naznaczeni milczeniem od pokoleń, zbrodnia, której nie ma niby, a jednak jest, przeszłość, która wypełza z ciemności, kiedy nikt nie patrzy, chociaż widzą wszyscy. Zimowy kryminał, który wciąga jak listopadowe kałuże – utoniesz w jego odmętach i zachłyśniesz się zagadką, czyli tak, jak lubimy najbardziej!
Pokręcona była ta historia. Oczywiście wątek zdrady zawsze musi być w takich polskich kryminałach 💀 Ale im bliżej zbliżaliśmy się do rozwiązania sprawy, tym bardziej miałam efekt wow. Szkoda tylko, że środek nie był tak zachęcający jak początek i koniec.
Gdyby nie listopadowa akcja czytaj.pl, pewnie nigdy nie sięgnęłabym po tę książkę. Ten audiobook wybrałam z oferowanych książek całkiem przypadkowo - kryminałów zazwyczaj dobrze się słucha i faktycznie zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona. Może niekoniecznie lektorem, ale, jak już kiedyś wspominałam, mam ogólnie problem z polskimi lektorami, którzy w moim odczuciu czytają zbyt patetycznie, lecz atmosferą, bohaterami, akcją.
Małecki zaskoczył mnie od pierwszych słów - niespieszną narracją, zwyczajnością akcji, bohaterami. Akcja Skazy rozgrywa się w położonej niedaleko Torunia Chełmży, gdzie pracuje policjant Bernard Gross. Policjant przeniósł się na prowincję po napadzie na jego dom, podczas którego nieomal uduszono jego żonę, a on sam w pogoni za sprawcą zastrzelił niewinną kobietę. W Chełmży szuka ukojenia i spokoju, ale w dziesięć lat po tragedii nadal nie prowadzi szczęśliwego życia. W tej spokojnej mieścinie życie potrafi zaskoczyć, tak jak w pewien zimowy poranek, gdy na skutym lodem jeziorze Gross trafia na topielca. Podczas akcji wydobycia ciała, policjant odkrywa kolejnego denata - zamarzniętego w uwięzionej na lodzie łódce. Obie śmierci wyglądają na nieszczęśliwe wypadki - nastolatek spod lodu prawdopodobnie przecenił grubość pokrywy a bezdomny z łódki nie docenił siły mrozu. Grosowi jednak coś nie daje spokoju i zaczyna się rozglądać i drążyć. Stopniowo się okazuje, że małomiasteczkowa społeczność skrzętnie ukrywa tajemnice i lubi plotkować. Wszystko wskazuje na to, że oba ciała mają związek z niewyjaśnionym zaginięciem trzech osób dziesięć lat wcześniej. Wtedy miejscowy biznesman i jego żona nagle zniknęli z miasta, a kilka dni po nich przyjaciółka rodziny.
Twórczość Roberta Małeckiego darzę wyjątkowym sentymentem. Jego powieść kryminalna „Skaza” była pierwszym kryminałem, z którym miałam styczność jakieś pięć lat temu. Od tamtej pory z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnych śledztw z udziałem Bernarda Grossa. W tym roku Wydawnictwo Literackie wznowiło serię, nadając jej nową szatę graficzną, tym samym miałam okazję jeszcze raz towarzyszyć Bernardowi przy rozwiązywaniu zagadki.
Z lodowatej wody śledczy wyciągają zwłoki nastolatka. Niebawem na miejscu zdarzenia pojawia się komisarz Bernard Gross, który w zastygłej w lodzie łódce dostrzega drugie zwłoki. Oba zgony zdają się być przypadkiem, jednak czy na pewno? Mimo iż wszystko wskazuje na zwykły zbieg okoliczności, Gross rozpoczyna długie i skomplikowane śledztwo, które prowadzi go do przeszłości, kiedy to mieszkańcy Chełmży żyli tajemniczym zniknięciem małżeństwa Tarasewiczów.
Z przyjemnością powróciłam do Chełmży, by ponownie towarzyszyć Bernardowi Grossowi przy rozwiązaniu skomplikowanego śledztwa. Nie raz złapałam się na tym, że kilka wątków z historii na przestrzeni lat umknęły mi z głowy, tym bardziej powrót do mimo wszystko znanej historii, okazał się ponownym zaskoczeniem. Robert Małecki ma wspaniały kunszt pisarski, co udowadnia nam w swoich kolejnych powieściach. Jego kryminały charakteryzuje nie tylko intrygujące śledztwo, bogate portrety psychologiczne bohaterów, czy też mroczny klimat powieści, ale przede wszystkim język i styl, którego pozazdrościć może nie jeden autor. „Skaza” autorstwa Roberta Małeckiego to historia, która wciąga od pierwszych stron, a sprawnie poprowadzona fabuła trzyma w napięciu do samego końca. Nie brakuje w niej tajemnic sprzed lat, problemów i traum, z którymi zmagają się bohaterowie i przede wszystkim zaskakujących zwrotów akcji, dzięki którym czytelnik nie czuję się znużony, a wręcz przeciwnie, brnie po kartach powieści, jak szalony, by jak najszybciej poznać jej zakończenie. Robert Małecki zadbał, by „Skaza” dostarczyła czytelnikowi emocji, napięcia, a także skłoniła do refleksji. Dzisiaj, po pięciu latach od przeczytania powieści, podtrzymuje swoje zdanie, że jest to jedna z najlepszych historii kryminalnych. Kolejny raz jestem zachwycona! Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji poznać Roberta Grossa, to z całego serca Was do tego zachęcam. „Skaza” to prawdziwa uczta dla fanów dobrych powieści kryminalnych. Czytajcie!
Nie polubię się z tym autorem. Po poprzedniej trylogii, którą porzuciłam po dwóch tomach i nie zamierzam kończyć, miałam nadzieje, że inna historia i inni bohaterowie będą lekiem na nieprzekonującą fabułę i mało interesujących bohaterów. Niestety nadal jest średnio.. Choć ta pozycja jest obiektywnie dużo lepsza niż historia Marka Benera, ma swoje wady. Ta, która w dużej mierze zabiła dla mnie tę książkę to wodolejstwo lvl master. Tak jak w drugiej trylogii autor miał poważny problem z leceniem na łeb, na szyje z fabułą przez co nie szło się połapać w tym wszystkim, tutaj historia rozciągnięta jest do granic możliwości.. Książka ma prawie 600 (!!!) stron, a fabuły jest w niej na max. 350 stron. Ilość nic nie wnoszących i nie robiących klimatu opisów miejsc, otoczenia, czynności jest przerażająca. Jak to mówią - ze skrajności w skrajność. Nigdy nie zdarza mi się przeskakiwać akapitów podczas czytania, a tu nie dało rady bez tego. Tempo jest usypiające. Tym razem bohaterowie są bardziej przekonujący, ale to nie znaczy, że są ciekawi. Główny bohater nie wzbudza żadnych emocji. Chociaż to może dobrze, bo Bener wzbudzał, tyle że same negatywne.. Sama historia zbrodni toczy się dwutorowo - teraźniejszość/ przeszłość. Ta druga część dużo ciekawsza niż pierwsza. Jest poprawnie, wszystko ma ręce i nogi, ale ani nie byłam zaskoczona ani zaintrygowana tym co się działo. Najistotniejszej części zagadki można się domyśleć mniej więcej w połowie. Gdyby książka była o połowę krótsza wrażenia byłyby duuuużo lepsze niż po straceniu takiej ilości czasu na czytanie "średniaka".
W moim odczuciu, "Skaza" to bardzo dobry kryminał policyjny, w którym wprawdzie nie znajdzie czytelnik nagłych zwrotów akcji i tętniących sensacją scen, natomiast zderzy się z duchami przeszłości i mozolnymi próbami ukrycia prawdy, nadającymi całości powieści niepowtarzalny, mroczny klimat małej miejscowości, tarzającej się w nieczystych sprawkach swoich mieszkańców.
Z wielką niecierpliwością będę oczekiwać drugiego tomu z komisarzem Grossem w roli głównej, ponieważ autor zadbał o to, aby zarzucić na odbiorcę sieć delikatnie zarysowanych wątków, otwierających drogę do kontynuacji. Z jakimi demonami przyjdzie się jeszcze zmierzyć głównej postaci i jakie śledztwo "na prowincji" przyjdzie mu prowadzić, o tym przekonamy się za jakiś czas.
Ta książka to nic innego jak filozoficzne lanie wody, krążenie w jednym tym samym miejscu przez większość fabuły. W zasadzie w połowie można się już domyślić większości rzeczy. Sceny erotyczne, wątek obyczajowy, romantyczny jakieś głupie teksty po co to?Książka gdyby może była krótsza o jakieś 150 stron to lepiej by wyszła na tym.
Nie chcę być wredna, ale kompletnie nie rozumiem za co autor dostał te nagrody dzięki tej pozycji. Po tylu zachwytach i polecajkach jestem totalnie rozczarowana. Niestety, ale to już kolejna pozycja od pana Małeckiego z którą się nie polubiłam.
Poprawny kryminał. To chyba najbardziej trafne określenie, które przychodzi mi na myśl po przeczytaniu "Skazy".
To był mój pierwszy kontakt z pisarstwem Małeckiego i uważam go za udany. Główny bohater jest wiarygodny i nieprzerysowany. Czytelnik może łatwo nawiązać z nim kontakt emocjonalny. Fabuła jest wartka, narracja ma związek przyczynowo - skutkowy. Zauważyłam kilka językowych wpadek ale jak na literaturę rozrywkową to jest nie najgorzej.
Całkiem solidny kryminał - drobiazgowo opisywane śledztwo, brak akcji lecącej na łeb na szyję, interesujący (choć nieszczególnie oryginalny) główny bohater. Myślę, że skuszę się na kolejne tomy.
zagmatwanie i poplątanie i zdrady małżeńskie. wszystkie zdrady małżeńskie tego świata. za każdym razem kiedy myślisz że to koniec zdrad to znowu ktoś kogoś zdradza, i tak w kółko
Książka napisana naprawdę dobrze i wątek kryminalny też mnie wciągnął. Skupię się więc na rzeczach, które mi przeszkadzały.
Najważniejsza sprawa to główny bohater, który nie wyróżnia się niczym spośród innych postaci w tego typu książkach. Policjant najlepszy w mieście, małomówny, mający smutną przeszłość i problemy rodzinne. Brakowało tylko tego, aby miał problemy z alkoholem. To już było w wielu kryminałach, więc ta osoba mnie nie zachwyciła.
Druga sprawa to niepotrzebne opisy, głównie modelarstwa, które jest pasją głównego bohatera. Przyznam się, że omijałam te fragmenty, bo nie miałam ochoty czytać dwóch stron o nakładaniu farby na model. To samo tyczy się osobistych spraw postaci, które nic do wątku kryminału nie wnoszą, a momentami są na pierwszym planie.
Oprócz tego czytałam książkę z zapartym tchem, więc po kolejny tom sięgnę, aby sprawdzić, jak się sprawy rozwiną.
To moje pierwsze spotkanie z Małeckim i od razu udane. To był kryminał „wszystkomający”. Była dobra zagadka, a autor wyjątkowo sprawnie wodził czytelnika za nos rzucając mu tylko okruszki wskazówek. Do końca nie domyśliłam się o co chodzi! :) Postaci w powieści są dość zwyczajne, a dzięki temu autentyczne. Oczywiście komisarz Gross łatwego życia nie ma, ale Małecki, kreując jego postać, zachował umiar i wyszło to po prostu świetnie. Język i dialogi bardzo na plus. Warsztat pisarski autora wręcz kusi, by sięgnąć po jego inne tytuły. To, co wyróżnia „Skazę” na tle innych kryminałów, to normalność - chyba tak bym to ujęła. To trochę jak dawny, telewizyjny program 997, tylko podany w dużo lepszej formie. I to mnie ujęło najbardziej.
Jest to chyba mój pierwszy polski kryminał do którego nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Świetny główny bohater (Gros bardzo przypomina mi Billa Hodges którego uwielbiam), wciągająca historia, kompetentni policjanci którzy rzeczywiście znają się na swojej robocie. Nic dodać, nic ująć! Pięć gwiazdek!
It's been a good read. Refreshing, pleasantly winterish, cold and frosty, suitable for the time of the year :) But the last chapters felt rushed, nonetheless there is enough appetite for another book in Bernard Gross series of Małecki.
Jednym z moich noworocznych postanowień było przeczytanie pięćdziesięciu dwóch książek w tym skłaniającym się już ku końcowi roku. Dużo? To jedna książka na tydzień. Jeśli przeciętna książka liczy – szacujmy na wyrost – 400 stron, wychodzi około 50 stron dziennie. To maksymalnie godzina czytania.
Stephen King powiedział kiedyś, że podstawowym warunkiem dobrego pisania jest czytanie. Czytanie przez co najmniej jedną godzinę dziennie. Nie jest to cel trudny do osiągnięcia, nawet dla pracujących 16 godzin na dobę. Dzisiaj czytać można wszędzie.
Takie ilościowe podchodzenie do czytania uważałem kiedyś za zbrodnię. Dziś uważam, że to świetna technika samodyscypliny i w miarę łatwy sposób na spełnienie choćby jednego noworocznego postanowienia.
W tym roku nie uda mi się osiągnąć tych magicznych pięćdziesięciu dwóch książek.
Poza mną i moim brakiem rutyny, jednym z winowajców tej porażki jest pisarz Robert Małecki i jego kryminał pod tytułem „Skaza”.
Zazwyczaj książki, które są grube i jednocześnie nudne, porzucam, nie chcąc dać się zepchnąć w obce mi praktyki masochistyczne.
Walcząc o wyrobienie swojej normy, posiadając w wyrobieniu tej normy spore zaległości, wziąłem się za „Skaza”. I tak brnąłem rankami i wieczorami w wielowątkową, skomplikowaną, przepełnioną szczegółami hobby polegającego na malowaniu mikroskopijnych modeli motocyklów, kryminalną opowieść.
Rzecz dzieje się w jakimś totalnym wygwizdowie. O tym, że istnieje takie miasto, jak Chełmża, dowiedziałem się dopiero tydzień temu, z tej książki. Bohaterem jest facet nudny jak flaki z olejem (nawet klamki nie nosi, a jak nosi, to nie strzela). Nie dostaje w mordę, sam nie daje w mordę. Raz na pięćdziesiąt stron coś krzyknie, ale jak już krzyknie do kobiety, to zaraz ją przeprasza. Kiedy wraca do domu po robocie, to pije herbatę (brakuje jeszcze maślanych herbatników) i maluje miniaturowe modele motocyklów. Nie ma śmiałości do podrywających go bibliotekarek. Bibliotekarek, bo jakie kobiety poza bibliotekarkami mogłyby się zainteresować podstarzałym gliną jeżdżącym zdezelowanym Golfem?
Fabuła się memła. Małecki próbuje dość nieudolnie szukać szczegółu, konkretu miejsca tzw. „akcji”. I człowiek, jak ten Maklakiewicz na polskim filmie, chciałby – po prostu – odłożyć tomisko na bok i zająć się kolejnym Remigiuszem Mrozem.
A jednak brnie. Brnie z szacunku nie do autora, bo do autora żywi pretensje o zmarnowany czas. Brnie z szacunku do własnych – wydawałoby się – zmarnowanych – pieniędzy.
A na koniec dokonuje się cud. Wszystkie te na pozór bezsensowne wątki splatają się w logiczną całość. Całość logiczną, lecz nieoczywistą. I wszystko nabiera szybkości błyskawicy.
Jeśli mają Państwo ochotę na mozolne, długie, kopanie rowów z ekscytującym zakończeniem, to polecam tego cwaniaczka. Przez większość czasu będziecie jedli rozgotowany budyń, a na deser dostaną Państwo solidną porcję Carolina Reaper (1,57 mln SHU).
W łodziach uwięzionych na skutym mrozem jeziorze w Chełmży znalezione zostają zwłoki nastolatkach oraz starszego mężczyzny o wyglądzie bezdomnego. Śledztwem zajmuje się komisarz Bernard Gross, który po tragedii rodzinnej przeniósł się do Chełmży z pobliskiego Torunia. Tropy prowadzą do tajemniczego zniknięcia dziesięć lat temu lokalnego biznesmena i jego żony.
Opis kolejnych kroków ustaleń prawdy o tożsamości zwłok, o ich relacjach z żywymi mieszkańcami miasteczka i wreszcie, o wszystkich sprawcach tragedii, jaka toczyła się przez lata jak lawina i dotknęła więcej osób niż się początkowo wydawało, jest przez autora, pozwolę sobie użyć terminu, celebrowany. Każda czynność Grossa, jego współpracowników i ludzi, którzy pojawiają się w kręgu ich zainteresowań, relacjonowana jest z pietyzmem, z dbałością o najmniejszy szczegół, bez względu na to czy są to działania celowe, czy przypadkowe. Podobna celebra widoczna jest także w prowadzeniu pobocznych wątków, takich jak osobiste losy komisarza, czy pary podległych mu policjantów. Nie ma w powieści dynamicznych zwrotów akcji, jest za to dominująca polska smuta. Dlatego, mimo że warsztatowej rzetelności Robertowi Małeckiemu nie można odmówić, sądzę, że przez pięćset sześćdziesiąt siedem stron tekstu jego nastrojowego, melancholijnego kryminału trudno by mi było przebrnąć, nie przysypiając po drodze z nudy. Książkę uratowała dla mnie wyśmienita interpretacja lektora audiobooka, Piotra Grabowskiego.
Klimatyczny kryminał, w którym królują szarości - od atmosfery przez scenerię po postacie, przy czym “Skaza” nie wieje nudą. Cechuje się tempem może i nieznośnym dla miłośników nieprzerwanej akcji, ale nadrabia drobiazgowością i subtelnym, acz żmudnym posuwaniem się do przodu. Dwa zgony, które nijak nie dadzą się ze sobą powiązać, i zaginięcie obchodzące niedługo dziesiątą rocznicę - to wydarzenia, które w małym miasteczku poruszą każdego, choć mało kto skłonny jest mówić. Na czele śledztwa stoi policyjny wyga Gross - doświadczony, a i osobiście naznaczony nieszczęściem. Czy drążenie w sprawie, której być może nawet nie ma, przyniesie jakiekolwiek skutki? Czy będzie tylko chwytaniem się rutyny przed nieuchronną emeryturą? Małecki dba o specyficzny nastrój od samego początku. Dawkuje retrospekcje i ubarwia bieżące wydarzenia pęknięciami w postawach postaci pobocznych, dzięki czemu czytelnik czeka na rozwiązanie, uparcie stąpając komisarzowi po piętach. Coś dla cierpliwych i wnikliwych.
Małecki nobilituje obiegowe i dotąd negatywne określenie policjanta: "pies", pisząc, kto jest prawdziwym psem - to policjant, który jest wyczulony na zło i reaguje na nie, także po pracy: "Psem nie zostajesz wtedy, gdy zakładasz mundur. Psem zostajesz, nasiąkając złością na wyrządzane zło, gdy w dobrym człowieku wyczuwasz skazę. (...) Psem zostajesz wtedy, gdy reagujesz. Nie odwracasz się, nie uciekasz, tylko instynktownie działasz. Zwalczasz zło bez względu na sytuację." Myślę, że to samo można by powiedzieć o prawdziwym obywatelu każdego kraju.