Harmonia przygrywa radośnie, gdy oddziały pod flagą Kaiserreichu wkraczają do zdobytej szturmem stolicy Francji. Jest lato 1918 roku, a Wielka Wojna potoczyła się w sposób, który zaskoczył równie bardzo tych chwilowo pokonanych, jak i ulotnych, nietrwałych zwycięzców ofensywy. Gdzieś pośród pożarów stolicy pewna nieco spóźniona kompania inżynieryjno-szturmowa musi wyciągać nogi, żeby zdążyć wraz z wycofującymi się oddziałami… Leczy gdy niemalże wpadają pod koła rozpędzonej ciężarówki, wiozącej tajemniczy ładunek, o którym nigdy nie powinno byli się dowiedzieć, wielu innych wyciągnie kopyta.
Radosna niczym pijacki śpiew, krwawa jak nóż rzeźnika, lekka na podobieństwo spirytusu, okopowo-szturmowa historia o przygodzie, przyjaźni, złocie, obrazach, malinowym koniaczku, tunelach, bitwach, kantynach i latrynach, nietypowych orientacjach wszelakiego rodzaju… oraz, rzecz jasna, o psie.
Jeśli do tej pory wydawało ci się, że wiesz, co może wydarzyć się na wojnie… No cóż.
Najwyraźniej twoje źródła historyczne nie miały dość ani faktów, ani fantazji.
Wojna nigdy się nie zmienia... Książka dobra ale nie wybitna. Na pewno fani klimatów wojennych znajdą tutaj coś dla siebie, natomiast fani Gołkosia niekoniecznie. Porównując do innych części Stalowych Szczurów to na pewno lepsza od Błota ale do Chwały czy przegenialnego Königsberga to jej sporo brakuje. Ot solidna lektura na ciemne, bure, zimowe wieczory.
Poprzednio czytałem tylko pierwszy tom tej seri, który zapamiętałem jako poważny i mroczny, niemal horrorowy, Tutaj autor podszedł to tematu w luźniejszy, komediowy sposób co mim zdaniem wyszło całości na plus. Przyjemniej mi się czytało zabawne a czasem nawet absurdalne i nadnaturalne perypetie bohaterów,