Mariola jest pewna, że mężczyźni zawsze będą górą. Bochenek tęskni za PGR-em. Stefania nigdy nie była w Warszawie, Gosia chce stamtąd wrócić. Chrześnica Iwony jest lesbijką, Marta była na czarnym proteście, a Dorota wysłuchuje żartów o swojej bezdzietności. Wiola nie zna nikogo, kto powiedziałby „nie wierzę w Boga”, a Piotrowska zdradza, co usłyszała w konfesjonale.
Autorki ruszają z Warszawy i okrążają województwo mazowieckie, rozmawiając po drodze z rolniczkami, gospodyniami, sklepowymi, przedsiębiorczyniami, bezrobotnymi. Na ławeczkach, podwórkach, gankach, przy kuchennych stołach, słuchają opowieści o życiu w miejscach, skąd młodzież wyjeżdża do szkół, a mężczyźni na zarobek, gdzie starsze pokolenie umiera, a młode często już nie wraca. To próba oddania głosu tym, które pozostają niewidoczne i niesłyszane. Wieś przemawia na ogół co najwyżej głosem rolnika szukającego żony, polityka PSL-u lub wójta i księdza z popularnego serialu. A co z kobietami?
Bardzo się zawiodłem. Świetny pomysł, wykonanie kiepskie. Rozumiem, że takie było założenie, ale jak dla mnie to właśnie w tym jest największy problem - krótkie teksty bez żadnego ładu i składu, z których jako osoba pochodząca z niewielkiego miasta na wschodzie (dodatkowo z korzeniami wiejskimi, mój ojciec sam pochodzi z bardzo małej mazowieckiej wsi) nic nie wyniosłem. Najbardziej irytowało mnie sztuczne wplatanie „a co wyście myślały?” do co drugiej relacji, za każdym razem przechodziły mnie ciarki żenady. Całość dopełniają krótkie wypowiedzi ekspertów, które w tym kontekście kojarzą się z czymś w stylu narratora w filmie dokumentalnym na National Geographic. Do tej pory moje największe rozczarowanie roku.
Kolejny reportaż z gatunku "znajome, wiem coś o tym". Choć z drugiej strony, coraz częściej słyszy się głosy, że polska wieś to już żadna wieś. W podobnym tonie wypowiadają się bohaterki omawianego tytułu. Nie wszystkie, co to to nie! Ogromnie doceniam przedstawienie szerokiego wachlarza mentalności Polek. Poznajemy panią, która swój obiektywizm medialny kształtuje w oparciu o zróżnicowane przekazy (emitowane na antenie TVP czy Radia Maryja). Tuż obok, kolejna bohaterka bez zaowalowania opowiada o swojej nieheteronormatywnej siostrzenicy. Mamy tradycyjne babuszki, parające się wyrobem miodu z mleczy, dla których kontrę stanowią ich rówieśniczki relaksujące się przy Candy Crush'u (zabijcie mnie, tak odczytałam "jakąś tam grę w kuleczki ściągniętą przez dzieci"). Bardzo spodobał mi się również zabieg przeplatania osobistych historii eksperckimi "wtrętkami" na tożsame tematy. Niektóre z wygłaszanych przez bohaterki opinii przyjmowałam z bananem na twarzy i rozkosznym ciepełkiem rozchodzącym się po moim wnętrzu. Inne pozostawiały po sobie niesmak. Cieszę się, że dane mi było doświadczyć jednego, jak i drugiego. Zabrakło jednak jakiejś głębszej konkluzji. Bez nich książka wydaje się zlepkiem przypadkowych narzekań w stylu "kiedyś to było". Jeżeli celem autorek miała być walka ze stereotypem kobiety wiejskiej, to chcąc nie chcąc, często same sobie utrudniały owo zadanie.
Nie jestem w stanie powiedzieć, po co to w ogóle zostało napisane. Jest to książka, która zaciekawiła mnie pomysłem, a ogromnie rozczarowała wykonaniem. Niestety absolutnie o niczym, banał na banale. Krótkie i bardzo krótkie teksty ułożone bez jakiegokolwiek porządku robią wrażenie zupełnie przypadkowych, a przede wszystkim nic nie wnoszących. Brak jakichkolwiek wniosków, syntezy, obraz wsi jaki był taki jest, a kobiety (ludzie?) są różni. Ot i cała puenta. Wywracałam oczami niezliczoną ilość razy.
Pomysł ciekawy, ale rozmył się szybciej niż zaczęło się reportażowanie. Wylewa się chaos, nie ma klamry, która spięłaby materiał. Całość wydaje się jedynie przeklepaniem na papier zarejestrowanych rozmów, bez nadmiaru wkładu własnego.
Nie dałabym jednej gwiazdki, gdyby przytaczane historie zaskoczyły mnie czymkolwiek. Niestety, aby tak było, musiałabym chować się pod kamieniem. Mam nadzieję, że chociaż wycieczka po Mazowszu udała się autorkom.
Margaret Thatcher powiedziała kiedyś: "Being powerful is like being a lady. If you have to tell people you are, you aren't". Bardzo podobnie jest z wieloma bohaterkami tej książki. Im bardziej próbowały udowodnić autorkom, że wieś nie odbiega już tak bardzo od miasta, tym bardziej te różnice podkreślały... Nie powinien to być jednak główny wniosek płynący z lektury. Dlaczego?
Panie Pajączkowska i Zbroja zachęciły do dialogu przeróżne kobiety (i nie tylko!). Tradycjonalistki, idące z duchem czasu, młode i te bardziej dojrzałe, mniej lub bardziej doświadczone przez życie, żyjące blisko kościoła i nie liczące się z nim wcale, pracujące z dziada pradziada na roli czy prowadzące własny biznes gastronomiczny lub kosmetyczny. Wiele z nich zostało wychowanych w kulcie pracy fizycznej i w niedostatku, a dostęp do wielu form rozrywki był w ich przypadku mocno ograniczony. Taki obraz wsi jest jednak zdecydowanie nieaktualny. Widać, że wiele rozmówczyń próbuje iść z duchem czasu. Wczesne zamążpójście, zaharowywanie się w gospodarstwie i powiększanie rodziny w zawrotnym tempie nie jest dla nich gwarantem szczęścia czy społecznego sukcesu. Nie jest to żaden odkrywczy wniosek, ale kobiety na wsiach są różne, tak samo jak i w mieście. I choć różni nas tak wiele, jeszcze więcej nas łączy.
Niesamowicie podoba mi się to, że autorki osiągnęły dokładnie to, co chciały osiągnąć - pozwoliły wypowiedzieć się kobietom, których głosy w naszym społeczeństwie gdzieś znikają. Nie ma tu ukierunkowywania rozmowy, nie ma wskazywania jedynej słusznej interpretacji. Podczas lektury czułam się, jakbym słuchała osób zaczepionych gdzieś na ulicy. Osób, których na co dzień nikt nie pyta o zdanie. A przecież mieszkanki polskich wsi stanowią tak liczną i tak zróżnicowaną grupę... Ich dziwny wielogłos, wbrew pozorom, wcale nie jest chaotyczny. Jest barwny i wciągający, choć bardzo prosty. Pewnie dlatego przez ten reportaż płynie się bajecznie szybko.
Wielogłos mazowieckiej wsi z perspektywy kobiet. Książka ważna, bo pozwala usłyszeć te, z którymi rzadko się rozmawia. Czyta się dobrze i z zainteresowaniem. Brakuje mi jednak syntezy, wniosków, poza tymi, że kobiety są różne (czyli tak jak wszędzie) i że wieśniaczki nie muszą być zacofane i mają życie poza polem i chłopem (nie jest to dla mnie odkrycie).
Bardzo przyjemnie słuchało się tego reportażu w audiobooku, a to za sprawą gawędziarskiej formy. Na plus wypowiedzi ekspertów w dziedzinie. Troszkę czuję niedosyt, ale generalnie to dobra rzecz
To jest wyborny pomysł na książkę. Młode reporterki, niczym Oskar Kolberg, wyruszają na mazowiecką wieś, żeby z pierwszej ręki dowiedzieć się, jak żyje się jej współczesnym mieszkankom. Mogłoby to być badanie terenowe metodą obserwacji uczestniczącej. Mogłoby, bo jednak jest to książka o młodych dziewczynach z miasta, pisana z perspektywy młodych dziewczyn z miasta, które trochę o tej wsi fantazjują, trochę się jej boją, ale nie potrafią się zdobyć na pisanie o niej z innej niż własna perspektywy.
Brakuje mi tu jakiejś kompozycyjnej spójności, zgrupowania monologów wokół konkretnych tematów. Brakuje solidnej pracy faktograficznej - liczb, danych obrazujących migrację, demografię, kluczowe problemy regionu, które byłyby wybornym uzupełnieniem subiektywnych relacji bohaterek tekstu. I chociaż pojawia się tu kilka ciekawych i nowych dla mnie spostrzeżeń ekspertów (jak choćby wzmianki o historycznej i geograficznej przypadkowości terenów zgrupowanych w administracyjnych granicach województwa mazowieckiego), całość mocno mnie rozczarowuje. Konkluzja, że ludzie ze wsi to też ludzie i że problemy mają w sumie takie jak w mieście, to jednak na taki reportersko-etnograficzny projekt nieco za mało.
Nie rozumiem tej idei - dla każdej spotkanej kobiety ta książka ma coś a'la kartkę, dobrnęłam do połowy, minęłam jakieś kilkadziesiąt osób, które są zaledwie szkicem. Na reportaż za płytkie i powierzchowne, na artykuł z gazety, za długie. Trochę miejscami zestaw truizmów, bo to się dostaje, gdy obce osoby próbuje się pytać o życie i ma dla nich pięć minut. Ani to jakościówka, ani ilościówka w sumie. Jeśli jest tu coś poznawczo ciekawego, to chyba dla kogoś, kto żył w przeświadczeniu, że na wsi mieszkają kosmici. Ogólnie szkoda.
Wahałam się pomiędzy 2 a 3 gwiazdkami. Pewnie idealnie byłoby 2,5. Ta książka mnie zawiodła i zmęczyła. A ja ogólnie uwielbiam książki o kobietach. Była chaotyczna i złożona z przypadkowych, nieuporządkowanych w żaden sposób historii. W posłowiu autorki napisaly, że celowo nie układały tego w "katalogi", ale mnie jednak zabrakło jakiegoś ułożenia tego w rozdziały. Przecież można było zrobić rozdział o małżeństwie, o rodzicach, o dzieciach, o pracy, o wierze, itd. Żeby to jakoś uporządkować. A tak to co już sobie coś w głowie ułożyłam, to znowu nowa historia z innej parafii.
3,5. Trochę mieszane mam odczucia. Z jednej strony reportażystki poszły bardziej na ilość wywiadów niż na jakość, co też daje szerszy obraz różnych perspektyw i odmiennych punktów widzenia adresatek tych wywiadów. Z drugiej strony zabrakło przez to skupienia się na konkretnych problemach, głębszej analizie itd. Szkoda, mógłby to być jeszcze lepszy reportaż , ale nie żałuję , że się z nim zapoznałam. Ot jak interesujacy artykuł w gazecie.
Ta książka przypomniała mi o wszystkich powodach, dla których za żadne skarby nie wrócę nigdy na wieś.
Z tego zbioru rozmów z kobietami aż wylewa się po dziś dzień dobrze się mające przeświadczenie, że baba musi mieć chłopa, najgorsze nieszczęście to jak jej nikt nie zechce. Jak jakiegoś znajdzie, to tylko się modlić, żeby dobry był, bo jak okaże się podły, to kaplica - trzeba i tak przy nim zostać, bo z dziećmi i bez własnych pieniędzy daleko nie ucieknie. No ale to i tak zawsze lepiej niż stara panna. Zawsze. Do listy wad wsi dochodzi jeszcze wiele innych rzeczy takich jak wykluczenie komunikacyjne, czy na przykład powszechna zawiść względem każdego, kto się za bardzo wychyli. Oczywiście wieś się cały czas zmienia i bywam w szoku jak odwiedzę rodzinne strony, ale akurat mentalność za wiele się nie poprawia. Jako bezdzietna trzydziestoletnia singielka jestem bardzo nisko oceniana w rankingach przydatności społecznej, takie 2/10.
Nie przeszkadza mi chaotyczność struktury samej książki, bardziej nie podoba mi się nastawienie autorek z jakim zaczynały. Aż mnie zatkało na wstępie - czy one właśnie, niby niebezpośrednio, nazwały ludzi ze wsi nierozgarniętymi i jakimiś takimi gorszymi? Przyznam, że poczułam się wtedy urażona.
Zbiór opowieści kobiet mieszkających na mazowieckich wsiach. Poza pojedynczymi historiami, książka raczej pogłębiła moje "stereotypowe" postrzeganie wsi. Teksty są niestety bardzo krótkie i powierzchowne. Wolałbym przeczytać obszerne materiały o kilku(nastu) kobietach, niż czytać takie krótki anegdotki, które głównie skupiały się wypytywaniu o wiek zamążpójścia, liczbę dzieci i czy pracę. Tym bardziej, że było kilka barwnych postaci!
Zaczęła się dobrze, ale później zmęczył mnie nieco ten chaos i brak konstrukcji, o którym wspomina tyle osób komentujących (pewnie i tak mniej, bo słuchałam audiobooka, gdzie taka formuła ciut lepiej się sprawdza). Wiem, że to świadomy wybór autorek, mowa o nim w posłowiu, ja jednak wolałabym jeśli nie kategoryzację, to wyraźny podział na dłuższe historie (może coś jak w ,,Z miłości? To współczuję"?). Wstawki ekspertów mogłyby wtedy tworzyć bardziej naturalne pauzy. Mimo wszystko szanuję ogrom pracy i oddanie głosu niewysłuchanym. Większość wątków nie była mi obca, więc nie czuję, by ta pozycja mnie mocno rozwinęła czy wyrwała z bańki. Jedyne co, to motyw podziału Mazowsza był nowy, nigdy nie myślałam o nowej mapie województw z perspektywy zaburzenia naturalnej mapy kulturowej. Chętnie poszerzę jeszcze swoją wiedzę w temacie.
Mieszkam w niewielkim mieście na Podlasiu, czyli według grona osób z różnych zakątków Polski - miejscu, gdzie po podwórku chadzają niedźwiedzie, a wrony zawracają. Zupełnie mi to nie przeszkadza, bo stereotypy jakie są, takie są - nie walczę z nimi, gdyż nie czuję takowej potrzeby. Niemniej wiem, co wielu Polaków myśli o wsi, dlatego z przyjemnością i ciekawością zabrałam się za rozmowy z polskimi kobietami zamieszkującymi mniej zaludnione tereny.
Ten reportaż czytało mi się błyskawicznie (być może za sprawą świetnego audiobooka). Doskonale rozumiem wszelkie zarzuty kierowane względem niego. Również wolałabym, aby rozmowy były usystematyzowane, bardziej pogłębione, a także dłuższe i okraszone jakimś wnioskiem. Na pewno wymagałby on jeszcze dopracowania, ale nie odbieram mu tego, że zaciekawił mnie i wciągnął.
Nie odkryłam tu niczego nowego, a wręcz utwierdziłam się w przekonaniu, że ludzie ze wsi wcale nie różnią się od tych z miasta. Cudownie, iż w "A co wyście myślały?" jest mnóstwo cudownych, mądrych, pewnych siebie kobiet. Girl power! :)
fajnie to jest napisane, ale mam wrażenie, że nie do końca odkrywcze są te rzeczy, które są tu przedstawione. niby dużo jest wypowiedzi kobiet, ale brakuje w nich jakiegoś takiego, nie wiem, rozwinięcia, pogłębienia? spodziewałam się czegoś głębszego po tej książce po prostu