Fanni podała cyjanek swojemu synowi Jurkowi. Mama Biety, dziewczynki urodzonej w warszawskim getcie, uśpiła ją luminalem, umieściła w drewnianej skrzynce i w ten sposób przemyciła na aryjską stronę. Do skrzynki włożyła jeszcze srebrną łyżeczkę z wygrawerowanym imieniem i datą urodzin. Inna matka w czasie likwidacji łódzkiego getta zażyła cyjanek, a córkę wyrzuciła za okno – miała tylko jedną porcję trucizny. Dziewczynka przeżyła, bo spódniczką zahaczyła o latarnię. Hanę trzy razy ratowała służąca rodziców, Zosia. Potem, gdy dobrze sytuowani krewni chcieli wziąć Hanę do siebie, nie potrafiła porzucić polskiej matki.
Patrycja Dołowy wydobywa – bo kopanie w takich wspomnieniach to ciężka praca – historie żydowskich matek, które by ratować swoje dzieci, stawały przed tragicznymi wyborami, przybranych matek, które nie zawsze potrafiły rozstać się z ocalonymi dziećmi, i dzieci, często już na zawsze rozdartych pomiędzy dwiema tożsamościami, dwiema rodzinami, między poczuciem winy, wdzięcznością i żalem.
Nie chcę tego oceniać jak "książki" i "literatury", więc nie daję gwiazdek.
Kiedy myślisz, że temat Holocaustu jest już wyczerpany, a może nawet trochę już ci spowszedniał i może nawet trochę się znieczuliłaś, nagle pojawia się takie coś. I okazuje się, że wciąż są tu rejony nie do końca odkryte, które zmuszają do myślenia w nowy sposób.
Tym razem dwie sprawy uderzyły mnie dość mocno. Po pierwsze: kwestia tożsamości. Nie zastanawiamy się nad tym, kim jesteśmy. Tak na co dzień raczej nie zastanawiamy się nad wagą rzeczy oczywistych - to są moi rodzice, stąd pochodzę. To, że znamy swoich przodków, nie wydaje nam się szczególnie istotne dla obrazu własnego ja. Ale co by się stało z naszą psychiką i poczuciem osadzenia w świecie, gdybyśmy NIE WIEDZIELI? Albo gdyby korzeni, rodzin, ojców, mam, domów rodzinnych, było więcej, niż sztuk 1? Bo takie właśnie historie są tu opowiadane. Niektórzy mieli po 3 matki. "Jedna urodziła, druga uratowała, trzecia wychowała". Przepiękny, przesmutny i wzruszający moment, gdy jedna z rozmówczyń zwierza się, że przez 70 lat żyła jak w czarnej dziurze, a gdy wreszcie dowiedziała się, kim była jej mama, zobaczyła jej zdjęcie i dowiedziała się, jak miała na imię, poczuła, że dopiero teraz JEST. I ja teraz będę żyła ze świadomością, że nie doceniałam aż tak ważnej (kluczowej!) rzeczy.
Druga rzecz: antysemityzm Polaków. Niby zdaję sobie sprawę, niby jestem pogodzona z faktem, niby wiem o pogromach, ale jednak zawsze jakaś ufność, że to nie większość, że to niemożliwe, żeby prawie wszyscy, że źli i głupi ludzie są wszędzie, ale są wyjątkami... Otóż nie. Ta konkretna książka i te konkretne wspomnienia uświadomiły mi - teraz jasny i oczywisty - fakt: ci ludzie mogliby ocaleć, nie byłoby aż tylu ofiar, Polska naprawdę była idealnym miejscem do przeprowadzenia eksterminacji. W niemal każdym wspomnieniu przewija się: "Bezpieczniej było w Niemczech. Niemcy nie umieli tak rozpoznać Żyda, jak Polacy. Polacy nas znali, byli w tym bezbłędni". Te dzieci mogłyby ocaleć, przetrwać w kryjówkach. Polski sąsiad wydawał je na śmierć, masowo. I teraz będę musiała żyć z tą świadomością.
Poza tym, czego można się spodziewać po takiej pozycji, jest tu też jednak dużo optymizmu i takich wręcz niewiarygodnych historii, niemal magicznych. Przecież w końcu wszystkie osoby, które się tu wypowiadają, przetrwały. To są tragiczne, smutne i przerażające, ale jednak historie z happy endem.
Bardzo przejmująca lektura. Uroniłam niejedną łzę podczas czytania, musiałam też co jakiś czas odkładać książkę na bok, żeby złapać oddech. Wszystkie te historie są oczywiście na swój sposób tragiczne, ale kilka jest tak niesamowitych i budujących, że gdyby nie to, że zdarzyły się naprawdę, można by w nie nie uwierzyć.
Ta książka to bezbrzeżne jezioro samotności i smutku. Tragiczne wybory matek w getcie i bolesne poszukiwanie tożsamości uratowanych dzieci. Mimo wszystko niezwykle poruszające rozmowy Patrycji Dołowy zostawiły mnie z odrobiną nadziei. 9/10
Temat niezwykle istotny i poruszający, ale styl pisania pozostawia wiele do życzenia. Historie moim zdaniem są za krótkie i potraktowane ,,po macoszemu". Nie byłam w stanie zżyć się z bohaterami, a w pamięci zostało mi zaledwie kilka historii. Zmarnowany ogromny potencjał.
Each of the stories is about heroic mums who decided to give their child to a strange family in order to save his or her life. And about even more heroic second family, who risk their life to save Jewish child. What struck me was the fact that in most cases after the war the second family did not speak about this event and most children did not know about their identity until their late adulthood. Grown ups did not want to speak in fear that they can loose the child they cherished and children did not want to speak in fear they will hurt their new parents feelings. Eachstory very moving, very deeply moving.
ciężko ocenić tą książkę, jest bardzo poruszająca. naprawdę zapominamy czym jest wojna i że nasze dramaty to nic z tamtym strachem, tamtą biedą i krzywdą, najbardziej uderzająca jest dla mnie rola polaków w zagładzie, ten mit polaka walczącego, stojącego po stronie ofiar nadal miałam gdzieś z tyłu głowy. zostanie to że mną
Historie opisane w książce są niezmiernie ważne i bynajmniej nie sprawiają, że oceniam ten tytuł tak słabo. Nie różni się on zasadniczo od innych wywiadów z ocalałymi, nie wybija się ponad nie stylem. Po prostu jest średnio.
dnf w 50% kurczę, tematyka ważna i generalnie bardzo mnie interesują tego typu lektury, ale tutaj mi bardzo coś nie leży. styl pisania mi nie pasuje, historie raczej nie zostają w pamięci, ogólnie wypada słabo chociażby w porównaniu z książką „Ostatni świadkowie”