Na terenie kampusu Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie dwie sprzątaczki znajdują ciało Ernesta Karasia, znienawidzonego przez współpracowników i studentów profesora. Gdy wykładowca wydawał ostatnie tchnienie, w budynku Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych przebywało tylko dziesięć osób: czy którejś z nich mogło zależeć na usunięciu Karasia? A może po prostu doszło do nieszczęśliwego wypadku? Tak byłoby lepiej dla wszystkich zainteresowanych i samej uczelni, bo skandal mógłby zniszczyć jej i tak nie najlepszą opinię...
„Zbrodnia i Karaś” Aleksandry Rumin to brawurowo napisana, pełna absurdalnego humoru powieść, która łączy elementy kryminału z satyrą na środowisko uniwersyteckie. Zawrotne tempo, nieprawdopodobne zbiegi okoliczności i galeria bohaterów – z kotem Stefanem na czele – sprawiają, że nie można się od niej oderwać. Barwne perypetie wsysają niczym błoto na drodze do budynków UKSW przy ulicy Wóycickiego w roku 2006.
„Zbrodnia i Karaś” to książka na którą czekałam od momentu ujrzenia prześlicznej okładki wykonanej przez Dominika Brońka. Nawet nie czytając opisu domyśliłam się, że będę miała do czynienia z kryminałem z elementami humoru. Co jednak otrzymałam? Dowiecie się za chwilę.
Wyobraźcie sobie, że dwie sprzątaczki wpadają na nieboszczyka w profesorskiej toalecie, późnym wieczorem. W budynku Uniwersyteckim znajduje się jedynie dziesięć osób i nasza wiedza z kryminałów Agathy Christie, wskazuje na wniosek, że podejrzanych mamy pod nosem. Czy ten wniosek będzie jednak prawidłowy?
Książka jest pisana w trzeciej osobie i przeskakuje pomiędzy opisami poszczególnych postaci, obecnych w momencie popełnienia zbrodni, w budynku Uniwersyteckim. Poznajemy ich życie, drogę przebytą na UKSW i potencjalne alibi. Co ciekawe, każdy z bohaterów ma silne powody, żeby pragnąć śmierci znienawidzonego wykładowcy. Na pewno ciekawym wątkiem, było przedstawienie kilku rozdziałów z punktu widzenia kota Stefana, które umiejętnie serwowały dawkę typowego, wyniosłego i jakże kociego zachowania.
„Ta myśl trzymała go przy życiu. Trzymałaby go przy życiu, poprawił się w myślach, gdyby nadal żył.”
Obawiam się, że bardzo mało tu kryminału, a skupienie uwagi czytelnika oscyluje wokół postaci, które mogą być potencjalnymi mordercami i ich życiu w okresie ‘przed’ i ‘po odbytej zbrodni’. Chyba ten fakt mało mnie przekonywał, ale cóż, najwyraźniej taki był zamysł. Co do humoru, to chyba spodziewałam się go trochę więcej, a były całe rozdziały, w których ani razu się nie zaśmiałam. Całość w jakiś sposób się broni, jako lekka lektura, ale chyba miałam duże oczekiwania, a troszeczkę się jednak zawiodłam. Alek Rogoziński, który poleca książkę, mimo wszystko póki co zostanie moim numerem jeden dla kryminału z humorystyczną nutą, ale może jego humor po prostu bardziej do mnie trafia. Polecam na lekkie popołudnie, jednak nie spodziewajcie się dużej dawki kryminału i niesamowitej zagadki, a raczej spokojnej lektury z oprawą obyczajową.
Okładka nieco sugeruje książkę dla dzieci, ale jednak pozycja dla dojrzałych czytelników. Początek rewelacyjny, ciężko było się oderwać od satyryczno-humorystycznych wątków. Niestety później zrobiło się nudnawo. Zakończenie było nieco ciekawe i zaskakujące. Dzięki książce dowiedziałem się o uczelni takiej jak UKSWord, może gdybym znał stosunki panujące na uczelni, pewnie byłoby ciekawiej.
Mhm mam wrażenie, że wkrada się lekkie pomieszanie z poplątanie i może to lekko dezorientować czytelnika. Aczkolwiek całościowo przyjemna, lekka lektura.