Anna Przedpełska-Trzeciakowska, znana tłumaczka literatury anglosaskiej, z wielką wnikliwością psychologiczną i znawstwem przedmiotu opisuje życie i twórczość trzech sióstr, Emilii, Charlotty i Anny Brontë, oraz ich brata Branwella.
Spod piór niezwykle utalentowanego rodzeństwa wyszły m.in. tak znakomite i cieszące się nie słabnącą popularnością utwory, jak Wichrowe Wzgórza, Dziwne losy Jane Eyre i Dzierżawca dworu Wildfell.
Miarą dobrej biografii jest to, że po jej przeczytaniu czujesz silną potrzebę ponownego przeczytania książek bohaterki_a owej biografii.
Początek był ciężki. Kiedy więcej o rodzeństwie Brontë autorka biografii pisała poprzez ich młodzieńczą twórczość, a nie fakty historyczne, było to dla mnie męczące. Ale gdzieś tak od połowy zaczęłam rozumieć tę wysoką średnią ocen „Plebanii w Haworth”. Anna Przedpełska-Trzeciakowska przepięknie o nich opowiada, ale też boleśnie. Czułam, że razem z nią przeżywam kolejne śmierci, kolejne ciosy, jakie przyjmowała od losu Charlotte. Że razem patrzymy na nią krytycznie i razem pochylamy się nad nią ze współczuciem.
Cudowna biografia trzech wspaniałych sióstr Bronte przywodząca na myśl zamglone wrzosowiska i długie jesienne wieczory spędzane przy świetle świec, gdzie powstawały pierwsze nieśmiałe historie.
W tej biografii rodzeństwo Bronte ożywa. To już nie są papierowe postaci, o których niewiele wiemy poza tym, że lubili wymyślać opowiastki. To ludzie z krwi i kości, którzy cierpieli, mieli swoje marzenia i obsesje, talent i pragnęli od losu czegoś więcej - życia jak z romansów, które po kryjomu czytywali.
Anna Przedpełska-Trzeciakowska pozwoliła mi przenieść się myślami na wrzosowiska, wśród których dorastały siostry, poczuć chociaż trochę atmosferę panującą na plebanii w Haworth. Żałuję, że nie przeczytałam tej książki zanim sięgnęłam po dzieła sióstr Brontë. Może gdybym znała tak dokładnie przeżycia Charlotte, nie byłabym taka czepialska w swoich opiniach o jej książkach. To były zupełnie inne czasy, o czym zdarza mi się zapomnieć.
Książka świetnie sprawdzi się jako uzupełnienie wiedzy o siostrach Brontë, na pewno bardzo mi pomogła w zrozumieniu ich twórczości. 8/10
Zabierając się za "Na plebanii w Haworth" Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej, odczuwałem pewną obawę – historią oraz twórczością rodzeństwa Brontë interesuję się od kilku lat i szansa, że dowiem się z tej książki czegoś nowego, wydawała się raczej niewielka. I w zasadzie miałem rację, natomiast satysfakcja oraz przyjemność, jaką odczuwałem w trakcie lektury, w pełni mi to zrekompensowały. Historia tej uzdolnionej rodziny została przedstawiona w sposób chronologiczny, uporządkowany i naprawdę interesujący. Opisane zostało nie tylko słynne rodzeństwo, ale autorka poświęciła również wiele uwagi ich ojcu, Patrickowi, a nawet zarysowała wcześniejsze pokolenia. Szczególną uwagę zwrócono na wydarzenia, które miały rzeczywisty wpływ na twórczość sióstr, jak i te, które są ciekawe z punktu widzenia obyczajowości tamtych czasów – autorka dołączyła nawet notę dotyczącą historii chrześcijaństwa na terytorium Anglii. "Na plebanii w Haworth" nie jest biografią-laurką. Opisywani twórcy nie zostali tu przedstawieni jako wielcy geniusze o nadzwyczajnych umysłach, ale jako zwyczajni ludzie – obdarzeni oczywiście niezwykłym talentem, ale niepozbawieni także wielu słabości. Autorka podchodzi do nich obiektywnie, ale z empatią; potrafi bez trudu „wejść w ich skórę” i zrozumieć niekiedy bardzo trudne zachowania czy postawy. Biografię rodziny Brontë autorstwa Przedpełskiej-Trzeciakowskiej mógłbym nazwać przykładem biografii idealnej. Czy jest ona lepsza od również przeze mnie uwielbianej "Charlotte Brontë i jej siostry śpiące" Eryka Ostrowskiego? Na pewno jest bardziej uporządkowana i stanowi lepsze wprowadzenie w temat. Pozycję Ostrowskiego polecam jako rozwinięcie – ukazanie tej historii z nieco innej perspektywy.
absolutnie przejmująca, piękna i żywa biografia tej fascynującej, ale smutnej dzisiaj w mojej wyobraźni rodziny bronte. gorące łzy płyną mi teraz po policzkach, gdy to piszę, i chyba nie powinno mi być za nie głupio. bardzo odczułam tę wzruszającą i cudowną opowieść o domownikach plebanii haworth. mam dla nich współczucie, mam smutek i złość, ale chyba głównym budulcem moich uczuć jest jednak niezmierzony podziw i ciekawość. zadziwiła mnie plastyczność tej historii, jej staranie o wierność faktom, ale też wierność emocjom. widzę ich, młodych, biegających po wrzosowiskach i tworzących wspólnie gondalowe i angriańskie opowieści pełne cudowności i lekarstwa na szarą codzienność plebanii w haworth. długo będzie żyła we mnie ta książka i życie tych kilku wyjątkowych istot. i minęło 170 lat, a mój żal jest tak duży, jakby dotyczył wydarzeń wczorajszych
„nietknięte ludzką ręką pozostały tylko wrzosowiska. jak dawniej tak i dziś słychać na nich chrapliwe krzyki szkockich kuropatw […]. strumień jak niegdyś wzbiera po roztopach, a wczesną jesienią falujące wzgórza okrywają się gęsta warstwą liliowych wrzosów i rudych, wysokich traw. tam właśnie – i już tylko tam można dziś szukać wzrokiem coraz bardziej niknących cieni katarzyny earnshaw, jane eyre i małej, smutnej agnes grey”
To było niezwykle poruszające spotkanie ❤️ Sylwetki sióstr za sprawą Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej, migają wyraziście na tle wrzosowisk - oddane z ogromną dozą szacunku i zrozumienia, którego za ich życia im nieraz szczędzono. Każdej z nich zwrócona zostaje indywidualność, tak potrzebna by raz na zawsze rozbić jednolity twór pod szyldem: "Sióstr Bronte". Każda z nich miała własną historię, własny rys - warte wyodrębnienia, zaznaczenia konturu. Autorka to robi, na tyle na ile pozwalają jej dostępne materiały. Pięknie zachowuje przy tym proporcję przynależnego biografii obiektywizmu i subiektywnej perspektywy, zahaczającej nieraz o domysły, przewidywania. Jeśli chodzi jednak o to własne spojrzenie - jest ono niezwykle subtelne, ostrożne w sądach, zawsze pełne czułości kierowanej w stronę rodziny Bronte. "Na plebanii w Haworth" czyta się jak prawdziwą, ekscytującą powieść i niezwykle chłonie się tę wysoką wrażliwość autorki na opisywany świat i postaci, które go zapełniają. Opuszczam Haworth z jeszcze większą dozą miłości i zrozumienia dla sióstr; z dziwnym wrażeniem jakby to wszystko działo się dosłownie przed chwilą, słysząc miarowy, rytualny krok wokół stołu; wieczorne, pełne ekscytacji dziecięce szepty; widząc niewielką postać o spłoszonym spojrzeniu, kryjącą się gdzieś w kącie... To wszystko żyje, trwa - jestem wdzięczna autorce, że mogę być tego wszystkiego pełnoprawnym świadkiem❤️
Co to była za książka! Historia bardziej fascynująca, niż wydawało mi się na samym początku, gdy dopiero siadałam do lektury. Opowieść o czwórce rodzeństwa, dla którego talent był najcenniejszym skarbem i przekleństwem jednocześnie. Czworo młodych ludzi żyjących w stworzonej przez siebie bańce na pograniczu baśni i rzeczywistości, było i jest ewenementem świata literackiego. "Ale to wszystko prawda" jak miała w zwyczaju pisać Charlotte Bronte do swoich wydawców i tak, historia tej fascynującej angielskiej rodziny była prawdą w bronteowskim wydaniu, gdzie smutne i nieoszczędzające nikogo życie łączy się ze snem i fantazją, a wszystko to na tle wietrznych i surowych w swoim pięknie i prostocie yorkshireskich wrzosowisk. Przedpełska-Trzeciakowska podjęła się spisania tej niesamowitej, przepełnionej namiętnościami opowieści o sile wyobraźni, miłości do pisania i przyrody, siostrzanej lojalności oraz o natchnieniu, które może prowadzić na szczyty, jak i prosto na samo dno. Trzeba przyznać, że wyszło jej to naprawdę dobrze. Wyborna lektura.
Bardzo dobra biografia rodzeństwa Bronte. Pierwsza część książki dotycząca dzieciństwa i wczesnej młodości była dla mnie momentami nużąca, ale wraz z wchodzeniem rodzeństwa w dorosłość nie mogłam się oderwać. Wiedziałam że los rodziny był tragiczny ale nie znałam żadnych szczegółów. Po tej lekturze mam ochotę na powtórne przeczytanie moich ulubionych powieści trzech sióstr.
Niektóre książki trudno jest ocenić. W przypadku tej pozycji słów mi brakuje i jest to nieliczna z książek, kiedy siedziałam z długopisem i notatnikiem. Pozycja jest obowiązkowa dla fanów twórczości sióstr.
szczerze, to bardzo dobra książka, ponieważ anna przedpełska jest prawdziwą pasjonatką, a równocześnie potrafi obiektywnie spojrzeć na opisywane przez siebie postaci. siostry brontë fascynują od lat, powstało na ich temat mnóstwo monografii, ale „nasza”, rodzima, wypada naprawdę świetnie.
wspaniała opcja, gdy po lekturze „wichrowych wzgórz”, „agnes grey” lub „villette” chce się bliżej poznać autorki (lub autora).