Istnieje pogląd, że od upadku powstania warszawskiego do zajęcia stolicy przez oddziały polskie i radzieckie miasto pozostało całkowicie martwą, pozbawioną ludności pustynią gruzów.
Ale Warszawa nigdy nie była „królestwem bez poddanych”. Nawet w tym straszliwym czasie, kiedy na rozkaz von dem Bacha kto żyw musiał opuścić miasto, a w jego lewobrzeżnej części przystąpiły do działania niemieckie ekipy specjalne powołane w celu ostatecznego zniszczenia i spalenia tego, co pozostało – istniała jedyna na świecie Rzeczpospolita gruzów.
W dziesięciu nowelach Gluth-Nowowiejski portretuje warszawskich robinsonów – ludzi, którzy w nieustannym zagrożeniu, w ekstremalnie trudnych warunkach, bez dostępu do pożywienia i wody żyli na zgliszczach. Ukrywali się najczęściej w piwnicach lub na strychach. Zazwyczaj wybierali budynki najmocniej zrujnowane, którym nie groziło podpalenie lub wysadzenie przez niemieckie oddziały niszczycielskie.
W książce znalazła się historia Czesława Lubaszki, piekarza, który wykupił żydowską dziewczynę za pięć bochenków chleba, a także Aresa – mściciela z ruin, który postanowił popsuć szyki nazistom. Opowiadania zostały opatrzone notatkami bibliograficznymi i zdjęciami.
Wacław Gluth-Nowowiejski (Wacek) was a soldier of the Polish Home Army (AK), a participant in the Warsaw Uprising, and after the war, a publicist and author.
Zdecydowanie warto dać tej książce szansę. Jest brutalna, niezwykle smutna, a równocześnie jednak zostawia w człowieku promyk nadziei i wdzięczności. Zostanie ze mną na długo.
Nie mam w zwyczaju oceniać podobnych pozycji według skali gwiazdkowej, niemniej jest to zbiorek zdecydowanie warty uwagi. W nieco gorzkiej, acz niepozbawionej pokrzepiających właściwości pigułce otrzymamy zarazem dawkę wiedzy i wspomnień - będącą tym istotniejszą dla wszystkich, którzy w choć minimalnym stopniu identyfikują się jako przedstawiciele kraju nad Wisłą.
Język mnie raczej drażnił, ale historie czytało się nie mogąc usiedzieć w miejscu. Fascynujące zwłaszcza były dla mnie fragmenty o wydarzeniach w okolicach, w których spędziłem całe życie.
O wow, po prostu wow. Dawno żadna książka tak bardzo do mnie nie trafiła (a zwłaszcza książka non-fiction). Uderzające, wzruszające i tragicznie prawdziwe. Styl troszkę niechlujny i potoczny, ale uważam, że dodaje to pewnej atmosfery. Polecam ogarnąć sobie przed lekturą topografię Warszawy, bo pozwala to lepiej zrozumieć opisane sytuacje. Zdecydowanie najdłużej zapamiętam opowiadania "Tajemnica panny X" i to, przedstawiajace historię Czesława Lubaszki. Warto przeczytać chociażby dlatego, żeby utrzymać pamięć tych historii i Rzeczpospolitej gruzów.
Nie jest to co prawda zachwycające pod względem literackim czy językowym, ale przybliża niesamowite ludzkie historie i z tego względu warto te książkę przeczytać. Co warto wiedzieć, to że autor sam był Powstańcem ukrywającym się w gruzach Warszawy i w ostatnim tekście przybliża swoje losy z tamtych tygodni.
Przejmujące historie wspaniałych ludzi, których wola życia jest warta podziwu. Krótka, treściwa, pokazuje nam jednak dość obrazowo jak wyglądało samotne życie w piwnicach po powstaniu warszawskim. Naprawdę warto się z nią zapoznać, żeby pamięć o tych ludziach została.
"zapytałem stefana ślusarczyka, co jego zdaniem zdecydowało o przeżyciu blisko czterech miesięcy w tak koszmarnych warunkach. – nadzieja, optymizm, wiara w przetrwanie – odpowiedział. – nigdy się nie załamałem i nigdy nie zwątpiłem, że wyjdę z opresji. to mnie uratowało."
to jedna z tych książek, których nie chcę oceniać gwiazdkami, bo sądzę, że nie wypada mi w ten sposób stwierdzać, czy podobały mi się historie innych ludzi. bo wiadomo, że nie podobało mi się to, przez co oni wszyscy musieli przechodzić. ale powyższy cytat to kwintesencja tej książki, tak sądzę. wspomniane: nadzieja, optymizm oraz wiara w przetrwanie to cechy, które opisują każdą wspomnianą osobę.
Hybryda reportażu i opowiadania, więc jako historyk mam pewne zastrzeżenia do formy tej książki, ale zawarte w niej historie są naprawdę ciekawe i wiele mówią o życiu warszawskich robinsonów. Język jest żywy i potoczysty, narracja zaś dynamiczna, trzymająca w napięciu i jednocześnie, rzekłbym, bardzo męska, wręcz przygodowa. Nie odczuwałem ciężaru dramatycznego opisywanych wydarzeń (choć ludzie ginęli zabici przez Niemców, umierali z głodu i wyczerpania, odchodzili od zmysłów) ani szczególnego wzruszenia (a wzruszam się raczej łatwo).
Była fajna przez pierwsze 2 może 3 rozdziały, potem już wszystkie historie robią się do siebie bardzo podobne i wręcz zlewają w jedno. W sumie to historia każdego Robinsona jest prawie taka sama, z drobnymi różnicami (nie chcę tym jednak ujmować koszmarowi jaki ci ludzie musieli przeżywać). Nadal warto było o tym temacie przeczytać, ale jednak wynudziła mnie ta książka. Rozdział 1 z historią o powstaniu sieci piekarni Lubaszka w Warszawie był moim ulubionym!
4,5 ☆ Bardzo mi się podobały różne historie "warszawskich Robbinsonów". Niezwykle ciężko w to uwierzyć, ale jednocześnie jest tak boleśnie realne. Dobrze, że nie żyłam w tamtych czasach i czasem warto sobie o tym przypomnieć, żeby docenić tych, którzy żyli i walczyli (nie tylko w wojnie, ale walczyli, żeby przeżyć albo żeby ocalić bliskich).
Wzruszające i bolesne opowiadania o mieszkańcach miasta, które nigdy się nie poddało. Niesamowita jest ich wola walki i przetrwania nawet w sytuacji, gdy wydawać by się mogło, że zgasła już wszelka nadzieja. Warto przeczytać, warto się wzruszyć i warto inaczej spojrzeć na Warszawę.
Książka z całą pewnością wartościowa, idealna dla osób zainteresowanych tematem. Osobiście niektóre opowiadania nie zapadły mi w pamięć, lecz było kilka które bardziej przykuły moją uwagę. Szczególnie ,,dobrze,, wspominam opowiadanie ,,tajemnicza panna X,,.🥹🥹
Książka Wacława Glutha-Nowowiejskiego to zbiór bardzo przyzwoitych literacko opowiadań o ludziach, którzy zostali w zburzonej, popowstańczej Warszawie. Napisana wprost, bez upiększeń, niepotrzebnego wzmacniania sensacyjnej treści książka to studium bezradności i beznadziei, ale też siły ludzkiej woli przeżycia. Większość opowiadań oparta jest na rzeczywistych wydarzeniach i biografiach, a wydawca dołożył biogramy powstańców.
Koniec powstania, decyzja o kapitulacji, zastała ich w różnych miejscach i sytuacjach - w gruzach Starego Miasta, na Ochocie, Mokotowie, Powiślu. Przeważnie mieli sporo szczęścia - uniknęli rozstrzelania, bo ktoś ich popchnął, bo się potknęli uciekając przed kulami, przygnieceni innym ciałem. Niekiedy mieli wsparcie, znajdowali podobnych sobie, ale często żyli nieświadomi tego, że w warszawskich ruinach nie są sami. Są tu mężczyźni dzielni, ale i ci załamani, wspaniałe kobiety, walczące do ostatnich sił o siebie i swoich towarzyszy broni. Gluth-Nowowiejski świetnie, nie używając zbyt wielu słów, portretuje swoich bohaterów, tworzy wciągające, niekiedy wręcz sensacyjne narracje, pamiętając, że mieli oni swoją przeszłość i była przed nimi przyszłość. Bardzo podobało mi się reporterskie zacięcie autora i różnorodność sposobów prowadzenia - nawet gdy sięga po narrację pierwszoosobową, co jest zawsze ryzykowniejsze, literacko wszystko się tu układa. Dbałość o to, byśmy zapamiętali tych niezwykłych ludzi budzi mój szacunek, jak i fakt, że ktoś po latach wydaje taką niepozorną książkę.
Jednocześnie nie sposób nie zauważyć u Glutha-Nowowiejskiego kilku problemów z historią. Pisana w czasach, gdy o historii nie można było mówić wprost (pierwsze wydanie w 1975 roku) omija kilka ważnych wątków powstańczych. Radzieccy żołnierze stacjonujący po drugiej stronie Wisły są tu wzmiankowani, ale już nie dowiadujemy się, czemu nie ruszają na pomoc powstańcom. Za to mamy informacje o ostrzale prowadzonym z praskiego brzegu, samolotach zrzucających żywność i ostrzeliwujących pozycje nazistów. To zrozumiałe uwzględniając okoliczności powstania książki, ale jednocześnie trochę fałszujące obraz historii.
Jedną z ciekawszych historii, które opowiada Gluth-Nowowiejski jest “Tajemnica panny X”. Gdy 11 grudnia 1965 roku do szpitala na Lesznie trafia nieprzytomny mężczyzna, Jerzy Zdanowicz, oczom pielęgniarki przygotowującej go do badania ukazuje się ciało kobiety. Panna X “chciała lub musiała udawać mężczyznę”, pisze autor. To krótka opowieść, bo niewiele wiadomo - z zebranych przez milicję informacji wynikało, że panna X mieszkała na Woli i była świadkinią mordów dokonywanych tam w pierwszych dniach powstania przez SS, “bestie Dirlewangera i kolaborantów faszystowskich”. Miała wtedy dwanaście, lub czternaście lat. Z jej domu “Niemcy wymordowali niemal wszystkich mieszkańców”. Autor wyciąga z tego wniosek najprostszy z możliwych - “szok spowodowany przeżyciami minął później, ale pozostał lęk przed mężczyzną, jego spojrzeniem, dotykiem, głosem I paniczny strach przed macierzyństwem. To, co naturalne, stało się przekleństwem. Była kobietą wbrew sobie”. Dalej pyta - “czy odznaczała się cechami zwanymi potocznie za nienormalne” (tu błąd korekty, powinno być “uznawanymi”). Podsumowuje: “jestem pewien, że jej powojenne wcielenie było wynikiem przeżyć podczas masakry ludności cywilnej na Woli”. Rozumiem, że to książka sprzed 50 lat i można było kiedyś tak myśleć, ale współcześnie warto mieć jednak wątpliwości wobec tego zdecydowanego tonu. “Strach przed mężczyzną”, “cechy nienormalne”, uznawanie, że transgresja może być spowodowana wyłącznie “szokiem” i “strachem” wydają się pasować do układanki, ale sposób jej stawiania współcześnie pobrzmiewa jednak transfobicznie, a diagnoza post-mortem wydaje się być stawiana ze zbytnią pewnością. Autor chciał dobrze, ale jednak mamy 2019 rok i warto mieć wątpliwości. Przyznaję, że bardzo mi brakuje w nowym wydaniu “Nie umieraj do jutra” jakiegoś naukowego wstępu, pokazującego możliwe tropy lekturowe i analizującego ten tekst, bo zapewne specjaliści i specjalistki pomogliby nam na nowo odszyfrować niektóre historie czy znaczenia wynikające z opowieści Glutha-Nowowiejskiego.
Znajdziecie tu historie wstrząsające, opowieści o granicach ludzkiego przeżycia, opowiedziane z zaangażowaniem, ale bez nadmiaru patosu. Nie mieli prawa przeżyć, a wyszli z piekła. Choćby dlatego warto sięgnąć po tę książkę, choć nadal warto stawiać pytania i szukać nowych na nie odpowiedzi.
Warte przeczytania dla samej nawet pamięci dla woli walki i nadziei tamtych ludzi.
"To chyba najdziwniejsza wojna w dziejach świata. Powinna być bez przerwy filmowana, żeby przyszłe pokolenia zrozumiały, co znaczy patriotyzm"
"Padają strzały, ale jesteśmy już w strefie gęstego dymu. Za chwilę straszliwy żar smaga twarz, ramiona, szyję. Nie przystawać! Lepiej spłonąć żywcem, niż dać się złapać. Gonią nas z wrzaskiem i strzelają na oślep. Wpadamy na kamienne schody niby w kolejną zasłonę dymną i przeskakując stopnie, docieramy na czwarte piętro. Dalej już nie ma schodów, nie ma żadnego przejścia. Słychać kroki Niemców. Są blisko. Krztuszą się, przeklinają. Jezus Maria, jak straszliwie bolą przypiekane na rozżarzonej posadzce gołe stopy! Nam nie wolno się krztusić, nie wolno jęczeć z bólu. Muszą uwierzyć, że zginęliśmy w płomieniach"
Nie ocenię jej gwiazdkami, ale mam do niej sporo zastrzeżeń. Nie wątpię, że dla autora miała to być forma upamiętnienia swoich bliskich walczących w powstaniu, no ale da się to zrobić lepiej.
Świetnym przykładem tego jest choćby „I była miłość w getcie” Marka Edelmana. Książka ta działa na praktyczni identycznym schemacie co „nie umieraj do jutra”. Mimo to Edelmanowi udało się opowiedzieć te historie w zdecydowanie lepszy sposób. My w ogóle mamy problem z opowiadaniem o powstaniu warszawskim, rzadko kiedy nam to wychodzi. Zarówno próby filmowe jak i literackie wychodzą raczej gorzej niż lepiej ( absolutnie pomijam tutaj publikacje naukowe na ten temat ) Nie wiem w czym leży problem, skoro wszystkie inne tematy związane z II wojną światową udaje się opisać lub zekranizować w dobry sposób, tylko z tym powstaniem mamy jakieś kłopoty.
4.5/5 ⭐ Niewiarygodne i wzruszające (i do tego prawdziwe!) historie o ludziach pełnych desperacji, cierpienia, ale przede wszystkim wiary w przeżycie. Mimo że zawsze się mówi o okropnościach wojny, to losy pojedynczych ludzi nadal mnie szokują, przerażają, ale czasem dają też nadzieję. Książek o powstaniu jest masa, a o Robinsonach właściwie niewiele się mówi (przynajmniej ja nie miała styczności z tym tematem). Szkoda, że nie wspomina się chociaż słowem o nich na lekcjach historii. Bo te opowieści naprawdę dają do myślenia.
Świetnie mi się czytało, bardzo się cieszę, że sięgnęłam po tę książkę.
Jest to zbiór kilkunastu opowiadan o robinsonach warszawskich -ludzi którzy w czasach gdy oddziały radzieckie próbowały zniszczyć całą Warszawę , zmieść ja z powierzchni mapy nie poddaliśmy sie i walczyliśmy z gruzach Rzeczpospolitej. Bohaterom ksiazki nie byli straszne życie w ekstremalnych warunkach bez dostępu do wody czy pożywienia. Bardzo dobrze radzili sobie w podziemiach -piwnicach i na strychach
W książce również jest sporo zdjęć które przybliża nas do tych wydarzeń . Ksiazka bardzo ciekawa i jak dla mnie za krótka , bardzo wzruszająca
Strasznie się męczyłam 🫣 To jest ciekawy i przede wszystkim BARDZO ważny temat, o którym cieszę się, że powstała książka, ale wykonanie pozostawia trochę do życzenia. Styl pisania nie był zbytnio przyjemny do czytania, a nieraz nie wiedziałam do końca o czym i o kim mowa przez jego chaotyczny charakter. Nie mniej jednak, książka warta przeczytania. Nie umiem opisać ile podziwu jest we mnie dla tych ludzi, którzy przetrwali to piekło.