Dziewięćdziesiąt lat temu ukazał się esej Virginii Woolf „Własny pokój”. Brytyjska pisarka miała już wówczas renomę, a za sobą takie dzieła jak „Pani Dalloway”, „Orlando”, „Do latarni morskiej”. I właśnie w takim momencie życia, dobiegając pięćdziesiątki, postanowiła opowiedzieć kobietom o tym, co jej zdaniem jest najistotniejsze: namówić je do tego, aby zawalczyły o własny, najlepiej zamykany na klucz pokój, w którym będą mogły spokojnie myśleć i tworzyć oraz o własne pieniądze.
Wydawnictwo OsnoVa postanowiło przypomnieć ten legendarny esej nie tylko ze względu na jubileusz, który obchodzi, ale przede wszystkim dlatego, że problemy poruszane w nim nadal są aktualne. Oczywiście współczesny świat wygląda zupełnie inaczej niż ten, w którym żyła Woolf, ale napisane przez nią słowa nadal brzmią znajomo: „Kiedy więc każę wam zarabiać pieniądze i zdobyć własny pokój, w istocie proszę was o to, byście żyły świadome rzeczywistości, a więc wiodły żywot fascynujący, niezależnie od tego, czy uda wam się przekazać innym jego treść”. Czy nie na tym właśnie zależy kobietom żyjącym w XXI wieku?
Esej Woolf w doskonałym tłumaczeniu Agnieszki Graff to jedynie połowa książki. Na tę pozycję wydawniczą składają się także portrety sześciu Polek, które zdają się wypełniać testament Woolf: Magdy Cieleckiej, Edyty Bartosiewicz, Joanny Bator, Ewy Woydyłło, Martyny Wojciechowskiej i Katarzyny Kozyry. Napisały o nich Sylwia Chutnik i Karolina Sulej.
(Adeline) Virginia Woolf was an English novelist and essayist regarded as one of the foremost modernist literary figures of the twentieth century.
During the interwar period, Woolf was a significant figure in London literary society and a member of the Bloomsbury Group. Her most famous works include the novels Mrs. Dalloway (1925), To the Lighthouse (1927), and Orlando (1928), and the book-length essay A Room of One's Own (1929) with its famous dictum, "a woman must have money and a room of her own if she is to write fiction."
Woolf oczywiście wspaniała i rewolucyjna, zasługuje na najwyższą liczbę gwiazdek, jednak to wydanie jest pomyłką. Poprzedzające „Własny pokój” krótkie felietony dotyczące polskich artystek są w większości na niskim poziomie, prezentują bardzo protekcjonalne podejście i spłycają przekaz oryginalnego tekstu. Takie artykuły może sprawdzają się w prasie typu „Twój Styl”, ale tutaj pozostawiają głównie niesmak. Wielkomiejski feminizm wyłącznie dla białych kobiet z klasy średniej, wyraźnie brakuje w tym ducha Woolf. Czytajcie, ale niekoniecznie w tym wydaniu, a jeżeli już, to pierwsze 100 stron można z czystym sercem pominąć.
Woolf w 1929: „Wierzę bowiem, że jeśli przeżyjemy jeszcze jakieś sto lat - a mam tu na myśli życie wspólnoty, które jest życiem prawdziwym, nie zaś ten drobny skrawek czasu, dany nam do przeżycia, jednostkom - i jeśli każda z nas będzie mieć 500 funtów rocznie oraz własny pokój: jeśli przy tym wolność wejdzie nam w nawyk, a także odwaga, by pisać dokładnie to, co myślimy; jeżeli uda nam się uciec choć trochę ze wspólnych bawialni i zobaczyć istoty ludzkie nie tylko w relacjach z innymi ludźmi, lecz w relacji z rzeczywistością (…), wreszcie spojrzymy w oczy prawdzie, (…) że umarła poetka, która była siostrą Szekspira znów oblecze ciało z którego tak często musiała rezygnować.”
virginia woolf wspaniała, jak zawsze - i w tym tłumaczeniu i we wcześniej czytanym przeze mnie oryginale niezmiennie mnie zachwyca. ale wywiady pokazują tylko atrakcyjny, pewny siebie, zamożny, biały i heteronormatywny aspekt feminizmu. wojciechowska opowiadająca, że w swoich podróżach działa hobbistycznie jako lekarz dla ludzi z afrykańskich wiosek, które odwiedza brzmi, jak kryminalistka. biała skóra to nie biały kitel lekarski i nie uprawnia do zawodu medyka, bo taka hobbistka może bardziej zaszkodzić niż gdyby chory poczekał na przyjazd lekarza z sąsiedniej wioski. plus, jak czytam, że ciężką pracą można osiągnąć wszystko to mnie mdli na ten obrzydliwy slogan kapitalizmu.
„Dlatego chcę Wam prosić, abyście pisały książki najrozmaitsze, nie cofając się przed żadnym tematem, od najbardziej banalnych po najambitniejsze. Starające się skąd się tylko da, zdobyć pieniądze, które pozwolą Wam podróżować i próżnować, rozmyślać o przeszłości i przyszłości świata, czytać książki i snuć marzenia, wałęsać się, przystawać na rogach ulic -zapuszczając się przez cały czas wędkę myśli w najgłębszy nurt życia.” Bo każda kobieta powinna mieć własny pokój i 500 funtów rocznej pensji, aby móc pisać i marzyć.
Reread na zajęcia i po kilku latach zachwyca mnie esej Woolf jeszcze bardziej! Tylko te portrety kobiet poprzedzające główny tekst rzeczywiście spłycają temat.
Virginia Woolf doskonała jest nie tylko w powieściach. Jej esej był niezwykle rewolucyjny i kompleksowy, a przy tym literacko wyborny. Natomiast felietony napisane przez Karolinę Sulej oraz Sylwię Chutnik nie przypadły mi do gustu. Przemawiał przez nie spłaszczony feminizm, skoncentrowany wyłącznie na kobietach sławnych, białych, bogatych i heteroseksualnych. A wypowiadane do znudzenia frazesy, szczególnie „ciężką pracą można osiągnąć wszystko” przyprawiały o zawroty głowy. Sam koncept przedstawienia tytułowego własnego pokoju jako pojęcia pluralistycznego był naprawdę interesujący. Każda z opisywanych kobiet, a więc: Edyta Bartosiewicz, Joanna Bator, Magdalena Cielecka, Katarzyna Kozyra, Martyna Wojciechowska oraz Ewa Woydyłło definiowała go inaczej. Jednak odnoszę wrażenie, że brak tym tekstom spójności i mimo łączącego je tematu przewodniego - były trochę o wszystkim i bardziej o niczym.
Esej Woolf jest niepowtarzalnym klasykiem w swoim gatunku i przeczytanie go po latach było przyjemnością. Jednak poprzedzające rozmowy nasiąknięte były tak bardzo feminizmem liberalnym, ze nie jestem w stanie ocenic tej książki. Teksty w stylu czasopism ,,Glamour” czy ,,Twoj styl” nie pasują do ponadczasowej Woolf.
Już drugi raz miałam w rękach twórczość Woolf, ale nasze ostatnie spotkanie zapamiętałam bardzo negatywnie. Tak nieznośne emocje we mnie wywołała, gdy szłam z nią przez "Panią Dalloway", że musiałam ją w końcu porzucić. Nie szykowałam się więc na nic dobrego, a tu proszę - dobre. Doprawdy niesłychana wydaje mi się umiejętność dobierania słów przez autorkę. Niektóre obserwacje, sytuacje i przemyślenia opisywała w tak plastyczny sposób, że mimo abstrakcyjności pojęć, widziałam je przed oczami. Myślałam przy tym często "Tak! Widzę, że czujemy to samo, i sama nie ujęłabym tego lepiej". Niektóre zdania stapiały się ze mną, czułam jak we mnie rezonują i maszerują po głowie, stopami udeptując i ugruntowując pewne nowopowstałe myśli. Spostrzeżenia we "Własnym pokoju" są niewiarygodnie trafne, jednak nie są nam narzucane za prawidłowe. Porównałabym Woolf do cierpliwego nauczyciela, który tłumaczy wszystko cierpliwie i z troskliwością, chcąc dać ci miejsce na własny krok.
O kobietach: "Przenika na wskroś tomiki poezji; w książkach historycznych prawie nieobecna. Włada życiem królów i zdobywców w powieściach; faktycznie jednak była niewolnicą chłopca, którego rodzice wcisnęli na jej palec obrączkę. W literaturze padają z jej ust natchnione słowa, najdonioślejsze z myśli; w rzeczywistości ledwie umiała czytać, z najwyższym trudem składała litery i stanowiła własność swego męża".
„Żadna ludzka istota nie ma prawa zasłaniać nam widoku na świat; jeśli wreszcie spojrzymy w oczy prawdzie, bo taka właśnie jest prawda, że nie istnieje żadne silne ramię, którego można by się uczepić, że zawsze idzie się samotnie i że łączy nas związek ze światem rzeczywistości, nie zaś tylko ze światem innych ludzi. „
Genialny esej, świetnie napisany. Pomimo upływu stu lat dalej bardzo aktualny i bardzo ważny. Tekst pełen ironii i świetnych gier narracyjnych.
"Własny pokój" to jeden z najważniejszych esejów feministycznych. nie dotyczy jednak tylko tego o czym Virginia mówi we wstępie - twórczości literackiej kobiet. dotyczy traktowania kobiet, dotyczącej ich historii (i jej braku), kwestii płci (w ujęciu queerowym; uwielbiam to u V!).
twórczość eseistyczną Virginii czyta się jak jej poetycką prozę. "Własny pokój" to esej fabularyzowany, co dla fanów jest plusem! dla tych, co oczekują czystego non-fiction może być zaskoczeniem. momentami jest naprawdę zabawnie (i love it!!!).
esej przygnębia w zestawieniu z teraźniejszością, ale i wywołuje uśmiech. zmiany są. nie, nie jest idealnie.
myślę, że każdy odnajdzie coś dla siebie w tej pracy. pozycja obowiązkowa!!
*recenzja dotyczy tylko "Własnego pokoju" - poprzedzające felietony póki co pominęłxm*
Z rosnącą konsternacją czytałam poprzedzające esej wywiady utrzymanie w tonie przepisów na życie jako projekt-sukces. Wsadzenie „Własnego pokoju”, z całą jego powściągliwością i refleksjami na temat androgynii w wielkiej twórczości, w kontekst kalek i płytkich ocen stereotypowo kobiecej prasy, jest bezsensownym upupieniem. Esej super, wywiady na przemiał.
Oceniam jedynie część właściwą eseju Virginii bez tych mini tworów załączonych do polskiego wydania, bo jedyne co one we mnie wywołały, to niesmak.
Esej Virginii jest wybitny, ale kim ja jestem, by to stwierdzać. Przemawia za tym jednak fakt, że tekst napisany prawie sto lat temu nadal potrafi tak bardzo poruszyć mnie, współczesną kobietę. Pełen humoru, ironii, ciętego języka. Niesamowicie inteligentny i pełen trafnych uwag. Czytałam go z wypiekami na twarzy, a czasem ze łzami wzruszenia. Absolutnie nie przeszkadza mi styl Virginii, ten strumień myśli zupełnie do mnie przemawia i widzę w nim zaplanowany chaos, ale domyślam się, że może on być trudny. Myślę też, że zwłaszcza pierwszy rozdział może dawać uczucie luźno rzucanych zdań bez większego kontekstu, jednak wszystko to nabiera znaczenia w dalszej części tekstu :)
"Kiedy czytamy o pławieniu czarownicy, o kobiecie, którą opętały diabły, o mądrej wiedźmie sprzedającej zioła lub o matce jakiegoś niezwykłego mężczyzny, wówczas jak sądzę, jesteśmy na tropie zaprzepaszczonej powieściopisarki, poetki, której zamknięto usta, jakieś niemej Jane Austen, o której nikt nigdy nie słyszał, lub jakiejś Emily Brontë, która rozwaliła sobie czaszkę gdzieś na wrzosowisku lub pętała się otłumiona i nieszczęsna po drogach, oszalała z bólu, na który skazał ją jej własny geniusz."
5/5 „bo żadna ludzka istota nie ma prawa zasłaniać nam widoku na świat; jeśli wreszcie spojrzymy w oczy prawdzie, bo taka właśnie jest prawda, że nie istnieje żadne silne ramię, którego można by się uczepić, że zawsze idzie się samotnie i że łączy nas związek ze światem rzeczywistości, nie zaś tylko ze światem innych ludzi”
Piękny esej o twórczości kobiet i kobietach w twórczości. Virginia Woolf jak zwykle wzbudziła we mnie wiele emocji, od smutku, przez frustracje aż po gniew skierowany w stronę patriarchatu. Szczególnie trafił do mnie fragment o fikcyjnej siostrze Szekspira. Polecam przeczytać każdemu, bardzo skłania do refleksji.
Daję 5 dla samej Woolf. Nie chciałam czytać wstępu, bo wyszłam z założenia, że co mogą zaoferować zaproszone osoby vs. Queen. Wydawało mi się, że to zbyt duży rozstrzał między tym co mogą powiedzieć, a esejem Woolf, który jest już klasykiem. Raczej się nie myliłam, bo głównym zarzutem do książki, który widzę jest właśnie wstęp. Własny pokój - zdecydowanie rzecz do której się wraca, do której ja będę wracać.
Virginia Woolf – absolutnie genialna i nic więcej dodawać nie muszę. Natomiast początkowe wywiady/zapiski, goszczące w tym wydaniu, nie mają racji bytu, bo przedstawiają tylko i wyłącznie feminizm zamożnych białych hetero kobiet. Jeśli chcecie przeczytać tę pracę Virginii, to poszukajcie innego wydania, a jeśli macie do dyspozycji akurat to, to śmiało pomijajcie pierwsze sto stron, które są momentami wręcz niesmaczne i spłycają przesłanie docelowej pozycji. Sam esej – fantastyczny, pięć gwiazdek. Wstęp – co najwyżej jedna. Całość pozostawiam bez oceny, gdyż zbyt niska ujęłaby pracy Virginii, a zbyt wysoka dodałaby tym nieszczęsnym rozmowom.
Mieć 500 funtów rocznego stałego dochodu i własny, zamykany na klucz pokój - na początek tyle potrzebują kobiety, by móc tworzyć arcydzieła. Bo, jak pisze Woolf, geniusz nie wyrasta z gleby nędzy. Jane Austen pisała swoje powieści we wspólnej bawialni - ona dosłownie nie miała się gdzie zaszyć. Ona nie mogła znać świata. Woolf pisze, że gdyby Tołstoj nie mógł samodzielnie podróżować, czytać dowolnych książek (mając na to czas!), gospodarować własnymi pieniędzmi - nigdy nie zebrałby materiału, by napisać "Wojnę i pokój". Kobiety - przez wieki poddawane męskiej przemocy kozły ofiarne patriarchatu - dzięki hekatombie mężczyzn w I Wojnie Światowej mogły wkroczyć na scenę. 100 lat po publikacji eseju Woolf czują się na niej coraz pewniej, i obsadzają coraz więcej pierwszoplanowych ról. Osobiście zafascynowała mnie też koncepcja androgynicznych umysłów, o której pisze Woolf. Tak! Na pochybel ostrym dualizmom!
O ile podobał mi się język jakim jest napisana książka, tak nie dowiedziałam się z niej niestety dużo, czego już sama bym nie wiedziała. Podoba mi się podejście Woolf do kwestii kobiet w literaturze, odejście od obwiniania mężczyzn o każdą trudność jakiej doświadczają kobiety pisarki, a jednocześnie punktowanie trudności wynikającej bezpośrednio z systemu patriarchalnego, z którymi musiały się męczyć kobiety za życia autorki. Pod tym względem esej Woolf wydaje mi się troszkę przestarzały, bo o ile niektóre z poruszanych przez nią problemów dokuczają kobietom po dziś dzień, to jednak dużo się zmieniło od lat 20. XX wieku. Mimo wszystko metafora własnego pokoju bardzo przypadła mi do gustu, uważam ją za bardzo trafioną. Podobało mi się to jak wielką wagę Woolf przykłada do kwestii materialnej, pokazuje to jak wielowymiarowo zanalizowała ten temat. Zdecydowanie sięgnę po jej inne książki :)
Poprzedzające „Własny pokój” felietony czytałam przez ponad dwa tygodnie. Miały być ciekawym urozmaiceniem, a spowolniły lekturę. Natomiast część właściwą przeczytałam w trzy dni. Virginia Woolf... jak ona pisze i operuje słowem! Rozpływałam się nad każdym zdaniem, o czym może świadczyć ilość zaznaczonych fragmentów. Nie sądziłam też, że przy takiej lekturze będę zaśmiewała się w głos.. cóż mogę powiedzieć oprócz tego, że jest to pozycja obowiązkowa każdego z nas!!
virginia po raz kolejny przypomina nam że tym czego od zawsze potrzebowały kobiety był własny pokój, nawet ten wypełniony największą ciemnością i nędzą i proste słowo, w którym można zawrzeć całe to życie, które w świecie mężczyzn musiało walczyć o szansę na nabranie własnego kształtu. love her
Mam to szczęście przeczytać wydanie, w którym jest wyłącznie felieton V. Woolf. Bardzo interesujące, wręcz dobijające spojrzenie na tworzenie przez kobiety, ich postrzeganie oraz feminizm. Trudny, ale zdecydowanie warty przeczytania tekst.
Majstersztyk! Genialne i dalej aktualne, Woolf ma fantastyczne pióro. ♡ Ciekawa forma wydania z okazji 90-lecia, zaskakująco było czytać o tych wyjątkowych kobietach.