Weronika pada ofiarą zbrodni ze szczególnym okrucieństwem. Jej przyjaciółka Mery wraca do znienawidzonego rodzinnego miasta, by znaleźć mordercę. Jednak gdy słowo "ofiara" przeplata się z "dziwka" łatwo zgubić właściwy trop.
***
Śmierć Weroniki jest przedwczesna, tragiczna i wielce zagadkowa. Prywatne śledztwo, jakie wszczyna jej przyjaciółka, wiedzie przez mroczne zakamarki dużego miasta – bary, mety, kasyna, darkroomy – przecina różne sfery i środowiska. Ale znakomicie ograna formuła kryminału noir skrywa w sobie coś więcej. Więcej nawet, niż bogatą panoramę społeczną i niewesołą diagnozę wystawioną współczesnej Polsce. Gdy zagadka śmierci dziewczyny naprowadza na trop tajemnicy grubszego kalibru, sensacyjna opowieść zmienia się w medytację o przemocy, która mnoży się poprzez medialne obrazy i którą karmią się nasze obsesje. A wtedy pytanie „kto zabił?” nabiera zupełnie innego wydźwięku. I potrafi przyprawić o ciężką bezsenność.
Studiuje kulturoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz dramaturgię w Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego. Powieść "Dziwka" jest jej debiutem książkowym. Mieszka w Krakowie.
Nie wiedziałam czy podpiąć tą książkę pod kryminał czy pod literaturę piękną. Zaskakująca, refleksyjna z przyciągającym tytułem. Chyba nie muszę was zachęcać.
To książka brutalna i prowokująca. Może już na stałe odrze z romantyczności uznanie pewnych pokoleniowych mitów. Z drugiej strony mocno zakorzeniona w rzeczywistości. Nie tej, która może się wydawać, ale która jest.
W złożeniu „Dziwka” jest kryminałem noir. Noir ery techno. Mazurek zaczyna historię w ramach gatunku. W lesie zostaje znalezione zmasakrowane ciało Weroniki. Umiera dopiero w szpitalu, ale nie udaje jej się przekazać policji żadnych tropów. Jej przyjaciółka rozpoczyna prywatne śledztwo. Razem z Mery przemierzamy krakowskie kluby, darkroomy, squoty, knajpy. Ta podróż ma nas przybliżyć do odkrycia tajemnicy.
Wraz z rozwojem akcji, atmosfera zaczyna gęstnieć. Nie tylko z powodu tematów, które Mazurek porusza. Głównie za sprawą dekonstruowania samej osi kryminału, w stronę nieokreślonego, prawie onirycznego finału. I nie jest to tylko formalna zabawa.
Gdy na szerokim planie, powieść koncentruje się na przemocy, a bardziej na jej społecznym odbiorze. Zamordowana Weronika była aktywną członkinią środowiska BDMS. Gdy te informacje przeciekają do mediów, kończy się również ogólne potępienie samej zbrodni. Zachodzi fascynujący mechanizm obarczania winą samą ofiarę. Od razu przypomina się rewelacyjna „Historia przemocy” Edouarda Louisa.
Tam, gdzie narrator Louisa stara się utrzymać tę historię najbardziej prywatnie, u Mazurek staje się publiczna, śledztwo trafia do gazet, a zaraz za tym do Internetu. Gdzie anonimowość pozwala na wypowiedzenie każdej opinii. Zbrodnia zostaje relatywizowana, a odpowiedzialność przerzucana na samą ofiarę, bo przecież „sama się o to prosiła".
Im bliżej końca prywatnego śledztwa Mery, tym bardziej staje się ono rozmyte. Gubią się wątki, postacie mieszają, trudno powiedzieć, co jest prawdą, a narkotyczną wizją. Aby na końcu odsłonić zupełnie inną stronę tej historii. Całkowitego wyobcowania i zagubienia. Bohaterowie nie potrafią się odnaleźć w świecie, ale ciężko powiedzieć, aby był to krzyk rozpaczy.
W świecie dwudziestoparolatków nie istnieją manifesty pokoleniowe, co najwyżej wspólne doświadczenia. I w końcu głos tego doświadczenia dostał się do literatury. „Dziwka” wymyka się jednoznacznym opisom. Krzywdzące będzie wsadzanie tej książki tylko w ramy powieści feministycznej czy głosu millenialsów. Będzie uwierać ta książka jak kamień w bucie. W dodatku nie zmierza w stronę melancholii i pogoni za straconym czasem. Stara się opisać tu i teraz. Być może jesteśmy świadkami najważniejszego debiutu w tym roku.
Ależ to jest debiut, czapki z głów!!! Bardzo dobre połączenie klasycznego noir rojącego się od podejrzanych typów i typiar spod ciemnej gwiazdy z nośnym społecznie (i politycznie) tematem, który – i to w tym wszystkim jest cholernie bulwersujące – nie stracił nic na aktualności. Pisarstwo Anny Mazurek jest drapieżne, brawurowe, buńczuczne, czasami bezlitosne, gdzieniegdzie bezkompromisowe. Autorka znakomicie panuje nad konwencją gatunkową, umiejętnie podsyca zainteresowanie, gubi tropy, wyprowadza na manowce, nie tracąc przy tym nic z nośnego społecznie przesłania. Trudno uwierzyć, że to jej prozatorski debiut. Wciągnąłem na jednym posiedzeniu, niech to posłuży za najlepszą reklamę. Na pewno rychło sięgnę po kolejnego „Mazurka”, który pachnie jeszcze świeżością od W.A.B. Tym tytułem poprzeczka została postawiona bardzo wysoko!
Po lekturze czuję się ujemnie wzbogacony. Pięćdziesiąt pięć rozdziałów pocierania o siebie kartonowymi postaciami i nic, ani iskry. Być może dla kogoś w KRK jest to rzecz z kluczem, być może dla kogoś znośny kryminał (glocki nie mają bezpieczników, pozdrawiam), redaktorce serdecznie współczuję.
Sięgnęłam po tę książkę, bo na tle aktualnych wydarzeń politycznych w Polsce chciałam przeczytać coś kobiecego i kontrowersyjnego zarazem. Nie spodziewałam się, że ta powieść będzie osnuta na wątku kryminalnym, który jednak nie jest w niej najważniejszy.
Weronika i Mery przyjaźnią się od lat. Gdy zagadkowo umiera ta pierwsza, przyjaciółka postanawia zbadać, co stoi za jej śmiercią. Nie jest to łatwe przedsięwzięcie, gdyż wokół postaci Weroniki narosło mnóstwo stereotypów. Mery zaczyna przemierzać syfiaste bary i knajpy, podejrzane speluny, darkroomy, rozmawiać z ciekawskimi, pełnymi uprzedzeń sąsiadami - każda kolejna rozmowa i spostrzeżenie wydają się oddalać ją od prawdy i obdzierać polskie społeczeństwo z pozłotki.
Ciało Weroniki przypadkowo znalazła pewna rodzina w lesie. Weronika jeszcze żyła, ale jej ciało było tak zmasakrowane, że przed rychłą śmiercią w szpitalu nie ujawniła niczego konkretnego na temat jej oprawcy.
Ruszałam z pewnymi zgrzytami silnika, ale dalej przyjemna (w przeciwieństwie do tematu książki), aż nie mogłam wyhamować. Bardzo dojrzały debiut. Ha!art obiecywał dobrą lit i tak jest. Gratulacje!
Sama nie mogłam uwierzyć, gdy przeczytałam, że jest to debiut autorki (którego serdecznie gratuluję!), bo to naprawdę dojrzała powieść. Jest przemyślana i głęboka i mimo że znów, nie za bardzo w klimacie tego, co lubię czytać najbardziej... tak dobrze mi robią chwilowe odskocznie. W tej książce czytelnik może znaleźć klimat kryminału noir, elementy powieści psychologicznej i literatury pięknej w ogóle. Nie jest skomplikowana, ale zagadka, która rozwiązuje się dopiero na samym końcu, cały czas trzyma w napięciu i nie pozwala się oderwać. Właściwie, są tutaj nawet surrealistyczne elementy. Autorka bawi się z czytelnikami, nie pozwalając im dostrzec nawet tego, gdzie jest prawda, ani jak przebiega czas w powieści. Szczególnie podobała mi się końcówka, w której wszystko zaczęło gmatwać się jeszcze bardziej. Niezwykle dla mnie, nie przeszkadzała mi tutaj nawet wulgarność (choć tytuł mógłby być inny). Nie wiem, czy wypada polecać taką powieść na odstresowanie... ale dla mnie była świetną odskocznią od szamba pierwszego tygodnia października, od trudnej i pełnej niedopowiedzień literatury, którą czytam na codzień i od rzeczywistości, która czasem po prostu przytłacza. Dlatego, wbrew wszystkiemu, polecam ją właśnie jako coś, w czym możecie się zanurzyć z obietnicą, że myśl o codzienności nawet nie pojawi się gdzieś z tyłu głowy, bo słowa Anny Mazurek kompletnie ją wyprą.
Nie rozumiem, czemu ta powieść mnie tak zachwyciła. Bardzo często wykorzystuje zużyte tropy (jak relacja głównej bohaterki z ojcem), nie boi się sięgnąć po obrzydliwe obrazy przemocy fizycznej, psychicznej i seksualnej (co momentami podpada pod epatowanie krwią), a dodatkowo odpowiedź, jaką dostajemy, wzbudziła we mnie niezgodę na takie zakończenie. Jednocześnie - nie mogłem się oderwać i chciałem dowiedzieć się więcej. Mery jest jak krnąbny chłopiec, który wyrusza na przygodę w nastoletniej Bildungsroman. Problemem jest to, że rozwiązujemy morderstwo powiązane z molestowaniem seksualnym - według mnie te dwa światy się jednak ze sobą nie gryzą, wręcz przeciwnie: Mery jako nonkonformistyczna postać z niejednoznacznymi opiniami jest o wiele bardziej prawdziwa niż typowi every-mani w kolejnych tłach powieści.
Na początku byłem zaskoczony, że jest dość solidnie, ale potem moim zdaniem dawał się we znaki wiek autorki. Mroczna atmosfera książki, dobrze kreowana, z biegiem stron stawała się bez potrzeby coraz gęstsza, aż w końcu zostało tylko jakieś dziwne szamotanie się z samym (samą) sobą. Przekaz ostatecznie zjadł swój ogon, świat upadł pod własnym ciężarem, wykonując zdecydowanie zbyt dużo dramatycznych póz. Sądzę, że za kilka lat autorka napisze coś porządnego, ale najpierw trzeba nabrać trochę dystansu.
Im dalej brnie się w tę książkę, tym bardziej ona traci. Cały koncept, pomimo, że bardzo interesujący, tragicznie wyegzekwowany. Pierwsza połowa książki była obiecująca, jednak brnąc w dalszą część, spotykamy się z kompletnym zamieszaniem. Samo zakończenie bardzo mnie zawiodło, mam wrażenie, że potencjał wielu wątków został kompletnie niewykorzystany, a ostatnie 50 stron czytało się wybitnie nieprzyjemnie.
Nie wiem co mam myśleć o tej książce. Wkręciłam się od pierwszych stron i nie mogłam się oderwać. Warto przeczytać i samemu ocenić. Biorąc pod uwagę iż jest to debiut to brawo dla tej Pani. Koniec książki mnie zmęczył, bo chyba liczyłam na coś innego, ale może to przez to że, jestem z innego pokolenia 🤭
Do połowy byłam z tej książki bardzo zadowolona, ale później było tylko gorzej. Gdybym mogła oceniać częściami - pierwszej połowie dałabym 5 a drugiej coś koło... -5. Nie to, że jest źle napisana, ale fabuła jednak mnie totalnie rozczarowała. Początek - taki lekko kryminalny, ciekawie się rozwija, momentami przypomina "Ciemno prawie noc" Joanny Bator. Jednak druga połowa i końcówka moim zdaniem skreślają tą książkę:(