Grupa drugoplanowych bohaterów pewnej powieści fantasy wędruje w poszukiwaniu swojej fabuły
„To opowieść słodka i zabawna. Z przygodami, jakie uwielbiałam, będąc nastolatką – z wyrazistymi bohaterami, pełna humoru, czasem groźna, ale jednocześnie dająca pewność, że wszystko skończy się dobrze. Do takich książek się wraca, nawet jeśli już zna się finał. Ja wrócę na pewno.”
Ewa Białołęcka
„Pierwsza powieść Anny Szumacher nie jest jej debiutem literackim. Czytelnicy fantastyki znają ją z publikowanych wcześniej opowiadań – dwa z nich uzyskały nominację do Nagrody im. Janusza A. Zajdla. Zademonstrowała w nich talent do rozwiązań nieoczekiwanych, zabawnych, niekiedy absurdalnych (to nie zarzut, a wyraz podziwu). W „Słowodzicielce” trójka bohaterów musi znaleźć swego dowódcę i fabułę, bo jedno i drugie powinno nadać sens ich działaniom. Cel nie jest łatwy, po drodze czekają smoki i księżniczki (tak jakby), wyrocznie, kamienne miasta sięgające nieba i wiele innych przygód. Zapewniam, że warto przeczytać.”
Uwielbiam motyw przenosin do książki albo odwrotny gdy bohaterowie pojawiają się w prawdziwym świecie. Tutaj cała historia zaczyna się, gdy 3 postacie stwierdzają, że zgubiły dowódcę i fabułę. Na początku trochę ciężko było mi się wkręcić, ale potem było coraz lepiej i lepiej i zakończenie tak mnie zaciekawiło, że muszę wiedzieć, co było dalej. Dużym plusem był humor.
Jeśli wrzucasz na okładkę porównanie z Pratchettem, sam sobie strzelasz w stopę. Oczekiwania po czymś takim idą w górę, a materiał, który dostajemy do nich nie dorasta.
Czytało mi się powoli, kiedy odkładałam książkę średnio miałam ochotę do niej wrócić. Wszystko aż do pojawienia się bohaterów we współczesnej Warszawie jest w zasadzie zapchajdziurą, która nic nie wnosi do fabuły i średnio daje nam poznać postaci. Nie złapałam z nimi emocjonalnego kontaktu, więc czytało się trochę z musu. Dzieje się wiele, ale nic ważnego. Najbardziej wciągnęły mnie fragmenty "powieściowe", to jest rzeczy związane ze światem grupy bohaterów, a nie metanarracja o ich fikcjonalnym charakterze. Poszukiwanie Głosu Jego Pana, budowa świata, polityka dają potencjał na świetną powieść i trochę żałuję, że nie mam okazji przeczytać właśnie tego. Metarracja o postaciach poszukujących swojej fabuły to ani nic nowego, ani specjalnie dobrze napisanego. Jasne, jest humor, ale nie tak przewrotny, jak u Kisiel czy Wójtowicz, ani tak inteligentny, jak u Pratchetta. Humor dla samego dowcipu, bez żadnego innego celu, nie sprawdza się w takich ramach. Jedyne, co wyniosłam z jego zaaplikowania, to przekonanie, że nie czytam nic poważnego, a taką typową książkę do pociągu. Nie śmiałam się specjalnie z dowcipów, zabawy konwencją też świeżością nie powiały. Ot, polski kabaret, czyli odgrzewane kotlety albo humor naszych ciotek. I to pierwszy tom serii, oczywiście, bo wszystko musi być w seriach. Wzdech.
Niesamowicie głupie w ten dobry sposób. Przyjemnie napisane. Świadome nawiązania do anime... ... i czego tam jeszcze, bo chyba wszystkiego. Czy zakończenie też ma źródło w twórczości Franka Bauma? No to ciekawe, co dalej. Miałabym parę uwag krytycznych, ale mi się nie chce. To by było... no nie wiem, jak krytykowanie Slayersów za to, że są Slayersami.
"– Słuchajcie, wiem jak to zabrzmi, ale w naszej historii chyba brakuje głównego bohatera. Popatrzyli na niego jak na wariata. – Hę? – spytali jednocześnie. – Głównego bohatera – powtórzył człowiek w półpancerzy wyglądający na najemnika. – Dowódcy. Herszta. Księcia. Nie ma go w fabule."
„Słowodzicielka” to opowieść, do której podchodziłam z dystansem i nie oczekiwałam od niej zbyt wiele. Nie chciałam się po prostu zawieść, gdyż sięgnęłam po nią widząc jedynie jedną recenzję. Zrobiłam to także, bo fabuła książki wydawała się być naprawdę ciekawa – opowiadała o grupie drugoplanowych bohaterów, którzy pragną odnaleźć swoją fabułę. Jako że zawsze mam słabość do pobocznych postaci, postanowiłam, że muszę przeczytać tę opowieść i dowiedzieć się, czy mi się spodoba.
Przyznam, że początek był dość trudny i trochę ciężki, gdyż nie mogłam przebić się przez historię. Czułam się mało doinformowana, a do tego rozdziały składały się z wielu małych fragmencików, które często nie były w ogóle ze sobą związane, co sprawiało, że trochę gubiłam się w opowieści. Jednakże z czasem zaczęłam się do tego przyzwyczajać i łączyć niektóre fragmenty w całość. Mimo to sprawia to problem, gdyż inni czytelnicy mogą się czymś takim łatwo zniechęcić i odłożyć lekturę. Chociaż takim postępowaniem zrobiliby wielki błąd! Przyznaję, sama chciałam odłożyć czytanie, ale gdy dotarłam do drugiej części książka to zachwyciłam się, bo zaczęła robić się coraz bardziej interesująca i wciągająca.
Historia nabrała tempa w połowie, co bardzo mnie ucieszyło, i naprawdę chciałam dowiedzieć się jak potoczą się losy bohaterów. Jeśli chodzi o same postacie, to muszę przyznać, że na początku darzyłam sympatią Hidrę. Nożownik, skryty w sobie, marudny i przy okazji bardzo słowny. Naprawdę interesowała mnie jego osoba, ale w połowie książki jest go mniej i zdawało mi się, że jego charakter się nieco zmieniał. Z innymi postaciami było podobnie. Miałam wrażenie, że mają jakiegoś typu wahania nastrojów lub też są zupełnie innymi ludźmi niż na początku - co było zamierzone. Przyznaję, że nie przeszkadzało mi to tak bardzo, bo polubiłam ich i nadawało im to głębi. Jord i Agni byli naprawdę ciekawymi bohaterami, których historię przyjemnie się śledziło. Los Hidry także był ciekawy i naprawdę interesowało mnie parę aspektów z jego życia, które nie były do końca wyjawione. Postać Cyan też była naprawdę dobra i dodam, że sytuacje związane z tą bohaterką zawsze mnie w jakiś sposób bawiły.
Uważam, że biorąc pod uwagę całość i sam pomysł na fabułę jest to naprawdę dobra i ciekawa książka. Jest zabawna, absurdalna, ciekawa i niesie radość z czytania (chociaż początek może przysparzać nieco problemów). Koncept, aby historia skupiona była raczej na postaciach drugoplanowych oraz tym, że przenikają się w tej opowieści rożne światy, jest naprawdę świetny! Może i ponarzekałam trochę, a także miałam parę zastrzeżeń, to przyznam, że naprawdę dobrze się bawiłam czytając „Słowodzicielkę”. Polubiłam bohaterów i naprawdę chciałam, aby historia zakończyła się dla nich jak najlepiej. No i jeśli o zakończenie chodzi… Potrzebuję drugiego tomu! Zakończenie jest takie nagłe, przepełnione emocjami i tyloma pytaniami, które mam w głowie, i na które pragnę znać odpowiedzi. No i do tego jest świetne!
Jeśli lubicie fantastykę pomieszaną z absurdem, zabawą i historią nieco inną niż wszystkie, to sięgnijcie po „Słowodzicielkę”. Jest to naprawdę ciekawa opowieść, która z pewnością spodoba się każdemu, kto lubi czasami przeczytać coś lekkiego i przyjemnego.
Kocham metaksiążki, pastisze i autotematyzmy wszelakie. Dlatego czytając początek "Słowodzicielki" niemal piszczałam z radości - drugoplanowe postaci szukające głównego bohatera i właściwego wątku swojej historii? No jak Pirandello, dosłownie! Wprawdzie potem okazało się, że meta jest tu jednak mniej, niż miałam nadzieję, ale i tak przeczytałam książkę z dużą przyjemnością i częstymi uśmiechami - a zakończenie zdołało mnie naprawdę, naprawdę zaskoczyć (mile! Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy). Wciąga, meta, zabawa z motywami fantasy, dużo uśmiechu, nieoczekiwane zakończenie, wzbudzające chęć natychmiastowego zapoznania się z kontynuacją - no to dlaczego tylko trzy gwiazdki? A za widoczne niezręczności stylistyczne. Do wygładzenia w redakcji - mam nadzieję, że w drugim tomie już ich nie będzie.
Nie mogłam się wciągnąć w tę dość nietypową historię. Tu raczej nie da się przewidzieć, co będzie dalej😂 Jednak im dalej w las, tym lepiej🙌🏻 Z chęcią wysłucham kontynuacji, jeśli tylko zostanie wydana.
hmm, to jak trzy książki wepchnięte w jedną, gdzie pod koniec autorka w końcu uświadomiła sobie, co chce pisać, tylko jakoś nigdzie z góry nie ma informacji, że będą kolejne tomy, a gdybym wiedziała, to bym nie kupiła i nie czytała. póki co wraz z "bogiem maszyną" skutecznie odstraszyła mnie od polskiej fantastyki. myślałam, że będzie to eksperymentalna i meta książka, ale się skończyło sztampową fantastyką, nieciekawymi postaciami, które nagle zmieniają motywację, i worldbuildingiem zrzuconym intensywnie pod koniec książki. trochę taka komedyjka dla kogoś z mniejszymi oczekiwaniami.
This entire review has been hidden because of spoilers.
Słowodzicielka Anny Szumacher — archeolog z wykształcenia, dziennikarki z zawodu, która była dwukrotnie nominowana do im. Janusza A. Zajdla — jest drugą książką wydaną w ramach serii Behemot Wydawnictwa Dolnośląskiego. Jak wypadł książkowy debiut autorki? O tym kilka zdań poniżej. :)
Zabić księżniczkę, uwolnić smoka… ;) Trójka drugoplanowych bohaterów budzi się lekko zdezorientowana w zupełnie obcym miejscu. W ich głowach panuje dziwna pustka. Dlatego też (co absolutnie logiczne) postanawiają w pierwszej kolejności odnaleźć swojego dowódcę. No i tu pojawia się pytanie. Kto jest dowódcą i gdzie powinni zacząć go szukać?
"– Słuchajcie, wiem jak to zabrzmi, ale w naszej historii chyba brakuje głównego bohatera. Popatrzyli na niego jak na wariata. – Hę? – spytali jednocześnie. – Głównego bohatera – powtórzył człowiek w półpancerzy wyglądający na najemnika. – Dowódcy. Herszta. Księcia. Nie ma go w fabule."
5+ za pomysł. :D Tego się absolutnie nie spodziewałam, ale muszę przyznać, że podczas czytania „banan” z twarzy mi nie schodził. :D
Pomysł poszukiwania fabuły i „głównego bohatera — dowódcy” przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Wszystkie gagi i absurdalne sytuacje spajały się ze sobą w sposób fenomenalny. Przygody zaś, które przeżywali drugoplanowi bohaterowie, to po prostu mistrzostwo świata, a ich ilość przyprawiała wręcz o zawrót głowy.
Niebieskie włosy mam tu i… ;) Sami „poszukiwacze dowódcy” jednak to nic, w porównaniu z jedną niewinną istotką z niebieskimi włosami. Ileż ona „wniosła” do fabuły, jaki zamęt poczyniła… ;)
Więcej zdradzać nie będę, bo tę książkę, żeby poczuć humor i absurd trzeba po prostu przeczytać. Nadmienię może tylko, że nie zabraknie tego, co dobre fantasy zawierać powinno. ;)
Bądźcie więc przygotowani na smoki, skrywające sekrety księżniczki, hasających rozbójników czy też „zakutych” i mniej bądź bardziej rozgarniętych rycerzy. ;)
Wszystkie te „cuda wchodzą” zaś znakomicie dzięki lekkiemu (choć język czasem był ubogi i wystąpiło kilka nagłych przeskoków akcji) pióru autorki i wyważonym opisom.
Dlatego, jeżeli macie ochotę na mocno nietypowe, lekkie fantasy, z całkiem pokaźną dozą ironii, absurdu i humoru, to Słowodzicielka Anny Szumacher jest dokładnie tym, czego potrzebujecie.
Ze swojej strony polecam i ostrzegam. Zakończenie w takim momencie droga autorko, to zbrodnia przeciwko czytelnikom. 😅
Jeśli myślicie, że zostało napisane już wszystko i nie można wymyślić już nic oryginalnego... Musicie to przeczytać! Czegoś takiego się nie spodziewałam, było takie nowe, oryginalne i przede wszystkim naprawdę DOBRE. Ale ten plot twist na końcu... A przepraszam PLOT TWISTY. Dobrze, że jest już drugi tom, bo bym chyba nie wytrzymała czekania na niego.
Od samego początku zostajemy wrzuceni, bez żadnego wstępu do akcji i ramię w ramię z bohaterami próbujemy ogarnąć się w świecie przedstawionym.
Ciekawie wykreowany świat i przeskoki, pomiędzy światem wymyślonym, a rzeczywistością. Jest akcja, jest szaleństwo, humor i momentami niezła rozpierducha.
Parę razy żarty zbliżały się niebezpiecznie w stronę cringe'u, ale można przymknąć na to oko.
W ogólnym rozrachunku naprawdę świetny, lekki język, akcja poprowadzona naprawdę dobrze, ani się czytelnikowi nie dłuży, ani też zbyt szybko nie ucieka. Tempo w sam raz.
Pierwszą część oceniam bardzo pozytywnie i mam nadzieję, że poziom utrzyma się dalej.
Wiecie, co to jest metajęzyk? Jeśli nie, to już spieszę z wyjaśnieniem – tak najogólniej mówiąc, metajęzyk to język służący do opisu innego języka. Upraszczając, można powiedzieć, że taka ortografia albo gramatyka są metajęzykami każdego języka. A spodziewaliście się, że może powstać metaksiążka, czyli książka o książce? Nie? No to przedstawiam Wam Słowodzicielkę od Anny Szumacher.
Hidra, Jord i Agni budzą się przy ognisku i są, delikatnie mówiąc, nieco zagubieni. Okazuje się bowiem, że są drużyną (to wiedzą), mają jakieś zadanie (tylko jakie?), ale brakuje im ważnej osoby – dowódcy, który zapodział się gdzieś w fabule. Cała trójka bohaterów postanawia zatem, że ich pierwszym celem będzie odnalezienie dowódcy, a potem zaczną zastanawiać się, co dalej. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, szczególnie, że fabuła wcale nie ma zamiaru być taka prosta.
Tekst na okładce głosi, że historia jest podobna do Świata Dysku Terry'ego Pratchetta. Moim zdaniem – stwierdzenie sporo na wyrost, ale muszę przyznać, że Słowodzicielka to naprawdę niezła książka, przy której można spędzić miło czas i pośmiać się z perypetii bohaterów. Od samego początku zostajemy wrzuceni w środek wydarzeń, wraz z bohaterami poznajemy świat przedstawiony i prawa, jakimi się on rządzi. Nie mamy chwili na oddech, tylko pędzimy wraz z naszą trzyosobową drużyną w poszukiwaniu ich dowódcy – w końcu każda szanująca się grupa bohaterów musi mieć swojego przywódcę. Nie dość, że odkrywamy nowy świat, to nagle wpadamy do naszej rzeczywistości i spotykamy się twarzą w twarz z samą autorką powieści... A to zwiastuje kolejne problemy (w sumie to głównie dla samej autorki). Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że postaci świetnie zdają sobie sprawę, że są bohaterami książki, świetnie też rozumieją, co to jest fabuła i jakie zadanie mają w całej historii.
Książka jest napisana lekkim i przyjemnym stylem. Autorka ma spore poczucie humoru, którym obdarowuje hojnie swoje postaci. Dowcip Anny Szumacher jest inteligentny i lekko absurdalny, dokładnie taki, jak lubię – trochę rzeczywiście zakrawa o poczucie humoru ze Świata Dysku, ale uważam, że autorka jeszcze powinna nad tym popracować. Akcja cały czas pędzi do przodu, nie pozwalając czytelnikowi nawet na chwilę odpoczynku, raz po raz mamy zwroty akcji i niespodziewane wydarzenia, dzięki czemu strony książki właściwie same się przewracają. Owszem, sporo tutaj przewidywalności, w końcu autorka ogrywa tutaj stare i świetnie znane motywy z fantastyki. Ostatecznie jest to jednak książka spod znaku magii i miecza, ale Szumacher bawi się tą konwencją i widać, że sprawia jej to sporo frajdy. Przypomina mi to poniekąd serię o Sadze, której pierwszy tom recenzowałam już jakiś czas temu – tam również autor bawił się fantastycznymi standardami książek, ale w nieco inny sposób.
Jeśli macie ochotę na lekturę czegoś łatwego, lekkiego i przyjemnego, to śmiało sięgnijcie po Słowodzicielkę. To książka w sam raz na jeden weekend, pozwalająca się odprężyć i dostarczająca sporej dawki rozrywki. Uważam, że to naprawdę bardzo dobre otwarcie nowej serii i świetny pierwszy tom, i dlatego z całą pewnością sięgnę po kolejne, gdy tylko się ukażą na rynku. Zwłaszcza dlatego, że zakończenie jest tak mocnym cliffhangerem, że głowa mi pęka na samym myśl o nim i już tupię nogami na kontynuację.
Zwykle gdy nie do końca podobał mi się pierwszy tom serii, to nie sięgam po kontynuację. Czasem jednak decyduję się kontynuować serię przez zaskakujące zakończenie i przeważnie jest to błąd. Niestety w tym przypadku był to błąd, a mimo to przesłuchałam wszystkie trzy tomy "Słowotwórczyni".
Ta recenzja jest recenzją zbiorczą, bo dotyczy trzech części trylogii: "Słowodzicielki", "Słowiedźmy" i "Słowalkirii". Pierwszy tom to zresztą wznowienie, które po latach doczekało się kontynuacji. Już przy pierwszym wydaniu byłam zainteresowana tą historią, bo czyż nie brzmi interesująco? Drugoplanowe postaci pogubione w fabule, bo autorka odłożyła dziurawy projekt do szuflady i o nim zapomniała, a potem została do własnego świata wciągnięta.
Niestety wykonenie pozostawia trochę do życzenia. Choć były momenty, które wywołały uśmiech rozbawienia, to jednak nie było tak zabawnie, jak tego oczekiwałam. Nie to jednak było największym problemem. Autorka zbyt wiele czasu poświęcała rzeczom niezbyt istotnym. Pierwszy tom właściwą akcję zaczyna bardzo późno, a finalnie kompletnie nie wiemy, do czego ta książka ma prowadzić. Do powrotu do domu Cyan? Rzecz w tym, że wydaje się, jakby celu nie było. Może był to zamysł autorki, jednak to w sumie nie było najgorsze... Pod względem tej wady drugi i trzeci tom były najgorsze, dlagego oceniam je dużo niżej. "Słowodzicielka" miała jeszcze sens. Z kolei "Słowiedźma" i "Słowalkiria"... fabuła leci w zupełnie inną stronę. Możemy zapomnieć o Cyan, w zasadzie o pozostałych bohaterach (poza Hydrą... Hidrą?) możemy zapomnieć, bo zostają rzuceni gdzieś w kąt i pojawiają się sporadycznie. Otóż sprawa wygląda tak, że nagle pojawiają się wątki stu i jednego księcia plus księżniczki (ja naprawdę ich nie liczyłam i w zasadzie nawet nie odróżniałam), a do tego walki o koronę, która nie ma sensu. Pominąwszy to, że w drugim tomie Cyan praktycznie nie ma, a jej kolejne losy są z nie-powiem-skąd wzięte, to akcja skakała z miejsca na miejsce i czasem już kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje i kiedy.
Czy mogę wiele powiedzieć o bohaterach? No niezbyt, bo było ich zbyt wielu. Chyba tylko pierwotna czwórka zapadła mi lepiej w pamięć, mimo że imienia pana rycerza nigdy nie pamiętam. Zwyczajnie nie i już. Nie wspominając o tym, że wciąż mylił mi się z panem zab*jcą. Ale gdyby nie Chaos przez wielkie C i natłok bohaterów, to książkę oceniłabym wyrzej za sam pomysł. Ale tak?
Raczej nie polecę tej serii. Chyba po prostu nie polubiłam się z tą autorką (słuchałam jeszcze od niej "Arcanę"). Pierwszy tom oceniam na 6/10 a pozostałe dwa na 5/10 i seria będzie dobra dla osób około 14+. TW: śmi*rć, prz*m*c.
To nie jest zła książka. Historia ma potencjał, jednak inspiracja Terrym Pratchettem aż nadto kłuje w oczy i nie daje o sobie zapomnieć. Żeby inspirować się Pratchettem trzeba mieć odwagę i tego autorce nie brakuje, podobnie jak wyobraźni, jednak ostatecznie nie wychodzi tak, jak powinno. Bo chyba trzeba jeszcze większej odwagi, żeby w pewnym momencie od tej inspiracji się odkleić i zacząć snuć swoją opowieść.
O czym jest „Słowodzicielka“? Grupa drugoplanowych bohaterów opowieści fantasy szuka swojej fabuły i dowódcy. Wierzą, że dzięki temu ich działanie nabierze sensu. Powoli zaczynają ją odkrywać, kiedy poznają Marcjannę. Główna bohaterka - uff. Nie potrafiłam jej polubić w najmniejszym stopniu. Odpychała mnie od siebie, jej los był mi obojętny - kiedy działa jej się krzywda, nie robiło to na mnie wrażenia. Wielokrotnie nie potrafiłam jej zrozumieć. Miałam też problem z pozostałymi bohaterami opowieści. Długi czas nie potrafiłam ich odróżnić, myliłam ze sobą.
Mamy tu jednocześnie opowieść drogi z księżniczkami, smokami, trollami, spadającymi z nieba domami i żarłocznymi pomidorami, jak i opowieść o tworzeniu, o pisaniu powieści próbującą odpowiedzieć na pytanie, czy świat stworzony przez autora może wyrwać się spod jego władzy? Myślę, że tworzeniu tego świata poświęcono zbyt mało uwagi i jest po prostu sklejony z różnych pomysłów. Jedne są ciekawe, choć ograne, jak elementale, inne nie wiadomo po co - epizod z trollem, rany, po co?!
Końcowy plot jest jednak tak prawdziwy dla każdego autora książki, tak w punkt, iż czekam na dalszy ciąg i rozwój autorki.
Świetna. Akcja trzyma tempo, jest humor (momentami absurdalny) i mnóstwo nawiązań do popkultury. I na dodatek autorka umie zaskoczyć czytelnika. Będzie ciąg dalszy (oby jak najszybciej). Polecam.
A gdyby tak któregoś dnia bohaterowie pisanej przez Was książki stanęli u progu Waszych dni domagając się zmian w fabule, czy dalibyście się przekonać wytworom Waszej własnej wyobraźni i podążyli ścieżką jaką życzą sobie postaci? Ci co nie biorą się za kreowanie literackiej rzeczywistości mogą spać spokojnie, pozostali – muszą mieć się na baczności, gdyż jako pokazuje świeżo wznowiona powieść fantasy Anny Szumacher, zaopatrzona w przepiękną okładkę przez Wydawnictwo Mięta, żaden autor nie może czuć się bezpiecznie, bo nie zna się dnia ani godziny, kiedy z fabularną reklamacją zgłoszą się literaccy milusińscy.
Taki właśnie los spotkał właśnie tytułową Słowodziciekę. Zanim jednak czytelnik będzie miał przyjemność się o tym przekonać cała opowieść zacznie się dość klasycznie, jak na niejedną przygodę fantasy przystało. Gdzieś w średniowiecznych czasach los zetknie ze sobą urodziwego Agni - mistrela, który swą urodą mógłby władać niczym orężem podbijając serce niejednej wybranki, Hidrę – tajemniczego zabójcę, o złowieszczym obliczu i zamiłowaniu do wszelkiego rodzaju narzędzi ostrokrawędzistych oraz Jona, rycerza-arystokratę o gołębim sercu, który jednak jak trzeba sprawnie potrafi posłużyć się mieczem. Problem tej specyficznej kompanii braci z wyboru, a raczej z przypadku, tkwi jednak w tym, że sami zagubili się w fabule, bo jak to zazwyczaj bywa, każda drużyna ma swego przywódcę, a oni zostali porzuceni sami sobie jak dzieci we mgle. Aby zapobiec jednak tragicznym skutkom braku możliwości zawiązania się wątków akcji podejmują odważną decyzję, aby na własną rękę odszukać tego, który poprowadzi ich przez kolejne wątki w powieści. I tu z pomocą przychodzi im równie nieogarnięty jak nasze główne postaci Szuk-acz, który wskaże im drogę ku pożądanemu liderowi. Gdzie ich jednak te ścieżki zaprowadzą, czy współtowarzysze podróży odnajdą upragniony cel, a może zamiast niego trafią na zupełnie nowy wątek lub wręcz wywrócą fabułę do góry nogami? Musicie przekonać się sami.
Przyznam szczerze, że warto. Słowodzicielka to napisana z dużą dawką humoru opowieść fantasy inna niż wszystkie. Już sam pomysł na to, aby postacie drugoplanowe opowieści wzięły sprawy w swoje ręce i poszukiwały bohatera pierwszoplanowego, zaskakuje, ale i budzi zainteresowanie, jak rozwinie się realizacja tego zamierzenia i czy sam w sobie godna uwagi idea na niekonwencjonalną fabułę będzie się bronić w czasie jej dalszego prowadzenia. I tu ciekawy zabieg został wykorzystany, gdyż Autorka posiłkując się Słowodzicielką odrobinę zdradziła czytelnikowi kulisy pracy autora nad tekstem i jego zmagania z budowaniem ciekawej opowieści, w której wszystkie jej elementy będą się składać jedną spójną całość. Chaos jaki wdać się może w proces twórczy skutkować może pułapkami w fabule, z których czasami nie będzie się można wydostać.
Co do samej warstwy językowej, to warto podkreślić, że autorka nie sili się na jakieś wyszukane metafory, nie używa górnolotnych porównań, i chwała jej za to, gdyż dzięki temu otrzymujemy rozrywkę na wysokim poziomie, ale napisaną w sposób bardzo przystępny, a przy tym dowcipny. Nie brak tu sarkazmu, wręcz czarnego humoru, który ja osobiście lubię, więc tym bardziej zachęcało mnie to do czytania. Jeśli zatem nie jesteście skostniałymi fanami fantasy i lubicie eksperymenty literackie, a przede wszystkim nie boicie się zbaczać z utartej drogi i z ciekawością otwierać się na nowe, świeże spojrzenie na klasyczne formaty, to serdecznie polecam Wam Słowodzicielkę, gdyż z pewnością przypadnie Wam ona do gustu. Jeśli nie, to nie namawiam, gdyż nieprzekonanych i tak nie da się przekonać😊
“Słowodzicielka” Anny Szumacher to pierwszy tom z cyklu Słowotwórczyni, który rozpoczyna całkiem ciekawą historię, w której znajdziemy magię i smoki. Już te smoki i magia mnie kupiły jednak to humor, jaki autorka przemyciła w swojej książce, był tym, co mnie zachwyciło od samego początku.
Lubicie pośmiać się podczas czytania?
Sam początek to była petarda, bohaterowie budzą się i nie wiedzą, co się z nimi stało, nie wiedzą, gdzie jest ich dowódca, ani nie wiedzą, co ich teraz czeka. Wiedzą tylko kim jest ich dowódca i że podążając za Shuk-atchem (szukaczem), dowiedzą się, w końcu co im się przytrafiło. Nie wiedzieli tylko, że podążając za kulką poszukującą ich dowódcy, natrafią na przygody życia, oraz że trafią do świata, w którym dowiadują się, że są tylko wytworem wyobraźni pewnej młodej dziewczyny. A dokładniej są bohaterami książki, którą pisze Marcjanna, owa dziewczyna, do której zaprowadził naszych bohaterów szukacz. Agni, Jord i Hidra próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości, odszukać dowódcę Aenaia Debonaira i powrócić do fabuły, którą znają. Zrządzeniem losu Marcjanna, teraz zwana przez swoich towarzyszy-Cyan, trafia z nimi do fabuły, którą zamieściła na stronach swojej powieści. Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak sobie poradziła ze smokami, latającymi domami i krwiożerczymi pomidorami, to zachęcam was do sięgnięcia po “Słowodzicielkę”.
Czytaliście kiedyś książkę o książce, w której fabuła okazała się żyć własnym życiem? Wiem skomplikowane, ale tak najprościej jest mi określić w skrócie, o czym jest “Słowodzicielka” Anny Szumacher. Na początku czułam się zagubiona, chyba tak mocno jak sami bohaterowie, jednak szybko wkręciłam się w ich poszukiwania i z przyjemnością towarzyszyłam im w ich przygodach, a najbardziej mi się spodobało, jak spotkali na swojej drodze smoka. Nie wiedziałam, że jestem taką fanką smoków w książkach, jednak te potrafią zamieniać się w ludzi i na odwrót, co tylko urozmaiciło fabułę. Jak pisałam, książka jest pełna humoru i do samego końca, autorka o tym humorze nie zapomina, więc jeśli lubicie książki, w których autor zapewnia nam ciekawą fabułę, smoki i humor, jest to książka idealna dla was. Wiecie czym jeszcze, kupiła mnie ta książka, skromnymi opisami świata, krajobrazów i bohaterów pobocznych. W książkach fantastycznych jest to dość częsta bolączka autorów, nie potrafią zrównoważyć opisów z faktycznie potrzebną wiedza na temat aparycji bohaterów, czy opisów krajobrazów. Anna Szumacher zapewniła nam podstawowe i najważniejsze informacje, nie rozpisując się za dużo i nie nudząc czytelnika niepotrzebnymi informacjami. Jak już się wgryzie w fabułę, to czyta się już dalej z czystą przyjemnością. Pióro autorki jest bardzo lekkie i ogromnie przyjemne. Przez historię się dosłownie płynęło i z przyjemnością towarzyszyło się tak niezgranej grupie bohaterów. Nie myślcie sobie, że jeżeli są niezgraną grupą, to ich historia jest nieciekawa czy nudna, wręcz przeciwnie. Ich przekomarzania, próby odnalezienia się Cyan w swojej książce, przemyślenia niezbyt rozważnego Agniego, zbuntowanego Hidry i rozsądnego Jorda, łączą się w świetną zabawę. Samo zakończenie pozostawiło mnie w szoku i wiedziałam, że muszę jak najszybciej sięgnąć po kolejny tom. Dziękuję bardzo wydawnictwu Mięta za możliwość poznania tej historii.
Zasiadając do lektury nie za bardzo wiedziałam, czego się spodziewać. Celowo nie czytałam opisu, żeby nie psuć sobie niespodzianki. Możecie zatem wyobrazić sobie moje zaskoczenie już samym pomysłem na powieść. W bliżej nieokreślonym gdzieś, w równie nieokreślonych dawnych czasach pojawia się trzech mężczyzn, którzy sami nie wiedzą, kim są, co robią w miejscu, w którym się znaleźli i dokąd zmierzają. Mają natomiast jakąś świadomość tego, że są fikcyjnymi, chociaż nie do końca, bo przecież istnieją, postaciami w jakiejś fabule. Co to jednak za fabuła i w jakim celu ma się toczyć, nie wiadomo. Powoli odkrywają kilka szczegółów na swój temat i pewnego osobnika, który, jak słusznie zakładają, ma im wskazać drogę. Drogę, dzięki której odnajdą swojego przywódcę. Taki cel sobie obierają i to właśnie robią, po drodze napotykając na różne przeszkody. Odbywają nieco absurdalną podróż po luźnych wątkach, przedzierając się przy tym przez czas i przestrzeń. Dosłownie, bo w pewnym momencie przechodzą do świata realnego, w którym w opowieść o sobie wciągają przypadkowo autorkę owej opowieści.
Muszę przyznać, że mocno mnie ta powieść zaskoczyła. Zdecydowanie jest to coś, co nieczęsto można spotkać na rynku wydawniczym. Albo nawet w ogóle. I to mimo faktu, że każdego roku ukazuje się przecież tyle nowości. Możecie być pewni biorąc tę książkę do ręki, że dostaniecie coś świeżego i unikatowego. Świat, który został ukazany w powieści nie jest tak naprawdę niczym nowym, a główni bohaterowie są dość stereotypowi, bo mamy tu młodego barda, niezwykle honorowego rycerza i zdeterminowanego zabójcę, ale całość i tak robi wrażenie, głównie nietuzinkowym pomysłem i sposobem jego realizacji. Oprócz głównych bohaterów i ich ciekawych przygód, mamy tu wszystko to, co w fantastyce być powinno. Nie wszystko jednak pojawia się od razu, bo autorka niedokończonego tekstu, kiedy tylko orientuje się, co narobiła, naprędce uzupełnia brakujące informacje i dopisuje nowe wątki. Dzięki temu świat zaczyna się rozrastać, a bohaterowie zyskują nieco więcej informacji na swój temat, a nawet jakieś wspomnienia. Mamy więc w powieści smoki, ale nie takie całkiem zwyczajne, mamy podróże w czasie i przestrzeni. Później pojawia się również magia, równie pokręcona jak cała ta powieść.
Podobało mi się. Wszystko. Niepasujący do siebie kompletnie Jord, Hidra i Agni, którzy mimo wyraźnych różnic łączą siły w celu odnalezienia swojego przywódcy oraz wygadana Marcjanna, która dołącza do nich w późniejszym czasie i jeszcze bardziej miesza w życiu tej trójki. Ich absurdalne i jednocześnie przekomiczne przygody, włączając w to jedne z najbardziej absurdalnych: atak morderczych pomidorów czy domy, w pełni wyposażone, trzeba dodać, spadające na pewną kobietę w wyniku klątwy, a także zdolności, jakie w późniejszym czasie zyskuje Marcjanna. Lekka i humorystyczna jest to fantastyka, dzięki czemu czyta się ją dobrze i pochłania w zastraszająco szybkim tempie. A także pragnie więcej i więcej.
„Słowodzicielka” to zgrabnie napisane, lekkie, intrygujące i zupełnie niestandardowe fantasy, które wciąga, dostarcza mnóstwa wrażeń i w mig poprawia humor. Czekam na kolejny tom i oczywiście polecam.
Ktoś puka do Twoich drzwi... Nie są to harcerze z ciastkami, a bohaterowie Twojej powieści szukający swojego dowódcy - co za tym idzie głównego bohatera powieści. Dodajmy, że powieść jest schowana w szufladzie i nigdy, przenigdy nie ujrzała światła dziennego. Nikt o niej nie wie, poza Tobą. Próbując pomóc im wrócić tam skąd przybyli sama trafiasz do “swojego” świata. Tylko, że nic tam nie pasuje, wszystko jest nie tak. Rządzi się swoimi prawami, niekiedy sama się dziwisz co stworzyłaś. Samej siebie nie tworzyłaś, a dopasowałaś się do tego świata. Nawet jesteś niezła w tej całej magii słowa. Tylko jeszcze musisz ogarnąć, jak to działa. W tym świecie pomidory są straszne, za to smoki (cholibka) są wyśmienitym środkiem transportu.
Zaczynając słuchać audiobooka, nie oczekiwałam niczego – szczerze, to nawet nie czytałam opisu o czym jest ta historia. Musielibyście widzieć moje zdziwienie, kiedy pierwszy raz zaczęłam się śmiać z humoru książki, byłam zaskoczona fabułą i co? Pokochałam bohaterów. Autorka stworzyła coś, czego nie udało się nikomu. Alternatywną rzeczywistość swojej wyimaginowanej powieści. Żadne naturalne prawa się jej nie trzymają, a jedyne co nas ogranicza to nasz umysł. Stworzyła na początku totalny chaos, który był tak realny i uporządkowany jak się tylko da. Tak – chaos nie jest zły. Aby w dalszej części powieści zabrać nas do krainy, gdzie wszystko jest możliwe. Nawiązania do Czarnoksiężnika z Oz są jednoznaczne i fantastyczne, to trwają tylko chwilę. Spotkacie na swojej drodze szalonych czarnoksiężników, zostaniecie księżniczką, wyjdziecie za mąż (choć nikt nie wie jak), będziecie mieli rycerza (takiego z krwi i kości), będziecie czuć smoczy oddech na karku, aby na koniec wylądować w lochu. Nie zapomnijmy też o bogach władających żywiołami - są nieziemsko przystojni. Połączono to wszystko w szaleńczo dobry humor, anegdotki, kłótnie i akcję, która przeskakuje ze strony na stronę - nawet nie wiesz, kiedy skończysz tą powieść.
Jeżeli chcesz zanurzyć się i odlecieć - polecam audiobooka. Lektor mistrzostwo, perfekcyjnie dopasowany. Ta historia jest po prostu świetna i nie wiedziałam, że jej potrzebuje. Bardzo miła odskocznia i na szczęście mam od razu drugi tom pod ręką.
" [...] Utknąłem bez sensu i bez fabuły z dwoma irytującymi i przepoconymi facetami, których na dodatek wcale nie lubię! [...]"
Wow! Nie spodziewałam się, że "Słowodzicielka" Anny Szumacher będzie tak zabawną historią. Uśmiałam się dosłownie do łez. Bohaterowie nie wiedzieli, gdzie aktualnie się znajdują. Powoli poznawali się i razem przeżywali niesamowite i czasem niebezpieczne przygody. Uwielbiam ich teksty i tę dezorientację. Autorka w swojej książce poukrywała różne postacie z różnych bajek, ale uwaga pozory mogą mylić. Królewna zamknięta w zamku, której pilnować powinien smok, okazała się ukrytą smoczycą. Czy jej ojciec o tym wiedział? Był to nie tylko dla mnie totalny szok. Bohaterowie również będą przerażeni. Spotkałam tutaj mnóstwo nieprzewidzianych zdarzeń i tajemniczych postaci. Uważajcie na pomidory. Te tutaj mają ząbki i nie boją się ich używać. Fabuła nie jest oczywista, a akcja ma mnóstwo nieprzewidzianych zdarzeń. Do głównych bohaterów należą: - Hidra — jest zabójcą. - Agni Veer— jest zachwycony swoim pięknem, ma czerwone długie włosy i jest półbogiem. Kto jest jego ojcem? Jest dosyć tchórzliwym półbogiem. - Erwon Jord — jest przybocznym księcia koronnego. Potrafi się bić. Co łączy tę dziwną trójkę? Gdzie podział się ich dowódca? Oczywiście przekonacie się o tym, czytając. Pojawia się tu też pewna niewiasta — Cyan. Jak to się stało, że znalazła się w świecie stworzonym przez siebie? Czyżby to za sprawą niedokończonej książki? Warto poznać i tę bohaterkę. Jej teksty są obłędne. Jeżeli lubicie dużą dawkę humoru i nietuzinkowych bohaterów to idealnie trafiliście. Dzięki tej historii można się świetnie bawić. Tutaj dosłownie wszystko może się zdarzyć. Czy jesteście gotowi na dobrą zabawę? Świat "Słowodzicielki" zaprasza was w swoje skromne progi. Was odsyłam do tego tomu, a sama pędzę do kolejnej części pod tytułem "Słowiedźma". Polecam.
Mam ogromną przyjemność uczestniczyć w booktour z książką „Słowodzicielka”, bardzo się cieszę na tę okazję i możliwość zrecenzowania dla Was tej cudownej lektury. Jest to nietuzinkowa historia, zupełnie inna niż wszystkie, w której świat jest poprzewracany do góry nogami, gdzie nie ma głównego bohatera. Już od pierwszych stron czułam magię płynącą z książki, dzięki której czytanie stało się przyjemnością. Autorce udało się stworzyć pozycję, która jest wyjątkowa w całej swojej okazałości. Po pierwsze świetnie wykreowany świat, gdzie wszystko spina się w jedną całość, czytelnik nie odczuwa rozbieżności w fabule i czuje tę magię płynącą ze słów. Po drugie bohaterowie, którzy zaskakują na każdej stronie. Mamy cztery postacie, ale jak już wspomniałam, ani jedna z nich nie jest głównym bohaterem. Jord, poważny, wyważony i lojalny, aż do końca. Cyan, roztrzepana, silna i kochana. Hidra bezwzględny zabójca, nieustraszony i przeze mnie nielubiany. W końcu mój ulubiony Agni, który pomimo bycia kobieciarzem, jest niezmiernie czuły i empatyczny. Ostatnim elementem, który spaja tę książkę i powoduje, że tak bardzo mi się spodobała, jest język i styl pisania autorki. Pozycja jest naprawdę bardzo dobrze napisana, wszystko jest spójne stylistycznie. Ania Szumacher potrafi czarować słowami, wplatając w to humor i ujmując uczucia oraz emocje bohaterów. Podsumowując bardzo dziękuję, autorce za stworzenie „Słowodzicielki”, organizatorce, za możliwość wzięcia udziału w booktour i zapoznanie się z książką, którą serdecznie wszystkim polecam. Podczas lektury nie będziecie się nudzić, a zakończenie sprawi, że od razu sięgniecie po drugą część. Czytajcie!
O napisaniu i znalezieniu się w powieści fantasy marzyła od prawie zawsze, ale ani na jedno, ani na drugie się nie zanosi. A tego drugiego to mi się nawet chyba odechciało po przeczytaniu przygód Cyan. Bo co ta dziewczyna przeszła w wymyślonym przez siebie świecie jest nie do wyobrażenia! Choć i tak nieźle, zważywszy na okoliczności, sobie poradziła.
Cyan trafia do świata, który sama stworzyła, ale okazuje się, że nie do końca go zna. Z autopsji dowiaduje się, o czym zapomniała, czego nie dopracowała i jak rzeczy, które stworzyła, oddziałują na ludzi zamieszkujących jej świat.
Słowodzicielka to książka specyficzna i intrygująca. Na początku może trochę trudno jest się połapać, o co chodzi, ponieważ niezbyt dużo wiemy i błądzimy w mroku, tak samo, jak nasi (drugoplanowi) bohaterowie. Hidra, Agni i Jord, to grupa całkowicie różnych postaci, którzy z bliżej nieznanych powodów kończą razem. Dzięki nim powieść jest bardzo kolorowa i nie wiadomo, czego można się spodziewać.
Początkowo miałam trochę mieszane uczucia co do Słowodzicielki i nie sądziłam, że ją skończę. Jednak cały czas coś mnie do niej przyciągało i później już nie mogłam się oderwać. Umieszczenie pisarki w stworzonym przez nią świecie jest pomysłem oryginalnym i fascynującym. Postacie są barwne i różnorodne, a fabuła zawiera wiele zwrotów akcji. I nie zabrakło też smoków. Jednak najbardziej w tej książce spodobał mi się humor i liczne nawiązania do popkultury. I choć może nie znajdzie się w topce najlepszych książek, które przeczytałam w tym roku, to fajnie się bawiłam przy tej lekturze i mogę ją polecić.
"Słowodzicielka" to jedna z najbardziej pokręconych, oryginalnych i pomysłowych książek, jakie ostatnio czytałam 🤯
Wyobraźcie sobie, że drugoplanowe postacie z książki zgubiły swojego głównego bohatera, więc plątają się po różnych luźnych wątkach i próbują nie pogubić się w fabule, a jednocześnie odnaleźć księcia koronnego Aenaia. Przy okazji przez przypadek przenikają do naszego świata i wciągają autorkę, która ich wymyśliła, w wir szalonych przygód.
CZY TO NIE BRZMI DOSKONALE? 😅
Totalnie nie wiedziałam, czego mogę się po tej książce spodziewać - ba, nie wiem czy przed sięgnięciem po nią czytałam w ogóle opis. Dlatego z każdą kolejną stroną coraz głośniej pytałam "WTF?" i jednocześnie coraz szerzej się uśmiechałam. Tak, "pokręcona" to słowo, które zdecydowanie najlepiej opisuje tę książkę 😅
Niestety, jednocześnie coś mi w niej nie grało i mam wrażenie, że zawiodło tu wykonane. Ten naprawdę genialny pomysł został przedstawiony bardzo chaotycznie i nieskładnie. Jeśli taki był zamysł autorki (a przypuszczam, że jest to bardzo możliwe), to po prostu ten zabieg do mnie nie trafił... ☹️ Czytając "Słowodzicielkę" przez większość czasu czułam się zagubiona i przez to nie do końca mogłam się wciągnąć w tę szaloną i niesamowicie chaotyczną historię. A szkoda, bo baaaardzo chciałam ją pokochać! 😭
Przy okazji - naprawdę podobało mi się dodatkowe opowiadanie zatytułowane "Morderstwo w City Noir". Jest tak krótkie, że mogłoby się wydawać, że niczym czytelnika nie zaskoczy - a jednak!
Gdyby książka była człowiekiem, to ta z pewnością miałaby rozczochraną fryzurę, przekrzywione okulary, piżamę pod płaszczem i koniecznie buty nie do pary. Patrzysz na taką postać i po prostu nie umiesz pozbierać myśli. Lubisz ją? Nie lubisz? Zacznie zaraz skakać czy pouczać cię na temat podatków? Proszę Państwa, wszystko się może zdarzyć.
Trzeba przyznać, że pomysł jest niecodzienny. Bohaterowie dosłownie wychodzą z kart powieści, aby wciągnąć swoją stwórczynię do wymyślonego przez nią świata. To będzie dla niej najlepsza przygoda albo najgorszy koszmar, sama tego nie wie, bo wciąż nie wymyśliła ciągu dalszego…
Przez ten pomysł struktura powieści jest, chcąc niechcąc, bardzo chaotyczna. Rozdziały zbudowane są z krótkich podrozdziałów, często zaczynają się dziać rzeczy niespodziewane, więc trzeba być czujnym podczas lektury. Czytelnik, przyzwyczajony do tego, że, cóż, zwykle postacie wiedzą, co się dzieje i co mają robić, jak już wyjdzie z szoku, musi się zastanowić - czy lubi takie eksperymentalne ciastka, które się kruszą? Osobiście czasami czułam się zbyt zagubiona, a fabuła była dla mnie momentami za bardzo pourywana.
Na plus można zaliczyć poczucie humoru (faktycznie słychać echa Pratchetta), sympatycznych bohaterów, mnóstwo nawiązań do innych dzieł popkultury oraz odwagę autorki w przekraczaniu granic. Nie powiem, żebym zakochała się w tej książce na zabój, ale rozumiem, skąd biorą się wysokie oceny innych czytelników. Polecam przede wszystkim fanom fantastyki i innym osobom ciekawym, jak kreatywnie można pobawić się schematami.
Pewnie wyobrażacie sobie, ile autor książki musi się namęczyć, by powstała dla nas gotowa książka. Ale nie macie pojęcia, co będzie musiała przejść pewna niebieskowłosa autorka, o której poczytacie w "Słowodzicielce" Anny Szumacher...
Pomysł na tę książkę jest dla mnie niezwykle innowacyjny i genialnie wymyślony, serio! Od początku fabuły człowiek czuje się zaintrygowany. Poznajemy trzech bohaterów, którzy mają dość ciekawą świadomość fabuły – wiedzą, że brakuje im głównego bohatera. W ten sposób zaczyna się ich wędrówka. I jak na postacie (z definicji) drugoplanowe, są oni zdecydowanie interesujący i bardzo od siebie różni. Na pewno znajdziecie swojego ulubieńca!
Nie będę Wam spojlerować fabuły, bo warto poznać ją samemu dla tych wszystkich momentów, w których będziecie wykrzykiwać: "Co?!". A jest ich naprawdę dużo! Jest też zabawnie, czasem wzruszająco, a przede wszystkim - autentycznie. Zachowania bohaterów w niektórych sytuacjach są tak realne, że możesz zapomnieć, iż czytasz powieść fantasy, chociaż mają też zdolności, które Wam o tym przypomną. Obecność smoków zapewne również! Co jest najważniejsze, będziecie bawić się przy niej przednio, a gdy już dojdziecie do ostatniej strony, będziecie potrzebowali drugiego tomu NA JUŻ! Ja czekam na niego bardzo!
Książka bardzo dziwaczna i chaotyczna. Początek lubię. Wędrowałam z trójką bohaterów poszukujących swojego dowódcy. Poznanie Cyan i nowoczesny świat też był okej. A potem... Od czasu kiedy Cyan przeszła do świata fantazji niczego już nie mogłam zrozumieć. Jeszcze pierwsze rozdziały mnie kupiły. Odkrycie umiejętności Cyan i ogromnej odpowiedzialności kiedy życie innych zależy od ciebie - to naprawdę zostało opisane dobrze. Postać zabójcy i cały wątek w windzie - to naprawdę było mocne. Nie wiem, co zdarzyło się dalej. Dostałam mnóstwo pourywanych scen z ogromną dawką humoru, ale nie zrozumiałam, dlaczego to wszystko się dzieje. Straciłam zainteresowanie i złapałam się na tym, że staram się skończyć tylko dla poszukiwania odpowiedzi na wiele pytań. Nie otrzymałam ich, przez co cała misja bohaterów oraz wiele pojedynczych scen i poznanych istot nie miało dla mnie ostatecznie żadnego znaczenia. Przez to z jednej strony lubię humor oraz wyobraźnię autorki, ale z drugiej stwierdzam, że czuję się zupełnie pogubiona i boję się sięgnąć po kolejny tom.
Opis książki i jej początek zapowiadał kawał dobrej literatury pełnej zwrotów akcji, zabawnych gagów i świetnie wymyślonych postaci. Jednak jak dla mnie, im dalej "w książkę" tym bardziej przewidywalna i nużąca się ona stawała... Wydarzeniom, które spokojnie można by rozbudować i rozwinąć w coś totalnie rewelacyjnego, autorka (w moim odczuciu) nie poświęciła zbyt dużej uwagi, maksymalnie je "spłaszczając", tymczasem sytuacje bez polotu dłużyły się niemiłosiernie. Być może to jednak moja wina, że zamiast po prostu dać się wciągnąć tej historii i zobaczyć co z niej wyniknie, to po pierwszych (naprawdę świetnych!) dialogach i opisach akcji dość wysoko postawiłam poprzeczkę ciągowi dalszemu tej historii.