Maria Jarema. Ona o sobie zawsze: Jarema. O niej najczęściej: Jaremianka. Kobieta awangarda. Emancypantka, zaangażowana aktywistka – niekwestionowany autorytet.
Jedna z najzdolniejszych i najbardziej charyzmatycznych artystek XX wieku. Dziewczyna ze Starego Sambora na Kresach, która przyjechała do Krakowa, by "wymyślić sztukę na nowo". Studiowała pod kierunkiem Xawerego Dunikowskiego, współtworzyła Grupę Krakowską i teatr Cricot, właśnie z nią najchętniej współpracował Tadeusz Kantor.
Ukochana żona Kornela Filipowicza, matka Aleksandra, siostra bliźniaczka Nuny, ceniona przyjaciółka m.in. Różewiczów, Sternów, Przybosiów. W ich wspomnieniach jawi się jako wcielenie ruchu, zmienna, zachwycająca postać, która pozostawiała po sobie wrażenie niedosytu. Gdy poznała diagnozę swojej choroby, pracowała w zapamiętaniu, by namalować każdy kolejny obraz – chociaż jeszcze jeden. Jej prace wciąż zdumiewają nowatorstwem pomysłów, inspirują i prowokują. "Nie umarła" – twierdzili zgodnie jej bliscy.
naprawdę porządna biografia, widać włożoną w nią pracę — autorka odwaliła kawał dobrej roboty. prowadzi nas przez kolejne etapy życia marii, osoby naprawdę inspirującej i niezwykłej, nie pomijając najmniejszych szczegółów – codziennych zmartwień, smutków, listów, krótkich wyjazdów. dzięki temu mamy wrażenie, że poznajemy żywą osobę. bardzo się cieszę, że w książce zawarte zostały prace jaremy!! uważam, że to ważne. podobały mi się osobiste dopiski autorki, tworzące z biografii poetycką powieść. trochę irytowała mnie nadmierna (moim zdaniem) interpretacja zdjęć, czasem też lektura się ciągnęła – nie z winy autorki, raczej długiej historii.
Niewiele wiedziałam o Marii Jaremie przed lekturą „Jaremianki” Agnieszki Daukszy. Po kilku rozmowach na temat tej książki, wiem, że nie wynikało to z mojej ignorancji, to problem powszechny. Dauksza oddaje Jaremie należne jej miejsce w polskim, artystycznym panteonie, a mnie dodatkowo rozkochała w swojej bohaterce, która światopoglądowo zdecydowanie wyprzedzała swoje czasy. „Jaremianka” to jednak nie tylko opowieść o Marii Jaremie i jej sztuce, to historia jej niezwykłej rodziny i fascynującego środowiska, w którym się obracała, bo Maria zawsze była w centrum życia artystycznego. Dzięki temu przez karty jej biografii przewijają się chociażby Xavery Dunikowski, Henryk Wiciński, Jonasz Stern, Kornel Filipowicz, Tadeusz Kantor i Cricotowy teatr plastyczny czy Julian Przyboś. Książka Daukszy to również opowieść o Polsce, w której artystce przyszło tworzyć. O rodzinnym Starym Samborze gdzie dominowali grekokatolicy i Żydzi, a różnice etniczne czy kulturowe nie wydawały się być istotne. O Krakowie z lat 30, gdzie nikt nie mógł dogadać się z nikim, antysemityzm kwitł niekrytykowany, a sen z powiek katolickim stowarzyszeniom spędzała pornografia panosząca się w sztuce. I wreszcie o powojennej Polsce z jej specyficznym podejściem do kultury i artystów. Wiele w tej opowieści również fascynujących dygresji, które choć nie dotyczą wprost bohaterki, pomagają zrozumieć ówczesny świat i jego oddziaływanie. Nie jest to książka bez wad, zdarzają się długie pasaże np. dotyczące syna Marysi i Kornela Filipowicza, które są zdecydowanie nudne i powstały chyba, jako prezent w rewanżu za dostarczenie materiałów do biografii. W niektórych miejscach brakowało mi też zdjęć, które autorka opisuje, czy fragmentów rękopisów, do których się odnosi komentując charakter pisma Jaremy czy Filipowicza. Te niewielkie mankamenty nie wpływają jednak na moje przekonanie, że ta wyjątkowa biografia z fantastycznie zarysowanym tłem, zainteresuje wszystkich preferujących fakty od fikcji.
Dokładna, rzetelna, a do tego świetnie napisana. Już od pierwszych zdań byłam pełna podziwu dla warsztatu pisarskiego autorki. Widać, że włożyła ogrom energii w to, żeby jak najbardziej zbliżyć się do malarki, zrozumieć ją, poczuć jej energię i resztki obecności, chociażby w żyjących bliskich, ważnych przedmiotach. Taką biografistykę cenię. Taką lubię czytać.
Lubię czytać biografie artystów. Zwykle ich barwnej twórczości towarzyszy barwne życie i nie inaczej było z osobą Marii Jaremy. Tytułowa Jaremianka była malarką, rzeźbiarką, kobietą awangardy i emancypantką. Uważana jest za jedną z ważniejszych artystek XX wieku. Zajmowała się również kostiumami i współpracowała z wieloma artystami, m.in Tadeuszem Kantorem. Współtworzyła Grupę Krakowską (studenckie zrzeszenie artystów w latach 1930-1937). Wiecznie oddana sztuce i pracy spędzała wiele czasu na tworzeniu, a jej mąż, Kornel Filipowicz zawsze stał u boku i ją wspierał. Prace Jaremianki cechowały się wrażeniem ciągłego ruchu, dynamiką i rytmem. Wzajemne relacje między obiektami i sprawstwo materii stanowiły główną dominantę jej twórczości. Jak to pięknie ujął Julian Przyboś definiując sztukę Jaremy, było to „widzenie ruchu”.
No nie powiem, bardzo mnie zmotywowała akcja # dziewczyn @ i @ do sięgnięcia po tę książkę, bo inaczej nie wiem ile by jeszcze czekała. I to byłby błąd, ponieważ była świetna! Co prawda liczyłam na większą ilość sztuki niż prywaty, ale bawiłam się przednio. Widać jak bardzo autorka jest zafascynowana artystką i od pierwszych stron zapoznaje czytelnika stopniowo z Marią Jaremą, tak że pod koniec książki i my już czujemy z nią więź. Jest to rzetelna biografia, napisana z pasją i zaangażowaniem. Nie znajdziemy w tej książce suchych faktów, znajdziemy natomiast życie. Więc jeżeli ktoś szuka lekkiej biografii, to polecam właśnie tę książkę autorstwa Agnieszki Daukszy.
Przejmująca historia życia Marii Jeremy spisana przez Agnieszkę Daukszę to kawał dobrej, dziennikarskiej, kronikarskiej roboty. Momentami daje się wyczuć manię autorki na punkcie swojej bohaterki, ale to tylko z korzyścią dla książki.
Wykwintna lektura i niewątpliwie najlepsze zakończenie od bardzo, bardzo dawna, genialna, wyciskająca łzy klamra. Ach jak Wam zazdroszczę, że ten koniec jeszcze przed Wami! Jestem przekonana, że nikt nie potrafiły pisać o obrazach Jaremianki tak jak robi to literaturoznawczyni. Zastanawiam się tylko, skoro w dziele mowa o artystce wyemancypowanej, o poglądach równościowych, dlaczego wydawnictwo zdecydowało się tytułować autorkę tej ważnej biografii... doktorem literaturoznawstwa.
"Można też postrzegać historię Marii jako narrację emancypacyjną. Jest to przypadek równouprawnienia wcielonego i spełnionego, zakorzenionego w komórkach ciała, wyssanego z mlekiem matki, wyniesionego z relacji domowych, przekraczającego wszystkie dotychczasowe fazy emancypacji. Jaremianka nie znała ograniczeń, zdawała się nie dostrzegać podziałów płciowych, kulturowych i etnicznych, dosłownie machała na nie ręką. Nie była to ignorancja, po prostu każdą różnicę traktowała jako atut". . "Chodzi z kolegami pod rękę, jeździ z nimi na rowerze, na ramie, śpią po kilka osób w jednym łóżku podczas wyjazdów plenerowych. Nie jest pruderyjna, jak większość koleżanek. Na zaczepki czy plotki nie reaguje, zmienia rozmówcę, wzrusza ramionami lub narzuca inny temat. Równość w relacjach, skupione odosobnienie w pracy i niezależność wyborów - w tych kwestiach Maria nie akceptuje podziałów płciowych. Instytucję małżeńską uznaje za przeżytek, obiecuje sobie, że nigdy nie wejdzie w taką zależność, przez którą ucierpiałaby jej sztuka". . [z tekstu, który ukazał się w związku z I Ogólnopolskim Salonem Rzeźby] "Jak wygląda właściwie ta dzisiejsza 'polska sztuka narodowa'? Huculi, krakowiaki, ułani, szarża, armaty. Czyli literatura i tania propaganda, wszystko z wyjątkiem problemu plastycznego. Ciężar tematu, jako pewnej ilustracji, a nie wewnętrzna sprawa sztuki. Jedna z nagród na tegorocznym Salonie malarskim IPS-u jest konkretnym przykładem tego rodzaju sztuki. Jakieś przykre nieporozumienie. Wygląda to tak, jakby na obrazie należało szukać nie malarstwa, ale dobrych armat". . [Niemcy] "Wymagają przygotowania przez artystów dwustu afiszów propagandowych, ci zaś - w porozumieniu z konspiracją, między innymi z Ignacym Fikiem - wykonują projekty niemożliwe do realizacji. To rozjusza hitlerowskich urzędników. Na zmianę grożą artystom, wymuszają poprawki i kuszą ich pieniędzmi. Ci bardzo się trudzą, opracowując jak najbrzydsze, najmniej funkcjonalne plakaty. W konsekwencji - jak z dumą stwierdza Cybisowa - 'żaden z afiszów kolegów pracujących w kawiarni nie został drukowany'". . "Wyjeżdżali na przekór stalinizmowi. Im głębiej w PRL, tym bardziej oni spływali. Odreagowywali presję, zdławienie, wszystkie te codzienne upokorzenia. Wakacje od ciągłego "nie ma", "co też pani", "może jutro", "panie, tego dawno nie było", "ja tu stałam pierwsza", "odsuń się pan", "niech pani zapomni", "w tym kształcie puścić tego nie możemy". Wyrwa w czasoprzestrzeni albo raczej powrót do konkretu: rzeki i jej kaprysów, siły fizycznej, sprytu, wytrzymałości, czasu wyznaczanego obrotem planety, wstawania o świcie, zbierania biwaku, płynięcia, rozbijania biwaku przed zachodem słońca, łowienia, gotowania, rozrywki, snu. Tafla wody zdawała się im stabilnym podłożem po kolejnych dwunastu miesiącach lawirowania na grząskim gruncie".
Solidna biografia, przedstawiająca losy nie tylko Marii Jaremy, lecz także całego pokolenia artystów z tzw. Grupy Krakowskiej, którego była dumną i zasłużoną reprezentantką. Niestety, pozycja ta nie jest wolna od wad (jak np. pourywane wątki (choćby w przypadku historii teatru Cricot)), a moim największym zastrzeżeniem jest niekontrolowane i mocno self-insertowe podejście Daukszy do komentowania ważnych wydarzeń z życia Marii na zasadzie "na pewno tak było, musiała tak to widzieć; zapewne tak myślała, zapewne tak zrobiła". Lubię transparentnie napisane biografie, w których autor/ autorka nie ma tendencji do wchodzenia w myśli opisywanej postaci historycznej i kreślenia za nią ścieżek refleksji jedynie na bazie szeroko zakrojonych przypuszczeń; tutaj, niestety, miało to miejsce nagminnie przez co trudno było się chwilami zorientować, które oceny zjawisk czy przemyślenia są wytworem samej Jaremianki, a które - Daukszy; często zresztą różnorakie wtrącenia odautorskie przypominały nadinterpretację w szczegółach, którym, w mojej ocenie, aż tyle uwagi poświęcać nie należało, zaś gdzie indziej, głównie podczas przedstawiania istotnych momentów, brakowało obiektywnej, pogłębionej analizy, która ubarwiłaby tło. Z pewnością autorce należą się oklaski za wspaniałą deskrypcję niepokojów społecznych lat 30., które czytałam chyba aż z wypiekami na twarzy, pełna zaangażowania i zaciekawienia. Daukszy udało się również świetnie sportretować rozliczne konflikty artystyczne rozmaitych grup twórczych oraz ścieranie się nurtów stylistycznych, mające swoje apogeum tuż przed wybuchem II wojny światowej oraz kontynuację tych nurtów w czasach socrealizmu i odwilży. Zresztą cała otoczka faktograficzna zasługuje na wyróżnienie, bardzo unaocznia skrupulatność researchu autorki. Ogółem więc: polecam mimo że pozycja jest nierówna i choć rekomenduję książkę nie na 100%, a na, powiedzmy, 85%. :D
Walczyłam długo z tą książką. Niekiedy miałam jej dość i patrzyłam jak zbliżam się do upragnionego końca. Czy była aż tak zła? Zdecydowanie nie, ale czytanie lektury z obowiązku oraz pod presją czasu potrafi popsuć czas spędzony przy książce.
Co do samej biografii została rzetelnie napisana. Pomimo mojej żmudnej wyprawy przez tą historię była naprawdę ciekawa. Nie licząc możliwości poznania osoby Marii Jaremy, czytelnik mógł zagłębić się w środowisko w którym otaczała się artystka. Zarówno życie rodzinne na Woli, teatr Cricot, podróże zagraniczne jak i szara wojenna rzeczywistość zostały dogłębnie przedstawione, dzięki czemu lepiej można było poznać Jaremiankę.
Też może dzięki tej książce bardziej zrozumiałam polską sztukę abstrakcyjną oraz jej cel? Naprawdę, nie zawsze nadążam za współczesnymi dziełami i też nie zawsze pokrywają się z moją estetyką.
Mam nadzieję, że będę miała okazję kiedyś zobaczyć prace Jaremianki na jakiejś wystawie oraz poznać więcej polskich artystek, bo mało się o nich mówi.
Wspaniała! Dla mnie szczególnie interesujące i wciągające było wprawnie nakreślone tło twórczości Jaremianki. Czasami miałam wrażenie ze autorce łatwiej było się wczuć w rolę mężczyzn związanych z artystką, Kornela czy Gabrysia, niż samej Marii. Ale być może to jest właśnie ta nieuchwytność Jaremy, która czyniła ją tak wyjątkową?
Bardzo dobra i dokładna biografia mało znanej w tzw. szerokim świecie rzeźbiarki i malarki, która współtworzyła artystyczne środowisko w Krakowie w dwudziestoleciu międzywojennym.
„Jaremianka. Biografia” Agnieszki Daukszy przywraca pamięć o Marii Jaremie – postaci nieco zapomnianej, a na pewno nieobecnej w powszechnym, plebejskim chciałoby się powiedzieć, obrazie polskiej awangardy malarskiej XX wieku. Przyznana kilka dni temu nagroda „Juliusz” dla Daukszy za najlepszą biografię, niewątpliwie trafiła we właściwe ręce.
Trzeba przyznać, że nawet czytelnikowi nieobeznanemu w polskiej sztuce pierwszej połowy XX wieku, ta biografia wyda się fascynująca. Daukszy udała się trudna sztuka – napisała biografię artystki bezkompromisowej w taki sposób, żeby nie znudzić tych, które losy polskiej sztuki są obojętne. A mam wrażenie, że po tej lekturze niejeden czytelnik może się polską sztuką na poważnie zainteresować. To duża zasługa biografki, która doskonale wyważa w tekście zainteresowanie zarówno życiem osobistym, jak i pracą zawodową Jaremianki.
Agnieszka Dauksza nie miała łatwej pracy. Po Marii Jaremie została sztuka i relacje innych dotyczące jej osoby i jej pracy, ale nie ma zbyt wiele jej osobistych relacji. Biografka musiała rekonstruować więc fakty, przeżycia i stany emocjonalne. Często przyznaje, że nie wie, nie ma pewności, że jej się wydaje i tylko wnioskuje. Bardzo to szanuję, tym bardziej że ostatecznie otrzymujemy biografię pełną, fascynującą, obfitującą w emocje, wyjątkowe sytuacje, trudne momenty, nie omijającą żadnych, nawet tych wstydliwych chwil.