Jante to miasteczko, w którym życie reguluje jedenaście opresyjnych zasad określających miejsce jednostki w społeczności. Prawo Jante jest w Skandynawii powszechnie znane, chociaż mało kto pamięta, że po raz pierwszy pojawiło się w 1933 roku w powieści Aksela Sandemosego Uciekinier przecina swój ślad.
Filip Springer wyrusza na Północ, żeby znaleźć miejsce, które odcisnęło piętno na kolejnych pokoleniach Skandynawów. Ale gdzie jest Jante? Czy w duńskim Nykøbing Mors, pierwowzorze miasteczka z powieści? A może w zagubionej pośród norweskich fiordów samotni pisarza?
A gdyby okazało się, że Jante nie ma nic wspólnego z geografią i tkwi w każdym z nas?
Książka Springera to opowieść o niemożliwej ucieczce od systemu, który nam narzucono, i o ponurym obliczu najszczęśliwszych krajów świata. Ale to także opowieść o świecie rozpiętym między prawdą a fikcją. By go poznać, Springer przekracza nie tylko granice krajów, ale i gatunków literackich.
Filip Springer (ur. 1982) — reporter i fotograf współpracujący z największymi polskimi tytułami prasowymi. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2010) oraz programu Młoda Polska Narodowego Centrum Kultury (2012). Swoje prace prezentował na wystawach w Poznaniu, Warszawie, Łodzi, Gdyni, Lublinie i Jeleniej Górze. Jego reporterski debiut – książka Miedzianka. Historia znikania – znalazł się w finale Nagrody im. R. Kapuścińskiego za reportaż literacki 2011 i był nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia 2012. Jest także finalistą Nagrody Literackiej Nike 2012 i laureatem trzeciej edycji konkursu stypendialnego dla młodych dziennikarzy im. Ryszarda Kapuścińskiego. 13 pięter to jego czwarta książka. Wcześniej ukazały się: Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u, Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni i Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach.
Wielbiciele Springera, darujcie sobie. Chaos pod stertą kamuflażu z ciekawej formy, spłycony zbiór faktów, dziwna obsesja Springera na temat Aksela Sandemose i desperacka pogoń za tajemniczym Ole, tak jakby za ciekawą historią, której tu niestety brak.
Nie mogę powiedzieć, że się nie starałam. Przeciwnie, bardzo chciałam przeczytać tę książkę i móc napisać, że mi się podobała, że jest świeża, ciekawa, nowatorska, i że Springer to nie tylko punktowanie (jakże trafne!) polskich koszmarków architektonicznych.
Niestety, poległam. Przez pół książki powtarzałam "jeszcze tylko kilka stron, do końca tego rozdziału, i już będzie ciekawie, coś mnie wreszcie wciągnie, będzie bohater albo stwierdzenie, którego będzie można się chwycić i śledzić".
Otóż nie. #rozczarowanko. Był tylko chaos, przeskakiwanie między tematami, narracjami, postaciami. Urywane wątki. Wstawki o mostach.
O czym była ta książka? Może o życiu. Może o ludziach. Może o słynnym prawie Jante, o którym na początku chciałam się czegoś dowiedzieć, a które z biegiem czasu tylko coraz bardziej irytowało.
To nie jest książka dla wielbicieli ostrego pióra Springera, rozprawiającego się z koszmarami budownictwa. To nie jest książka dla fanów magicznej historii rodem z "Miedzianki".
Nie wiem dla kogo jest ta książka. Na pewno nie dla mnie.
Mam bardzo mieszane uczucia. Chyba potrzebuję czasu żeby zdecydować czy ta książka do mnie mówi. Niewątpliwie Springer pisze świetnie jak zawsze. Jego język wciąga, a książkę czyta się jak dobrą powieść akcji. Udało mu się też uchwycić ten skandynawski mrok, który sprawia, że kryminały z północy są takie wyjątkowe. Ale po lekturze Sandemose, który był dla mnie tak bogaty w emocje, „Dwunaste” wydaje się trochę puste, pozostawia niedosyt. Książka jest bardzo ładna. Wymowne zdjęcia, elegancka czcionka, piękna okładka. Springer wychodzi poza formę, postanawia sobie dozmyślać materiał, którego nie jest w stanie zdobyć. I nie wiem czy w tym tworzeniu nowej formy trochę nie przedobrzył. A może to tak właśnie miało być? Może czytelnik miał zostać zawieszony między prawdą, a fikcją, żeby sobie opowiedzieć tę historię po swojemu? Nie wiem. Pomyślę.
Za sprawą Filipa Springera kolejny szczęśliwy, spokojny i przytulny kraj doczekała się w Polsce książki, która demontuje jego mit. W ostatnim czasie reporterzy i reporterki zdemitologizowali nam Kanadę, USA, Szwecję, Norwegię, a teraz, dzięki „Dwunaste: nie myśl, że uciekniesz”, inaczej będziemy patrzeć na Danię.
Dania od lat pojawia się na czołowych miejscach w rankingach najszczęśliwszych krajów świata lub najlepszych krajów do życia. Często patrzymy na Danię przez pryzmat hygge, czyli zrównoważonej sztuki, filozofii życia, prowadzącej do osiągnięcia szczęścia. Tymczasem Springer w swojej książce pokazuje o wiele bardziej skomplikowany obraz tego kraju.
Pisze o prawie Jante, czymś w rodzaju anty-hygge, które z przytulnością nie ma nic wspólnego. Prezentując zasady prawa Jante (np. „Nie sądź, że jesteś kimś” albo „Nie sądź, że nam dorównujesz”) i ich wpływ na życie mieszkańców Danii, Springer ujawnia rewers tego kraju, o którym niewielu z nas miało pojęcie. I to jest bardzo ciekawe. Ale nie o demaskowanie kłamstwa hygge chodzi Springerowi.
„Dwunaste: nie myśl, że uciekniesz” to po pierwsze książka, dzięki której możemy zbudować sobie pełniejszy obraz Danii. To obraz bardziej skomplikowany, ale bliższy rzeczywistości. Skomplikowany w dwojaki sposób. Raz, że ten bardziej złożony portret Danii pojawia się nam od razu, kiedy skonfrontujemy sobie hygge z prawem Jante. Dwa, że Springer pisząc o Jante, nie popada w skrajność, pokazuje w książce swój własny proces oswajania się z Jante i próby zrozumienia go, ujawnia swoją nieufność wobec realnego wpływu zasad Jante na życie Duńczyków, a to wszystko sprzyja niuansowaniu opowieści o Jante jako drugiej stronie duńskości i dostrzeganiu szarości między czernią i bielą. Taka niejednoznaczna opowieść jest po prostu lepsza, bo bliższa rzeczywistości. I właśnie za rozmontowanie stereotypowego obrazu Danii najbardziej cenię sobie książkę Filipa Springera.
(Wśród najciekawszych książek demontujących stereotypowy obraz kraju polecam przede wszystkim: reportaż „Dwadzieścia siedem śmierci Toby’ego Obeda” Joanny Gierak-Onoszko o Kanadzie, reportaż w stylu gonzo „Shitshow!” Chrliego LeDuffa o USA, zbiór mini esejów i rozmów „Moraliści” Katarzyny Tubylewicz o Szwecji i zbiór esejów Niny Witoszek „Najlepszy kraj na świecie” o Norwegii lub o tym samym kraju „Jeden z nas” Asne Seierstad.)
Po drugie, książka Springera każe nam uruchomić refleksję nad opresyjnością prawa i społeczeństwa. W wielu recenzjach pojawia się taka interpretacja, że Jante jest tak naprawdę wszędzie, że podobną opresję społeczną możemy znaleźć także w Polsce. Zgoda. Ale nie wydaje mi się, że ten rodzaj refleksji jest tutaj najważniejszy.
Zawarta w tytule przestroga „nie myśl, że uciekniesz” każde nam spojrzeć w inną stronę. Springer zdaje się pokazywać, że nie możliwe jest dziś wyzwolenie się spod praw, oczekiwań, presji społecznej i że ucieczka z jednego "Jante" okazuje się wędrówką w stronę innego "Jante". Reporter opisuje ludzi, którzy uciekli z małych opresyjnych społeczności, by wpaść w objęcia innej, często wirtualnej, i w nowym miejscu wypełniać oczekiwania nowej grupy.
Podobny mechanizm pozornej ucieczki opisuje Wojciech Jagielski w „Na wschód od zachodu”. Jego bohaterami są m.in. hipisi z USA czy Europy Zachodniej uciekający w drugiej połowie XX wieku do Indii – z pozoru kraju miłości, szczęścia i spokoju, który w owym czasie prowadził krwawy konflikt o Kaszmir i w którym koniec końców hipisi nie odnajdywali spokoju, lecz ludzi zmordowanych życiem, marzących o wyjeździe na... Zachód. Sytuacja opisana przez Jagielskiego idealnie wpisuje się w tytuł książki Springera: nie myśl, że uciekniesz.
Na koniec kilka słów o formie tej książki. Bo „Dwunaste: nie myśl, że uciekniesz” to nie jest typowy reportaż. To połączenie reportażu z fikcją. Nie powieść reporterska. Nie powieść bazująca na faktach. To hybryda. Oznacza to, że obok tekstów reporterskich znajdziemy teksty opisujące fikcyjne wydarzenia.
Pewien człowiek, z którym Filip Springer nie mógł się spotkać, choć wielokrotnie próbował, stał się bohaterem historii domyślonej. Celowo piszę o historii domyślonej, bo jednak Springer nawet tę fikcyjną część budował na fundamencie z faktów. Wyszło mu to całkiem zgrabnie, powiedziałbym wręcz, że naturalnie. Na pewno nie jest to fikcja wciśnięta do książki na siłę, po to tylko, żeby udziwnić jej formę.
Historia opowiedziana w tej fikcyjnej części jest symboliczna i jest też niejako emanacją Jante oraz komentarzem do tytułu „nie myśl, że uciekniesz”. Bez niej ta książka byłaby z pewnością uboższa, a jej przekaz mniej wyrazisty.
Gdy dowiedziałem się o Jante, pomyślałem, że to ono jest tym kurzem, w którego nieistnienie uwierzyłem. Rysą na krysztale, zakalcem w cynamonowej bułeczce, łyżką dziegciu w misce lukru.
//
Dopiero tu [...], idąc w stronę zimnego jak lód mostu, zrozumiałem, o co chodzi z tym światłem w duńskich domach. Zawsze je podziwiałem. Teraz uświadomiłem sobie, że jego urok polega na tym, że zawsze jest go akurat tyle, ile powinno być. Tyle, le sami potrzebują. Wyznacza krąg ciepła i nic więcej.
// Jespersen pisze, że Duńczycy są jak ludzie siedzący przy ognisku - ramię w ramię, ciasno, plecami do groźnej ciemności. Ogrzewają się, dają sobie nawzajem poczucie bezpieczeństwa i wspólnoty. Taka wspólnota nie jest skierowana przeciwko żadnemu konkretnemu wrogowi, ale stanowi ochronę przed nieznanymi siłami, które mogłyby jej zagrozić i zburzyć jej jedność.
//
Wielu Duńczyków ma ochotę powiedzieć żyjącym u nas muzułmanom, że powinni być wdzięczni, że ich przyjęliśmy. I że w związku z tym powinni być tacy jak my. Jesteśmy ciągle dość jednolitym krajem, lubimy robić wszystko tak samo. Ramy normalności w Danii są bardzo wąskie. Gdy pojawia się ktoś, kto robi coś inaczej, na przykład nie je wieprzowiny, to traktujemy to jak krytykę. Nie podoba ci się u nas? Myślisz, że jesteś lepszy? To wynocha. Przyjmij nasz sposób życia albo znikaj.
Między "Uciekinierem...", a tą książką zrobiłam sobie chwilę przerwy i myślę, że to dobrze zrobiło na mój punkt widzenia. Springer jak zwykle nie zawiódł. "Dwunaste" samo w sobie napisane jest jakby było ucieczką, spaja w sobie tak naprawdę 4 rozdziały, które próbują się dogonić i skleić w jedną całość. Może tak właśnie chce być prezentowane Jante. Jako całość. Widać jednak, że Jante nie jest jednością, a czymś rozerwanym na strzępy i rzuconym na wszystkie strony świata. Dla osób rozpoczynających kontakt z literaturą skandynawską ta książka to must have, bo idealnie obrazuje dlaczego autorzy północy piszą w tak charakterystyczny sposób.
"Prawo Jante powstało by podważyć samo siebie. To nie jest tylko opis "ciemnego oblicza społeczności", ale raczej sposób, w jaki sposób społeczeństwo próbuje sobie poradzić z ciemnością."
Springer w tej książce bawi się mieszając różne formy literackie- na początku ciężko mi było się w tym odnaleźć, ale w miarę dalszego czytania wszystko stawało się coraz bardziej jasne i spójne ze sobą. Prawo Jante możemy odnaleźć nie tylko w Danii, według mnie Jante jest w nas. Oczekujemy by ludzie postępowali zgodnie z konformistycznymi normami ustalonymi przez daną społeczeność i linczujemy gdy pewne jednostki nie dostosowują się do tego. Springer w świetny sposób pokazuje swoją drogę odkrywania prawa Jante oraz mrocznego oblicza Danii i krajów skandynawskich, o którym się nie mówi. Zwłaszcza w dobie mówienia o szczęśliwości społeczeństw krajów północy, hygge i tego hype'u na państwa skandynawskie. Jednocześnie zmusza do zastanowienia się czy Jante nie występuję też w Tobie, w twoim najbliższym otoczeniu. Było to moje pierwsze spotkanie ze Springerem, ale czuję się urzeczony formą jaka ma ta książka oraz sposobem narracji i stylu pisania autora. Polecam mocno.
PS Zdjęcia są przepiękne i dodają klimatu reportażowi.
Spodziewałem się czegoś innego i pierwsze strony nawet to zapowiadały, jednak później autor jakby sam nie wiedział o czym chce pisać. Liczyłem na większą korespondencję z "Uciekinirem..." i jego autorem. Mimo to trzeba docenić styl jakim książka jest napisana (i piękną czcionkę, której poświęcony jest jeden z rozdziałów!), który na pewno nie zniechęca do Springera. Nie była to zła lektura, ale niestety krążąca wokół sedna.
Po lekturze mam mieszane uczucia, i są one raczej negatywne. Można odnieść wrażenie, że książka krąży wokół prawa jante, a próbom jego wyjaśnienia podejmowanym przez autora brakuje "kropki nad i". Pozytywów książki jest według mnie mało: badacz zbierający materiały źródłowe spisał się na medal (wycinki z artykułów prasowych były różnorodne i wyczerpujące), a sposób, w jaki pisze Springer jest przyjemny w odbiorze. Niestety, było dużo rzeczy, które mnie wręcz drażniły - zaczynając od całej fikcyjnej historii z Ole, poprzez bardzo częste i gęste cytowanie powieści Sandemose, a kończąc na wstawkach o mostach, które z tematem książki nie miały absolutnie nic wspólnego. Te kwestie zepsuły mi ogólny odbiór książki - do tego stopnia, że nie zagości ona na długo w mojej pamięci.
To moja druga książka po 13 piętrach – niestety, nie zrobiła już na mnie tak pozytywnego wrażenia. Wzbudziła raczej przeciętne odczucia, mimo formy, która z jednej strony jest artystyczna, a z drugiej – nadmiernie przeintelektualizowana.
Wiele ciekawych myśli gdzieś się gubi. Początek zapowiada się obiecująco – szczególnie wyjaśnienie genezy prawa Jante – ale w połowie książki ma się wrażenie, jakby autor sam nie do końca wiedział, o czym chce pisać. Całe to prawo zostaje ostatecznie mocno spłycone i rozmyte. Nie wiem, czy taki był zamysł, a może po prostu czegoś nie zrozumiałem?
Dania powszechnie kojarzy się z hygge, szczęśliwymi ludźmi, łatwością współżycia i cenieniem sobie czasu wolnego, dobry work life balance i w ogóle idealnym krajem do życia. Prawo Jante praktycznie nie istnieje w świadomości przeciętnej czytelniczki czy czytelnika, ja wprawdzie o nim słyszałam, ale bez większych szczegółów.
Przeczytane 2 tygodnie temu, ale nie miałam czasu napisać recenzji. Miała być dłuższa i dokładniejsza, ale już mi umknęło, co chciałam w niej zawrzeć. W każdym razie – podchodziłam do tej książki dość sceptycznie, bo myślałam, że mnie nie zainteresuje tematyką, a tu niespodzianka. Czytało mi się to dobrze i z chęcią sięgnę po kolejne tytuły autora.
Gdzieś w trakcie pisania tej książki być może przyszło do głowy autorowi, że w sumie nie ma on do końca o czym już pisać, że choć temat kultury duńskiej jest ogromnie interesujący (zwłaszcza w zestawieniu z fantastyczną renomą jak ma cały region), to gdzieś brakuje tu zaczepienia... ale jednak. Pan Springer umiejętnie operuje nie tylko słowem ale i formą. Trochę powymyślał, przyznając się do tego praktycznie wprost, trochę poprzecinał ciekawostkami - efekt jest co najmniej apetyczny, mimo że przecież ponury jak sam Sandemose.
Springer zaprasza nas w podróż przez ponad 200 stron ludzkich opowieści, by za kotarą z hygge, cynamonowych bułeczek, lego i dobrego designu ukazuje oblicze Duńczyków odmienne od tego, którym karmią nas na codzień media i poradniki.
Okazuje się, że nic nie jest takie jakim zostało odmalowane, a pojęcie prawa Jante będące główną osią historii, może wydać się nam zaskakująco bliskie, zwłaszcza w realiach dzisiejszej Polski.
Miejscami ciekawa, lecz ogólne wrażenie słabe. Wydaje mi się, że autor miał niezły pomysł, jednak w trakcie okazało się, że nie jest w stanie napisać tego, co chciał, ale książka i tak powstała.
Największą zaletą tej książki jest to, że zostawiła we mnie głód na więcej, zarówno tematu Jante i Sandemose, jak i pozostałych książek Springera na inne tematy ze względu na fantastyczny warsztat autora.
Poszukiwanie sedna Janteloven pozostawia jednak pewien niedosyt, w związku z tym, że duża część historii opiera się na próbie znalezienia człowieka, który wyraźnie odmawia współpracy. Tak jakby zabrakło innego materiału przydatnego do wypełnienia treści. Bardzo brakuje mi podsumowania czy te wszystkie liczne opisane mosty zasypały już przepaść pomiędzy tymi, którzy nadal mieszkają w potencjalnym Jante, a tymi którzy uciekli? Rzutuje to na moją ocenę książki, bo trudno mi stwierdzić, co jest w niej reportażem, a co fikcją.
Czy niedosyt materiału wynika z tego, że reprezentanci środowiska, uznającego Jante za istotne zasady, całkiem już zniknęli, wyprowadzili się, uciekli? Miejmy nadzieję, że tak, bo przedstawiona niechęć do zmiany, różnic, inności jest dusząca i nie pozwala na postrzeganie zła dziejącego się u sąsiadów za oknem, bo "tak już po prostu jest".
Choć myślę, że nie było intencją autora pisanie książki przez jakikolwiek pryzmat polskości, ze smutkiem zauważam dużo podobieństw pomiędzy opisanymi historiami a tymi z polski zaściankowej, opornej zmianom. Do puli opowieści można by dorzucić te o powrocie na wieś i byciu skarconym za używanie "zbyt inteligentnych słów" sprawiających, że jest się postrzeganym jako człowieka próbującego być lepszym niż wspomniani "my", tutejsi. "Nie sądź, że jesteś mądrzejszy od nas" można z łatwością podmienić na "Nie próbuj niczego, co mogłoby sprawić, że poczujemy się gorsi od ciebie". Prawdopodobnie nikt by się nie zorientował, że to zgniłe jajko pochodzi skądś indziej.
Przez książkę bardzo szybko się płynie, samo wydanie jest bardzo estetyczne, pełne zdjęć i Jante wizualnie przedstawionego na różne sposoby. Generalnie polecam, choć ostrożnie. Wydaje mi się, że po lekturze "Uciekiniera..." Sandemose lektura może być znacznie ciekawsza. Mi niestety trafiła się odwrotna kolejność.
Filip Springer w książce Dwunaste: nie myśl, że uciekniesz podejmuje próbę odnalezienia mitycznego miasteczka Jante. Jednak Jante to nie konkretne miejsce, lecz stan umysłu. To zbiór niepisanych zasad, które tłumią indywidualizm i promują konformizm w społeczności.
Prawo Jante w Danii może wydawać się sprzeczne z jej progresywnym wizerunkiem, ale w rzeczywistości Jante może być wszędzie – również w Polsce. Bo Jante to nie miejsce, lecz ludzie. To prawo rządzące małymi, zamkniętymi społecznościami, w których albo dostosowujesz się do ogółu, albo spotykasz się z ostracyzmem, niechęcią – w najlepszym wypadku z milczeniem.
Forma książki jest ciekawa i spójna z jej treścią (również tekst o mostach, które łączą nie tylko dwa lądy, ale przede wszystkim ludzi). Uważam że sama forma wzmacnia refleksję nad tematem. Autor dotyka istoty zjawiska, nie będąc przy tym zbyt dosłownym. Dociera do osób, na których prawo Jante miało wpływ w życiu.To nie tylko podróż po Jante i Danii, ale także w głąb samego siebie.
Mimo bardzo średnich opinii o książce, ja uważam, że jest dobra. Myśle, że to też zależy od gustu i upodobań literackich. Jak też przeczytałam w jednej z opinii, każdy ma takie swoje Jante, przed którym ucieka, choć nie zawsze ta ucieczka jest możliwa, bo Jante wraca, prędzej czy później.
Jestem zauroczona, na moją listę "Wants to read" trafia "Uciekinier" Sandemosego, chce się zagłębić w ten temat, bo bardzo mnie zainteresował.
Sama sobie potwierdziłam, żeby nie oceniać książki po okładce, ale też nie brać za bardzo do siebie opinii innych i przekonać się na własnej skórze, czy to będzie to.
Jedynym, co trochę mi przeszkadzało, to lekki chaos jak chodzi o rozdziały, czasami mieszały mi się wątki. Ale ciekawe były te o mostach, konstrukcje mostów bardzo mnie fascynują, więc te fragmenty były intrygujące.
Prawo "Jante" jest w całej Skandynawii powszechnie znane, choć na świecie Dania najbardziej kojarzona jest z innym słowem. Chodzi oczywiście o "Hygge", które opisuje skandynawską koncepcję zadowolenia i przytulności, cieszenia się prostymi przyjemnościami i to ważna część duńskiej kultury i stylu życia. Podobno to właśnie dlatego Duńczycy należą do najszczęśliwszych ludzi na świecie. Po przeczytaniu tej książki w głowie czytelnika pojawia się jarzące się niczym neon pytanie: czyżby? Książka „Dwunaste: nie myśl, że uciekniesz” Filipa Springera zostawia rysę na sielskim obrazie Danii i Duńczyków, do jakiego byliśmy przyzwyczajani.
Jestem pod wielkim wrażeniem kunsztu pisarskiego autora. Kompozycja, język i stylistyka genialnie dobrane do tematyki. I wszystko byłoby na 5, gdyby nie...nazbyt, w moim skromnym odczuciu, czarno-białe przestawienie "plemienia" duńskiego. Fascynująca tematyka prawa Jante z pewnością miała, ma i będzie miała? wpływ na mieszkańców tego obszaru kulturowego, ale wydaje mi się dość niesprawiedliwe zaszufladkowanie całego społeczeństwa do jednej przegrody,...a takie właśnie po lekturze odniosłam wrażenie. Wrażenia wrażeniami, ale lektura przednia. Polecam!
Mam mieszane uczucia: z jednej strony, Springer pisze niezawodnie i w ten bardzo uwodzący sposób (co czasem pozwala mu na przemknięcie nad pewnymi argumentami lub faktami, ale przymknijmy na to oko), z drugiej jednak część książki jest fikcją i to jeszcze stworzoną w nieco naiwnej konwencji (listy do Ole i ten milczący dialog między nimi są konwencjonalne i po prostu naiwne). Z wszystkich książek Springera (jak dotąd), ten eksperyment wypada więc najsłabiej.
Ktoś tu zapatrzył się/za dużo przebywał z Nie ma Szczygła i wyszło mu to nienajlepiej (podobnie jak — moim zdaniem — nieczytable Nie ma. Na szczęście nie w 100%, i coś jednak ze springerowego stylu zostało, za co 2 gwiazdki. Minus za brak zdjęć do opisywanych mostów. Jacha, mogę googlnąć, ale to się kończy lądowaniem na końcu internetu, a mnie chodziło tylko o wygląd, choćby na miniaturze.
Jedyne, co pomogło mi przemęczyć tę irytującą książkę to moja absurdalna i bezwarunkowa fascynacja wszystkim co skandynawskie. Czy natomiast lektura "Dwunastego..." jakkolwiek moją wiedzę wzbogaciła, poszerzyła, uzupełniła? Nie. Największą moją rozrywką podczas lektury było rozszyfrowywanie złożeń w duńskich nazwach mostów. Co jest, no wiecie, dosyć nudne dopóki nie robi się doktoratu z językoznawstwa.