Po popularności „Opowieści wigilijnej” Charlesa Dickensa, w wiktoriańskich gazetach i czasopismach często pojawiały się opowieści o duchach w czasie świąt Bożego Narodzenia, a czytanie ich przy świecach lub przy kominku stało się coroczną tradycją. Zbiór świątecznych opowieści grozy reprezentuje mieszankę różnorodnych stylów i motywów wspólnych dla wiktoriańskiej fikcji o duchach i obejmują dzieła niegdyś popularnych autorów, takich jak Elizabeth Gaskell, Edith Wharton, M.R. James, F. Marion Crawford czy Andrew Haggard, a także wkład anonimowych lub całkowicie zapomnianych pisarzy.
Various is the correct author for any book with multiple unknown authors, and is acceptable for books with multiple known authors, especially if not all are known or the list is very long (over 50).
If an editor is known, however, Various is not necessary. List the name of the editor as the primary author (with role "editor"). Contributing authors' names follow it.
Note: WorldCat is an excellent resource for finding author information and contents of anthologies.
Cieszę się, że na koniec roku mam dla was taką perełkę! Książkę, o której niemalże marzyłam i proszę bardzo – Wydawnictwo Zysk i S-ka, ponieważ widać ma dar czytania w myślach (co, jak dobrze to przemyśleć jest troszkę niepokojące), wypuściło we świat, a dokładnie w Polskę „WIGILĘ pełną duchów”, czyli zbiór klasycznych, angielskich opowiadań o zjawiskach… paranormalnych, że się tak wyrażę. I tak! Jestem zachwycona, kocham takie klimaty od dziecka! Dobrze czytacie – od dziecka! Zawsze uwielbiałam nie tylko czytać, oglądać, słuchać opowieści o duchach, ale i wprost pasjonowałam się ich tworzeniem i (jak mniemam) straszeniem przyjaciół. I to od naprawdę małego dziecka… Więc chyba już nie muszę bardziej wam udowadniać mojej radochy płynącej z tejże lektury. Zatem przejdźmy do poszczególnych wzruszeń, z każdej jednej opowieści, po kolei, bez pomijania, bo każda była fantastyczna. „Dom pod Włoski Orzechem” Mrs. J.H. Riddell, to pierwsze opowiadanie w tym zbiorze i zaraz, wprost od pierwszych zdań, a nawet słów, oczarowało mnie klimatem. Lecz kto nie lubi opowieści o nawiedzonych domach? No kto?! Tutaj mamy ducha strasznego, ducha, który chyba najbardziej potrafi wpłynąć na naszą wyobraźnię – bo jest to dych dziecka. Tak! Małego chłopczyka błąkającego się po wielkiej, opuszczonej posiadłości, a nowy właściciel musi sobie jakoś z nim poradzić – nie ma rady. Przede wszystkim historia ta urzekła mnie klimatem i świetnym stylem, ale i faktem, iż pod przykrywką zjawiska nadprzyrodzonego przekazano nam, czytelnikom ważną opowieść, smutną opowieść – opowieść o okrucieństwie i krzywdzie. Warto. „Duch panny młodej” Andrew Haggard, jest opowieścią ciekawą, ujętą jakby za nogi, na odwrót, a już przecież sam tytuł zdaje się wystarczająco intrygujący, by połknąć tekst jednym haustem. Jest to też historia, która mnie wzruszyła, może nie do łez, tylko tak subtelniej, delikatniej, ponieważ mówi o miłości, która przekracza wszelkie granice. Z jednej strony mnie zasmuciła i wzruszyła, a z drugiej wlała w me serce radość i nadzieję. To ładne opowiadanie, które na pewno zostanie z wami na dłużej. „Modlitwa Sir Hugona” G.B. Burkin, to jeden z moich ulubionych tekstów zamieszonych w „WIGILII pełnej duchów”, choć chyba zarazem najkrótszy i wcale nie najlepszy od strony literackiej – lecz zdecydowanie najbardziej uroczy w całym zbiorze. Z marszu poznajemy tu dwa, stare duchy zamku, pewnej posiadłości i są to duchy wielce rozgadane, trochę zgorzkniałe, ale zdecydowanie posiadające poczucie humoru i wielkie serca (pomimo iż nie wiem, czy duchy serca wciąż mają – ale te miały, przynajmniej te duchowe serca). Zachęcam byście je poznali, przynajmniej na kartach tej książki, bo rozumiem, że możecie się bać spotkać ducha naprawdę. „Opowieść starej piastunki” Elizabeth Gaskell jest chyba jednym z najbardziej dopracowanych opowiadań, z wyśmienicie oddanym klimatem grozy i klątwy, jaką żywy ściągnął na siebie poprzez złe uczynki, grzechy, okrutne zachowanie wobec swych bliźnich, a nawet bliżej – wobec swych bliskich. Historię tę poznajemy z opowieści (jak sam tytuł wskazuje) starej piastunki, kogoś, kogo dzisiaj nazwalibyśmy nianią. Ta kobieta miała za zadanie opiekować się dzieckiem, dziewczynką, która została sierotą i obie musiały wyruszyć do jej krewnych. Ponownie znajdujemy się w angielskim dworze, gdzie jedno skrzydło jest na stałe zamknięte, niedostępne dla nikogo a tajemniczy duch dziecka zwodzi małą podopieczną i wystawia na śmiertelne zagrożenie. Lecz dlaczego? Odpowiedzi na to pytanie należy szukać w przeszłości, przeszłości strasznej i haniebnej. „Duch lalki” F. Marion Crawford i przy tym opowiadaniu muszę napisać, że jedna z zawartych w nim scen jest dosłownie przerażająca, chyba najstraszniejsza ze wszystkich, jakie ta książka posiada. Nie piszę, że to jest strach, który nie pozwoli wam zasnąć, bo te historie są w starym, dobrym stylu, który nie przeraża tak, jak to teraz przerażać potrafią nawet kiepskie horrory, ale budzi niepokój i zmusza do refleksji (a ja o wiele, wiele bardziej cenię takie właśnie pisanie i takie właśnie opowieści). „Duch lalki” wpływa na wyobraźnię czytelnika, mocno zarysowuje się w pamięci i bardzo łatwo sobie wyobrazić opisywane zdarzenia. Jest to też opowieść nieoczywista, gdzie zło wcale nie płynie z zaświatów, a dobro można znaleźć tam, gdzie człowiek najpierw zobaczył strach i trwogę. „Wrzeszcząca czaszka” F. Marion Crawford no i moi kochani, jakoś tak mi się wydaje, że jest to moje ulubione opowiadanie z tej książki. Jest jeszcze jedno, które walczy o pierwsze miejsce, ale „Wrzeszcząca czaszka” zdecydowanie mnie ujęła. I to nic, że jest nieco absurdalnie, że czasem nawet śmiesznie, że kompletnie nieprawdopodobnie – to nic, bo to jest diabelnie dobre! („diabelnie”, to myślę dość udane słowo) Podoba mi się w nim oczywiście klimat, bohaterowie, akcja, fabuła i rzecz jasna sama czaszka, która… no cóż… lubi sobie powrzeszczeć. Lecz najlepszym ze wszystkiego jest zakończenie. I zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest najlepsze opowiadanie, że nie jest najlepiej napisane i co ważniejsze, że sama historia jest tutaj mocno naciągana, lecz mimo to, a może ze względu na to, podobało mi się. Ach i płynie z niego pewna nauka, że może czasem lepiej miej mówić, gdyż konsekwencji naszych słów nie znamy, a one mogą być mocno wstrząsające. „Górna koja” F. Marion Crawford, jest trzecim i ostatnim opowiadaniem tej autorki, autorki, która niewątpliwie potrafi budować napięcie. Lubię bardzo, gdy akcja dzieje się na statku, a tutaj tak właśnie się stało. Ponownie mamy odpowiednią atmosferę (choć nieco wilgotną i zatęchłą, ale przecież w opowieści o duchach to atmosfera doskonała i nader pożądana). Mamy też koję, z naciskiem na g ó r n ą. Ciekawa jest też niemożność zwalczenia klątwy, ducha, zjawy, nieboszczyka. To tak „walka z wiatrakami” i mocno namawiam do stoczenia jej wraz z bohaterem tej krótkiej historii. „Kapitan „Gwiazdy Polarnej”” Arthur Conan Doyle i tak, to ten Doyle, od wspaniałego Sherlocka i to to opowiadanie, które idzie łeb w łeb z „Wrzeszczącą czaszką, choć uczciwie przyznam, że jest lepsze od niej i pod względem historii i pod względem stylu. To znakomite opowiadanie w formie dziennika pokładowego, który prowadził pewien młody lekarz na statku wielorybniczym. Mamy tutaj niezwykle mroźną, ponurą i dramatyczną opowieść, z której wyłania się szaleństwo, ale i ogromna tęsknota za czyś, co zostało dawno stracone, co odeszło, umarło i już wracać nie powinno… a jednak… Wyśmienite pióro, którego nie trzeba przedstawiać, zniewalająca historia, groźne morze i zjawa, która niesie smutek i żal. Jest też oczywiście kapitan, człowiek tajemniczy, nieobliczalny, silny i zarazem słaby, szalenie inteligentny i szalenie… szalony. Tak, ten tekst jest świetny! Świetny! „Później” Edith Wharton ma w sobie coś dziwnego, ma w sobie (oczywiście) ducha, jednak niejednoznacznego i dla każdego – innego. To opowieść o zemście… choć nie wiem czy zemście, czy raczej karze, lub sprawiedliwości. Nazwijcie to jak chcecie, ale jakkolwiek tego nie nazwiecie, to przyjdzie… nie teraz… ale przyjdzie… później. „Jesion” M.R. James - mogło byś świetne, ale było tylko dobrze, bo końcówką autor nieco przeszarżował, a i pewien rodzaj usprawiedliwienia popłyną dla procesów czarownic. Bez dwóch zdań, to zostało napisane fantastycznie, sprawnie, z polotem, tylko ta końcówka… cóż, byłaby idealna, gdyby nie pewien ludzki element… zwyczajnie tego było już za dużo i opowiadanie straciło wiarygodność (o ile można w przypadku takich opowiadań w ogóle mówić o wiarygodności). Lecz straszne jest, to na pewno, ma w sobie grozę, tylko że groza bardziej płynie od żyjących niż umarłych (moim zdaniem). „Duch skarbca” Emily Arnold, to kolejne opowiadanie, które zaliczam do tych najbardziej udanych. Wyjątkowo przypadło mi do gustu, może nie od początku, ale w miarę czytania uznałam, że jest mocne i co ważniejsze, bardziej niż na strachu bazuje na nadziei. Jego główna bohaterka, osoba wyjątkowo podatna na doznania „paranormalne” zmuszona jest „współpracować” z pewnym duchem, duchem, który za życia miał wiele za uszami, ale i niemiło skończył, lecz teraz może się odwdzięczyć… naprawdę może się odwdzięczyć stokrotnie. „Nekromanta – duch a czarna magia” Isabella F. Romer jest ostatnim opowiadaniem z tego zbioru i również bardzo „miło” przy nim spędziłam czas. Nie będziecie się tutaj niczego bać, ale doświadczycie zawodu, który nie będzie zawodem z opisanej historii, tylko zawodem płynącym z rozczarowania drugim człowiekiem – moim zdaniem najgorszy zawód z możliwych. Mamy tutaj chciwość, kłamstwa, duże pieniądze i mord, okrutny, bardzo okrutny. Tak oto prezentuje się „WIGILIA pełna duchów”. Uważam, że jest to wyjątkowo udana prezentacja. Na koniec zauważę, ze sporą satysfakcją i nawet dumą, że większość z tych opowieści napisały kobiety. Cieszy mnie ta przewaga, zwłaszcza, że i ja uwielbiam takie klimaty (o czym już przecież pisałam). Brawo Wydawnictwo Zysk i S-ka! Jestem wdzięczna za tę książkę. Ozłociliście mi czas.
Klasyczne, XIX-wieczne opowiadania niesamowite najłatwiej dziś odnaleźć w znakomitej, liczącej już kilkadziesiąt tomów “Bibliotece Grozy” wydawnictwa C\&T. Seria ta gromadzi autorskie zbiory wszystkich największych (i sporo mniejszych) twórców literackiej grozy tamtej epoki.
Ale, trochę po cichu, własną serię odpaliło wydawnictwo Zysk. Seria ta, nazywana czasem „wigilijną” (od tytułów pierwszych tomów), zbudowana jest inaczej — na zasadzie antologii — przypominając w tym zbiory „opowieści z dreszczykiem” publikowane jeszcze w PRL. Dzisiaj mamy już bodaj czy nie dziewięć tomów, a spodziewać się można kolejnych.
“Wigilia pełna duchów” to pierwszy tom serii — i nim dziś chcę się zająć.
Antologie są trochę jak „fasolki wszystkich smaków” — obok pyszności trafiają się i mniej zjadliwe propozycje. Podobnie jest i tutaj. Sedno tomu tworzy korpus bardzo znanych, często antologizowanych, znakomitych klasyków grozy, obudowany mniej znanymi (i mniej znaczącymi) tekstami — w większości słusznie dziś zapomnianymi, które Zysk głęboko wygarnął chochlą z samego z dna i do tych przebojów dorzucił.
Warto zatem skupić się na tym „core”, na najciekawszych opowiadaniach kolekcji, nb. wszystkie one zostały już wcześniej wydane w ramach *Biblioteki Grozy* C&T jako samodzielne zbiory poszczególnych autorów.
Sygnał do ataku daje Elizabeth Gaskell i jej najbardziej znany tekst *Opowieść starej niani* — 7/10. Młoda dziewczyna, zatrudniona jako opiekunka, trafia ze swą pięcioletnią podopieczną do ponurego domostwa zamieszkałego przez starą krewną dziewczynki. Nocami, czasem, na organach przygrywa „duch starego barona”. Zimową porą duch małej dziewczynki zaprasza podopieczną na zewnątrz — w rezultacie dziecko mało co nie zamarza. Niania odkrywa ponurą tajemnicę rodzinną i tożsamość ducha dziecka. Gaskell pisała w stylu późnego gotyku i wczesnej ghost story i “Opowieść…” jest znakomitym tego przykładem. Całkiem creepy, zasłużone miejsce w kanonie.
Dalej mamy aż trzy opowiadania F. Marion Crawforda. O ile “Duch lalki” (6/10) jest dość przeciętny (tytułowy duch naprawionej lalki naprowadza lalkarza na ślad jego córki, która znikła bez śladu — dość banalne i słabo zakończone, ale moment, kiedy lalka straszy mężczyznę, bardzo udany), to dwa kolejne — “Wrzeszcząca Czaszka” (8/10) i “Górna Koja” (8/10) — to prawdziwe perły, wyjątkowo mocne jak na czas swego powstania. “Czaszka” to ponura, złowroga opowieść o morderstwie — mąż zabija niekochaną żonę, a czaszka tejże żony prześladuje go i jego kompana, odpowiedzialnego za poduszczenie do zbrodni. Z kolei “Koja” to rasowy morski horror — opowieść o nawiedzonej kajucie na statku i walce pasażera z pojawiającym się w niej, cuchnącym morską wodą widmem.
Następną perłą XIX-wiecznej grozy jest świetne, niejednoznaczne opowiadanie Edith Wharton “Później” (8/10). Para przybyszów z Ameryki kupuje angielską posiadłość. Jak to Amerykanie — chcieliby mieć „swojego ducha”. Sprzedająca informuje, że owszem, taki duch się pojawia — ale o jego obecności nawiedzona osoba dowiaduje się dopiero “później”. Pierwsze chwile są wesołe i szczęśliwe, ale pewnego dnia, po spotkaniu z jakimś przechodniem, mąż wychodzi z domu i znika bez śladu. Wyjaśnienie tajemnicy kryje się w przeszłości…
No i do kompletu — wspaniały, makabryczny “Jesion” M.R. Jamesa (9/10). Jest angielska posiadłość, jest w niej „przeklęty” pokój, w którym kilkukrotnie dochodziło do niewyjaśnionych, straszliwych śmierci mieszkańców. Jest też tajemnica z przeszłości — spalona na stosie czarownica, która rzuciła klątwę na ród swoich prześladowców. Perfekcja.
Zawodzi tylko “Kapitan Gwiazdy Polarnej” Arthura Conan Doyle’a (5/10) — nieprzekonująca ghost love story, w której opętany wspomnieniem zmarłej ukochanej kapitan widzi jej ducha przywołującego go spomiędzy arktycznych lodów.
Pozostałe opowiadania to właśnie te wygrzebywane z dna kotła „resztówki” — nawet dość przyjemne w lekturze, ale zbyt błahe, by zapamiętać je na dłużej i większą uwagę im poświęcać. Duchy będą tu żartobliwe (w klimacie “Ducha Canterville’ów” — “Modlitwa Sir Hugona”, “Duch Panny Młodej”), lub sentymentalne (“Pod Włoskim Orzechem”, “Duch Skarbca”).
Generalnie — jeśli ktoś kolekcjonuje “Biblioteczkę Grozy”, to zbiór Zyska nie ma większego sensu. Jeżeli jednak nie — to w “Wigilii pełnej duchów” znajdzie się cała masa nieśmiertelnych, wciąż robiących wrażenie i skutecznie straszących klasyków. Dla tych omówionych powyżej - warto.
W okolicach Świąt Bożego Narodzenia na rynku wydawniczym pojawia się mnóstwo powieści produkowanych niemalże masowo – ze śniegiem, miłością, choinką i innymi banałami w tytule. Przy takiej ilości słodyczy makowiec już zwykle nie jest potrzebny. Gdybyście jednak szukali jakiejś literackiej alternatywy w świątecznym klimacie, to mam dla Was propozycję – zbiór opowiadań o duchach w wigilijnym wydaniu.
Od razu powiem, żeby była jasność: akcja opowiadań nie zawsze dzieje się w Święta. Nie jest to kolejne powielanie dickensowskiej "Opowieści wigilijnej". Jednak literatura wiktoriańska ma w sobie coś co sprawia, że najlepiej czyta się ją późną jesienią lub zimą, z kubkiem gorącej herbaty i ciepłym kocykiem na podorędziu. "Wigilia pełna duchów" to zbiór bardzo klasycznych historii o zjawiskach nadprzyrodzonych. Przywodzą one na myśl miejskie legendy lub straszne opowieści, które opowiada się nocą przy ognisku i w innych sprzyjających poczuciu grozy okolicznościach.
Poziom opowiadań jest zróżnicowany – jedne są bardzo angażujące i czyta się je z przyjemnością, ale zdarzyło się jedno rozwlekłe i nieciekawe. Na pewno nie są to historie, które byłyby w stanie przestraszyć współczesnego czytelnika, ale było w nich coś naprawdę zaskakującego – wbrew oczekiwaniom nie wszystkie miały charakter moralizatorski. Część z nich była napisania dla czystej grozy, a nie ku przestrodze.
W bardzo wielu historiach widoczna jest walka między rozumem, a wiarą w zjawiska nadprzyrodzone. Zdarza się, że bohater próbuje utrzymać postawę człowieka racjonalnego i odważnego (co cały czas podkreśla), by ostatecznie ulec i uznać, że miał okazję obcować z duchem.
Do lektury na pewno zachęcają bardzo dobre tłumaczenia, oddające ducha epoki. Tym samym zarówno w warstwie fabularnej jak i dzięki przekładowi otrzymujemy kwintesencję prozy wiktoriańskiej, co na pewno ucieszy jej wiernych miłośników. Jeśli szukacie lektury, która dobrze sprawdzi się w świątecznym okresie, ale niekoniecznie macie ochotę na kolejną romansową papkę, "Wigilia pełna duchów" powinna okazać się dobrym, nawet jeśli nieco niekonwencjonalnym, wyborem.
Bardzo nierówny tom. Po pierwsze, wbrew tytułowi, nawiedzania w zebranych opowiadaniach nie mają wiele wspólnego z Bożym Narodzeniem (tylko jedno opowiadanie odwołuje się do niego bezpośrednio), ba, nawet akcja nie rozgrywa się zimą. Ale nie mam pretensji, bo trafiło tu kilka moich ulubionych opowiadań.
"Dom pod Włoskim Orzechem" jest zasadniczo nudne jak diabli, "Duch panny młodej" - zabawne przez skomplikowane spirytualistyczne wierzenia epoki potraktowane serio, "Modlitwa sir Hugona" to zamierzona parodia opowiadania o duchach. I to pierwsze trzy historie, przez które można stracić nadzieję, czy w tomie znajdzie się coś wartościowego.
Ale potem mamy "Opowieść starej piastunki" Elizabeth Gaskell, jedną z najbardziej klasycznych XIX-wiecznych opowieści o duchach, pełną przejmujących obrazów. Potem są trzy opowiadania Francisa M. Crawford, które pierwszy raz czytałam w tłumaczeniu. "Duch lalki" jest okej, ale bardzo konwencjonalny, następnie "Wrzeszcząca czaszka", jedna z najbardziej przerażających historii o duchach, jaką znam. Wszystko w niej jest świetne: tempo, stopniowanie napięcia, sposób opowiadania, stan emocjonalny narratora, rozwój wypadków... Mistrzostwo. I na koniec "Górna koja", podpadająca już w lovecrafowską estetykę, czy ogólnie w estetykę weird fiction. Arthur Conan Doyle i "Kapitan Gwiazdy Polarnej" też wypada bardzo konwencjonalnie. Ale na deser mamy "Później" Edith Wharton, kolejną przejmującą opowieść z bezbożnego życia wyższych sfer i ich marszu po trupach do celu. I kolejny z moich faworytów, czyli "Jesion" M. R. Jamesa, opowiadanie, które uwielbiam od dawna, coś zdecydowanie nie dla arachnofobów. I dwa kończące, "Duch skarbca" i "Nekromanta - duch a czarna magia" to znowu bardzo konwencjonalne opowiadania. Czy warto inwestować w zbiór dla czterech naprawdę dobrych opowiadań? Raczej warto przeczytać je osobno. Szczególnie "Wrzeszczącą czaszkę"!
Nie wiem dlaczego to robię, przecież nie za bardzo lubię opowiadania. A jednak wciąż sięgam po kolejne zbiory. W tym przypadku nie mogłem się powstrzymać, bo zbiór opowiadań grozy na okoliczność Świąt Bożego Narodzenia brzmi wyśmienicie. Niestety już po lekturze tak wyśmienicie nie jest.
'Wigilia pełna duchów' zawiera 12 opowiadań osadzonych w czasach wiktoriańskich i mniej lub bardziej związanych z faktycznymi duchami. O świętach już nie wspomnę, bo albo ja przeoczyłem każdą wzmiankę na ten temat podczas lektury, albo zwyczajnie akcja nie toczy się podczas świąt. Z autorów, których prace zostały opublikowane w tomie znałem jedynie Sir Arthura Conan Doyle'a i to z tych historii o Sherlocku Holmesie. Tutaj mamy jednak do czynienia z zupełnie inną historią. Ciekawe, że akcja kilku opowiadań dzieje się na morzu, a nie w domu podczas wigilii. A tematycznie? Jest oczywiście nierówno i w zasadzie dwa opowiadania przyciągnęły moją uwagę i przypadły mi do gustu. Duchy czy zjawy występujące w książce mają taką przypadłość, że nie działają na szkodę ludzi, a sami zainteresowani, żyjąc w czasach wiktoriańskich bardzo spokojnie podchodzą do faktu istnienia życia po śmierci.
Najbardziej przypadło mi do gustu opowiadanie otwierające zbiór - 'Dom pod włoskim orzechem'. Wszystko tutaj gra, od miejsca, przez postaci i opisy aż do bardzo fajnego finału. A drugie opowiadanie, które mi się spodobało to 'Górna koja'. Akcja toczy się na statku, ale atmosfera gęstnieje bardzo szybko, a postaci działają bardzo racjonalnie jak na sytuację, w której się znajdują. Cała reszta to niestety dla mnie dość słabe historie.
Tytuł zbioru niemal nijak się ma do wybranych opowiadań, poza faktem, że są w większości o duchach. Ich poziom jest z resztą bardzo nie równy. Szkoda także, że w większości nie zachował się styl oryginałów.
Z jednej strony podobała mi się antologia, ale z drugiej strony czuję pewien niedosyt. Przeważnie, że ten zimowy klimat jest subtelny a czasami nawet niewyczuwalny. A tak poza tym to jest to typowy zbiór. Jedne opowiadania są lepsze a inne gorsze. Myślę, że warto sięgnąć po ten tytuł.