Pretensje – to zbiór najlepszych melonów (czyli komiksów autorstwa melona) niepublikowanych dotąd na niezwykle popularnym melonowym fanpage’u (ponad trzydzieści tysięcy obserwujących i wciąż rośnie), uzupełnionych o „best of” publikowanej twórczości. Rysunkowe melony komentują otaczającą nas rzeczywistość (nie stroniąc od kontrowersyjnych i trudnych tematów) z właściwym sobie absurdalnym humorem i dystansem (nie tylko do tematu). Popularność tego żółtego bohatera (bo melon to komiks, autor komiksów i ich bohater jednocześnie) rośnie z każdym dniem, a liczba wiernych wyznawców Ekscelencji (mała, wyjątkowo wredna postać z komiksów) jest wręcz zadziwiająca.
Dzisiaj na poważnie. Miesiąc w odosobnieniu. Jak się czujecie? Pamiętacie ten dzień, gdy po raz pierwszy powiedziano nam - siedź na tyłku? Gorączkowe myśli - co ja z sobą teraz zrobię, przecież grozi mi NUDA. Kursy online? Kupiłem kurs hebrajskiego w dwie godziny po tym, jak uświadomiłem sobie, że chwilę w tym domu posiedzę. Teatry online? Niecierpliwie przeglądałem propozycje teatralna na najbliższe dni. Spotkania autorskie? Tak! Więcej kultury! Chcemy uczestniczyć, mówiły moje synapsy. Całą głowę miałem w planach na to, co teraz zrobię - zacznę pisać książkę, każdy mail będzie odpisany i podpisany „życzę zdrowia”, ach będę tytanem samoizolacji i kwarantanny, mistrzem siedzenia na czterech literach! Przeczytam stertę wstydu zapełniającą w zaskakującym tempie wszystkie przestrzenie mojego „micro-flat”. O tym, że obiecałem sobie regularnie ćwiczyć, gotować wymyślne potrawy z makaronu, chyba nawet nie muszę wspominać. Być mistrzem home office, taki traf mi się – jak mawiał mistrz Białoszewski.
Miesiąc później. Jestem zadowolony z siebie gdy o 11 włączę komputer i zacznę pisać recenzje. Trochę nie mam z czego, bo przeczytanie do końca choćby jednej książki wymaga ode mnie tytanicznego wysiłku. Czy chociaż jestem wyspany? Marzenie ściętej głowy. Zasypiam przyzwoicie, ale budzę się na każdy ruch psa w legowisku, a poranne człapanie w kierunku mojego łóżka, by się do niego nieporadnie wgramolić, oznacza koniec snu. I tak sobie leżymy w psioludzkim stadzie do poranka, który zaczyna się wolno, z tygodnia na tydzień wolnej. Godziny dla seniorów? Proszę bardzo, próbowałem wyjść na zakupy o 9, raz mi się udało. Uczestnictwo w kulturze? Po napisaniu i nagraniu piętnastominutowego wykładu potrzebowałem trzech dni odpoczynku i kilku godzin spędzonych z wyjątkowo prostym reality show jednej ze stacji telewizyjnych. Mam za to całkiem czysto, podłogi myję, psa czeszę, nawet kremy nowe przyjechały. Nie mam dzieci, więc gdy patrzę na swoją nieporadność podziwiam was drodzy biologiczni i adopcyjni rodzice - jesteście tytanami!
Myślałem, że będę czytał „Wojnę i pokój” po raz kolejny, a może jednak zestaw lektur epidemicznych, jakieś „Dżumy”, „Miłości w czasach zarazy”, a okazuje się, że najlepszym przyjacielem w kwarantannie stała się niepozorna acz elegancko wydana książeczka z rysunkowymi historyjkami o przygodach rodziny melonów.
W komiksie „Melon. Pretensje” żółte ludziki z cienkimi nóżkami komentują naszą rzeczywistość pokazując jej absurdalność, ale ich specjalnością jest sprowadzanie wszystkiego do prostych konstatacji i dosłowne traktowanie metafor. Przygody melonów gwarantują gromkie wybuchy śmiechu, nerwowe podgryzanie wąsików gdy żart niebezpiecznie odtwarza twoje życie i dziesiątki minut spędzonych bez poczucia winy, że właśnie nie tworzy się wiekopomnego dzieła, pod którym będzie można napisać: „stworzone w czasach zarazy”.
Rysunkowe dowcipy Melona znajdziecie bez problemu w internecie, więc możecie - słusznie - spytać po co kupować książkę? Oh! Jakże inaczej się widzi te dowcipy na papierze, jakże one boleśniejsze się wydają bez otoczki przycisku „udostępnij”. A ile radości w robieniu zdjęć i wysyłaniu do znajomych, czy podtykania ich osobie współkwarantannowanej z nieznoszącym sprzeciwu nakazem „zobacz to!”. Dorastałem w latach 90. i pamiętam kretyńskie gazetki z dowcipami - kupowałem je namiętnie, bo jeszcze nie wiedziałem, że seksizm i antysemityzm są podstawą połowy z nich. Przez to doświadczenie jestem bardzo krytyczny wobec przenoszenia nawet najlepszych dowcipów powstających „do internetu” na papier. Ale Melon właśnie w drukowanej postaci odsłania swoją głębię, bo gdy przestajemy się śmiać czytamy go jako opowieść o nas samych, o tym czego się boimy, jak rozmawiamy z innymi, jak bezradni często jesteśmy wobec rzeczywistości. Na szczęście gdy już nam się robi naprawdę smutno, za oknem drzewa zielenieją się, a my odświeżamy „koronanewsy” i „koronawirus relacja na żywo”, sięgamy po kolejny rysunek i już na chwilę jest lepiej.
Drogi Melonie - ratujesz mi życie na kwarantannie! Sprzedaj się w milionach, niech reklamodawcy zabijają się o Twoje rysunki, żyj nam wiecznie!
Mam wrażenie, że w całym tym zbiorze spodobało mi się dosłownie z dziesięć, maksymalnie piętnaście komiksów. Trafiły one idealnie w moje poczucie humoru i estetyki. Rozbawiły mnie lub skłoniły do refleksji. Podałam je także dalej w świat, pokazując mamie i narzeczonemu.
Pozostałe rysunki ze zbioru... no cóż. Dla mnie to totalny niewypał. Nie rozumiałam ich potrzeby publikacji i przekazu, jaki miały ze sobą nieść. Dla mnie były one nieraz żenujące, obleśne i bezwartościowe.
Nie wyszło nam to spotkanie z Melonem. Nie wyszło.
Ta książka to dowód na to, że każdy może napisać książkę, ale nie każdy powinien. Komiksów, które się bronią można zliczyć na palcach jednej ręki. W większości są nieśmieszne, polegające na wulgaryzmach czy fałszywych stereotypach. I co to za pomysł drukowania internetu... Plus za to, że szybko się czyta - wielokrotnie jedna strona to jeden krótki komiks. Ciekawym zabiegiem jest brak numeracji stron. Nie przeszkadza mi to, natomiast chcąc wrócić do konkretnego komiksu trzeba go zaznaczyć, bo nie wystarczy zapamiętać numerka.
Powyższa książka to zbiór krótkich, czterokomórkowych komiksów pisanych o melonach przez Melona. Mamy tu podział na rozdziały - każdy z nich to inna kategoria. Jest coś o życiu, coś o kulturze i wiele innych tematów, gdzie głównymi bohaterami okażą się melony.
Muszę przyznać, że się zawiodłam. Jestem miłośniczką abstrakcji i specyficznego humoru, ale ten jakoś do mnie kompletnie nie trafiał. Wielu komiksów nie rozumiałam i próbowałam się doszukiwać w nich na siłę jakiegoś drugiego dna. Bezskutecznie.
Ogólnie podoba mi się zastosowana kreska i sama kreacja melonów, a także wykorzystanie właśnie ich w komiksie. Jednak po wielu przychylnych recenzjach i opisie z tyłu spodziewałam się czegoś innego.
Jedyna część, która była naprawdę dobra to rozdział o małej ekscelencji. Te komiksy były zabawne już przez sam fakt, że ekscelencja rzeczywiście jest bardzo malutka. No i jej autorskie "kcem" mnie kupiło 🤣
Oprócz tego niewiele z tych krótkich komiksów mi się spodobało. Znalazłam kilka zabawnych, ale przeważająca część wydawała mi się nudna i niezrozumiała. Być może mam inne od autora podejście do niektórych tematów. Tego nie wiem, ale z tego miejsca nieszczególnie mogę Wam polecić ten zbiór.