Pełna niezwykłych zwrotów akcji sensacyjno-romantyczna powieść, której akcja toczy się w Warszawie w latach trzydziestych XX wieku. Jej bohaterem jest Jan Winkler, człowiek umiejący żyć pełną piersią, postać o wielu twarzach i rozlicznych życiorysach, ścigany przez niejeden wymiar sprawiedliwości. Po wielu latach nieobecności, wraca jako obywatel USA do Warszawy, gdzie rzuca się w wir interesów. Niezwykle atrakcyjny, budzi namiętność wśród wielu kobiet. Wśród nich jest także prokurator Alicja Horn, nadzwyczaj atrakcyjna, a przy tym nie do pokonania na sali sądowej.
Tadeusz Dołęga-Mostowicz was a Polish journalist and author of over a dozen popular novels. The best known, which in Poland became a byword for fortuitous careerism, was The Career of Nicodemus Dyzma. It is claimed by some that the book subsequently inspired the 1971 novel Being There by Jerzy Kosiński.
Tadeusz Mostowicz was born August 10, 1898, at his family's village of Okuniewo, near Vitebsk in the Russian Empire, the son of a wealthy lawyer. After graduating from gimnazjum (high school) in Vilna (now Vilnius, Lithuania), then Russian Empire in 1915 he embarked upon law studies at the University of Kiev. There he befriended numerous fellow members of the Polish diaspora and became involved in a local underground group of the Polska Organizacja Wojskowa (Polish Military Organization, abbreviated "POW" in Polish).
After the Russian Revolution, Okuniewo was seized by Bolshevik Russia, and Mostowicz's family moved to Poland, where they bought a small village. Also in 1918, Tadeusz moved to Warsaw, where he joined the Polish Army. He fought as a volunteer in the Polish-Soviet War of 1919-1921, and was demobilized in 1922.
While working at printing houses, Mostowicz sent short stories to newspapers and was finally discovered to be a talented reporter. From 1925 he was on the staff of the daily Rzeczpospolita (The Republic), one of the most influential newspapers in Poland. About that time he adopted the pen name "Dołęga", after his mother's Dołęga coat of arms. While a journalist, he began publishing short stories and pamphlets, many of which achieved considerable popularity.
In 1928 he quit his journalistic job and devoted himself full-time to writing fiction. The following year he finished his first novel, and in 1930 published it as Ostatnia brygada (The Last Brigade). However, it was not until 1932 that he became famous as the author of Kariera Nikodema Dyzmy (The Career of Nicodemus Dyzma), the most popular of his books. Initially serialized in newspapers, the novel proved a major success. Thereafter Mostowicz wrote an average of 2 novels a year. His monthly income is estimated to have exceeded 15,000 złotych, some 2,800 1939 US dollars.
During Poland's defensive war in 1939, Dołęga-Mostowicz was mobilized and served as commanding officer of an outpost defending a bridge over the Cheremosh River at the town of Kuty in southeastern Poland. On September 22, 1939, he was killed in a skirmish with the advancing Soviet Red Army.
In 1978 his remains were exhumed and on November 24 interred at Warsaw's Powązki Cemetery.
DNF. To jest tak gówniane, że nawet mi się nie chce o tym pisać. [Albo dobra, bo jeszcze ktoś sięgnie.]
Głównym bohaterem jest gwałciciel - spotkał kiedyś czternastolatkę i ona w jakiś dziwny sposób (nic nie robiąc) sprawiła, że obudziło się w nim mroczne zwierzę i nie zapanował nad żądzą - wdarł się za nią do mieszkania, zdemolował je, a ją zbrukał (coś takiego zdaje się pada). Ów kutafon, Drucki, ucieka do Stanów. Wraca po 15 latach. Otwiera chodliwy dansing w Warszawie, nie może opędzić się od kobiet ("Otrzyj łzy, głupiutka, przecież to zabawa" oraz podobne), aż spotyka tytułową bohaterkę. Alicja zaczyna go fascynować, ona z nim trochę flirtuje, ale jest pierwszą prokurator w Polce, jest twarda, ma swoje zasady. Oraz sekret. Kiedy miała czternaście lat, zgwałcił ją mężczyzna, co owszem, bardzo naruszyło jej poczucie bezpieczeństwa i było ohydne, ale też obudziło w niej skrywane pragnienia (tak, podobało się jej). Kiedy Alicja w końcu zakochuje się w Druckim, podmienia obciążający go dowód, dzięki czemu zostaje uniewinniony od zarzutu handlu morfiną (był niewinny, próbowała wrobić go jedna z byłych kochanek), a wtedy idą do łóżka. To znaczy on przychodzi do niej, ona się trochę broni, ale tak naprawdę nie, a po wszystkim - rozejrzawszy się po zdemolowanym mieszkaniu - ROZPOZNAJE OCZY SWOJEGO GWAŁCICIELA. I wciąż go kocha. Tu przerwałem.
Pseudo nauka, zabobony, gwałty, porwania i eksperymenty na kobietach...
„Prokurator Alicja Horn” to powieść, która źle się zestarzała. Poniżej recenzja ze spojlerami.
Czytanie Prokurator Alicji Horn Tadeusza Dołęgi-Mostowicza po niemal stu latach od premiery to doświadczenie niepokojące. Powieść, będąca w swoim czasie sensacyjno-romansowym bestsellerem, dziś uderza w czytelnika szeregiem motywów, które nie tylko straciły na aktualności, ale stały się wręcz trudne do zaakceptowania. Choć autor miał wyczucie obyczajów swojej epoki, jego książka jest nierozerwalnie zakorzeniona w patriarchalnych schematach, co czyni lekturę momentami uciążliwą i szokującą.
Jednym z najbardziej męczących i źle zestarzałych elementów powieści jest wątek pseudonaukowy dotyczący „zapatrzenia”. Teoria, według której dziecko może odziedziczyć cechy fizyczne mężczyzny, w którym matka była zakochana w czasie ciąży, nie jest jedynie drobną ciekawostką. Stanowi ona oś fabularną, wokół której kręci się dramat profesora Brunickiego, przekonanego o niewierności żony, ponieważ jego syn Piotr jest uderzająco podobny do przyjaciela, Bohdana Druckiego. Gdyby autor wspomniał o tym jako o ludowym przesądzie, można by to zbyć. Jednak Dołęga-Mostowicz idzie o krok dalej – próbuje nadać tej teorii pozory naukowej prawdy. To ciągłe nawracanie do tematu jest niezwykle uciążliwe. Japoński biolog, doktor Kunoki, wygłasza całe tyrady o „elektroneuronach”, a kluczowym dowodem staje się historia Luby Załkind, której syn również odziedziczył oczy Druckiego, bo matka się w niego „zapatrzyła”. To, co w latach 30. mogło uchodzić za element fantastyki naukowej, dziś czyta się z zażenowaniem, jako naiwną próbę ubrania zabobonu w naukowe szaty.
Jeszcze bardziej problematyczny jest sposób, w jaki autor traktuje przemoc seksualną. W innej powieści Dołęgi-Mostowicza, Karierze Nikodema Dyzmy, mamy do czynienia z tzw. „gwałtem konwenansów”. Kobieta stawia opór, ale bardziej dlatego, że „tak wypada”, a jej „nie” w rzeczywistości oznacza „tak”. W Prokurator Alicji Horn sytuacja jest diametralnie inna. To nie jest gra pozorów, lecz brutalny, realny gwałt dokonany na czternastoletniej dziewczynce wbrew jej woli.
Najbardziej szokująca jest jednak reakcja ofiary. Alicja, kobieta wykształcona, niezależna i co najważniejsze – prokurator, symbol prawa i sprawiedliwości – nie tylko nie odczuwa traumy, ale zakochuje się w swoim oprawcy. Powieść przedstawia ten akt przemocy nie jako źródło cierpienia, ale jako dramatyczny punkt zwrotny w relacji bohaterów. Współcześni krytycy nazywają to wprost „apologią toksycznej relacji” i „literackim unieważnieniem gwałtu”. Alicja nie ma żadnych objawów traumy; co więcej, w swoim wewnętrznym monologu przenosi winę z gwałciciela na „zbrodnicze kanony moralności społecznej”, które napiętnowały ją za utratę dziewictwa. Z dzisiejszej perspektywy jest to narracja nie do zaakceptowania, upokarzająca dla postaci kobiecej.
Równie niepokojący jest wizerunek świata nauki. Lekarze, tacy jak profesor Brunicki i doktor Kunoki, traktują kobiety w sposób skrajnie przedmiotowy. Prowadzą w tajemnicy zakazane eksperymenty, a w tym celu porywają młode kobiety, które stają się dla nich jedynie „obiektami” badawczymi lub „królikami doświadczalnymi”. Bohdan Drucki zostaje przez profesora wciągnięty w proceder dostarczania ciężarnych dziewcząt do tajnej kliniki.
Punktem kulminacyjnym jest porwanie nastoletniej Julki Hornówny. Zostaje ona podstępem zwabiona, uwięziona i odurzana narkotykami. Podobnie jak w przypadku gwałtu na Alicji, brakuje tu jakiejkolwiek refleksji nad traumą ofiary. Julka, po ocaleniu przez sobowtóra Druckiego, niemal natychmiast się w nim zakochuje. Jej porwanie staje się jedynie pretekstem do wprowadzenia romantycznego wątku, a nie wstrząsającym przeżyciem, które powinno pozostawić głębokie ślady w jej psychice. Kobiety w tej powieści, czy to ofiary gwałtu, czy porwania, wydają się pozbawione psychologicznej głębi, a ich cierpienie jest trywializowane na rzecz sensacyjnej fabuły.
Podsumowując, Prokurator Alicja Horn to powieść, która uderza archaicznym i szkodliwym podejściem do kluczowych kwestii. Może być interesująca jedynie jako świadectwo mentalności lat 30., ale dziś stanowi bolesny przykład tego, jak literackie motywy mogą być szokujące i nie do przyjęcia dla współczesnego odbiorcy.
Dobrze zapowiadający się początek i w sumie tyle. Potem było tylko gorzej. Główny bohater jest obleśnym żigolakiem, który zalicza co się da (a powodzenie ma, kobiety mdleją na jego widok i same pchają się mu do sypialni). Autora bardzo mocno poniosła fantazja, zarówno w opisach sypialnianych uniesień, jak i w pseudonaukowych teoriach (medyczny bełkot, po prostu bełkot).
Szokująca. Istna karuzela emocji! Pierwsze strony zachwyciły mnie i bardzo podobała mi się postać Alicji Horn, ale momentami zrobiło się jakoś niesmacznie. Końcówka była zaskakująca, ale mimo wszystko podobała mi się ta książka.
Watek kriminalno-sensacyjny jest. Niestety, jest tez wiele fragmentow, ktore wzbudzaja nieodparta odraze i wstret. Czyta sie to z podobnym odczuciem z jakim żułoby sie wełnę. Zgwalcil, no ale przeciez zaluje, poza tym piany byl przeciez. Niby zniszczyl jej zycie i straumatyzowal ale w sumie to nie tak bardo, gorsze bylo to ze cala rodzina sie wstydu najadla. Porywal kobiety do ekperymentow medycznych, no i co z tego przeciez i tak chcialy sie zabic. Kiedy kobieta jest pracowita, ambitna, inteligentna i robi kariere to zapewne jest okrutna, podla i zla. No i robi to na zlosc mezczyznie... Ogolnie kobiety roba WSZYSTKO dla, albo przez, mezczyzne. Jest tez cala gama seksistowskich opisów kobiet, poczawczy od nastolatek z gimnazjum "Jakże chciwe są ich świeże, nieumalowane usta, jak wielkie czują w sobie bogactwo te jędrne, młode ciała, bogactwo, które by garściami rozrzucały między tych panów w jasnych ubraniach", skonczywczy na gospodyniach domowych: "Matka, właśnie tak powinna wyglądać matka. Cóż za niezrównany okaz. Gdyby ludzie urządzali dla siebie takie wystawy, jakie robią dla rasowych zwierząt, dostałaby złoty medal, chociaż musi już być po czterdziestce." Dzisiaj niesmak, niespelna sto lat temu ubaw??
Bardzo męcząca książka pod względem zachowania bohaterów. Ma się ochotę nimi potrząsnąć bo załamują swoim postępowaniem. Wątek gwałtu zupełnie niepotrzebny, bardzo niesmaczny i nieprawdopodobny. Podejście do kobiet właściwe dla tamtych czasów więc się nie czepiam ale brakuje mi jakiegoś morału całej tej historii, mam wrazenie, ze przeczytałam 500 stron i nic z tego nie wynika. Na plus opis ówczesnych czasów i Warszawy.