Moja osoba to zbiór esejów i relacji z osobisto-społecznych wydarzeń, układający się w portret niemłodego mężczyzny wystawionego na działanie czasu, nowych technologii, późnego kapitalizmu i Polski. Ten człowiek przez cały dzień krąży po Ikei, czyta Knausgårda w agroturystyce pod Toruniem, pracuje z domu, objeżdża zapuszczone letniska ze swoich dziecięcych wspomnień, zawala terminy, szkaluje Kubę Wojewódzkiego, prowadzi badania nad toksyczną męskością, pisze o śmierci, nerwicy i Korwinie, na gali MMA TRAUMA wchodzi do klatki z duchem własnego ojca. Jest też wrogiem nostalgii. Bywa martwy w środku. Urodził się w innej epoce. Żyje w Zgierzu.
Z wykształcenia literaturoznawca, redaktor w Wydawnictwie Czarne. Pisze m.in. dla „Dwutygodnika”, „Pisma”, „Polityki”. Parę lat temu wydał jako e-book zbiór fejsbukowej prozy ulotnej zatytułowany Transmisje. Mieszka w Zgierzu.
Nie jestem fanem zbiorów esejów, bo szybko mnie nudzą z tego czy innego powodu. Ale styl Najdera znajduję na tyle wciągającym, że była to bardzo przyjemna lektura.
5 za rozsiane po tej książce okruchy autobiografii (intelektualnej i nie tylko), którą czytałbym z zapartym tchem: "Wszystko jeszcze mogło się udać", "Mysz, "Turnus", "Jak zostałem i nie zostałem prawicowcem" i "Najzimniejszy dzień roku". A ponieważ to książka -- z rozmysłem -- gatunkowo rozedrgana, przebłyskują one też w tekstach niby o czymś innym: w raporcie z walki z Knausgardem czy w "Silent Disco". 5 za mistrzowskie rozpracowanie Wojewódzkiego w "Bubu Królu". Nawet jeśli inne teksty, bardziej analityczne i skupione wokół filmów czy książek, na zadany temat ("Byle z dala", "Ten człowieczek już więcej nie może") wypadają -- na tym tle, podkreślę -- bladziej, to całość robi wielkie wrażenie: jest erudycyjna, piekielnie dowcipna, często zaskakująca i wielowymiarowa. Do tego, a może przede wszystkim, Najder w najlepszych momentach prześciga pod względem stylu większość naszych etatowych prozaików. Wysmakowany, przemyślany zbiór, do wielokrotnego użytku.
Spodziewałam się więcej. Tymczasem przekaz ginie tu nieco pod barokową formą, w której widać wyraźnie, że Najder upaja się własnym słowem i zdolnoscią do konstruowania pietrowych zdań, całych list epitetów i porównań. Całość sprawia wrażenie zbioru dość przypadkowego - poglądy autora są jasne i nie nie tu żadnego dysonansu, ale jaki jest w zasadzie cel tej książki? Jaki był klucz selekcji? Chciałoby się powiedzieć, że wręcz przerost firmy nad treścią: erudycja Najdera jest bezdyskusyjna, ale cóż z tego, skoro zazwyczaj służy tu tylko ozdobie.
Najlepszym tekstem pozostaje "Ten człowieczek już więcej nie może", chociaż za siłę jego przekazu nie odpowiada tu autor, a autorytety, na które się powołuje. Ironia i jadowite poczucie humoru Najdera, za które pokochały go w sieci tysiące osób, są tu jakby w odwrocie - i nie to nawet, że zastępuje je bezwzględna powaga, po prostu ten żart najczęściej staje się przyciężkawy, przesadzony, opakowany w zbyt wiele bibułek, żeby po rozpakowaniu wciąż bawił; najlepszym tego przykładem jest tekst o Kubie Wojewódzkim, w którym Najder idzie po prostu mocno na łatwiznę. A to nie jest jedyny taki przykład: część tekstów sprawia wrażenie wstępu do dobrego eseju, którego autorowi nie chciało się napisać.
Koniec końców jest to w dużej mierze po prostu sztuka dla sztuki: nawet nie zła czy nieudana książka, po prostu taka, o której - pomimo wagi poruszanych w niej tematów - nie chce się rozmawiać. Szkoda. Ale warto skopiować sobie bibliografię, podaną w formie listy powiązanych tematycznie pozycji pod każdym tekstem.
Błyskotliwy, przejmujący i skrzący się erudycją zbiór esejów. Warto dawkować go sobie z umiarem, bo bogata wyobraźnia Najdera albo jego gęsta narracja, utkana z wyliczeń i imponujących ciągów kulturowo-nostalgicznych skojarzeń, może przy nieprzerwanej lekturze wywołać uczucie przesytu. A szkoda byłoby z tego powodu - albo w żywiole chichotania do kolejnych, celnych i dowcipnych akapitów - przeoczyć perełki obserwacji, które autor ukrył wśród opisów codzienności jak easter eggs. Przyznam, że czytałam "Moją osobę" - który tytuł uważam zresztą za fantastycznie (auto)ironiczny - niezgodnie z kolejnością rozdziałów, wybierając te teksty, które akurat przykuły moją uwagę - ale bardzo się cieszę, że zaczęłam od otwierającego zbiór "Wszystko jeszcze mogło się udać", a zakończyłam finałowym "Knausgardem w Stalingradzie".
I brawa dla Najdera za przypisy; lektura każdego eseju rozwidla się dzięki nim w szereg inspiracji i nowych pozycji niecierpliwie-want-to-read.
Obserwowałam Najdera zanim to było modne, potem passe, a teraz nie wiem, to chyba już okrzepły komentator rzeczywistości, do którego nikt się nie przypierdala?
Kibicowałam książce lata całe! To wziął i wydał nie taką, jaką miał wydać (in my head)!
A z drugiej strony wszyscy dojrzewamy, trudno żeby 40-latek wydawał 30-letniego siebie aka Posty z Bunia zebrane. Och, to po prostu powinna być druga książka Najdera, ta dojrzalsza, po bekowych statusach z Feja.
Mam, szczerze powiedziawszy mieszane uczucia. Autor jest niemal moim rówieśnikiem, co sprawia, że łatwo mi poczuć do niego swego rodzaju braterstwo. Styl i język esejów przemawiają do mnie. Niektóre spostrzeżenia są celne tak, że aż boli. Niekiedy jednak trudno pozbyć się wrażenia sztywności, wymuszonego humoru. A może tylko się czepiam? Nie jest to Umberto Eco, ale myślę, że warto poświęcić czas na tą książkę.
Kawał dobrej przygody intelektualnej. Dobrze się czyta, czasami utożsamiałem się autorem wspominając swoje dzieciństwo i młodość. Dzięki słowom i opisom nabrały one ostrości. Ciekawie było zatracić się w polskich lata 90, roku 2000 i pierwszych latach „nowoczesności i internetu” oraz spojrzeniu autora na współczesne problemy takie jak praca w domu, uzależnienie do konsumpcji mediów czy relacje z rodziną.
Autor potrafi żonglować słowami jak mało kto, dawno nie czytałem w tak dużym skupieniu, ale nagroda w postaci historii, refleksji i przemyśleń którą za to otrzymałem była bardzo satysfakcjonująca i warta 2 intensywnych wieczorów i sobotniego poranka przy 3 kawach. Zwłaszcza przedostatni esej o umieraniu. Mocna rzecz. Na długo zapadnie mi w pamięć.
Co drugi rozdział błyskotliwy, co drugi taki sobie. Spodobały mi się fragmenty: o pozycji społecznej i poszukiwaniu pracy, o pracy zdalnej, rozprawy o męskości i przywileju, bliskie mi wspomnienia czytelnicze oraz samodeprecjonująco napisana historia młodego korwinisty.
Dla wszystkich obserwujących autora na Buniu, "Moja osoba" będzie stanowić spełnienie oczekiwań.
"Eseje i przygody" pozwalają nie tylko lepiej poznać czołowego trolla polskiego facebooka, ale również rozkoszować się jego pisarstwem w dłuższych formach.
Opis z tyłu okładki wieńczą słowa "Zostaniecie przyjaciółmi", chociaż osobiście Łukasza Najdera nie znam, to z jego literacką personą ziomeczkuje nam się spoko.
Opowieść czterdziestolatka o samym sobie to jest rzecz na ogół odstręczająca. Ale Najder przepracował swoją toksyczną męskość, pisze uczciwie, nie nudzi i nie poucza. Naprawdę warto.
Treść różnie, raz błyskotliwie a raz poprawnie, językowo - jak to u Łukasza Najdera - bomba. "Mysz", praca z domu oraz esej o prokrastynacji - 10/10, te "najpoważniejsze" wychodzą ciut słabiej (ten o Ikei na przykład), tym niemniej, dobra robota, redaktorze Najder.
Eseje, w których panorama spostrzeżeń i autorefleksji jest tak trafiona, że zastanawiam się jak to możliwe, że sama na to nie wpadłam. Czytam i doskonale wiem gdzie leży sedno sprawy, mam swoje przykłady, podobnie to widzę. 14 esejów, w których autor komentuje swoje życie i to co wokół niego – kulturę, politykę, społeczeństwo. Moją wisienką na torcie, ale też łyżką dziegciu wsadzoną w środowisko ludzi pracujących z książkami jest esej „Nie wstydzę się Gutenberga”. Naiwni ci, którzy uważają, że nie ma dzisiaj lepszej rozrywki od czytania. Książki są narzędziem do lansu. Często publiczne rozmowy o nich to inteligenckie mielizny. Media wycofały się z eksperckich programów o książkach. Młodzież czyta na siłę to co im kazano. Czytelnictwo leży na marginesie zainteresowań kultury. Ze świeczką szukać miejsc, w którym odbywa się krytycznoliteracka dyskusja o czytelnictwie. Przewrotny i bolesny tekst. Spokojnie można czytać ten zbiór na raty. Tak będzie nawet lepiej i bezpieczniej. Jest nad czym pomyśleć.
Książka udaje, że jest na różne tematy. Każdy rozdział zaczyna się inaczej, tyle że niestety kończy tak samo. Narzekaniami na ludzi, którzy nie dostrzegają, że winny jest kapitalizm, za to autor jest w wieku, że wszystko rozumie i związek dowolnego problemu z kapitalizmem wykaże. Brawo, zuch człowiek!
Bierze więc Najder niby różne kwestie, są nawet psy srające pod oknem, i albo tłumaczy, że wynikają z kapitalizmu, albo że błędem jest zajmowanie się daną kwestią, bo przecież najpierw trzeba zmierzyć się z kapitalizmem.
Nie wynagradza męczenia się z tym zbiorem ani udany tekst o korwinizmie, ani zręcznie napisany tekst o prokrastynacji.
Najder jest tak inteligentnym typem, tak świetnie posługującym się polszczyzną, że czytałabym jego teksty o absolutnie czymkolwiek. A w "Mojej osobie" dostałam nie tylko erudycję autora i bezbłędne użycie języka ojców naszych, ale też tematy mnie (wyznawczyni religii Ikea, która przeczytawszy jednym tchem pierwszym tom serii Knausgarda dalej zwleka z czytaniem kolejnych, zajadłej czytelniczce, hejterce Wojewódzkiego, znerwicowanej prokrastynatorce ze śladami po wbitych paznokciach na dłoniach) bardzo bliskie. Polecam bardzo!
Świeżo napisane (jakkolwiek by to nie zabrzmiało) eseje będące mieszanką emocjonalnych wiwisekcji i celnych spostrzeżeń odnoszących się do czasów obecnych i byłych. Lekkie pióro autora, luźne poczucie humoru, dystans. Są momenty słabsze ale, damn, gdyby każdy szanujący się autor miał takie „momenty słabsze” nie mielibyśmy obecnie kryzysu pisarstwa i nadmiaru gniotów wydawniczych i grafomańskich quasi-literatów
Książka, która przyniosła mi dużo radości. Uśmiałam się, przesłałam nawet screen paru linijek do przyjaciela podzielającego pisarskie bolączki autora. Intelektualna, nie na siłę, swojska (dla każdego po 30-tce :)). Uwagi o pisaniu, czytelnictwie, politykowaniu i prokrastynacji... niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który tego nie przerobił :) To jest moje pierwsze odkrycie Pana Najdera i jestem zachwycona. Pisze intelektualnie, autoironicznie, polecam!
Jest w książce kilka wyraźnie słabszych tekstów (o Ikei, Byle z dala), ale nie są one w stanie zaszkodzić całości i zepsuć wrażenia z esejów bardzo dobrych, niekiedy ocierających się o wybitność. Najder ma bardzo precyzyjny styl, mówi dokładnie tyle ile trzeba, nie popadając w zbędne popisy erudycji i raz za razem trafiając w punkt. Rzadko spotykana rzecz u współczesnych intelektualistów... Bardzo smakowita lektura
Najlepsze gdy schodzi na tematy osobiste i historie z życia. Eseje słabsze, wszystkie można podsumować jednym zdaniem: „precz z kapitalizmem”. Pięknie i słusznie, ale nieszczególnie oryginalnie. Pewnie dlatego że od lat (pobieżnie, ale wciąż) śledzę autora w internecie i pewnie też część tych tekstów w wersjach pierwotnych już gdzieś mi kiedyś mignęła. W każdym razie książka bardzo udana i przyjemna w lekturze, a końcowa paralela z „Moją walką” — przepyszna.
Bardzo przyjemna wakacyjna lektura. O kapitalizmie, o PRLu, o Wojewodzkim, o błogości Ikei, o meskości i toksyczności męskości, o (nie) świętości czytania. Momentami bardzo osobista, ale w dużej części refleksja nad otaczającym światem. Język czasami nie tak literacki jak posty na fejsie, ale ciężko utrzymać chrupkość postu przy 200 stronach ksiązki.
Zbiór nierówny: niektóre eseje trochę słabsze (ten o Wojewódzkim, ikei czy Knausgårdzie), niektóre naprawdę bardzo dobre, a kilka to absolutna wybitność: ten pierwszy o ojcu, o prokrastynacji, Mysz.