Karolina Wasielewska, dziennikarka i autorka bloga „Girls Gone Tech”, w „Cyfrodziewczynach” przypomina informatyczne herstorie. Akuszerkami informatyki w Polsce były kobiety. Autorce udało się dotrzeć do Polek, które konstruowały komputery i tworzyły języki programowania czy pierwsze aplikacje użytkowe, a później komputeryzowały m.in. Bibliotekę Narodową i Ministerstwo Sprawiedliwości. Niech życiorysy tych kobiet, które rozwiązywały nierozwiązywalne problemy, a ich odwaga w życiu zawodowym przenosiła się na decyzje podejmowane w sprawach prywatnych, będą inspiracją dla ich następczyń.
Na pewno potrzebna. Nieco zawiodła moje oczekiwania na bardziej techniczną treść, ale mówię to z perspektywy osoby pracującej w technologii od paru lat. Moja młodsza ja-samouk, która weszła w tę działkę bez wcześniejszego przygotowania / informatycznego wykształcenia, wiele mogłaby wynieść inspiracji z tej lektury. Książka miejscami traci równowagę i wpada w gąszcz średnio istotnych faktów, czasem wchodziło jej się na wikipediowe tony. Ostatni rozdział bardzo się udał, ale autorka mogłaby wspomnieć chociaż słowo o inicjatywie Rails Girls?! ;-)
Znakomicie opowiedziana historia polskiej informatyki i komputeryzacji - od najwcześniejszego jej stadium w latach powojennych - oraz jej wpływu na globalny rozwój branży informatycznej a przede wszystkim mówiąca o ogromnej roli kobiet - programistek i konstruktorek, innowatorek i pionierek, legend środowiska informatycznego, czyli ogółem (jak określa to autorka) "akuszerek informatyki".
W książce znajdziecie masę nieznanych faktów z historii rodzimej branży - cóż, w zasadzie na długo przed tym, nim na dobrą sprawę zaczęła być "branżą" - informatycznej opisanych z jednej strony ze szczególną wrażliwością i subtelnością. Historie bohaterek, często niedocenianych, dziś zapomnianych, których dorobek i wkład bagatelizuje się w "ogólnym obrazie", zmagających się z przeciwnościami losu i trudnościami narzucanymi przez system, środowisko i ówczesne "normy" społeczne, inspirują i wzruszają! Jest to też książka napisana z imponującą dokładnością i rzetelnością, wskazującą na obszerną wiedzę lub / i szeroko zakrojone badania i daleko idące zaangażowanie autorki.
Niesamowita, niezwykle potrzebna książka, która dostarczy wiedzy nie tylko o roli kobiet w rozwoju polskiej informatyki, ale też zaskoczy Was ogromną ilością nieznanych - w każdym razie niżej podpisanemu - faktów o ewolucji rodzimej informatyzacji i komputeryzacji a także wpływu, jaki - za sprawą bohaterek tej książki - miała na jej światowy postęp.
Niesamowita książka, z której braku na polskim rynku wydawniczym w kategorii publicystyki związanej z historią informatyki nie zdawałem sobie sprawy, dopóki jej nie przeczytałem. Do czego przyznaję się ze wstydem... Gorąco polecam!
P.S. Mała ciekawostka - książka ta prawdopodobnie rozwieje wątpliwości, co do tego, kiedy powstała i kto stworzył pierwszą polską grę komputerową.
P.P.S. Książkę uzupełnia obszerny materiał ilustracyjny, zawierający mnóstwo unikatowych zdjęć i dokumentów.
Miejscami dziwny balans bohaterki-ich życie prywatne-duży świat informatyki, ale ogółem bardzo dobra, potrzebna i niezmiernie ciekawa pozycja. Nie tylko zresztą ze względu na same bohaterki, których historie są fascynujące często, ale tez na samo tło, i krótkie przypomnienie o tym, że kiedyś aspirowalismy do własnego przemysłu informatyczno-komputerowego.
Reportaż o pierwszych polskich informatyczkach, programistkach, kobietach, których praca stanowiła początki jednej z najważniejszych branż współczesnego świata. Książka ukazała się w serii Nie-fikcja Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Od pierwszych rozdziałów widać mrówczą pracę autorki książki - Karoliny Wasielewskiej. Niezwykle pracochłonne było zarówno poszukiwanie bohaterek, które dzielą się swoimi historiami, lecz także szczegółowy research dotyczący samej historii informatyki w Polsce. Branża IT powszechnie kojarzona jest z postępem i nowoczesnością. Z książki dowiadujemy się do czego komputery wykorzystywane były w czasach PRL i jaką rolę w ówczesnym świecie pełniła informatyka. Zatem de facto książka stanowi dwa reportaże - opowieść oczami pracujących w branży Pań oraz faktograficzne przedstawienie dziedziny. Szczególnie ta druga kwestia jest bardzo pomocna, gdy chcemy poznać informatyczny świat nie mając z nim do czynienia w praktyce. Niemniej jednak mnogość faktów i zdarzeń może utrudnić lekturę. Choć wydźwięk reportażu jest feministyczny absolutnie nie można zarzucić autorce stronniczości lub dopasowywania przekazywanych faktów pod określoną tezę. W wielu miejscach głos jest wyraźnie przekazywany bohaterkom, które przedstawiają własne punkty widzenia na temat branży i wykonywanej pracy. Książkę wzbogacają zdjęcia bohaterek i bohaterów, archiwalia i fotografie wykorzystywanego dawniej sprzętu komputerowego. O historii świata przedstawianej z punktu widzenia kobiet i ich roli w społeczeństwie mówi się często, że jest to brakująca połowa dziejów. Książka Cyfrodziewczyny odkłamuje mit zmaskunalizowanej branży IT oraz wskazuje na obecne proporcje w zatrudnieniu kobiet w branży oraz ich sytuacji na rynku pracy. Podczas lektury nasunęły mi się skojarzenia z filmem Ukryte działania ukazującym losy Afroamerykanek pracujących w NASA i biorących czynny udział w przygotowaniu lotu na księżyc. Natomiast w omawianym reportażu poznajemy kobiety, które dzięki swojej pracy zrewolucjonizowały polską (i nie tylko!) informatykę. Polecam ten reportaż wszystkim, którzy poszukują właściwej drogi dla siebie - przeczytamy tu wiele o samorealizacji, partnerstwie, a także odwadze zmieniania siebie i otoczenia.
Czytając tę książkę czułem naprzemiennie podziw oraz smutek.
Podziw, ponieważ mamy niesamowitą historię jeśli chodzi o pionierskie poczynania w temacie maszyn liczących i informatyki. Co więcej: bardzo ważnym ogniwem tych poczynań były kobiety, które uczestniczyły w każdym aspekcie - projektowania maszyn, realizacji, projektowaniu języków oraz ulepszaniu rozwiązań. I nikomu w tamtych czasach (lata 50/60/70) nie wydawało się to dziwne lub "nienaturalne". Ten aspekt książki jest zrealizowany bardzo dokładnie i rzetelnie. Autorka sama zauważa, że próbka jest zbyt mała by wyciągać szersze wnioski - i zakrawa o dowody anegdotyczne, ale ja sam uważam, że to naprawdę wartościowe opracowanie.
Czułem również smutek, bo coś zdecydowanie poszło nie tak! Wygląda na to, że dawniej informatyka jako środowisko była bardziej otwarta i zróżnicowana niż dzisiaj. Owszem autorka zauważa, że zdarzały się incydentalne wspomnienia o dyskryminacji - ale w zdecydowanej mniejszości, jeśli chodzi o opisywane pionierki.
I w tym miejscu jest jedna rzecz na której się zawiodłem, jeśli chodzi o książkę: o ile część kronikarska oraz wywiady są opracowane bardzo dobrze, o tyle ostatni rozdział dot. powodów co poszło nie tak pozostawia wiele do życzenia - głównie pod kątem opracowania (raptem 2 źródła, z czego jedno to kontrowersyjna książka) i pewnych błędów merytorycznych (np. pominięcie inicjatywy Rails Girls). I nie miałbym tu kompletnie za złe autorce przygotowania felietonu i przedstawienia własnego punktu widzenia - ale właśnie oczekiwałbym szerszej perspektywy (np. pokrycia tematu dot. mody, która przyszła z zachodu przy komercjalizacji PC i celowanych kampanii marketingowych dla chłopców pod kątem gier komputerowych). W obecnej formie ten rozdział wygląda trochę na napisany "na doczepkę".
Ten jeden minus jednak nie przekreśla jakości pierwszej i głównej części książki - historie czyta się z fascynacją, autentycznym podziwem i nostalgią (bo niestety te czasy pełne odkryć w IT już minęły). Zdecydowanie polecam, z zastrzeżeniem - żeby pogłębić po przeczytaniu tematykę dlaczego i gdzie po drodze zgubiliśmy różnorodność.
Od starszych wykładowców informatyki na PWr można usłyszeć nostalgiczne wspomnienie nieodżałowanego Elwro, perły na mapie powojennego Wrocławia. Książka ta rozświetla historię tego i innych pionierskich zakładów w których produkowało się riady, odry, używało COBOL-a czy ALGOL-a, kart perforowanych (w Polsce plastikowych, znacznie efektywniejszych!), kopiowało rozwiązania z zagranicy, dostosowywało je na polskie i radzieckie rynki. Ale to przede wszystkim książka o pionerkach i ich inspirujących, niezwykle ciekawych historiach i późniejszych kolejach losu. To w gruncie rzeczy nie tylko rekonstrukcja tamtych czasów, sporą część kart zajmują nazwiska i zwyczajnie biografie tych kobiet. Kobiet, które były liczarkami (ładne określenie, zazwyczaj używana jest po prostu zangielszczona nazwa [ludzkie] „komputery”) i programistkami.
Autorka próbuje też dokonać analizy, dlaczego początkowo sfeminizowana dziedzina zmieniła się w „brotopię” — pada tu szereg dość oczywistych dla zorientowanych w temacie statystyk, argumentów, zaś poszedłbym tu dalej i zwrócił uwagę na fakt popularyzacji branży i jej komercjalizacji; wszakże same rozmówczynie zwracają uwagę na to, że dziedzina maszyn cyfrowych u jej zarania, jakkolwiek wymagająca sporej kreatywności dziedziną, to była mocno skupiona na nisko opłacanych pracownikach naukowych, którzy dopiero w trakcie prac wyszarpywali sobie od zwierzchników rozmaite benefity.
„To były czasy Rózi Nitowaczki i wyświetlanych w kinach spotów, w których gwiazda filmowa Veronica Lake pokazywała, jak upiąć włosy, by nie przeszkadzały przy fabrycznych maszynach.”
„Słynny artykuł The Computer Girls [Komputerowe dziewczyny], który ukazał się w amerykańskim magazynie „Cosmopolitan” w 1967 roku, opisywał programowanie jako idealne zajęcie dla kobiet. Są one bowiem cierpliwe i mają dobre oko do szczegółów, co – zdaniem cytowanej w tekście słynnej Grace Hopper – czyni je „urodzonymi programistkami”. Tworzenie algorytmu Hopper porównała do planowania obiadu”
„Później, już w czasach ALGOL-u, narodził się zresztą taki dziwaczny pomysł na język ALGAMS, wspólny dla demoludów. Takie programistyczne esperanto. To się nie rozwinęło dalej, ale były u nas zjazdy, spotkania, przyjeżdżali Węgrzy, Czesi. My pracowaliśmy blisko maszyny i zdawaliśmy sobie sprawę, że to nie ma sensu. Takie wzniosłe idee wymyślali urzędnicy partyjni, którzy nigdy maszyny na oczy nie widzieli.”
„Jeszcze w 1970 roku jeden z nich, jak pamięta Jowita, ukazał się z określeniem „maszyny cyfrowe” w tytule. Środowisko nadal walczyło z używanym już od czasu do czasu słowem „komputer”. [...] Właśnie jednak na staropolski „komput” powoływał się Eugeniusz Zadrzyński, który w 1966 roku użył słowa „komputer” na łamach „Nowych Dróg”. Tłumaczył, że skoro „komput” oznacza „liczbę, ilość”, to „termin komputer można uważać nie za zapożyczony z angielskiego, ale za neologizm od staropolskiego pierwowzoru na oznaczenie urządzenia operującego wielką ilością informacji”
„pełna polska nazwa urządzeń, o których mowa, była dość nieporęczna – „cyfrowe maszyny matematyczne”, a później „elektroniczne maszyny cyfrowe” – trwały dyskusje, jak ją skrócić bez używania kalki z angielskiego. Pojawiły się między innymi neologizmy „infotron” czy „arel” (skrót od „arytmometru elektronicznego”). W ramach kompromisu Empacher proponował jeszcze określenie „komputor”, nie bez racji argumentując, że w polszczyźnie końcówka -or jest typowa dla nazw urządzeń (np. generator, akumulator), podczas gdy -er używana jest zwykle w nazwach zawodów (np. monter, fryzjer)”
„Nasz szef, Andrzej Wiśniewski, uważał, że możemy czuć się wyróżnieni, mając stały kontakt z tymi komputerami. Opowiadał, jak jeden z ówczesnych ministrów błagał go o godzinę pracy na maszynie, o dowolnej porze [...] Kiedyś przyszła wycieczka rolników. I jeden z nich mówi do mnie: „Niech pan zapyta tej maszyny, co ja mam zrobić, żeby mi się świnie lepiej prosiły.”
„– Bardzo byli tej maszyny ciekawi i bardzo się jej bali – opowiada Mazurkiewicz. – Im wyższy stopień, tym więcej lęku. Jak już przychodził generał i mówiliśmy: „Panie generale, proszę wcisnąć ten guzik”, to było pewne, że on do wciskania guzika wezwie adiutanta. Przecież nie wypadało, żeby taki wielki generał się pomylił albo, co gorsza, zepsuł maszynę!”
„Jak zaczęłam robić bazy danych, stworzyłam być może pierwszą w Polsce grę komputerową – „Inteligencję”. Maszyna dostawała słowo i miała układać nowe wyrazy z liter, z których ono się składało. Bo owszem, programowanie to jest rozwiązywanie problemów, ale w sensie praktycznym, kiedy się już wie, co robić, to jest jak krzyżówka.”
„Kiedy później przyszłam do Instytutu, pomyślałam, że to jest szalenie proste. Jak już masz podane wejście i wyjście, to są takie szarady. Ale też moje programy nigdy nie były optymalne. Krysia potrafiła bez trudu skrócić je nawet o połowę, nie psując ich funkcjonowania.”
„jeśli któreś nie zostało wykonane poprawnie, naszym zadaniem było znaleźć błąd, który do tego doprowadził. Musieliśmy analizować wszystkie obwody, obserwować na oscyloskopie, jak się zachowują poszczególne punkty. Mrówcza praca! I powtarzalna, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że po naprawieniu błędu przeprowadzało się kolejne testy.”
„Jeśli wydaje się nam, że to my żyjemy w epoce nieustającego postępu technologicznego i ciągle musimy się uczyć obsługi nowych urządzeń, warto posłuchać, z jakimi zmianami musiała się zmierzyć Barbara w trakcie swojej pracy w Elwro. Najpierw komputery opierały się na tranzystorach germanowych, potem weszły tranzystory krzemowe, później obwody scalone i w końcu mikroprocesory.”
„Poza tym nikt nie mógł przewidzieć, że przyjdzie taki boom na programistów. Ja bym raczej obstawiała, że większe zapotrzebowanie będzie na administratorów sieci – mówi Wiesia. – Miałam zupełnie inną wizję rozwoju nowych technologii. Mnie się w pewnym momencie wydawało, że systemy specjalistyczne – bankowe, medyczne, sklepowe – opanują świat i już nie trzeba będzie robić nic nowego. A tu się okazuje, że systemy się starzeją i ciągle są potrzebne kolejne.”
Interesting book that covers computer science in ways not known to me before.
Programming the ENIAC, when to do the calculation, you had to run all the tables at once, and that required 4368 switches to be set.
Oswald Veblen project manager of ENIAC, mathematician, geometer and topologist, whose work found application in atomic physics and the theory of relativity.
Veblen's belief that “the foundations of geometry must be studied both as a branch of physics and as a branch of mathematics” quite naturally led him to the study of relativity and the search for a geometric structure to form a field theory unifying gravitation and electromagnetism.
Yes, classically, we can unify gravity with electromagnetism. The theories that do so are the famous Kaluza-Klein theories. They are theories of pure gravity in 4+1 dimensions rather than our usual 3+1 dimensions
Gravity and electromagnetism are two sides of the same coin, which is the clue of this unification. Gravity and electromagnetism are represented by two mathematical structures, symmetric and antisymmetric respectively. Einstein gravitational field equation is the symmetric mathematical structure.
In collaboration with John Wesley Young. Veblen's Analysis Situs (1922) was the first book to cover the basic ideas of topology systematically. It was his most influential work and for many years the best available topology text. Veblen also laid the foundations for topological research at Princeton. --- Also about ...- introduced the term "bug" into computer science. One day Mark II (Mark I's successor) stopped working. It turned out that a moth had died inside the machine. Then Hooper(Grace Brewster Murray Hopper) announced that the computer needed to "debug". To this day, the word "bug" is used to describe a software bug that prevents it from working properly.
Grace Brewster Murray Hopper, one of the first programmers of the Harvard Mark I computer, she was a pioneer of computer programming who invented one of the first linkers. --- All the designs of computers from the USSR were Polish, they were not bought from them.
And because of the party members, computer scientists had to work on technologies already discovered in other countries. --- UMC-1 (Universal Digital Machine) - the first computer mass-produced by Elwro since 1962. Elwro produced and launched 25 serial machines, including one for export to Hungary. It was a first-generation tube computer developed at the Department of Telecommunications Structures and Radiophony of the Warsaw University of Technology (prototype from 1960).
And about spagetti programing, Fortran and ALGOL 60
Before logical coding spagetti programing could run over and over again, numbers linked together by a tangle of lines.
You can create a multidimensional array by creating a 2-D matrix first, and then extending it. For example, first define a 3-by-3 matrix as the first page in a 3-D array. Now add a second page. To do this, assign another 3-by-3 matrix to the index value 2 in the third dimension. A multidimensional array in MATLAB® is an array with more than two dimensions. In a matrix, the two dimensions are represented by rows and columns. ... Multidimensional arrays are an extension of 2-D matrices and use additional subscripts for indexing. A 3-D array, for example, uses three subscripts. Multi-dimensional arrays are an extended form of one-dimensional arrays and are frequently used to store data for mathematic computations, image processing, and record management.
I did enjoy this book and wish to read more of this hisory.
Pierwsze podejście mnie zniechęciło zbyt dużą liczbą informacji i materiału. Potem było lepiej (może przyzwyczaiłam się do tylu autorki albo o kolejnych bohaterkach tej treści jest mniej).
Barwne życiorysy, każdej pani należy się film na miarę "Teorii wszystkiego" (Hawkings) lub "Gry tajemnic|" (Turing).
Moja znajomość technologii nie wykracza poza obsługę komputera, komórki i podłączanie sprzętu RTV/AGD na podstawie instrukcji. Lubię natomiast czytać o PRL-u w różnych ujęciach i z tego poziomu "Cyfrodziewczyny" to książka bardzo ciekawa.
Karolina Wasilewska w swoim reportażu „Cyfrodziewczyny. Pionierki polskiej informatyki” przedstawia nam sylwetki kobiet, które miały znaczny wpływ na rozwój branży IT w okresie PRL-u. Kobiety te parały się między innymi programowaniem i konstruowaniem, zajmowały również stanowiska kierownicze. Dysponowały odpowiednimi kompetencjami, znajomością języków obcych, a także ukończyły w większości studia matematyczne z odpowiednimi specjalizacjami. „Męski” zawód? Ówcześnie nie, natomiast obecnie wiele się słyszy o dyskryminacji kobiet chcących iść w tym kierunku, a nawet podświadomie się je do tego zniechęca. Jest to świetny i potrzebny reportaż o rozwoju informatyki w Polsce, połączony z elementami biografii kobiet pracujących w sektorze IT. Mimo dużej ilości terminologii komputerowej, czyta się go bardzo przyjemnie.
Zbiór życiorysów, równie interesujące jak czytanie cv na linkedin. Z perspektywy osoby pracującej w ICT oczekiwania wobec tej książki miałam bardzo wygórowane - jeżeli zaczynało się naukę programowania od Basica na Schneiderach, skończyło elektronikę na politechnice (na 300 studentów pierwszego roku 7 kobiet) i pracuje w opisywanej branży - lektura przybliża realia pracy w PRL i tuż po przemianach ale jest to de facto litania nazwisk (zarówno kobiet jak i mężczyzn), o których się przed lekturą nie słyszało a po - nie pamięta.
Książka raczej o samej informatyce niż o kobietach. Wydaje mi się, że tytuł sugeruje, że książka skupi się nie tylko na technicznych aspektach ale także zagadnieniach społecznych - tego dostarczył ostatni rozdział. Nie uważam, że jest to pozycja nieudana - być może tytuł zasugerował mi inną treść. Dla osoby niezwiązanej z informatyką książka była momentami nużąca i sprawiała wrażenie skrótu tego co w Polsce zostało dokonane. O samych kobietach w zasadzie są tylko nazwiska z żeńską końcówką i kilka zdań z życia bohaterek.
Generalnie książka jest bardzo ciekawa, bardzo dobry research, ale to bardziej zbiór biografii niż faktycznie jakiś opis „kobiet w IT”, do tego tytułu można dopasować jedynie ostatni rozdział, który jest naprawdę dobry i wpasowuje się idealnie w moje oczekiwania. Polecam dla zainteresowanych tematyką programowania przed erą Windowsa
Ciekawy zbiór mini biografii pan związanych z maszynami liczącymi. Pomiędzy historiami poszczególnych bohaterek trochę historii polskiej informatyki, trochę podstawowej terminologii, czyta się lekko i przyjemnie. To nie jest książka stricte informatyczna, co spotkało się z negatywnym odbiorem patrząc na inne komentarze. Dobry wstęp do dalszych poszukiwań historii polskiej informatyki.
Bardzo dobra i ciekawa książka o początkach branży informatycznej w Polsce. Szkoda, ze w kwestii traktowania kobiet, przez kilkadziesiąt lat nie zmieniło się praktycznie nic. Ciagle jesteśmy uznawane za głupsze i gorsze, spychane do roli sekretarek czy konieczne do spełnienia % w firmowych planach różnorodności.
Pomimo, że dla mnie osobiście (jako siedzącej w branży) jest to ważna książka, przez większość czytania skłaniałam się ku 4/5 - historie były ciekawe, jednak nie omijały stereotypów (tak, czasem były ważne dla historii, ale ekhm początek drugiej strony 🙄). A potem wszedł ostatni rozdział - traktujący o współczesności, który dotknął mnie najbardziej, także podnoszę do 4,5.
+ Książkę jest niesamowicie przyjemna, czułem się jakbym słuchał wspomnień opowiadanych przez ciocię. Czytanie o czasach, kiedy produkcja komputerów była w Polsce powszechna, cudownie wpływa na wyobraźnię.
+Książka o kobietach w IT, nie o technologiach, nie o historii IT w Polsce. Wszystkie biografie czynią ją niesamowicie lekką, a ogólne przestawienie tego co się aktualnie działo w branży "maszyn cyfrowych" daje czytelnikowi dobrą perspektywę.
Bardzo się cieszę, że ta książka powstała. Poznałam kilkanaście kobiet-pionierek IT w Polsce i ich dokonania. Zasmuciłam się, że niektóre kobiety odmówiły rozmów z autorką, bo według nich samych nie miały żadnych zasług. To typowe, że jako kobiety często same się cenzurujemy w ten sposób. Cieszę się, że większość rozmówczyń zgodziła się na wywiad.
Książka jest tak samo portretem kobiet w początkach polskiego IT, jak i portretem początków polskiego IT w ogóle, może czasami nieco chaotycznym. Opis różnic kulturowych między Europą Wschodnią a USA/Europą Zachodnią był przydatny w zrozumieniu, czemu polskie programistki rzadko trafiały na programistki na Zachodzie.
Polecam lekturę, pracuję w IT już sporo czasu i o większości kobiet i ich dokonań dowiedziałam się dopiero z tej książki. Potrzebujemy rodzimych wzorców, bo na Grace Hopper świat kobiet w IT się nie zaczął.
Ciekawa pozycja opisująca zapomniany aspekt polskiej informatyki. Wpływ kobiet na tę branżę jest wciąż niedoceniany i obejrzenie tego pionierskiego okresu ich oczami jest fascynującym doświadczeniem. Choć szeroko pojęta informatyka zmieniła się od opisywanego okresu, to zaskakujące było dla mnie zauważyć różne problemy i schematy powtarzające się współcześnie.
Książka, skierowanego do szerokiego odbiorcy, dobrze radzi sobie z opisem co trudniejszych pojęć z dziedziny bez zauważalnego naruszenia narracji. Od jej publikacji minęło już kilka lat i zdaje się, że od tamtego okresu odsetek kobiet w STEM stale się powiększa, więc należy mieć nadzieję, że trend ten będzie trwał. A ta książka może temu tylko pomóc.
książka bardzo rzetelna, ale nie do końca o tym, o czym sugeruje tytuł - zdecydowanie więcej miejsca poświęca samej historii polskiej informatyki, biografie informatyczek traktując jako punkt wyjściowy - tym samym bardzo łatwo się pogubić w mnogości detali. Za mało uporządkowana by można ją nazwać książką o historii informatyki w PRL-u, za mało skupiona na faktycznym aspekcie kobiecym aby była tym, co zapowiadała. Niemniej, nie żałuję
Ciekawie opowiedziana historia, choć miejscami trochę chaotyczna. Sporo postaci, które pojawiają się czasem raz, czasem w różnych miejscach książki. Trochę za mało od strony technicznej - chciałbym więcej przeczytać o projektach, które były realizowane (choć większość z nich była donkiszoterią z perspektywy czasu)
Super ciekawa książka o kobietach w polskiej informatyce, ale jako bonus bardzo dużo wiedzy o historii polskich komputerów i języków programowania. Bardzo polecam.