Klemens Chmielny, sumienny księgowy, wzorowy syn i mąż pada ofiarą morderstwa. Żona, przyjaciel, pracownicy hotelu, w którym pracował, oraz zagadkowa kobieta ze zdjęcia, a nawet matka i ojciec ofiary - każde z nich mogło mieć motyw, aby pozbyć się Klemensa. Wszystko wskazuje na to, że ten niepozorny mężczyzna wiódł podwójne życie...
Śledztwo prowadzi nowy tandem śledczy łódzkiej komendy - bezkompromisowa i ekscentryczna komisarz Lena Rudnicka wraz z nieśmiałym nowicjuszem, sierżantem Marcelem Wolskim. Znajomość tej pary, za sprawą zaskakującego i nieco pikantnego początku, zapowiada się interesująco i burzliwe. Temperatura śledztwa wrośnie jeszcze bardziej, gdy dołączy do nich prokurator Krzysztof Nawrocki, którego relacje z komisarz Rudnicką są nader skomplikowane.
Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i muszę przyznać, że, choć to jej debiut, zrobiła na mnie duże wrażenie swoją dojrzałością pióra. Idealnie wykreowała postacie, stworzyła skomplikowaną zagadkę kryminalną oraz poruszyła trudny temat radzenia sobie z traumą i życie w przemocowym związku.
Łódzka komisarz, Lena Rudnicka, przyjmuje zgłoszenie zaginięcia księgowego, Klemensa Chmielnego. Szybko okazuje się, że śledztwo dotyczy jego śmierci, a do sprawy dołącza charyzmatyczny prokurator Krzysztof Nawrocki. Na komendę zostaje oddelegowany młody sierżant Marcel Wolski. Wbrew Lenie zostaje jej nowym partnerem. Okazuje się też, że ta dwójka poznała się już na gruncie prywatnym. Koneksje obojga sprawiają dodatkową przeszkodę, by ta dwójka mogła zawrzeć kompromis. O ile Marcel kieruje się sztywnymi zasadami, normami moralnymi, o tyle Lena łamie wszystkie konwenanse. Ta trzydziestopięcioletnia komisarz nie chodzi na ustępstwa. Jest bezkompromisowa i konfliktowa. Ma trudności z funkcjonowaniem w grupie zarówno na płaszczyźnie zawodowej jak i prywatnej. Wydarzenia z przeszłości odcisnęły na niej piętno. Lekami opioidowymi zagłusza wyrzuty sumienia. Ma chwiejne nastroje, które wylewają się na każdą napotkaną przez nią osobę. Równie szybko traci panowanie nad sobą, jak i odzyskuje spokój. Nie lubi małostkowości, własnej bezradności i słabości. Nie wzruszają jej krzywdy, smutki i radości innych. To jednak w żaden sposób nie dominuje fabuły, wręcz przeciwnie czytelnik otrzymuje jedynie nieliczne informacje na temat jej stanu psychicznego. Autorka nie zanudza historii zbędnymi opisami, czy to otoczenia, czy wewnętrznych rozterek bohaterów. Zawodowo Lena nie ma sobie równych. Jest spostrzegawczym obserwatorem, który doskonale poznał ludzką psychikę. Uważa, że w dotarciu do sprawcy główną rolę odgrywają aspekty niewerbalne, ludzkie zachowania, reakcje. Czynniki psychologiczne wraz z analizą dowodów tworzą pełny obraz i pomagają w dotarciu do prawdy. Kreacja bohaterki nie popada w stereotypy. W prozie rzadko można trafić na tak bezprecedensową postać kobiecą. Wyrachowana, wredna zołza, którą ciężko jest obdarzyć sympatią, ale jej zachowanie intryguje i ciekawi. Marcelowi należy się medal za znoszenie tego babska. Jego postać emanuje magnetyzmem. Jest przeciwieństwem Leny, a jak wiadomo przeciwieństwa się przyciągają.
Bohaterów mogę określić tylko w samych superlatywach, ale nawet najlepiej wykreowane postacie byłyby bezużyteczne gdyby nie zostały obsadzone w porywającej, pełnej zagadek i zwrotów akcji fabule. Autorka pobudziła czytelniczy apetyt. Sięgam po dwójkę.
Pewnego dnia na komisariat przychodzi starsze małżeństwo, aby zgłosić zaginięcie swego syna. Jak później się okazuje mężczyzna został zamordowany, a do jego sprawy przydzielono najlepszą panią komisarz Lenę Rudnicką. Pod lupę niezastąpionej kobiety wchodzą żona, przyjaciel, pracownicy hotelu, w którym pracował oraz jego rodzice. Na jaw wychodzą coraz ciekawsze smaczki z życia Klemensa Chmielnego, okazuje się, że nie był on nudnym i przeciętnym człowiekiem, prowadził podwójne życie. Czy komisarz Lenie Rudnickiej uda się dopaść mordercę? 📚 📚 Muszę przyznać, że bardzo dobry to kryminał. Bohaterowie ciekawi, a najciekawszą osobą dla mnie była sama pani komisarz. Bezwzględna, pewna siebie kobieta, choć jej życie wcale różami usłane nie było. Do pomocy komisarz dostała syna swego przełożonego, czyli Marcela Wolskiego. On jest totalnym przeciwieństwem kobiety, spokojny, skromny i dobrze ułożony człowiek, choć ubolewa nad tym, że jego sukcesy są zawsze postrzegane przez pryzmat ojca. Troszkę denerwowały mnie przydługie opisy, niektóre można było skrócić. Z tego, co mi wiadomo jest to debiut, ja podczas czytania tego nie czułam, choć ja jestem mało wymagającym czytelnikiem, wystarczy mnie zaciekawić i mieć fabułę inną niż te, co już są oklepane, a ja już jestem kupiona. Niestety nie udało mi się odgadnąć kto jest mordercą i za to również plusik, obstawiałam kogoś innego i powiem szczerze, że zakończenie mnie zdziwiło. Kolejny plus to okładka i czcionka, która ostatnimi czasy ma dla mnie naprawdę duże znaczenie. Książka posiada ciekawą fabułę, interesujących bohaterów, wątek kryminalny oraz wątek obyczajowy, dzięki któremu możemy poznać bardzo dobrze samą panią komisarz. Osoby lubiące ten gatunek moim zdaniem dobrze będą się bawić przy tej książce, mimo tego, że nie posiada ona drastycznych opisów, w których leje się krew praktycznie z każdej kartki.
Komisarz Lena Rudzka i sierżant Marcel Wolski są parą łódzkich policjantów, których relacje osobiste, temperamenty i osobowości wykazują ewidentne podobieństwa do pary znanych prawników autorstwa Remigiusza Mroza. Lena ma niezawodną intuicję, przykry charakter, cięty język i nieciekawe pożycie małżeńskie. Marcel jest żółtodziobem, synem komendanta, zafascynowanym nie tylko zawodowymi osiągnięciami Leny. Ofiarą pierwszego morderstwa jest mąż właścicielki zapuszczonego podłódzkiego hoteliku.
Prawie wszystko w debiucie Kingi Wójcik mogłoby zachwycać, gdyby nie jedna poważna wada. Postaci są ciekawie sprofilowane, wyraziste ale z odpowiednią dozą tajemniczości, napięcia w dużym stopniu wynikają z interpersonalnych stosunków zarówno po stronie stróżów prawa, jak i w gronie potencjalnych sprawców zbrodni, proces zbierania i weryfikowania dowodów przedstawiony jest dość przekonująco, a język, szczególnie w dialogach, jest naturalistycznie dosadny, czyli taki jaki lubię. Fabuła jednak zbyt często się rozjeżdża, co moim zdaniem jest rezultatem ambitnego upchnięcia zbyt wielu kryminalno-obyczajowych wątków i motywów. Paradoksalnie prowadzi to do osłabienia dramaturgii całości, finalne rozwiązania robią wrażenie nieco sztucznie podoklejanych bądź w ogóle mało wiarygodnych, a po drodze miejscami wkrada się nuda.
Co powiedziawszy, absolutnie nie skreślam autorki. Będę śledzić kolejne przygody Leny i Marcela, jednak raczej już nie w wersji audiobooków w wykonaniu Donaty Cieślik.
Dwójka głównych bohaterów, Lena i Marcel, mają vibe podobny do Chyłki i Zordona 🙌🏻 Jeśli lubicie wspomniany duet to będzie zadowoleni. Co do sprawy kryminalnej, było naprawdę dobrze. Zagadki morderstwa nie da się rozwiązać od razu po kilkudziesięciu stronach i chwała za to 🩷
Od dawna powtarzam, że Polska kryminałem silna. Kiedy do rąk trafiają powieści takie, jak w Serii o komisarz Lenie Rudnickiej Kingi Wójcik, teza ta tylko potwierdza się. Na cykl składa się obecnie sześć tomów: Poryw, Spektakl, Osadzony, Szreń, Osuwisko i Blaga.
Praktycznie życie osobiste tytułowej Leny Rudnickiej nadaje się samo w sobie na warte opowiedzenia. Prywatnie nieszczęśliwa żona u boku wpływowego prokuratora. Dawno temu wygasło między tą parą jakiekolwiek uczucie, a nastały dni pełne udręki. Zwłaszcza kiedy on sięga po alkohol. Zawodowo Lena jest naczelnikiem wydziału kryminalnego, ma za sobą niejedno trudne śledztwo. Na zewnątrz twarda, butna, pyskata i lubi stawiać na swoim. Kontrowersyjna i charakterna. Jednak w jej życiu pojawił się przypadkowy mężczyzna, Marcel Wolski. To z nim spędziła przypadkową i upojną noc, a nazajutrz dowiedziała się, że właśnie z nim ma pracować. Marcel nie tylko jest sporo młodszy od Rudzkiej, ale w dodatku to syn komendanta łódzkiej policji. Szybko okaże się, że nie potrzebuje on powoływać się na ojca, bo w niczym nie ustępuje swojej nowej szefowej. Razem będą stawiali czoła zagadkom kryminalnym, a tych z pewnością nie zabraknie. Zmierzą się z osobistymi dramatami. A u Rudnickiej pojawią się rodzinne tajemnice i skandale, które sama spowoduje.
Opowiadając o serii o Lenie Rudnickiej koniecznie należy wspomnieć, że Kindze Wójcik udało nie tylko wciągnąć czytelnika do kryminalnego oblicza Łodzi i na dwa tomy także ją chwilowo opuścić, ale przede wszystkim stworzyć pełnokrwiste postacie obok, których trudno przejść obojętnie. Dotyczy to zarówno głównej pary śledczych, jak i ludzi krążących po ich orbicie czy również napotykanych podczas prowadzenia dochodzenia. Każda skrywa osobisty dramat, często ucieka się do milczenia na temat tego, co jest ich udziałem każdego dnia. A tragedii nie brakuje chociażby samobójstwo nastolatków, sprawa zaginięć dzieci, traumy sprzed lat i noszony w sercu ból. Zadry, które trudno usunąć. Winy, które trudno przebaczyć. Gdy to wszystko zaczyna wychodzić na światło dzienne, budowana przez lata fasada otaczająca powieściowych bohaterów runie niczym domek z kart. Nieustannie przychodzi poruszać się w strefie domysłów, szukać odpowiedzi na nurtujące pytania. A życie nie oszczędza zarówno Lenę, jak i Marcela. Oboje wiele doświadczają, muszą podnieść się po zadanym ciosie i uporać się z niejedną skomplikowaną sytuacją. A Kinga Wójcik doskonale wie, jak przyprawić czytelnika o szybsze bicie serca, a jednocześnie z charakterystyczną dla niej umiejętnością przemyca trudne tematy, typu przemoc domowa, alkoholizm, samobójstwa, pedofilię, czy jak daleko można posunąć się pragnieniu ochrony bliskich osób.
Zresztą najbardziej elektryzuje czytelnika Rudnicka i Wolski. Trudniej wyobrazić sobie bardziej sprzeczny duet. Ona buntownicza ukrywająca się pod twardą skorupą, on ułożony chłopiec, który też potrafi pokazać pazur. Ona pyskata, bezpardonowo przesłuchuje świadków i podejrzanych, charakterna i bezkompromisowa, nieustępliwa i umie nadepnąć na odcisk. On bardziej empatyczny, spokojny, wpatrzony w mentorkę. Nie trudno więc zgadnąć, które z nich najczęściej występuje w roli dobrego i złego gliny. Lena opycha się słodyczami, a Wolski nie może wyjść ze zdumienia z pochłanianych przez nią ilości. Oboje o nietuzinkowej intuicji. Z czasem zaczynają wychodzić z początkowego układu przełożony - podwładny i paradoksalnie stworzą zgrany duet.
Kinga Wójcik doskonale łączy powieść obyczajową z kryminałem, tworząc historię, od której trudno się oderwać. Kolejne tomy pochłania się z rosnącą fascynacją i absolutnie nie da się wskazać słabszej części, czegoś, co byłoby niepotrzebne. Zaskakuje non stop czytelnika, przez co trudno przewidzieć dalszy ciąg wydarzeń. Jeśli miałbym wskazać ulubieńców to z pewnością byłby to Szreń oraz Blaga. Z tomu na tom podnoszona jest poprzeczka, natomiast najnowsza część przechodzi wszelkie oczekiwania. Z właściwą dla siebie gracją oddaje zarówno wielkomiejski charakter, jak i pozornie nudną prowincję. Szybko przekonujemy się, że ta ostatnia umie niejednokrotnie zaskoczyć nie tylko Lenę i Marcela, ale również nas samych. Kto raz zapozna się z Rudnicką, ten już z nią z pewnością zostanie na stałe.
Lubię kryminały, choć przyznam, że rzadko kiedy, po zamknięciu książkowych przedstawicielek tego gatunku, czuję się w pełni usatysfakcjonowana. Trudno bowiem zestawić w jednej książce klasyczną zagadkę (z nieśmiertelnym pytaniem "kto zabił?") z udaną intrygą, jednocześnie nie niszcząc bohaterów. Mam wrażenie, że silne postacie z mocno zarysowaną osobowością nie pasują do kryminałów i wymykają się autorom z ram, w które próbują je wsadzić. A ja lubię jak bohater powieści wie, czego chce i uparcie dąży do wyznaczonego celu. W powieści pt. "Poryw" mamy klasyczną zagadkę, której rozwiązanie stanowi odpowiedź na pytanie: kto zabił? W ten sposób najmniej wymagający punkt został spełniony. Zagadka jest dobrze skonstruowana i pochłania czytelnika od samego początku. Ślady, które prowadzą do mordercy są dość zagmatwane, ale autorka dała radę. Nie ma tu nieścisłości (a przynajmniej ja ich nie zauważyłam), a elementy układanki, które doprowadzą nas do mordercy odkrywane są pomału i rozważnie. Ofiarą jest księgowy hotelu "Retro", który zostaje znaleziony w krzakach łódzkiego parku. Na początku trudno było przyczepić się do czegokolwiek, a co dopiero znaleźć motyw i osobę potencjalnego sprawcy. A krąg osób, które mogłyby mieć motyw jest dość szeroki. Mamy bowiem żonkę, będącą właścicielką hotelu, która, delikatnie rzecz ujmując, nie pałała miłością do męża. Mamy rodziców denata – ojciec od początku wydawał mi się podejrzany, a mama… to odrębna historia. Jest jeszcze kilka kobiet, które związane były z naszym nieżyjącym bohaterem i które zbyt wiele dobrego od niego nie otrzymały. Rozdział za rozdziałem, coraz więcej faktów wychodzi na jaw i coraz więcej elementów układanki wskakuje na swoje miejsce. Bardzo mi się podobało zwłaszcza pod koniec lektury, kiedy czułam podskórnie, że rozwiązanie jest bliziutko … jeszcze chwilka… Trochę mniej udana jest kreacja głównych bohaterów. Początkowo duet bohaterów wyraźnie wzorowany był na znanym wszystkim duecie stworzonym przez Remigiusza Mroza. Chyłki i Zordona nikomu raczej nie trzeba przedstawiać. Łączyły ich bardzo podobne więzi jak te, przedstawione w "Porywie". Ona poharatana przez los, wulgarna i podła, on - młody żółtodziób, nie bardzo radzący sobie z chamską wręcz mentorką… Byłam zniesmaczona. Na szczęście nie trwało to długo. Pomimo podobieństw, przestało mnie to kłuć w oczy w momencie, kiedy rozwiązanie zagadki zaczęło nabierać rumieńców. Wówczas związki pomiędzy Leną Rudnicką, a Marcelem zeszły na drugi plan i nawet podobało mi się, gdy autorka trochę zagmatwała między nimi. Należy jednak podkreślić, że polubiłam zarówno Lenę jak i Marcela, przy czym tego drugiego bardziej. I teraz trzeci punkt wyliczanki o dobrych kryminałach, czyli intryga. Zasadniczo jest, ale dość prosta i dość szybko domyśliłam się, dookoła czego krążyć będzie zagadka kryminalna. Wprawdzie osoby mordercy nie wskazałam prawidłowo, ale tylko dlatego, że autorka nie daje czytelnikowi żadnych śladów do ręki. Dopiero moment kulminacyjny, w którym Lena dopasowuje do siebie elementy układanki powoduje, że można domyślać się, kto zabił. Przypuszczam, że autorka bardzo chciała uzyskać efekt zaskoczenia, ale mnie osobiście pozbawiła zabawy w szukanie mordercy. Czy powieść jest dobra? Tak. Na pewno warta przeczytania, zwłaszcza, że jest to debiutująca autorka. Jeżeli przyjmiemy, że każda kolejna książka będzie lepsza, to zapowiada się naprawdę niezła jazda.
Po dwóch tomach serii o Aleksandrze Zamojskim, postanowiłem sięgnąć po poprzedni cykl kryminalny Kingi Wójcik, o komisarz Lenie Rudnickiej. Miałem nadzieję, że te powieści spodobają mi się również mocno, co poprzednie.
"Poryw" to pierwsza z książek, opowiadających o Lenie Rudnickiej, zatem dopiero poznawałem nowych bohaterów. Początek powieści jest nietypowy i mocno rzutujący na całą fabułę (co najmniej trzech części, bo tyle już za mna). Akcja skupia się na śledztwie w sprawie morderstwa księgowego, który na początku wydaje się człowiekiem wzorowym, z czasem jednak na światło dzienne wychodzi coraz więcej faktów z jego życia. Sprawa jest skomplikowana, podejrzanych co najmniej kilku, dzięki czemu fabuła naprawdę wciąga i ciężko przerwać lekturę. Co ważne, sprawcy nie odkryłem aż do końca, co zwykle świadczy o tym, że książka jest dobrze napisana i zaskakująca. Styl autorki, o czym przekonałem się już wcześniej, jest prosty i lekki, ale bardzo wciągający. Książki Kingi Wójcik się pochłania, tę książkę przeczytałem w dwa dni, a łącznie 3 powieści z tej serii w tydzień.
Choć jest to seria o Lenie Rudnickiej, to można powiedzieć, że jest tutaj dwójka głównych bohaterów, wspomniana komisarz Rudnicka i jej nowy partner Marcel Wolski, który ma nauczyć się od najlepszej komisarz jak najwięcej. Muszę przyznać, że Lena Rudnicka na początku nieco mnie irytowała. Według mnie silna i niezależna kobieta wcale nie musi być dla wszystkich chamska i bezuczuciowa. Z czasem jednak przekonałem się do głównej bohaterki, ale i pojawiły się w książce fakty, które sprawiły, że ją zrozumiałem. Zdecydowanie bardziej od początku polubiłem Wolskiego, który jest nieco ciamajdowaty, ale jakoś tak od razu się mu kibicuje.
Nie powiem, że sięgnę po kolejne części serii, bo już to zrobiłem. Połowa cyklu za mną, a na dniach wypożyczę kolejne trzy książki. Wychodzi, że luty Leną Rudnicką stoi.
Początek skojarzył mi się trochę z najgorszymi paradokumentami co nie wyglądało zbyt obiecująco. Mimo to im dalej w las tym zdecydowanie lepiej. Mamy tu świetnie wykreowanych bohaterów - zarówno policjanci, podejrzani i osoby powiązane z ofiarą są dobrze wykreowani i wyraziści. Jeśli chodzi o panią komisarz momentami miałem wrażenie, że tej wyrazistości jest trochę za dużo (kolejna odsłona Chyłki której nie jestem fanem) chociaż potem naprawdę się przekonałem do tej postaci. Kolejne osoby się od siebie różnią, nikt nie jest na jedno kopyto, a ich zachowania wydają się mi jako laikowi wiarygodne psychologicznie. Sama intryga jest ciekawa - z czasem odkrywamy kolejne karty, a także motywy kolejnych osób. Jest bardzo dużo wątków i poszlak przez co czytelnik się angażuje w poszukiwanie sprawcy. A nim może być każdy, bo i prawie każdy coś ukrywa. Bardzociekawie poprowadzono wątek przemocy domowej - zwłaszcza, że do momentu w którym ten wątek się pojawił jako czytelnik współczułem raczej oprawcy. Relacja Marcela i Rudnickiej ciekawa i pełna smaczków, przez co czeka się na kolejny występ tego duetu. Jest świetnie :D
Ogłaszam wszem i obenc że znalazłam dobrą serię kryminalną!
Jestem dopiero po pierwszym tomie ale już polubiłam Lenę Rudnicką i wiem że będę chciała przeczytać pozostałe tomy.
Troszkę Wam opowiem o fabule. Pani Komisarz Lena Rudnicka pracuje w Wydziale Kryminalnym Łódzkiej Komendzie Policji. Do pomocy przy jednej ze spraw zostaje jej przydzielony młody aspirant. Razem próbują rozwiązać zagadkę śmierci pewnego księgowego. Autorka nie zapominam nam przedstawić życia prywatnego Pani Komisarz, które nie jest usłane różami, jak się wszystkim wydaje.
Książka jest dobrze napisany, podobają mi się takie wyraziste bohaterki jak Lena, zwłaszcza w kryminałach. Lubię razem z bohaterami rozwikłać zagadkę morderstwa.
Zaczęłam serię od tomu piątego, po czym dopiero chwyciłam za ten. I widzę, przez to, że nie dość, że autorka nie potrzebowała ani chwili by się rozkręcić to jeszcze poziom trzyma taki sam. Bardzo podpasował mi jej styl pisania. Widać, że miała ona świetny pomysł i zdolności. Postacie są dopracowane i robią dobre tło obyczajowe, a do tego złożona i ciekawa sprawa kryminalna, którą sami możemy rozwiązać, jeśli zwrócimy uwagę na dobre wskazówki tak jak nasza Pani Komisarz. Do tego jeszcze masa humoru. Naprawdę polecam.
Szału nie ma, jak na polską powieść kryminalną. Ogólnie to wiele sytuacji były do przewidzenia i jest niepotrzebny przesyt komizmu. Dziwnie się czyta ten gatunek literacki napisany przez rodaka, ale znośnie.
Pasierski utrzymał swoją powieść w lepszej atmosferze – poszło nieco bardziej w stronę mocnych kryminałów na poziomie zagranicznych autorów. Ale plus dla autorki, że wybrała inne miasto niż warszawka. :)
O kurczę, dawno nie czytałam kryminałów. Tak więc łączenie wątków i przeskakiwanie między postaciami aby odnaleźć mordercę, to było coś. Udało mi się pod koniec książki odkryć kim jest morderca, ale przyznam, że 100% pewności nie miałam 😅 Ale dzięki autorce zdecydowanie powracam do czytania kryminałów ^^