Wyobraź sobie, że przez dziewięć lat siedziałeś w więzieniu i niemal każdego dnia wyobrażałeś sobie w jaki sposób zabijesz swoją żonę. A w dniu, w którym wychodzisz na wolność, na świat spada największa katastrofa w dziejach. Tracisz świadomość. Gdy ją odzyskujesz, stoisz pośród zgliszczy i trupów. Masz krew na rękach i na zębach. Masz ją na podeszwach butów, zlepia ci włosy, drażni pod rozrośniętymi paznokciami. Co się stało? Kim teraz będziesz? Dlaczego pragnienie mordu cię nie opuszcza? Świat tonie w stosach trupów. A ty zadajesz sobie bez końca jedno pytanie – kogo jeszcze musisz zabić?
Niestety, początek wciągający, ale im dalej tym gorzej. Przeczytałem do końca, ale cała historia niepotrzebna. Pierwszy tom bardzo mi się podobał, drugi był zbędny. Zmarnowany potencjał fajnego uniwersum.
Po pierwszym tomie „Berserka” zostałam z niedosytem i pytaniami. Szukając odpowiedzi na nie zawędrowałam aż do Częstochowy, gdzie poznałam nowego bohatera i razem z nim wstąpiłam do zakonu. Czy było warto?
Drugi tom cyklu „Berserk” okazuje się zupełnie nową historią. Niby mamy ten sam świat i gdzieś w tle przewijają się starzy znajomi jednak nie odgrywają oni zbyt wielkiej roli w tej powieści. Jeżeli czytelnik liczy, że dowie się z niej czegoś nowego o zarazie i bohaterach (sama nadal czekam na wyjaśnienie…em…dziwnych upodobań kulinarnych postaci z pierwszego tomu) to srogo się zawiedzie. Żadnej odpowiedzi nie dostanie. Co najwyżej jakieś dodatkowe pytanie, ale raczej bez szału.
Z drugiej zaś strony widać, że autor ćwiczy swój warsztat. Znowu troszkę mniej chaosu, fabuła jest bardziej przejrzysta, nie skaczemy z jednego wątku do drugiego (może to, dlatego, że jest ich mniej). Pod tym względem warsztatowo jest lepiej. Jednak kuleją postacie. Główny bohater jest jakiś niewyraźny. Z jednej strony już na samym początku budzi nadzieje na bycie postacią charyzmatyczną, pełną werwy, animuszu, a z drugiej wraz z upływem czasu rozczarowuje swoim postępowaniem. Jego dolegliwość zamiast uczynić go osobą ciekawszą, bogatszą i pełniejszą nie wnosi zbyt wiele poza pytaniem jak wiele z jego przeszłości rzeczywiście miało miejscem, a ile jest wytworem jego wyobraźni.
Troszkę podnosi poziom Ojciec. Jednak daleko mu do zapadających w pamięć bohaterów, za którymi czytelnik tęskni i spać po nocach nie może poruszony ich losem i genialnością ich kreacji.
Jest lepiej czy gorzej? Trochę tak i trochę tak. Czyta się dobrze, ale biorąc pod uwagę ilość wydanych książek i techniczny postęp zaczynam mieć większe wymagania pod względem fabularnym oraz budowania postaci. Nie spisuje na straty tego cyklu, ale do trzeciego tomu jakoś mnie nie ciągnie. Nie dostałam ku temu zachęty.