Statystycznie rzecz biorąc to książka o statystyce (tak, o statystyce!), której lektura przyprawia o ból przepony (ze śmiechu. Nie trzeba od razu biec do lekarza). No i nawet można zrozumieć o co w niej (statystyce) chodzi. Wszystko dzięki Janinie Bąk, pandze biznesu, komendancie komedii, charyzmatycznej liderce ortodoksyjnej grupy #DrużynaJanina. Ile trzeba zjeść czekolady, by dostać Nobla? Dlaczego koń i szop pracz nigdy nie dostali doktoratu? Czy język angielski powoduje zawały serca, a masło przedłuża życie? Czego statystyka nauczyła się od martwego łososia? A przede wszystkim: czy naukowcy są jak żony i nigdy się nie mylą? Dzięki setkom ciekawostek zobaczycie, że statystyka potrafi zmierzyć wszystko i - wbrew pozorom - przydaje się do wszystkiego. Pozwala nawet oszacować matematyczny wzór na miłość!
Janina, autorka bloga janinadaily.com, to zjawiskowo atrakcyjna a zarazem inteligentna i zabawna kobieta. Obecnie mieszka we Wrocławiu ale od 2012 roku wykładała na Trinity College w Dublinie, w którym też mieszkała do 2019 roku. Kocha foki, ma kota Piksela o pięknym pyszczku i takiego męża Wojtka, co to jak ma 37.6°C prosi by ona przyniosła mu kota, by mógł się z nim pożegnać.
Janina założyła absolutnie przefantastyczną grupę na facebooku pod nazwą Statystyczne świry "o badaniach naukowych, statystykach i wszystkim, co się liczy." Jest też na instagramie pod nickiem: janina.daily i na YouTubie i Facebooku jako Janina Daily. #DrużynaJanina
Książka tylko dla fanów Janiny, czołowych przedstawicieli #drużynaJanina, którzy są zaznajomieni z jej poczuciem humoru, lubią czytać jej wielokrotnie złożone zdania i niechęć do przechodzenia do sedna. W przeciwnym razie to mocno frustrująca książka.
Bo powtarzalność żartów o studentach, Polakach, słodyczach i niechęci do ruchu sprawdza się w przypadku bloga - gdy masz notkę raz na tydzień - dwa, pośmiejesz się, zamkniesz okno i skonsumujesz kolejną porcję za jakiś czas, ale nie w przypadku książki. Także okładkowe zapowiedzi, że wreszcie zrozumie się, o co w tej statystyce chodzi, są nieco przesadzone. Redaktor Janiny, choć długo czekał na książkę, to ewidentnie nad nią nie zapanował, i nie powiedział, że jeśli gdzieś daje się jakiś zalążek pojęcia, wiedzy, to wcale nie pomaga w zrozumieniu tematu przeplecenie go trzystronnicową opowieścią o Polakach na wakacjach. I ja wiem, że to taki styl, że to taka konwencja, i z ciężkim sercem piszę te w gruncie rzeczy krytyczne słowa, bo jestem wielką fanką poczynań Janiny w internecie, ale jednocześnie trochę mi smutno, że najlepszy rozdział w całej tej książce został napisany przez kogoś innego - i moim zdaniem, to właśnie rozdział napisany przez Piotra Buckiego jest idealny, który ma wyśmienicie wyważoną proporcję między humorem, a przystępnie podaną niesamowitą porcję wiedzy.
Ja wiem, że Janina też ma taką wiedzę, tylko chciała ją opakować w lukier humoru. Tyle że wbrew pozorom nawet z lukrem na pączku można przesadzić. Czekam na jej kolejne książki :)
Nie byłam w stanie skończyć tej książki, choć statystyka jest mi bardzo bliska. Nie przemawia do mnie poczucie humoru autorki, jej kpiny mnie męczyły a dygresje sprawiły, ze zastanawiam się jakim to ona jest badaczem naukowym przy ciaglej potrzebie takiej ilości żartów. Naprawdę? Ciężko się to czytało i nie potrafiłam się zmusić by to skończyć.
Czyta się bardzo lekko, bardzo przyjemnie i są tu fragmenty, przy których śmiałam się na głos, nawet jeśli były to żarty, które już znałam z bloga Janiny. Od strony merytoryki i formy jej podania trudno tu cokolwiek zarzucić - wszystko wyjaśnione jest jasno i przystępnie, nawet jeśli ktoś jest zupełnie zielony. Przypisy legitne, bibliografia też cudna - jak przystało na człowieka-akademika. Jedyna uwaga: stężenie żartu na centymetr kwadratowy sprawia, że przekaz gubi się w gąszczu anegdotek, dygresji i barokowych, wielopiętrowych porównań. Problemem nie jest jakość żartów, ale ich liczba i w paru miejscach powtarzalność (to jednak bardziej zarzut w stronę redaktora). Wzorcowy pod tym względem (lekkość tonu i balans między swobodnym językiem i przekazem) jest rozdział Buckiego. Ogólnie: jeśli ktoś podczas studiów lub we własnym zakresie czyta przynajmniej co jakiś czas pozycje typowo naukowe i jest przyzwyczajony do ich formy (nie zawsze przyjaznej), może być zirytowany nadmiernym rozwodnieniem tematu. Ale jeśli po tę książkę sięgnie ktoś, kto literatury nawet popularnonaukowej boi się jak ognia i nigdy nie wziąłby dobrowolnie do ręki książki o matematyce, badaniach socjologicznych czy innych równie zabawnych rzeczach, to to może być dobry, bezbolesny początek. I chyba temu celowi ta książka najbardziej służy - pozwala zupełnym laikom (pozbawionym nie tylko wiedzy, ale przede wszystkim narzędzi i nawyków potrzebnych przy pracy z tekstem naukowym) zanurzyć duży palec w basenie wypełnionym twardą wiedzą. Oczywiście zaraz po tym, jak Janina uzbroi go w dmuchane rękawki i koło ratunkowe w kształcie pączka. Ogółem - czuję niedosyt wiedzy i po tej dawce żartów przez najbliższy miesiąc będę czytać tylko tragiczne w treści reportaże o ludzkich nieszczęściach dla równowagi, ale kupiłabym tę książkę na przykład mojej matce. Albo mojej nastoletniej chrześnicy. Albo mojej kuzynce. I jestem pewna, że przeczytałyby ją z przyjemnością.
Utknęłam i nie przeczytam tego. Styl autorki po prostu uniemożliwia mi swobodną lekturę. Piętrowe żarty (czasem śmieszne, czasem nie) uniemożliwiają mi dotarcie do jakiegoś konkretu. Wiem, że to literatura popularnonaukowa, ale za dużo to popularności, anegdotek, żartów, przypisów będących żartami/anegdotami. Może byłoby to strawniejsze w formie krótkich felietonów/postów, ale książkowo dla mnie nie do przegryzienia. Bardzo szanuję Janinę Bąk za jej działania, ale książkę zaliczyłabym do nieprzydatnych, mimo jak się domyślam cennych treści przygniecionych humorem.
Bardzo męcząca książka. To, co sprawdza się na Facebooku i blogu, niekoniecznie przekłada się na papier. Każdy rodzynek informacji otoczony jest kilkoma stronami dygresji w dygresjach, nie wspominając już o wielu eufemizmach, przymiotnikach i ozdobnikach. Odradzam
Rozumiem, że to miała być taka lekka publikacja popularnonaukowa, która w bardzo przystępny sposób i z humorem pokazuje, że statystyka to właściwie bardzo interesująca dziedzina, która da się lubić. Wszystko okej, gdyby nie to, że autorka przegina do tego stopnia, że tej książki po prostu nie da się czytać. Żeby dostać się do sedna ciekawostki trzeba przekopać się przez kilka stron dygresji, zupełnie niepotrzebnych i przebić się przez warstwę humoru, który w takich ilościach, w jakich występuje w książce, jest nie do zniesienia. A nawet jak już się czytelnik dokopie, to i tak nic z tego nie wynika, bo przez to wszystko zapomniał o czym czyta. Autorka chyba bardzo chciała napisać najbardziej śmieszkową książkę popularnonaukową ever, a wyszła żenada, że hoho (czyli bardzo).
Trochę się śmiałam, a trochę płakałam, ale to z dwóch różnych powodów. Śmiałam się, bo pani autorka fajnie pisze i ma podobne uwielbienie do matematycznych żartów, co ja. A płakałam... Bo bolał mnie brzuch po zjedzeniu za dużej ilości czekolady.
Naprawdę rzadko przytrafia mi się porzucenie książki w połowie lub nawet wcześniej, ale tej nie mogłam znieść i niestety ominęły mnie żarciki prowadzącej w wielkim finale. Na pewno były wyborne, podobnie jak wszystkie pozostałe, które udało mi się przetrwać. Z interesujących treści dotyczących statystyki nie zapamiętałam nic – zostało mi tylko ogólne wrażenie, a składa się ono głównie z zażenowania stylem autorki. Rozumiem, że książki popularnonaukowe powinny mieć w sobie lekkość - tym przecież różnią się od poważnych, monotonnych, ściśle naukowych dzieł. Niestety, tu wszelkie granice przyzwoitości zostały przekroczone, a ja miałam wrażenie, że Janina Bąk przyjęła za punkt honoru napisanie najbardziej heheszkowej książki popularnonaukowej w historii świata. Miało być tak śmieszniutko, że wszyscy będziemy się pokładać. No ja się nie położyłam, za to irytacja rosła ze strony na stronę. Nie kupujcie tego nikomu w prezencie gwiazdkowym, proszę.
Od razu zaznaczę, że o autorce usłyszałem po raz pierwszy w kontekście tej książki, a statystyki liznąłem w swoim życiu prawdopodobnie sporo więcej niż przeciętny człowiek, więc nie spodziewałem się po tej pozycji niczego szczególnego. Zakładałem, że znajdę tam podstawową wiedzę podaną w przystępnej formie i jakieś ciekawostki, o których nie miałem pojęcia, jednak dostałem zbiór mało zabawnych anegdot, które krążą wokół tematu zaledwie lekko go dotykając. Ciągłe dygresje wybijają z rytmu i momentami autorka tak odbiegała od tematu, że zapominałem już, o czym była mowa chwilę wcześniej. Nie wiem, może pani Janina odnajduje się lepiej w formacie blogowym i publikowanych tam krótszych postach, tutaj czułem, że wszystko było przedłużane na siłę kolejnym żartem i anegdotą. Może to kwestia mojego poczucia humoru, może kwestia wiedzy jaką posiadam w danym temacie, ale ta książka zdecydowanie nie jest dla mnie.
Nie każdy ma szczęście mieszkać w domu z kimś kto robi statystykę, więc nie dla każdego wiedza ta jest dość oczywista ;) Także, dla innych pewnie książka jest w stanie wnieść więcej ciekawych informacji. Dla mnie było ich niedużo, ale za to było kilka ciekawych przykładów niestandardowych badań, plus fajny rozdział uczulający na dokładne czytanie wykresów. Co do humoru, to w połowie zaczął mnie męczyć, i uznałem, że jest jednak przesadą, ale fakt, że dzięki temu książkę czyta się ponadstandardowo lekko. Choć jednak mam wątpliwości czy społecznie najsensowniejszym wyborem jest oparcie całej książki na schemacie żartów hehehe, jak można ćwiczyć, to dla przegrywów, weźcie jedzcie pączki i sernik, rudzi to jednak zasługują na swoją opinię, hehe, a w ogóle to pyszny schabowy, a nie jakieś ble warzywa, jezu, jak to można jeść. Ale babcia mnie utuczyła pierogami. No dobrze tak tym gupim studenciakom, nic tylko by wódkę pili i gupi som. Ale mnie i tak nie przebiją, jestem z Polski, hehe.
Taka trochę dziwna ta książka. Niby popularnonaukowa a jednak nie. Niby o statystyce a jednak o gołębiach. To co rzuca się tutaj w oczy to lawirowanie autorki między próbami przedstawienia wiedzy w sposób zrozumiały dla przeciętnego Kowalskiego a podawaniem zagmatwanych pojęć i definicji. Niestety takie podejście do sprawy nie wyszło tej książce na dobre. Nie jest ona również zła, jednak żeby chociaż trochę z niej skorzystać trzeba coś w tej głowie mieć. A jak coś w tej głowie już masz to sporo informacji z tej książki również będziesz już posiadał.
Zdecydowanie bardziej podobało mi się "Factfulness", bo jednak tam informacje były przedstawione w o wiele bardziej treściwy sposób. "Statystycznie rzecz biorąc" obfituje w mnóstwo anegdotek, które są milutkie, ale nie wnoszą nic w treść książki, co nie zmienia tego, że warto obdarować tą książką (a najlepiej do pakietu dorzucić "Factfulness" osoby, które uważają, że statystyki kłamią, bo fajnie byłoby żyć w społeczeństwie, które bardziej wierzy w naukę niż opinie innych ludzi.
Czym jest ambiwalencja odczuć? Pomijając żart o teściowej spadającej z klifu w naszym nowym samochodzie, w tym przypadku jest to wartościowa, ciekawa i zabawna książka popularnonaukowa napisana przez obdarzoną poczuciem humoru badawczynię (?) - którą czyta się... ciężko.
Problem polega na tym że zbiór anegdotek i żartów które pod płaszczykiem pluszum kremu i pączkowosiłownianych żartów przemycają "twardą" wiedzę statystyczną sprawdza się dużo lepiej jako okazjonalny wpis na profilu FB niż książka do czytania strona za stroną - trochę za dużo słownej panierki a za mało treściwego mięska.
Mimo wszystko zdecydowanie polecam przeczytać, zwłaszcza w świecie fake newsów, epidemii i płaskoziemców od koronawirusowych nadajników 5G - ocena dotyczy tylko i wyłącznie tego jak "ciężko" się czyta, nie jakości samej książki (tu solidne 4.5/5)
Dygresja od dygresji dygresji, zenujacy poziom stylistyczny I infantylny styl i jezyk. Koszmar. Pani nauczycielka bardzo stara sie zostac najlepsza przyjaciolka studentow I wszystkich innych. Zaluje zakupu.
Autorka powinna albo wydać dwie książki: jedną o statystyce, drugą z opowieściami o studentach itp., albo zachować lepszy balans pomiędzy tymi dwoma elementami.
Spodziewałam się czegoś innego, jak dla mnie książka była zbyt luźna, zbyt potoczna i z wymuszoną śmiesznością. Nie moje klimaty jeśli chodzi o poczucie humoru.
Mój problem z tą książką nie ma nic wspólnego z uczuciem nienawiści, które żywiłam wobec statystyki na studiach magisterskich. Wręcz przeciwnie, trochę rzewnie wspominam te czasy. ;)
Janina opisuje całe to statystyczne mumbo-jumbo w bardzo przystępny sposób, nie raz i nie dwaq uśmiechnęłam się, wspominając jak natrudziłam się na swoich zajęciach. Dla osób, które nigdy ze statystyką nie miały do czynienia książka będzie w sam raz.
Ale. Autorka czasem za mocno odlatuje w swoje wyszukane anegdotki i porównania. Część z nich naciągnięta jak pas w moich leginsach do ćwiczeń (że tak posłużę się przykładowym tonem tych porównań), na siłę starając się heheszkować.
W wysokim natężeniu (a było ono momentami bardzo wysokie) dostawałam lekkien niestrawności. ;)
Ogólnie na plus, byle mniej lam na polskich ulicach i kokainy na imieninach.
Jedna gwiazdka dla Ewy Abart za fenomenalne audio. Poza tym to książka zdecydowanie dla fanów autorki, ewentualnie dla fanów tego specyficznego sposobu prowadzenia narracji na wybrany temat 😏
Oj Janina Janina. Ilość anegdotek na stronę zdaje się wystawać grubo powyżej średniej. Ale i ilość wiedzy przypadkowo zahaczonej w głowie, kierującej myślenie o wszelakiej maści danych na nowe tory - zaskakuje. Plus mój luby stwierdził, że czas dzwonić po "tego" lekarza, skoro siedzę i śmieję się w głos do książki o statystyce... Czego i Wam życzę :)
Książka o statystyce, która nie jest nudna. Jest wręcz odwrotnością nudy. Janina Bąk (znana w sieci jako Janina.daily) przez jakiś czas była wykładowczynią statystyki w Irlandii. Teraz w książce tłumaczy, czym jest statystyka, błędy statystyczne, jak rozumieć wykresy i różne zestawienia, z którymi możemy się spotkać w prasie. Jak nie dać się wprowadzić w błąd ludziom przytaczającym liczby i zestawienia. Wszystko to z mnóstwem anegdot i dygresji (może tych anegdot i dygresji było za dużo, jakby było mniej, to według mnie byłoby zdecydowanie lepiej), które sprawiają, że tę twardą pigułkę statystyki łatwiej jest przełknąć. Polecam serdecznie!
Ta uwaga pojawiła się już w paru innych recenzjach - "mniej Janiny, więcej statystyki", bo chociaż Janina jest jedną z moich ulubionych blogerek i wydaje się być absolutnie najmilszą osobą na świecie, to ilość dygresji czasami przeszkadza w klarownym odbiorze treści o statystyce. Niemniej jednak uwielbiam to, jak autorkę pasjonuje owa statystyka, a że "people love what other people are passionate about", to już samo to sprawia, że książkę czyta się bardzo przyjemnie i łatwo. Mało brakowało, a mielibyśmy idealną pozycję popularnonaukową - ale w sumie... ta też jest naprawdę w porządku.
Książka generalnie zabawna, natomiast stężenie Janinowego humoru (który normalnie mnie bawi) tym razem okazało się w pewnym momencie zbyt wysokie. Co nie zmienia faktu, że po 2 miesiącach przerwy od tej lektury śmiałam się znów :)