Mężczyzna wynajmuje mieszkanie, rozstawia sprzęt i zaczyna przez okno podglądać i fotografować mieszkańców sąsiedniego bloku. Nie wychodzi, zakupy robi przez internet, nie kontaktuje się z nikim. Kiedyś mieszkał naprzeciwko, a teraz aparatem poluje na żonę, którą porzucił kilka lat wcześniej. Jak się poznali? Dlaczego rozstali? Kim jest mężczyzna? Czy zjawia się dlatego, że chce wrócić? A może chce jej i sobie coś udowodnić?
Wyraźnie widać w nim ślady choroby psychicznej, potrzebę odizolowania się, a jednocześnie konieczność dominacji. Pragnie być zbrodniarzem doskonałym, choć nie popełnia żadnej zbrodni. Wszystko ma przemyślane i zorganizowane. Ale czy panuje nad rzeczywistością?
To książka o obsesji, o wielopłaszczyznowości ludzkiego myślenia. O fascynującym problemie linearnej koncepcji czasu. O pamięci funkcjonującej w osobowości zaburzonej.
I wreszcie bohater najważniejszy – fotografia. Amatorskie próby utrwalenia świata, by nad nim zapanować. Wiele miejsca w tej powieści poświęcono różnorodnym, starym i najnowszym, technikom fotograficznym, a autorka starała się wejść w osobowość autora zdjęć, jednocześnie zaburzoną i genialną.
Pierwsza od czerech lat powieść Zośki Papużanki, uznanej za jedną z ciekawszych polskich pisarek.
Z wykształcenia teatrolog, pracuje jako nauczycielka języka polskiego. Za debiutancką powieść Szopka (Świat Książki, Warszawa 2012) była nominowana do Paszportów Polityki 2012 oraz do Nagrody Literackiej Nike 2013. Wg opinii zamieszczonych na portalu culture.pl Szopka to: „bez wątpienia najlepszy, najgłośniejszy i najbardziej obiecujący literacki debiut roku”. Opowiadania publikowała w Tygodniku Powszechnym i w Radarze. Recenzje literackie pisała do Nowych Książek i Tygodnika Powszechnego. Tłumaczenia jej recenzji ukazały się w piśmie New Eastern Europe.
Zarys fabuły jest najprostszy na świecie: mężczyzna rozchodzi się z kobietą, wyprowadza się, ale zamiast odejść na zawsze, to podgląda ją z mieszkania naprzeciwko i obsesyjnie robi jej zdjęcia.
Ale nie o fabułę tu chodzi, a o wszystko, co niedopowiedziane, a co czytelnik odnajdzie między słowami. Małe gesty, maleńkie szczegóły, zapomniane detale ciała i zachowań, wszystko powiększone i uchwycone jak pod mikroskopem. To opowieść o voyeurystycznej przyjemnością podglądania, ale też o tęsknocie za drugim ciałem, za ciepłem, za bliskością. W końcu to opowieśc o czułości, która rozwiała się w pył.
"Przez" to piękna, minimalistyczna proza, która mówi wszystko, a nawet mówi więcej. Przez ten voyeuryzm przypomina mi trochę "Kikę" Pedro Almodovara, trochę "Powiększenie" Antonioniego.
Jedna z najlepszych polskich powieści tego roku, bez dwóch zdań
Cztery razy zaczynałem lekturę książki Zośki Papużanki „Przez”. Za czwartym zadbałem o scenografię – góry, przyjemny hotelik, łąki i lasy. I to pomogło. Choć Papużanka opisuje świat doskonale nam znany – on i ona, toksyczny związek, miłość i nienawiść, pożądanie i chłód – to robi to w taki sposób, jakby przez całą powieść wciąż go budowała, jakby sama autorka powoli układała puzzle nie będąc pewną, co wyniknie z działań jej bohaterów. To budzi moje uznanie.
Czy w książce, w której nie się nie dzieje, może aż kipieć od emocji? Tak i doskonale udowadnia to Zośka Papużanka w swojej najnowszej powieści. Historia stara jak świat. Ona i on, poznają się przypadkiem, biorą ślub. I w zasadzie mogłoby się tak skończyć, gdyby nie to, że On znika. Bez słowa, bez pożegnania, bez przyczyny. Po pięciu latach wraca, ale nie do Niej, tylko po to, aby ją obserwować. Dziwne? Trochę przerażające?
On jest fotografem. Uważa się za artystę. Patrzy na świat przez obiektyw. Tworzy świat za pomocą aparatu. Szuka piękna, jest czuły i tkliwy. Prawie dosłownie wrażliwy na światło i obraz. Jest perfekcyjny, szuka idealnego kadru, momentu do uchwycenia. A przy tym apodyktyczny, chce poprawiać świat, choćby tylko na fotografii (a może przede wszystkim na niej). Manipuluje, poprawia, każe się zgiąć, wypiąć, obrócić, aby każda klatka była perfekcyjna.
Po latach On wraca i zaczyna ją podglądać z okien sąsiedniego bloku. Ma jakiś plan. Czy chce do Niej wrócić? Sprawić, aby wróciła do Niego? Czy tylko obserwować jak się zmieniła? Czy poradziła sobie bez Niego. Bo On nie tylko był panem i władcą fotografii, ale również wspólnego życia. Jest przekonany, że Ona sobie nie dała rady, że cały czas na niego czeka. Szuka jej tęsknego spojrzenia. Stoi i patrzy przez okno. A my razem z nim na byłą-obecną żonę. A Ona rozkwitła. Buty – dobrze dobrane. Sukienka – piękna, podkreśla jej kształty. Mieszkanie – odświeżone, bez znaków jego obecności. Czy to mu się podoba? Nie. Liczył, że uschnie bez niego. I wróci, aby ją uratować.
„Przez” to proza bardzo powściągliwa, ale pełna emocji ukrytych w pojedynczych zdaniach. Trzyma w napięciu bardziej niż niejeden thriller. Trudno nie odnieść wrażenia, że On jest psychopatą, wiecznie strofującym, poprawiającym wszystko wokół siebie. Pedantycznym, szukającym perfekcji, skłonnym do manipulacji. A przy tym okrutnym. Nie trzeba mieć wcale maski potwora, aby wzbudzać niechęć. Można w drobnych, codziennych sytuacjach ranić bardziej niż nożem. Można się nad kimś znęcać, nie wykonując żadnych ciosów.
À rebours to książka o budowaniu kobiecej siły i niezależności. O wyrwaniu się ze złotej klatki. Piękny portret kobiety, obserwowanej przez mężczyznę, który nie może uwierzyć w jej siłę. Zdecydowanie warto, bo to piękna na swój sposób książka. I nie będzie to chyba zbyt szybko, jeśli powiem, że mamy tu kandydatkę do Nagrody Nike.
2020.10.03 Porzucam na 71 stronie. To moje pierwsze spotkanie z Papużanką i do dziś żyłam w przekonaniu, że to będzie coś dla mnie. Nie wiem czy autorka we wszystkich tytułach praktykuje ten sam styl pisania, ale dla mnie, taki chaotyczny potok słów to zupełnie nie to.. Jeszcze żeby ten potok słów był ciekawy i miał więcej sensu to bym się oswoiła. Niestety tego też brakuje, wiec tylko się męczę czytając. Fabuła zapowiadała się bardzo ciekawie, wiec żałuję, że forma jest taka, a nie inna.
Dlaczego ja nigdy wcześniej nie czytałam Papużanki? No dlaczego? Jej najnowsza powieść jest przecież tak dobra. Nie spodziewałam się. Opowieść o mężczyźnie, który 5 lat po porzuceniu żony, wynajmuje mieszkanie w pobliżu ich dawnego, by móc z ukrycia ją obserwować i robić jej zdjęcia. "Od początku, od kiedy wyjechałem, chciałem wrócić, ale nie do niej. Patrzeć na nią, ale z nią nie być. Widzieć ją, nie będąc widzianym, jakby to ona była bohaterką książki, która się pisze, nie umiem pisać książek, umiem tylko robić zdjęcia, a to znacznie trudniejsze..." (s. 120). To książka, w której z pozoru mało się dzieje, facet wstaje rano i obserwuje, i pstryka. Nie wychodzi, zakupy zamawia do mieszkania, robi wszystko, by nie przegapić żony i robić jej zdjęcia. I tak co dzień. W retrospekcjach poznajemy historię ich poznania, związku i zniknięcia jego z ich życia. I o matko, już dawno nie miałam doczynienia z tak irytującym, męczącym bohaterem. Bo on planuje i ma tak mieć, jak zaplanował. Bo jest perfekcjonistą, skupionym na tym, by było idealnie, a nie dobrze. Zdecydowanie w związku dominuje, a w zasadzie psychicznie się znęca nad partnerką. To taka przemoc, której niby nie ma, ale... I jak wspomniałam, niby mało się tu dzieje, jeśli chodzi o akcję, ale za to dzieje się na innych poziomach. Przede wszystkim książka kipi od emocji - bohatera, ale też jej, porzuconej żony, której autorka także oddaje głos. Dzieje się też w języku - proste zdania, ukryte dialogi to wielkie skupienie na detalu codzienności, elementów, które nas otaczają i przestajemy je w końcu dostrzegać, na naturalnych, niewyszukanych gestach. Wcale nie trzeba rozbuchanych zdań i wielkich fabuł, by powstała powieść bardzo dobra. Powieść o zagmatwanych relacjach, o uczuciach, o zniewoleniu i odzyskiwaniu wolności, o naszych oczekwianiach i wyobrażeniach i o zderzeniu ich z rzeczywistością.
Podobała mi się forma, w jakiej napisana jest ta książka. Bez pauz dialogowych, trochę jak strumień świadomości, trochę konfrontacja z otaczającą rzeczywistością z jej opisem w nietuzinkowym stylu. Zapiski z dziennika chorego psychicznie podglądacza, który obsesyjno-kompulsywnie fotografuje swoją byłą-niebyłą żonę, zaszyty w mieszkaniu na przeciwko niej. Poznajemy umysł mężczyzny i jego postrzeganie świata oraz swojej żony w sposób nieoczywisty, nie wprost. Mamy wiele miejsca na odczytywanie uczuć bohatera, dla którego każde zdjęcie musiało być idealne, mimo że w jego odczuciu jego żona była absolutnie nieidealna. Toksyczność tego człowieka, ale też jego jednoczesny brak poczucia bezpieczeństwa, manifestują się w jego skrywaniu za obiektywem i przekonanie, ze aparat daje mu władzę nad żoną. Ukryty w wynajętym mieszkaniu, z dokładnym planem działania (którego zasady mimo woli i tak łamie), jest bacznym obserwatorem ("obiektywnym, bo przez obiektyw ") otoczenia, życia osiedlowego i jego mieszkańców, a przede wszystkim żony, której robiąc zdjęcia, stara się udowodnić, że ona sobie bez niego nie radzi. Zakończenie jest z pozoru bezpłciowe - ani to bomba ani szok. Ale z drugiej strony czego możemy się spodziewać, kiedy cała fabula to tak naprawdę zapis wielkiej samotności i braku celu człowieka, który na świat potrafi patrzeć tylko przez obiektyw, a choć zdjęcia można kreować dowolnie, z życiem już tak do końca nie jest.
Styl pisania polegający na przekazywaniu strumienia świadomości głównego bohatera to coś, co zwykle dodaje literaturze artyzmu. Zośka Papużanka dodatkowo umie pięknie żonglować językiem i ta żonglerka zachwyciła mnie przy okazji powieści „On”. Tutaj jest i żonglerka, i ciekawy pomysł, i ten chaotyczny styl trochę a'la Masłowska, ale zdaje się, że nie dotarł do mnie sens. Zabrakło mi w zakończeniu odpowiedzi na pytanie, dlaczego to wszystko podglądam.
Zośka Papużanka to autorka mieszkająca w Krakowie i ucząca języka polskiego. Jej debiutancka książka to „Szopka”, która wyszła w 2012 roku. Kolejna książka ukazała się w 2016 roku i nosiła tytuł „On”, a w 2017 roku wyszedł zbiór opowiadań o tytule „Świat dla ciebie zrobiłem.” 💓 💓 Ja z twórczością tej autorki miałam pierwszy raz styczność i muszę powiedzieć, że ta proza przypadła mi do gustu. Tej książki nie można przeczytać tak od razu. Ja sobie tę przyjemność dozowałam. Autorka wykreowała bohatera, który ma obsesję na tle swojej żony. Wynajmuje on mieszkanie, by ją fotografować i podglądać. Teraźniejszość miesza się z jego wspomnieniami z przeszłości oraz wspólnego życia. Będziemy świadkami ich poznania, wspólnej egzystencji i rozstania. Życie z nim nie jest łatwe on wszelkie czynności doprowadza do końca i wymaga tego samego od swojej drugiej połówki, która ma inny charakter, często ją upomina, przez co wychodzą kłótnie. Jednak to on ją zostawia i teraz nie wiadomo czego od niej tak naprawdę chce, kiedy powraca. Zachowuje się jak psychopata, co podczas czytania daje się mocno odczuć. My jako Czytelnicy wchodzimy w ten świat i obserwujemy go z boku. Mamy tu historię o miłości i tęsknocie oraz samotności. Choć nieco dziwną to jednak przyciągającą. Moja ocena 8/10.
„A tu razem jesteśmy. Ładnie wyszłaś, ale za skazańca”.
Oj jakie to było dobre! Skojarzyło mi się ze strumieniem świadomości jak u Joyce’a, a i nawet trochę z filmowym „Dniem świra”. Rozbieżność skojarzeń może wydawać się dość szeroka, ale nie do końca tak jest. W tej książce niewiele się dzieje i właściwie wcale nie musi się dziać, żeby zainteresować czytelnika. Autorka bawi się słowami, żongluje nimi, tworzy bardzo interesujące porównania. Świat przedstawiony w książce jest fotografią, życie głównego bohatera to żmudny proces naświetlania, ustawiania kadrów, polowania na odpowiedni moment. Autorka niezwykle trafnie nazywa zwyczajne sytuacje, emocje i myśli terminami fotograficznymi. Żeby tak konstruować zdania, by właściwie one wystarczyły i stanowiły rdzeń książki, to trzeba być geniuszem. I Zośka Papużanka nim jest. Jest również doskonałym obserwatorem, zwraca uwagę na drobnostki, na które nikt inny nie poświęca nawet ułamka myśli, a każdy je zna i każdego dnia je spotyka. Mój egzemplarz jest upstrzony pozaznaczanymi cytatami. To była prawdziwa językowa uczta, która bardzo rzadko się zdarza, bo słowo pisane w takiej formie to jest bardzo trudna sztuka - wybitnie łatwo wyjść na bufona, albo zanudzić czytelnika na smierć. A Papużanka wyłącznie zachwyca. To nie jest książka na jeden wieczór, bo wymaga skupienia, ale przede wszystkim czasu na to, by się nią w pełni delektować. Polecam gorąco.
„Zobaczył nieogolonego faceta, którego nie lubił, faceta z wypiekami podobnymi do starej mortadeli, niewyspanego, wczorajszego. Zobaczył w lustrze. Nic by nie dało, nawet gdyby ten facet się ogolił, natarł kosmetykami, elegancko ubrał. To nie był facet do lubienia. Trudno, pomyślał, dystans i takie tam. Umiejętność kpienia z siebie, autodowcip, egoironia. Liczy się wnętrze, wnętrze, Sokratesie. Zresztą obiektyw wcale nie szuka piękna, tylko tego, co interesujące. Polujmy zatem”.
Wydawałoby się, że jest to historia o miłości. Tylko że jeśli to miłość, to raczej źle pojęta. Obsesyjna, kontrolująca i ustawiająca związek na swoich warunkach. Dla mnie jest to książka o myśliwym i ofierze w ludzkim wymiarze. Ale jeśli spodziewacie się, że ofiara jest łatwym łupem, „Przez” Zośki Papużanki udowadnia, że wcale tak nie musi być.
Bezimienny mężczyzna wprowadza się na dwa miesiące do mieszkania, w którym wcześniej mieszkały studentki. W oknie z widokiem na blok po drugiej stronie montuje aparat fotograficzny i obiektyw. Podgląda byłą żonę. W notesie zapisuje godziny jej aktywności, potajemnie robi jej zdjęcia. Czego chce? Pojednania, powrotu, zemsty? W powieści Zośki Papużanki dostajemy obraz człowieka zaburzonego, działającego metodycznie, zgodnie z własnym – dość jednak dalekim od norm – osądem świata i sytuacji. To studium stalkera, człowieka owładniętego ideą i pomysłem, który za wszelką ceną musi zrealizować.
Czy zaburzony człowiek jest pozbawiony emocji? W żadnym wypadku. Wydaje się jednak, że zupełnie inaczej je odczytuje, a części z nich zwyczajnie nie posiada albo nie rejestruje. Pomimo tego, utożsamiamy się z jego sposobem postrzegania świata, wchodzimy na poziom zrozumienia tego, jak sytuacja wygląda z jego punktu widzenia. To zasługa narracji, hermetycznej, trochę męczącej, która jednak odzwierciedla zarówno osobowość, jak też świat wewnętrzny bohatera. To narracja, zbudowana z urywków wspomnień i konstatacji, z obserwacji i z szybkich przemyśleń, która tworzy ciasny, duszny obraz człowieka spętanego nieustanną potrzebą kontroli i skupionego na sobie. Pozornie życie bohatera skupia się wokół postaci byłej żony. Tak naprawdę sięga tam tylko myślami, a jego potrzeby dotyczą wyłącznie zaspokajania własnego ego. Łatwo to zrozumieć, odczuć, bo czyż każdy z nas nie zrobił przynajmniej raz w życiu tego samego?
Jest to jedna z najgorszych książek jakie przeczytałam i jednocześnie największe rozczarowanie tego roku. Styl tej książki i forma w jakiej została napisana to jeden wielki młyn, w którym nie da się połapać. Dialogi są tutaj w zasadzie najważniejsze, bo to z nich wynika cała fabuła a tymczasem są one napisane nieskładnie, bez myślników, bez podziału na osoby, bez znaków interpunkcyjnych, jest masa powtórzeń i takiego przedłużania na siłę. Autorka potrafi ciągnąć zdaniami opisy jakiegoś krzesła czy kurzu czy Bóg wie czego. Chyba z 40 razy w ciągu tej książki odpływałam na tyle, że musiałam czytać pół rozdziału od nowa, a finalnie i tak okazywało się, że nic z niego nie wyniknęło. Kolejny upust alfabetu w dziwnej składni. I tak już abstrahując od tego- ta książka jest miałka. Historia, mimo że jest pomysł, poprowadzona jest w tak nudny i prosty sposób, że po jej skończeniu myślisz sobie ‚Aha’. I czujesz ulgę. I możesz iść po jakąś dobrą książkę dla odmiany.
trudno ocenić tę książkę podobnie jak trudno ocenia się relacje, takie jak ta w niej zawarta. miała sporo fragmentów, które do pióra Zośki zachęciły i z pewnością będę zgłębiać jej twórczość. jeśli chodzi o fabułę, w niektórych momentach nużyła skomplikowaniem, jakie wybrali główni bohaterowie. nie można Zośce odmówić dbałości o szczegoly i uważności, wspaniale czytało się te niuanse. mój ulubiony fragment niezmiennie na pierwszej stronie. wiele jest pięknych zdań, które w tej powieści zasluguja na uwagę i chociażby ze względu na język warto do niej zajrzeć.
Cudowna typowa tylko dla Papużanki narracja, która zjada dialogi, monologi, świat i w ogóle wszystko. Lubię ten sposób pisania. Cięty, ostry, błyskotliwy, obdzierający ze skóry. "Przez" to historia podglądania, obsesji, trującej relacji. Psychologicznie ciekawa, choć uważam, że trochę przegadana, ale może i to oddaje natręctwa głównego bohatera, którego absolutnie nie da się lubić. Mocny finał. Prosty i świetny.
po długiej przerwie wróciłam do czytania✨ książka bardzo specyficzna, wiem, że wielu osobom by się po prostu nie spodobała; jak dla mnie naprawdę całkiem przyjemna ale sposób napisania momentami męczy.
Chociaż bardzo lubię pióro Zosi Papuzanki i wiedziałam, ze nie będzie tutaj za dużo akcji to się bardzo zawiodłam. Bez celu, zlepek randomowych sytuacji, ciężko było przebrnąć do końca chociaż szybko się czytało
Opowieść w formie dziennika. Wypełniona codziennością i wspomnieniami. Taka, że nie wiadomo, gdzie na końcu dotrzemy. Zośka Papużanka w Przez zaprasza do świata obrazów z dnia powszedniego.
Sama fabuła jest bardzo prosta. On rozstaje się z nią po pięciu latach związku. Zamiast iść swoją drogą, wprowadza się do sąsiedniego bloku i podgląda ją, a przy okazji sąsiadów i pana od szlabanu. Opracowuje swoją metodę działania. Po pierwsze nie wychodzić z domu. Po drugie nie odbierać telefonów, domofonu i drzwi, tym którzy zapukają. Po trzecie zrobić zapasy jedzenia w sklepie z dostawą do domu, a śmieci wynosić tylko nocą. I najważniejsze z nikim nie rozmawiać. Wszystko po to, aby Ona nie wiedziała, że jest blisko niej. Pytanie jak długo uda mu się żyć w pełnej konspiracji, podczas gdy życie każdego dnia weryfikuje jego zamiary.
Zośka Papużanka konfrontuje czytelnika ze zwyczajnością, w której obserwujemy niejednokrotnie samych siebie w krzywym zwierciadle. Pełno jest wydarzeń znanych nam z własnego doświadczenia. Zagłośni sąsiedzi, krzyczące za oknem dzieci, prośby o sąsiedzką przysługę czy wścipski stróż, który pyta szanowny pan do kogo? Pierwszy raz widzę. Małżeńskie sprzeczki o nic, fochy i próbowanie udowodnić, kto ma rację. Ktoś dzwoni domofonem, ktoś puka do drzwi i w tym wszystkim człowiek, który za wszelką cenę chce, aby nikt nie wiedział o jego obecności. Piotr Kofta napisał: "Papużanka swobodnie wydobywa z tła detale, których człowiek nieuważny nie dojrzałby pod mikroskopem." Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Obserwujemy ludzi ale też przedmioty otaczające bohaterów. Tu każda rzecz ma znaczenie, jest związana z konkretnym wydarzeniem. Ma się wręcz uczucie, jakbyśmy sami brali udział w akcji powieści, byli obecni w niej. Czytamy i zastanawiamy się o czym tak naprawdę jest ta opowieść. O miłości? O obsesji czy szaleństwie? A może po prostu o życiu zwykłych ludzi? Myślę, że o wszystkich tych rzeczach po trochu. Zastanawiamy się, co doprowadziło do rozstania i kiedy ona zorientuje się o jego obecności, jaki będzie finał. Czeka się na jakiś przełomowe wydarzenie w życiu tej pary, a tu cały czas jesteśmy atakowani codziennością. Kiedy dochodzi się do kluczowego momentu, kompletnie jest on niezrozumiały, ba wręcz paradoksalny.
Papużanka stworzyła ludzi z krwi i kości, takich jak my sami. On owiany jest tajemnicą, czasem śmieszy, a czasem irytuje. Im bardziej poznaje się jego przeszłość, większe zrozumienie i sympatię budzi Ona. Trudno przy tym nie przyznać, że po cichu mu kibicujemy. Poza Nim mamy całą galerię osobliwości. Jest Tomek Polak uprawniający nord walking i chętnie zawiązujący nowe znajomości. Sąsiadka pilnująca "porządku" na klatce w przerwie na drzemkę przed serialem. Studenci urządzający głośne imprezy. Wszyscy oni są przelotem. Pojawiają się znikąd i szybko znikają, ale trudno potem zapomnieć o ich obecności.
Całość oprawiona jest słowem i formą. Papużanka bawi się jednym i drugim. Tworzy liczne neologizmy. To proza minimalistyczna. Dialogi wplecione w narrację, bez żadnego oznaczenia. Przez wymaga od czytelnika skupienia, bawi ale żąda zatrzymania się. Przemieszczamy się w przestrzeni i czasie, przeskoki te są płynne. Obrazy osiedla migają, co chwila się zmieniają, o czym innym jest mowa. Wypełnione są różnymi kontekstami, porównaniami i metaforami.
Przez niby jest o niczym, nic się specjalnie w nim nie dzieje podczas, gdy dzieje się tak dużo. To historia, w której płynie się, chce się w niej zanurzyć i pokazuje, jak zwykły dzień może być fascynujący. Piękna literatura.
Przez zaczyna się w sposób bardzo niepokojący – główny bohater, zaczyna obserwować kobietę: wszystko co robi, kiedy wychodzi, kiedy wraca. Nie chodzi za nią po całym mieście, ale wkracza w najbardziej prywatną, intymna strefę jej własnego mieszkania. Początkowo nie do końca wiemy kim są oboje, wszystko wyjaśnia się z rozwojem fabuły, przywoływanymi wspomnieniami mężczyzny, jego oceną sytuacji i kobiety. Tajemniczość i niepokój się pogłębia, gdy w nieunikniony sposób dochodzimy do wniosku, że mężczyzna nie może być zdrowy psychicznie, a jego podejście do kobiety jest bardzo instrumentalne i naznaczone latami stosowanej wobec niej przemocy psychicznej.
Nie jest to wartka powieść akcji, nie jest to też klasyczny kryminał lub thriller, a raczej powolne, refleksyjne studium psychiki głównego bohatera, a także wydarzeń przeszłych i bieżących. Jego ocena sytuacji i świata jest wyraźnie naznaczona kliszami kulturowymi, mężczyzna ma wrażenie, że życie kobiety układa się jak w filmach, skoro stworzył jej warunki niemal filmowe. Nie do końca da się określić czego chce, a gdy wydaje się to już jasne, okazuje się, że jednak nie do końca.
Papużanka ma specyficzny styl pisania, chwilami wpadający w strumień myśli, czasem przypomina monolog z samym sobą lub wyimaginowanym rozmówcą. Pozwala to w jakimś stopniu zrozumieć głównego bohatera, ale nie podaje wszystkich informacji na raz, czasem skupiając się na szczegółach, które początkowo nie wydają się istotne, kiedy indziej mówią o bohaterach i wydarzeniach więcej niż ich bezpośrednie opisy. Mimo niepokoju, który fabuła budzi, dzięki swojemu stylowi Papużanka potrafi wzbudzić pewne pozytywne uczucia względem głównego bohatera, pewien rodzaj współczucia zamiast gniewu, który przecież powinien się pojawić przy jego podejściu do kobiety i życia w ogóle.
Przez jest pierwszą książką Papużanki, jaką przeczytałam, ale na pewno nie jest ostatnią. Pisarka stworzyła fascynującą historię, opisaną niezwykłym, barwnym językiem i jestem bardzo ciekawa tego, co jeszcze napisała.
Jeśli czekaliście, aż wreszcie sięgnę po coś z kategorii „można się z tym publicznie pokazać i obnosić jak z literaturą przez wielkie L” to uprzejmie donoszę, dziś skończyłam czytać właśnie taką powieść. Inną, niepokojącą, dającą do myślenia i przysparzającą o egzystencjonalne ciarki.
Świat zna te historie, On i Ona, nie jest im idealnie, ale jakoś dają radę. Łączy ich miłość, która… nie zawsze wystarcza. Pięć lat później On wynajmuje mieszkanie naprzeciwko niej i… patrzy, ocenia, analizuje, myśli i wspomina. I nie, to nie jest opowieść o stalkerze, to fascynujące studium ludzkich emocji.
Sięgnęłam po tę powieść bez większego zastanowienia, a już po pierwszych słowach wiedziałam, to ONA! Autorka zbioru opowiadań, który ostatnio dosłownie roztrzaskał mnie na kawałki! Wtedy narzekałam, że te historie nie tworzą jednej, spójnej opowieści. Więc tym razem zatarłam łapki i przystąpiłam do czytania.
Narracja autorki jest specyficzna, chociaż ja ją za to uwielbiam, nie każdemu przypadnie do gustu. Jej styl jest zbliżony do potoku myśli, dosłownej relacji z tego, co dzieje się w głowie naszego bohatera. Nie przeczytamy o niczym, czego on nie zobaczył i nie przeanalizował. Nawet dialogi nie dostajemy jak na tacy, ale właśnie za pośrednictwem jego relacji. A wszystko to nieuporządkowane, nieokrzesane, świeże i pełne chaosu, czyli wprost z głowy naszego bohatera. W tej bardzo przesadzonej, na swój sposób pierwszoplanowej narracji, za każdym razem odrywam coś nowego, innego, a w ten sposób poruszającego.
Kocham to, jak autorka bawi się formą, jak zwraca się do czytelnika, jak przebija niewidzialną i umowną grafiką między nim a książką, jak w zaskakujący sposób łączy te dwa światy, fikcyjny i rzeczywisty. Robi to nie raz, ale kilka i na wiele różnych sposobów. Uważnego czytelnika czeka więc wiele nietypowych okryć, ale też wewnętrznych powiązań między akcją w teraźniejszości a przeszłością.
Zakochałam się w pisarstwie Papużanki po lekturze "Kąkola". I choć uważam, że "Kąkol" to majstersztyk nie do przebicia, "Przez" także nie zawodzi.
Autorka serwuje skrawki z życia, pożycia, zużycia małżeńskiej unii mężczyzny i kobiety, które jakoś rysują nam ich obraz, ale niezbyt dokładnie, niezbyt szczegolowo, raczej dość wymijająco. A jednak te skrawki pozwalają ich poznać na tyle dobrze, by czekać do końca historii o zaburzonym (co do tego nie ma wątpliwości) mężczyźnie, który powraca 5 lat po porzuceniu żony po to, by wynająć mieszkanie w bloku naprzeciwko i codziennie ją obserwować.
Na końcu jest plot twist - niespodzianka, i brak wyjaśnienia. Ale to już warto samodzielnie zgłębić.
Uwielbiam to, jak Papużanka posługuje się językiem, jak używa go do opisywania rzeczy niewyrażalnych, które stanowią 90% komunikacji między ludźmi, interakcji. Zupełnie, jak czarna materia wypełniająca Wszechświat, a której nie da się dotknąć, zważyć, zmierzyć.
Ale to było świetne! Historia jest niezwykle prosta, ale jaka efektowna! Ogromną rolę w tej powieści odgrywa język, jest niesamowicie kwiecisty, bogaty, każde słowo czy zdanie jest bardzo przemyślane w swojej konstrukcji, że aż czasem rozprasza nas i zapominamy o treści, która teoretycznie powinna być najważniejsza. Papużanka ma u mnie duży plus za wstawkę mojego ukochanego wiersza "Fotografia" Marii Pawlikowskiej Jasnorzewskiej, który był idealną klamrą spinającą w talii tematykę tej książki...
Z samej opowieści można stworzyć scenariusz całkiem niezłego filmu. Ale nigdy nie odda on tego języka, który myli się i miesza i nadaje mnóstwo nowych znaczeń. Wspaniała opowieść o zależności, o projektowaniu swojej wizji świata na innych, o pragnieniu życia takiego, jakie się sobie zaplanowało i braku miejsca na uczucia, zdania i opinie innych. A do tego tak żywe opisy fotografii, że aż stają przed oczami i ma się wrażenie, że się je zobaczyło.