W bibliotece w małym miasteczku dochodzi do incydentu. Pewien mężczyzna, wściekły na żonę za to, że zamiast podać mu obiad, czyta romanse, próbuje udusić twórcę powieści zagrażających małżeńskiemu szczęściu. Kilka dni później w domu Emilii, czekającej na koniec świata prepperki, zostają odnalezione zwłoki kolejnego pisarza, który – tak się składa – był też kiedyś jej mężem. Następna autorka ginie w miejscowym pensjonacie tuż przed spotkaniem z czytelnikami.
Prywatne śledztwo w sprawie rozpoczynają Magda, żywo zainteresowana pewnym młodym policjantem, jej były chłopak Paweł, początkujący dziennikarz, a także grupa starszych pań, które pod wpływem filmików z YouTube’a zaczynają wierzyć w demona mordującego pisarzy...
"Powieść „Niedaleko pada trup od denata” okazała się być jedynie – co mówię z żalem – stratą czasu. Po jej kontynuację na pewno nie sięgnę, co nie oznacza oczywiście, iż w tym momencie przekreślam również jej autorkę. Pani Iwonie dam bowiem jeszcze szansę w przyszłości, gdyż w swym literackim dorobku ma kilka innych książek, które być może zdołałyby mi się bardziej spodobać, niż w/w komedia kryminalna."
Komedia kryminalna to specyficzny gatunek, ale czasem bardzo rozrywkowy. Bardzo mi pasuje złośliwe poczucie humoru Iwony Banach i choć w rankingu jej ulubionych książek wciąż pierwsze miejsce zajmuje „Czarci krąg”, to i w „Trupku” można było znaleźć kilka próbek jej poczucia humoru.
Piekarski na mękach to kuracjusz podczas relaksacyjnego pobytu w Ciechocinku w porównaniu ze mną czytającą tę książkę.
Lubię komedie kryminalne, chętnie testuję autorów, których nie znam, zawsze podchodzę do takich książek z przymrużeniem oka, bo, wiadomo, nie są to "poważne kryminały", pozostawiają pole manewru i nieco większy margines magicznego "dziania się" i szczęśliwych zbiegów okoliczności, ale, doprawdy, są granice.
Tytuł doskonały, przyciągający uwagę, pomysł z potencjałem (w małym miasteczku ktoś morduje pisarzy...) i... to by było na tyle w kwestii plusów.
Chaos, bałagan, bicie po głowie i umazywanie się ohydnymi maziami w charakterze ulubionego zabiegu fabularnego (podobnie było w pierwszej poznanej przeze mnie powieści tej autorki), brak myśli... niech będzie, że przewodniej, moim zdaniem - jakiejkolwiek, bohaterowie, których nie da się ani polubić, ani zrozumieć, ani im dopingować, główna para zakochuje się w sobie mocą Imperatywu Narracyjnego, bo cienia chemii między nimi nie ma, Mikołaj, policjant, opisywany jako drobiazgowy szczególarz jest irytującym kretynem, który co i rusz wpada na jakiś pomysł i huuuuzia! zmienia kierunek śledztwa, bo on teraz będzie ten pomysł traktował jako hipotezę dochodzeniową, a drobiazgowości z lupą by się u niego nie znalazło, główna młoda bohaterka, Magda, ma - moim zdaniem - cechy psychopatyczne, względnie jest po prostu głupia, w sumie po namyśle stwierdzam, że to niewykluczone, w końcu absolutnie wszyscy bohaterowie tej powieści dysponują, no cóż, inteligencją rozwielitek (na przykład - w trzy starsze panie z obsesją na temat demonów jestem w stanie uwierzyc, WSZYSCY bohaterowie, wykrzykujący w chwili paniki "Aaaaaa, demon, demon!!!" budzą, łagodnie rzecz ujmując, irytację).
Stereotyp stereotypem pogania, jak teściowa - to zakochana w synusiu psycholka, gotowa udusić synową za sam fakt zabrania jej dziubdziulka z domu rodzinnego, jak jedzenie wegańskie - to koniecznie cuchnące, sraczkowate w kolorze, bezkształtne i powodujące niestrawność, jak ekscentryczna staruszka - to pełnoobjawowa kretynka, jak matka panny z dzieckiem - to gotowa wydać córkę za mąż dosłownie za kogokolwiek i dowolnymi metodami, bo inaczej będzie "nie po bożemu", jak mieszkańcy i mieszkanki małego miasteczka - to plotkarze z obsesją na temat cudzego prowadzenia się i pękający z zawiści w stosunku do wszystkiego i wszystkich. Nie wykluczam, że było to takie puszczanie oka do czytelnika, cóż, w moim wypadku kompletnie nie podziałało, że już nie wspomnę, że puszczać oko do czytelnika można co jakiś czas, a nie łopatologicznie, po siedem razy na stronę, waląc człowieka w łeb tym mruganiem jak łopatą z rykiem: "Oko do ciebie puszczam, widzisz?!" na ustach.
Prawdę mówiąc ani to komedia, ani kryminalna, moje drugie (i zdecydowane ostatnie) podejście do tej autorki, a pierwsze było równie... nieudane (i też tytuł był niezły!)... ale polszczyzna mnie nie bolała, jeśli pominiemy kilka powtórzeń czy niezręcznych sformułowań, krzywdy rzecz nie zrobi, i jako lektura kompletnie niezobowiązująca i do zapomnienia, ot, takie czytadło, gdy nie mamy czasu/siły/nastroju na nic lepszego może się u kogoś sprawdzić.
Jest kilka epizodów dość zabawnych, no i jedna postać, ciotka Emilia, reprezentująca spory komiczny potencjał, niestety niewykorzystany. Całość zrobiła na mnie raczej żałosne wrażenie. Szkoda, bo wprowadzająca scena i czupurny, iskrzący swadą język zapowiadały niezłą zabawę. Ale im dalej, tym było gorzej - kiepski kryminał, komedia bez polotu.
1,5/5⭐️ Jakie to było momentami żenujące, jeju. Albo wszyscy bohaterowie byli przerysowani, albo ja po prostu jestem zbyt głupia, by zrozumieć ten humor (poza byłym chłopakiem głównej bohaterki, on na sto procent był strasznie przesadzony i cringowy). Zawiodłam się 😒
"Mąż, prawdę powiedziawszy, do niczego nie był jej potrzebny. To częste w małżeństwach, które trwają przez lata. Owszem jest trochę wytarta na łokciach miłość, jest zrozumienie (mocno podkreślane przewracaniem oczami), jest jakaś przyjaźń, ale również dobrze każde z małżonków może funkcjonować oddzielnie, żeby nie powiedzieć - samotnie." "Seria z trupem" to moje "guilty pleasure" i nie ma dla mnie nic lepszego na zły humor niż cała ta zwariowana ferajna bohaterów, którzy co rusz wplątują się w coraz to bardziej absurdalne sytuacje. Tym razem Emilia musi pomóc swojej przyjaciółce Reginie, u której w telewizorze zamieszkał szatan, Paweł (mój ulubieniec) przez przypadek znajdzie tytułowego trupa, a we wszystkie wydarzenia zostaną również wplątani Mikołaj i Magda. Nie mam do napisania nic o czym nie pisałam przy poprzednich częściach, te książki to zabawa w najczystszej postaci, szalone zwroty akcji, świetny humor i zagadka tak zagmatwana, że nie sposób jej odgadnąć. Uwierzcie mi na słowo, że przy tej historii będziecie się śmiać do łez i jestem niesamowicie szczęśliwa, że to jeszcze nie koniec tej serii, a mam wrażenie, że po wydarzeniach w tym tomie, kolejny może być jeszcze lepszy.
To było tak głupie, śmieszne, nietrzymające się kupy, że nie mogłam się od tego oderwać! Nie jest to literatura wysokich lotów ani typowy kryminał, który wbije was w fotel, ale to jest po prostu wspaniała rozrywka, która pozwoli się śmiać do rozpuku i zapomnieć o swoich problemach. Książka wypchana jest żartami, groteską i satyrą, wiele rzeczy jest abstrakcyjnych i totalnie chaotycznych, czasami dosłownie nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi - głównie przez dygresje autorki, które wprowadzają w dużej mierze wątek komediowy. Ale szczerze mówiąc, czy musiałam wiedzieć, żeby po prostu się dobrze bawić i odetchnąć od życia? Nie, i za to doceniam tą książkę.
O książce „Niedaleko pada trup od denata”, którą napisała Iwona Banach, nie wiedziałam kompletnie nic. Sięgnęłam po nią z uwagi na to, że została mi zaproponowana jej kontynuacja, która miała swoja premierę 17 czerwca. Czy było warto? Uważam, że tak. Poznałam bohaterów, z którymi zetknę się w kolejnym tomie, znam ich zachowania, odchyły od normy, czy też ich obawy.
Nie będę ukrywać, że dobrze bawiłam się przy tej powieści. Napisana lekkim piórem, przystępnym dla każdego językiem, może zainteresować niejednego czytelnika. Bohaterowie mają swoje cechy charakteru, które wyróżniają ich z tłumu randomów. Niektórzy mnie irytowali, drudzy bawili, jeszcze inni byli mi obojętni. Czasem prowadzone przez nich dialogi wyglądały tak, jakby zamiast mózgu, mieli siano w głowie. Następnie przyszedł ktoś z zapalniczką, podpalił to siano i nawet to im nie zostało.
Fabuła zaczyna się dosyć niepozornie. Grono pań czeka na autora romansów w miejskiej bibliotece. Gdy ten przychodzi, są nieco zawiedzione jego wyglądem, niemniej jednak kochają jego twórczość i są jego zagorzałymi fankami. Wśród nich znalazł się jednak jeden „fan”. Fan, który postanowił udusić pisarza za to, że przez twórczość takich osób jak on, jego żona nie gotuje mu obiadu, a zaczytuje się w romansach połykając jeden za drugim. „Mężczyzna z widowni nie wytrzymał. Zawył jak ranny zwierz i skoczył. Zwalając filiżanki z niedopitą kawą, przewracając stolik i trącając kilka tłoczących się przed nim kobiet, rzucił się na autora. Zacisnął mu ręce na szyi i zaczął go dusić.”
Nieszczęśnika udało się uratować, jednak nie można tego powiedzieć o kolejnej osobie, tym razem w domu Emilii. Co zabawne, okazuje się, że był to dawny mąż właścicielki domu! Chciałabym się zatrzymać na chwilę przy osobie tej kobiety. Pani Emilia to ciotka Magdy, u której dziewczyna tymczasowo mieszka. Przez wszystkich uznawana jest za wariatkę, a to za sprawą jej ciągłych wierzeń we wszelakiego rodzaju końce świata. Każda teoria spiskowa, każda najdrobniejsza informacja o domniemanym końcu świata, jest przez nią brana całkowicie na poważnie. KONTYNUACJA RECENZJI NA BLOGU: https://oxfordka.com/iwona-banach-nie...
W tej historii poznajemy Magdę Gałązkę, która jedzie do swojej zwariowanej ciotki Emilii, wierzącej w „koniec świata”. Za Magdą, niczym tajemniczy szpieg z krainy deszczowców, podąża Paweł - początkujący dziennikarz, a w dodatku były chłopak, którego misją jest odzyskanie Gałązki… Choć w tym przypadku plany może pokrzyżować pewien policjant - Mikołaj.
Emilia po powrocie do domu zastaje w kuchni… trupa, który okazuje się nie tylko znanym pisarzem, ale również jej byłym mężem. Magda, która trafia na miejsce zdarzenia, jest bardziej zaskoczona wieścią o małżeństwie ciotki, niż widokiem denata przy stole. Co wspólnego z morderstwem ma były chłopak Magdy? O jakich demonach mówią panie z miasteczka? Kto morduje pisarzy, którzy przyjechali do miasta? Na te pytania próbuje znaleźć odpowiedź właśnie Magda!
Autorka stworzyła ciekawych bohaterów. Historię czytamy z kilku perspektyw. Wykreowany tok myślenia niektórych mężczyzn w książce jest bardzo seksistowski, przez co czytelnik ma wrażenie, że książka w pewien sposób wpisuje się w czasy, do których zmierza nasz kraj. Ogólnie bawiłam się przy niej całkiem dobrze; wciąga, a plusem jest to, że nie do końca wiadomo kto zabija oraz dlaczego. Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością pisarki i zapewniam, że nie ostatnie. Polecam!
Bardzo lubię dobrze skonstruowane komedie kryminalne, pełne inteligentnego humoru i dających się lubić postaci. Niestety "Niedaleko pada trup od denata" absolutnie taką książką nie jest. Liczyłam na dobrą zabawę, a dostałam jeden wielki narracyjno-fabularny chaos, żenujące żarty o obnażaniu się, wulgarny język i bohaterów pozbawionych choćby krzty inteligencji. Chociaż każdy kolejny okrzyk: "Demon!" i kolejne razy, kiedy Magda, przedstawiona na początku jako rozsądna dziewczyna, okazywała się idiotką, sprawiały, że miałam ochotę porzucić książkę w połowie, to czytałam dalej, tylko po to, żeby dowiedzieć się kto jest mordercą. Niestety rozwiązanie tej zagadki też mnie nie usatysfakcjonowało, bo okazało się równie mdłe jak wciśnięty na siłę wątek romansowy. Moją przygodę z tą autorką skończę na tej jednej powieści, bo chyba psychicznie nie byłabym w stanie znieść kolejnych. Kompletnie zmarnowany czas.
eBook na Legimi. W tej historii poznajemy Magdę Gałązkę, która jedzie do swojej zwariowanej ciotki Emilii, wierzącej w „koniec świata”. Emilia po powrocie do domu zastaje w kuchni… trupa, który okazuje się nie tylko znanym pisarzem, ale również jej byłym mężem. Magda, która trafia na miejsce zdarzenia, jest bardziej zaskoczona wieścią o małżeństwie ciotki, niż widokiem denata przy stole. Za Magdą podąża Paweł - początkujący dziennikarz, były chłopak, którego misją jest odzyskanie dziewczyny… Jego plany próbuje pokrzyżować pewien lokalny policjant - Mikołaj.
Historię poznajemy z kilku perspektyw - jest to ciekawy zabieg, bo można poznać lepiej różnych bohaterów. Czytając tę książkę bawiłam się dobrze - do samego końca nie wiedziałam kto zabija oraz dlaczego. Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością pisarki i zapewne nie ostatnie, ponieważ planuje sięgnąć po następną część :)
Zabawna i mocno surrealistyczna historia o kilku trupach, ciotce prepperce, upierdliwym ex, zakochanym policjancie i siostrzenicy z zapędami detektywistycznymi. Ah, no i o demonach. Nie można zapomnieć o demonach. Dawno się tak nie ubawiłam i rechotałam co chwilę, wzbudzając nieco zdziwione spojrzenia rodziny. Polecam na jesienne wieczory (ze 2).
Pierwsze spotkanie z autorką i jakie udane! Pełna absurdu i przerysowanych postaci, nagłe zwroty akcji, trup się ściele gęsto. Moim zdaniem to jest bardziej komedia niż kryminał. Napisana kwiecistym, barwnym językiem. Kwiecisty język, humory sytuacyjny. Czyta się szybko, idealna na jedne wieczór. Lecę czytać drugi tom 😉
1/3 żartów niewypał, 1/3 faktycznie śmieszna, 1/3 tak głupia, że nie ma innej racjonalnej reakcji, jak się zaśmiać. Wątek kryminalny rozkręca się dobrze, ale potem trzysta rzeczy dzieje się naraz w chaosie i trudno się połapać. A rozwiązanie zagadki kryminalnej to bzdura. Ale jak napisałem, reklamuje się jako komedia kryminalna, nie kryminał z elementami humoru, więc jestem w stanie to jakoś przełknąć i sięgnę po kolejną z serii książkę.
jestem z siebie dumna, że dobrnęłam do końca. bardzo się nie polubiłyśmy, słaba komedia kryminalna. wszystko się tak poplątane i początkowo tyle się dzieje, że potem nic nie ogarniałam. Bohaterowie nijacy, wszyscy tacy sami. Autorka próbowała nadać im charakteru powtarzając różne dziwności, które robili, ale słabo to wyszło...
Najlepsza komedia kryminalna jaką przeczytałem do teraz. Idealny na odmóżdżenie. Emilia Gałązka, dla której w pewnym momencie koty są najważniejsze to totalnie ja. Jeśli Magda i Mikołaj nie będą razem to nie wierzę w miłość.
Na wstępie książka wydawała się ciekawa, ale potem juz nie bylo tak kolorowo. Postacie były na siłę przerysowane, sam styl pisania autorki był świetny, ale nie potrafiłam "wpaść" w tą książkę.