Oto on – inkwizytor i Sługa Boży. Człowiek głębokiej wiary.
Minęło tysiąc pięćset lat, od kiedy Jezus zszedł z krzyża, utopił we krwi Jerozolimę i zdobył Rzym. Światem żądzą inkwizytorzy.
Mordimer Madderdin, inkwizytor Jego Ekscelencji biskupa Hez-hezronu, pozna największy sekret chrześcijańskiej wiary. Jednak przedtem los powiedzie go do cesarskiej stolicy, gdzie trafi w sam środek politycznych intryg. Odwiedzi zamek magnata oskarżonego o odprawianie demonicznych rytuałów i weźmie udział w krucjacie Najjaśniejszego Pana przeciw heretykom. Spotka dziewczynę z wytatuowanym znakiem Węża i Gołębicy i odprowadzi ją na dwór barona – wampira, który półtora tysiąca lat wcześniej był świadkiem ukrzyżowania Jezusa.
Od lat zajmuje się multimediami i szeroko pojmowaną popkulturą. Pracował jako zastępca redaktora naczelnego pism „Click” i „Game Ranking” oraz naczelny magazynu „Fantasy”. Prowadził programy autorskie w Radiu WAWA. Reżyserował dubbingi. Tworzył i tłumaczył scenariusze gier komputerowych. Od kwietnia 2008 – szczęśliwy tata małego Kacperka. Jeden z najpopularniejszych pisarzy fantastycznych. Prowokujący. Zaskakujący. Potrafi rozbawić, zbulwersować, dotknąć do żywego. Wymyka się oczekiwaniom. Ledwie okrzepł w szatach inkwizytora, niespodzianie wdział żupan.
Czytając w kolejności wydawania książek liczyłam już na to, że ta książka w końcu otworzy przede mną coś więcej niż kolejny zlepek kilku opowiadań. Oczywiście przeliczyłam się dosyć mocno.
Nie będę już opisywać ogólnego konceptu na ten świat, bo pisałam o nim przy poprzednich książkach. Zaznaczę tylko, że od samego początku przypadł mi on do gustu i widzę w nim potężny potencjał. "Łowcy dusz" niestety jest kolejnym zbiorem opowiadań, gdzie nasz główny bohater dostaje kolejne "questy", a Wasz uniżony sługa idzie je wypełnić. Ponownie większa część książki zostawia nas z poczuciem, że wszystko stoi w miejscu i brakuje powiewu świeżości. Znowu ta główna oś fabularna, która jest tam gdzieś widoczna na horyzoncie, została potraktowana bardzo pobieżnie. Chociaż przyznaję, mamy postęp - ostatnie (przy okazji najlepsze w tej książce) opowiadanie daje nadzieję, że zostanie ona w końcu popchnięta do przodu. Autor postanowił też, między wierszami, udzielić kilku odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytania, które wykreowały się w głowie czytelnika podczas lektury poprzednich trzech części. Takich pytań może powstawać sporo, bo forma opowiadań, stosowana przez trzy tomy, pozwala na niedopowiedzenia oraz pominięcie niektórych kwestii, żeby bardziej zainteresować czytelnika. Ta książka równocześnie pokazała mi, że lektor może zdziałać cuda. Kiedy zobaczyłam, że to kolejny zbiór opowiadań to chciałam już sobie odpuścić lekturę. Natomiast jeśli audiobook czyta Janusz Zadura to zmienia to postać rzeczy. Wiedziałam, że ten Pan zdziała cuda i nie myliłam się - dzięki temu dotrwałam do końca z małym uśmiechem na twarzy.
Cóż.. zostawiam ocenę i już liczę na to, że ten piąty tom da mi w końcu spójną fabułę.
W czwartej odsłonie przygód mojego ulubionego Inkwizytora, jego twórca serwuje nam cztery opowiadania, z których największe znaczenia dla lore całego tego świata ma ostatnia i zarazem najobszerniejsza historia. Przy czym ponownie jak przy trzecim tomie momentami miałem wrażenie powielania schematu czy wręcz treści, kiedy ponownie słyszałem jak to Kostuch śmierdzi czy ma na gębie malowniczą szramę/ jaką ma dobrą pamięć. O bliźniakach nie wspomnę, bo wiedziałem dokładnie co zrobią... Zaskakujące jest jednak to, że przy tym narzekaniu podczas lektury chłonąłem całą tą książkę i czerpałem z niej nieskłamaną przyjemność.
Jako, że były ostatnio święta to pokażę to w formie prostego porównania. Macie najlepsze ciasto na świecie. Na wierzchu galaretka, to obecne są truskawki, no nic tylko jeść. I jakim jest rozczarowaniem, gdy po kęsie widzę i czuję w środku rodzynki. Pięć na krzyż, więc dziobie całość widelcem, bo reszta pozostaje smaczna, ale gdzieś w głowie mam już to przeświadczenie, iż te małe gnidy tam gdzieś są. A ja nie przepadam za nimi. I tak czułem się przy lekturze tej pozycji.
I na tym skończę, bo cykl Ja, inkwizytor ma się do piekarstwa jak koń do emu. No chyba, że bierzemy pod uwagę podpiekanie komuś nóg rozpalonym metalem czy wrzucenie na ruszt w formie stosu. Pierwsza tytułowa opowieść to taki typowy inkwizycyjny procedural. Pojawia się zagadnienie, jest dochodzenie, a potem finalnie wyznaczamy winowajców, którym "niesione" będzie zbawienie. Typowe opowiadanie Piekary, choć cała ta otoczka z "przemieszczaniem się" ducha całkiem fajna.
Minusem jest natomiast wrzucenie nieco na siłę pewnych treści. Fajnie się czyta o polskim poselstwie, walijskich łucznikach, tylko po co to tutaj? Siłą poprzednich części były niedopowiedzenia. Pan Piekara miał szansę stworzyć własny kosmopolityczny, oryginalny świat, a tak poszedł na łatwiznę i odwołał się do kształtu średniowiecznej Europy... Czytałem gdzieś na forum, że nawet jest tu wyraźne nawiązanie do wojny stuletniej, ale samemu nie grzebałem aż tak głęboko... Nie jest to jakiś wielki błąd, tylko to co mi akurat się nie podobało.
Drugie opowiadanie to dla mnie największy minus tego tomu. Czułem się tu jak kobieta podczas stosunku z upragnionym kochankiem. W chwili kiedy ma już szczytować, okazuje się że Pan już doszedł i nie ma zamiaru machać dalej kędziorem. I zostawia ją tak samo rozpaloną, jak i wkurzoną. Porażka, nie? Historia toczy się w miarę interesująco, bo powracamy do kwestii wampirów, ale finał jest tak słaby i zrobiony po łebkach, jakby autor nie miał pomysłu na kontynuację, a mimo to wątek wypada jakoś zakończyć. Więc moim zdaniem skończył najgorzej jak się da... A potencjał był ogromny.
Trzeci case to kolejny procedural, tyle że tym razem Mordimer zabawi w nieco wyższych sferach, gdzie z pozoru błaha sprzeczka sąsiedzka dwóch możnych o córkę jednego z nich, przerodzi się w coś więcej. Też nieco standard ala Pan Piekara, aczkolwiek pisarz ma świetny kunszt, więc łyknąłem całość z pocałowaniem w palce, tym bardziej że finalnie całość zakręca w dosyć interesujące motywy. Najlepsze jednak przed nami.
Czwarte opowiadanie to ogromne wydarzenie w ramach prezentowanego świata. Mamy zbrojną wyprawę na Palatynat i obecność samego cesarza. Dodatkowo nagromadzenie spisków na metr kwadratowy przekracza normy, a w tym wszystkim znajduje się nieszczęśliwy Madderdin i nieco zbyt późno zdaje sobie sprawę w jaką kabałę został wkopany. Całe opowiadanie jest świetne. Zaczyna się od wyprawy, walnej bitwy (o zaskakującym przebiegu!), spisków, zamachu, aż po finalne perturbacje, które niszczą status quo opisywanego świata i zagłębiają się nieco bardziej w najfajniejszy aspekt cyklu, czyli zejścia Chrystusa z krzyża.
Dla tych, którzy jak ja zaczynają się zapoznawać dopiero ze światem prezentowany przez Pana Piekarę, mam smutną (albo i nie) wiadomość. Losy Mordimera są nadal nieznane, bo mimo ponad dziesięciu kolejnych pozycji autor nie tknął tego wątku, skupiając się na przeszłości bohatera, jak i innych postaciach. Jednych to zirytuje, drugich ucieszy. Ja tam nie mam nic przeciwko poszerzeniu świata jaki tkwi w wyobraźni pisarza. Łowca dusz to dla mnie taka bardziej siódemka i najsłabsza odsłona z czterech pozycji ze świata Inkwizytora, z jakimi było mi dane do tej pory się zapoznać. Mimo powtórki z rozrywki jednak nadal bawi, co tylko podkreśla kunszt autora, ale chciałbym więcej czegoś bardziej szalonego (vide Młot na Czarownicy) plus mniej powtórek pewnych kwestii, bo staje się to nużące. Mimo narzekania nadal polecam.
Q: Czy podczas lektury serii czytacie kilka tomów pod rząd czy wolicie przeplatać sobie kolejne części z innymi książkami?
Za mną 4 tom Cyklu Inkwizytorskiego czyli "Łowcy dusz". Dodawałem ostatnio recenzje poprzednich 3 tomów na Lubimy Czytać i wyświetliło mi sie, że czytałem te książki w 2017 i 2018, czyli tak jak mi sie zdawało. Ciekawostka, oceniłem je tak samo wtedy, jak i dziś, czyli 7/10. Sprawdziłem czy "Łowców dusz" też już czytałem. Okazało się, że tak i jestem bardzo zdziwiony. Czytając poprzednie tomy, miałem przebłyski czy nawet nieźle pamiętałem fabułę opowiadań. Przy tym tomie kompletnie nic mi nie świtało. A jest to chyba najlepszy tom z tych 4. Fabuły opowiadań sa niepowtarzalne, do tego pchają cały cykl do przodu zwłaszcza ostatnie, najdłuższe opowiadanie, ktore jest ciekawe również z tego względu, że nie skupia sie ponownie na śledztwach i herezjach a na wojnie i bitwach. Nazwałbym je takim prologiem do całej dalszej cześci cyklu, a słyszałem, że kolejny tom, czyli "Płomień i krzyż" to najlepsza część tej serii. Do tego mam wrażenie, że mamy mniej powtórzeń, które królowały w 3 tomie, a styl jest naprawdę przystępny.
Lektura tej części trochę mi zajęła z tego względu, że z Piekarą mam taki problem, iż nie mogę czytać jego za wielu książek z rzędu, bo mi się przejadają. Trzy tomy to chyba max na miesiąc, bo do czwartego trochę nie miałem motywacji siadać, dopiero jak zacząłem porządnie czytać to sie wciągnąłem.
"Niczyim marzeniem nie jest odgrywanie roli pionka na szachownicy świata, przy której zasiadają cyniczni gracze. Ale większości z nas pozostaje tylko i wyłącznie taka właśnie rola."
At first, I was a bit bored. I believed that the author had run out of ideas on how to write interesting stories. The last chapter, however, blew my mind. :) I was hooked once again to the series. I like it!
Trochę mi szkoda, że to już koniec przygody z Mordimerem. Bawiłam się świetnie przez wszystkie tomy. Gorąco polecam 😊 Warto też złapać za audiobooka. Pan Zadura jako lektor jest genialny!
No i dotarłam do końca :( Ostatni tom przygód uroczego Inkwizytora zakończył moją przygodę z Mordimerem Madderdinem Ostatnie opowiadanie z całej ksiązki to przysłowiowa wisienka na torcie Wyprawa cesarza, spiski papieża i Kościoła wymierzone w Święte Oficjum. Zaskakujące zakończenie którego oczywiście nie zdradzę ale które pozostawia nas w oczekiwaniu na kolejny tom Kiedy się go doczekamy nie wiem choć przydałby sie już bo bardzo jestem ciekawa co dalej ....
„Ale cóż, my, inkwizytorzy, do igrania z ogniem jesteśmy, jak by nie patrzeć, przyzwyczajeni...”
Świetna książka, jak wszystkie z serii o inkwizytorze prawdziwie wierzącym w czystość swojego serca i niesienie miłości bożej. Polecam kazdemu, kto lubi fantasy, kazdemu, kto lubi prozę, polecam KAŻDEMU KTO W OGOLE LUBI CZYTAĆ. Naprawdę - warto.
Porządna porcja fantasy. Piekara tradycyjnie nie zawiódł moich oczekiwań. Piekna historia, rozbudowane opisy bohaterów oraz cała otaczka tworzą niepowtarzalną podróż, której szybko nie zapomnisz :) Polecam.
Ostatnie opowiadanie dosłownie zbiło mnie z nóg! Wspaniałe zakończenie, mam nadzieję że Jacek Piekara napisze dalszy ciąg opowiadań o Madderdinie, w którym przedstawi losy jego i towarzyszącej jemu nowej, kontrowersyjnej postaci.
#Notetomyself: Powtarzanie tych samych zdań i wyrażeń w każdym rozdziale jest wysoce zniechęcające i psuje radość z czytania. Pomysł fajny. Ostatni rozdział bardzo spoko.
Conflict between the Church and Inquisitors. Who will get more souls to rule when the king starts the crusade. There are mysterious monks and vampires? Rather entertaining read.