Jak może się skończyć przygoda, w której biorą udział trzy niezbyt rozgarnięte dziewoje i zdobyczna armata Pradziadunia? Wiadomo - wystrzałowo!
Ale to dopiero początek ambarasu!
Bo przejście ze stanu ciała do stanu czystego ducha jest relatywnie proste. Gorzej, że gdy ciało grzeszne za życia pozostawia na czystym duchu pewne...przybrudzenia. Kawalifikuje się wtedy dusza do pokutowania, a pokutowanie jest męczące. Ale to nie znaczy, że nie może być zabawne.
Pałac w Liszkowie, przerobiony na potrzeby rzeczonej pokuty, na najprawdziwszy Straszny Dwór, stanie się zatem areną zdarzeń nieprawdopodobnych. I przerażajacych. I wielce zabawnych. Oczywiście, w zależności od tego, którego uczestnika owych wydarzeń o zdanie zapytacie.
Polish humoristic fantasy and science fiction writer. According to university degree an archeologist.
Debuted in 1996 with short story Hiena, first appearence of Jakub Wędrowycz - an alcoholic, civil exorcist - who later become a character of many short stories gathered in 5 books.
In 2002 he got Janusz A. Zajdel Award for short story Kuzynki (Cousins), extended later into book and sequels. Kuzynki, Księżniczka (Princess) and Dziedziczki portray the adventures of 3 women: an over 1000-years old teenage vampire, a 300-year old alchemist-szlachcianka, and her relative, a former Polish secret agent from CBŚ (Polish 'FBI'). A recurring character in the series alchemist Michał Sędziwój, and the universe is the same as the one of Wędrowycz (who makes appearances from time to time).
Twórczość pana Pilipiuka to takie moje guilty pleasure - Cykl Jakubowy, jaki i opowiadania z doktorek Pawłem Skórzewskim i Robertem Stormem. Tu niestety książka średnia - a historia ma potencjał. Gwoździem do trumny jest zakończenie - żenujące aż głowa boli.
Moim zdaniem bardzo fajna nowość od Andrzeja Pilipiuka. Mam wrażenie, że dzięki temu, że nie jest to kolejny tom o Wędrowyczu, autor odzyskał świeżość i radość z pisania.
Autor miał bardzo ciekawy pomysł na opowiadania wchodzące w skład Upiora w ruderze. Bardzo podoba mi się koncept umiejscowienia opowiadań, których akcja ma miejsce w różnych latach historii Liszkowa. Autor może uraczyć nas swym humorem w rozmaitych obliczach i czasach. Sam humor nie jest wymuszony, a opowiadania mnie autentycznie bawiły. Książka jest idealna na wakacyjny wypoczynek. Pozwoli Wam się zdrowo pośmiać i pomoże dobrze wypocząć.
Moim ulubionym opowiadaniem jest chyba PGR, gdzie autor wyśmiewa po całości założenia ustroju komunistycznego. Chociaż równie bardzo podobały mi się dwa opowiadania mające miejsce podczas II wojny światowej. Mniejszą sympatią zapałałem jedynie do prologu, który wprowadza nowe bohaterki historii. Na szczęście w dalszych opowiadaniach stanowią jedynie tło i dla mnie to plus. Siostry Liszkowskie jako dodatek do opowieści i element nadnaturalny sprawdzają się. Jako główne bohaterki prologu są jednak dla mnie zbyt męczące.
Wspomniane przeze mnie wyżej opowiadania wojenne i te z czasu PRL są najdłuższe i stanowią trzon opowieści. Pozostałe to typowe dla autora króciutkie opowiadania. Każde jest ułożone chronologicznie, także trzeba czytać od początku do końca. Razem tworzą naprawdę zgrabną całość. Polecam!
Pilipiuk to drugi autor, którego książek u mnie w domu jest najwięcej. Pierwszym jest oczywiście Stephen King, pozostali zaś nie cieszą się aż tak wielkim zainteresowaniem moich rodziców.
Wróćmy jednak do Pilipiuka i jego "Upiora w ruderze". To zbiór opowiadań, gdzie główną rolę grają "źli ludzie", wrogowie nie tylko dworu w Liszkowie, ale i Polski, która w tych opowiadaniach przedstawiana jest w różnych etapach swojej historii.
Łatwo się domyślić, jak zakończy się każde z tych opowiadań – nasze trzy olśniewająco blade, lekko prześwitujące panienki raz omal cielesne, raz w beztroskim stanie widm ratują od złych ludzi swój dom, dwór Liszkowskich, współpracując nie tylko z jego dziedzicem, swoim krewniakiem, ale i starym kamerdynerem.
Mimo to każdy z tych epizodów ma w sobie coś na swój sposób wyjątkowego i każdy zapewnia doskonałą rozrywkę. Mogą wydać się trochę nudnawe miejscami, kiedy schemat stanie się przewidywalny, ale mimo wszystko wciąż bawią.
Przez tę książkę przepłynęłam niczym Marcelina, Lukrecja i Kornelia przez jedną ze ścian starego, strasznego dworu. Epilog jedynie lekko mnie zmęczył swoją abstrakcyjnością i banalnym wątkiem kosmitów. W końcu rok 2047 to tylko dwadzieścia siedem lat później od chwili, kiedy wydawano tę książkę, więc jeśli już pan Pilipiuk chciał tak bardzo podkreślić, że żadna siła nie tknie dworku, póki trzy panienki tam gospodarują, mógł chociaż przesunąć akcję epilogu o sto, czy nawet dwieście lat. Nie kolidowałoby to z pokutą, jaką dostały Marcelina, Lukrecja i Kornelia, a zarazem nie byłoby takie... żenujące dla czytelnika. Bo mi nie chce się wierzyć, że za dwadzieścia trzy lata świat będzie wyglądał tak, jak przedstawił to Pilipiuk w epilogu.
Mimo wszystko naprawdę warto tę pozycję przeczytać, choć trzeba przygotować się na sporą powtórkę z historii o II wojnie światowej i późniejszych ruchach politycznych, jakie miały miejsce na terenie powojennej Polski.
Bardzo sympatyczna i lekka lektura, niepozbawiona jednak głębszej wartości. Obawiałem się trochę sztampowej historii o duchach, ale Andrzej Pilipiuk zaskoczył mnie in plus. Duchy trzech dziedziczek odbywających pokutę w pałacu w Liszkowie i przepędzających stamtąd wszelkich okupantów, to w zasadzie tylko humorystyczny dodatek. Na pierwszym planie są dzieje pałacu w Liszkowie, tak typowe dla prawie wszystkich polskich dworów i pałaców okradanych i dewastowanych przez okupantów niemieckich, potem sowieckich, a wreszcie miejscowych polskich utrwalaczy władzy ludowej, którzy u Pilipiuka zaadaptowali pałac na PGR. "Upiór w ruderze" to także cięta satyra na sowieckich i polskich komunistów i fałszowanie przez nich historii drugiej wojny światowej. Rewelacyjny jest przewijający się przez poszczególne rozdziały wątek rzekomego bohaterskiego sowieckiego partyzanta - lejtnanta Kukuły, który w rzeczywistości nigdy nie był w partyzantce, za to był znanym złodziejem i bandytą rozstrzelanym z wyroku AK, w celu ochrony miejscowej ludności. Do tego Pilipiuk na koniec dorzuca szczyptę szydery ze współczesnego ideologicznego "tęczowego" szaleństwa, które lewicowe ośrodki próbują nam narzucić.
This book will be fully understandable only to Poles or residents of former post-communist countries in Central Europe.
Przyjemna, niezbyt odkrywcza ale świetnie i karykaturalnie pokazująca koło czasu a co najważniejsze przez całą książkę czekałem na futurystyczne zakończenie i się doczekałem, piękne przejaskrawienie czasów do których dążymy połączone z post sci-fi. Miejscami na początku nużyło dałbym 4, miejscami 3 ale za to zakończenie leci 5, mimo, że spodziewane to bajeczne.
Naprawdę wyczekiwałem tego zakończenia od pierwszego nawiedzenia i spełniono moje życzenie
Niektórych z Was może to zdziwić, jednak „Upiór w ruderze”, którego napisał Andrzej Pilipiuk, to pierwsza książka tego autora, którą przeczytałam! Nie ukrywam, że trochę bałam się tego czytelniczego spotkania. W moim mniemaniu pisarz ten, jest swego rodzaju klasykiem jeśli chodzi o literaturę fantastyczną. Po prostu kiedyś trzeba sięgnąć po jego twórczość, by przekonać się na własnej skórze o prawdziwości tego stwierdzenia, bądź też nieprawdzie.
„Upiór w ruderze”, którego napisał Andrzej Pilipiuk, opowiada historię trzech dam, które w wyniku nieszczęśliwego wypadku straciły życie, zabierając ze sobą jeszcze kilka żywotów. Trafiają do czegoś w rodzaju przedsionka Nieba, gdzie zostają skazane na 500 lat Czyśćca. Ich miejscem pobytu ma być ich własny pałac, w którym rezydowały i to ta posiadłość będzie miejscem fabularnym tej książki.
Czas akcji tej pozycji będzie zbliżał się powoli do naszych czasów. Historię rozpoczniemy w roku 1821, a zakończymy w 2047 kiedy na Ziemi pojawi się UFO! Będziemy świadkami drugiej wojny światowej, prób przerobienia pałacu na PGR, czy też muzeum. Tak jak wspomniałam wcześniej, każdy chciał wprowadzać swoje zmiany do posesji. Zdarzały się rozbiórki, kradzieże, czasem wykopaliska, jednak nic nie trwało zbyt długo. „-Trzeba zaplanować kolejną porcję manifestacji sił nadprzyrodzonych, bo to, co nawywijałyśmy do tej pory, nijak nie działa – zaczęła Marcelina. – Zasadniczo popieram – mruknęła leniwie Lukrecja. – Może pozamieniamy mu eksponaty w gablotach? Albo chociaż podpisy? Ewentualnie można coś powywracać i porozbijać.”
Dzięki naszym damom, prędzej czy później kolejny właściciel pałacu uciekał, zaś wokół dworu utworzyła się legenda, jakoby w nim straszyło! Co zabawne, nie dla wszystkich panie były wredne. W pałacu znajdowały się osoby, którym nasze główne bohaterki pomagały, na przykład w pozbyciu się niechcianych gości. Podpowiadały, ujawniały się i prowadziły dyskusje. Przyznać muszę, że trochę ciężko określać mi je jako te główne postacie, gdyż podsumowując cała książkę, w treści jest ich niewiele.
Wydaje mi się, że najwięcej miejsca zajmuje przełom lat 1943-1952. Jest to większa część pozycji, przez co miałam wrażenie, że czas drugiej wojny światowej jak i utworzenie PGR’u, trochę się dłuży. Odczułam też, że w sumie mało treści jest o pannie Kornelii, Lukrecji i Marcelinie. Pojawiały się zazwyczaj pod koniec danego rozdziału, lub na początku, zaś rozwinięcie należało głównie do osób tymczasowo rezydujących w pałacu i to o nich mogliśmy się dowiedzieć najwięcej.
Gdy zauważyłam w księgarni Upiora w ruderze to, oczarowana Cyklem z wampirem, musiałam go mieć i przeczytać. Do tego ta zajawka na okładce książki – trzy niezbyt rozgarnięte dziewoje i zdobyczna armata pradziadunia, pałac na potrzeby pokuty przerobiony na Straszny Dwór – no po przeczytaniu tego nie było odwrotu.
Upiór w ruderze to jak na Pilipiuka przystało zbiorek opowiadań umiejscowionych na przestrzeni lat 1812 – 2047. Zaczynamy prologiem (1812), w którym poznajemy rzeczone trzy dziewoje – hrabiankę Lukrecję Liszkowską, kuzynkę Kornelię Liszkowską oraz ich służącą – Marcysię. Już tu dostajemy też pradziaduniową armatę i konsekwencje zabawy nią. Panienki za swoje mniejsze i większe grzeszki zostają skazane na 500 lat czyścca w formie aresztu domowego, a więc wracają do pałacu Liszkowskich straszyć. Na tym etapie zapowiada się kolejna świetna, pełna humoru książka Pilipiuka. No to szybko czytamy kolejne opowiadanka! Układ i rok 1943 – w Liszkowie i okolicach panoszą się naziści, ale dogadują się z miejscowym oddziałem partyzantów AK. Martwi, sfabrykowani sowieci zadowalają obie strony. Gdy przydział dostaje nowy esessman, straszny służbista, szybko podpada lokalnym. No coż trzeba zlikwidować. I pewnie myślicie „chwila, chwila, to miała być historia z upiorami”, no właśnie…. Nasze trzy panienki pojawiają się tylko przelotem w zmiankach innych, że w pałacu straszy. Dopiero gdy partyzanci wyruszają na misję do pałacu pojawiają się i pomagają, ale względem całego opowiadania są postaciami wręcz epizodycznymi. Bohater na miarę epoki – rok 1944 i okupacja sowietów. Nie będę się zbytnio rozpisywać o fabule. Dość powiedzieć, że wprowadzali swoje porządki i dorobili historię bohatera złodziejowi z poprzedniego opowiadania. Tu na całe szczęście upiorów dostajemy ciut więcej – same pozbyły się kwaterującego w pałacu majora i podpowiedziały gdzie szukać więźnia, ale wciąż jest to zaledwie epizod. PGR – rok 1952. Towarzysz Kociuba dostaje zadanie założenia PGRu w pałacu. Panienki tym razem są zdecydowanie bardziej aktywne i próbują straszyć młokosa koszmarami, a gdy to nie wystarcza biorą sprawy w swoje niematerialne ręce. Szkoda tylko, że opowiadanie nudzi przez cały ten komunistyczny bełkot. Straszny dwór – 1974 – magister Rosół ma założyć muzeum poświęcone „Bohaterowi na miarę epoki” – tutaj upiory to niemal tylko echo – mało kreatywnie starały się pozbyć intruza. Plener – 1985 – króciutkie i wybitne opowiadanko. Dokładnie takie, jakiego oczekiwałam po zajawce z okładki. Marcysia jest główną bohaterką i komicznie pozbywa się kolejnego intruza w domu. Koncert – 1993 – tutaj nie ma nic o duchach, jedynie próba naprostowania historii. Epilog – 2047- kosmici podbili Ziemię, a bełkot ideologiczny i rasowy w opowiadaniu jest aż uciażliwy. Do ostatniego akapitu nic o dziewczynach.
Podsumowując, zawiodłam się na Upiorze w ruderze. Nijak się miał do moich oczekiwań. Momentami całe te polityczne gatki sprawiały, że miałam ochotę odłożyć książkę i o niej zapomnieć. Rozumiem, że ma to budować tło, ale to już przesada. Został tu zmarnowany potencjał – Lukrecja, Kornelia i Marcysia powinny błyszczeć w opowiadaniach. Chciałabym widzieć więcej ich wzajemnych relacji – dialogów i działań. Trochę też liczyłam, że w jakiś sposób odpokutują swój wyrok lub przeciwnie, powiększą go i w epilogu zobaczymy kolejny sąd. Z dotychczas przeczytanych przeze nie dzieł Pilipiuka Upiór w ruderze był najsłabszy. A może miałam za wysokie oczekiwania…. Raczej nie będę polecać tej książki.
Po więcej recenzji książek zapraszam na mojego bloga: napolcerenaty.pl
This entire review has been hidden because of spoilers.
Kolejna książka, którą pochłonęłam bardzo szybko i nie zawiodłam się przy tym. No bo czy można się lepiej bawić niż czytają o perypetiach trzech zbłąkanych dusz, które trafiły do czyśćca po tym gdy wysadziły się armatą? Nie wydaje mi się. Akcja książki zaczyna się w epoce Napoleońskiej, a kończy w 2045 roku. Przez ten czas mamy okazję zobaczyć się co działo się z dworem naszych trzech nieszczęsnych dusz. A działo się wiele. II wojna światowa, działania SS oraz NKWD, czasy PGR i intensywna produkcja żywca wieprzowego, by gładko przejść do prób przekształcenia dworku na muzeum. Co łączy te wszystkie historie? Ano parszywi ludzi i to jak dusze pokutujące nie życzą ich sobie w swoim domu. Epilog książki przynosi nam za to całkowity lewicowy debilizm. Od kłótni o płcie i narodowości zaczynając przez księdza homoseksualistę kończąc na lesbijkach i innym barachle. Dodatkowo książka jest miłą odskocznią od znoju życia codzienne i powinna każdemu przypaść do gustu. Nie mówiąc o tym, że jakoś trzeba się dowiedzieć o wyczynach naszych niecnych hrabianek z Liszkowa!
Asaria czyta polską fantastykę! Asaria czyta polską fantastykę?
Zrezygnowana, porzuciłam wszelką nadzieję, że wśród współczesnych autorów znajdę kogoś, komu zaufałabym na tyle, by kupować nowości już pierwszego dnia. Twórcy o tak pięknej prozie, że wywołałby uśmiech od ucha do ucha na mojej twarzy. Kolejna Terakowska albo Brzezińska, polska Le Guin czy McKillip! Niestety Pilipiuk do tego elitarnego grona nie należy, a nowa jego powieść wpadła w moje łapki przez czysty przypadek.
Przede wszystkim jest dla mnie autorem jednego cyklu, i niestety "Upiór w ruderze" tego nie zmienił. O ile warsztatowo powieść prezentuje się lepiej niż Wędrowycz, to dalej pozostaje prozą nie wzbudzającą we mnie większych zachwytów. Da się przeżyć. Być może jest to zasługa świetnie czytającego Zadury. Jednak wciąż brakuje mi iskry i humoru obecnego na początku kariery tego twórcy. Obecnie chyba wpadł w pułapkę pisania taśmowego - byle wydać, byle był kolejny czek na koncie.
Fabularnie jest w porządku. Trójka dziewczyn zostaje skazana na straszenie pewnego pałacyku przez 500 lat. Dzięki temu Pilipiuk ma szansę pokazać czytelnikowi wykurzanie niechcianych lokatorów co pokolenie na tle przemian historycznych i społecznych. Brzmi ciekawie? Do czasu. W pewnym momencie pojawia się schematyzm, a już końcówka to dramat, niemalże zupełnie niepotrzebnie dodany kicz pozbawiony klasy.
Ponarzekałam, pozrzędziłam, a tu kolejne polskie fantasy za pasem. Życie jest zbyt krótkie, wracam do literatury światowej :)
(3.75/5) Jest to moja druga książka Pilipiuka, i muszę powiedzieć że podobała mi się znacznie bardziej niż pierwsza. ALE epilog to jakaś porażka. Jeżeli nie musicie to oszczędźcie sobie zażenowania i odpuście sobie te kilka ostatnich stron. Rozumiem zamysł autora by zrobić satyrę z obecnych czasów, ale sposób wykonania jest tragiczny. (Mimo, że nie zgadzam się z przekonaniami politycznymi autora, byłabym w stanie docenić satyrę, ale to to był bardzo nieudany humor). Ta książka to zbiór opowiadań, których akcja toczy się w Liszkowie na przestrzeni lat i różnych sytuacji politycznych. Poza Liszkowem, te opowiadania łączy postać pewnego złodzieja, i jak zmanipulowano jego historię. Styl autora jest bardzo przyjemny, książkę szybko się czyta. Polecam również audiobook, lektor jest świetny.
Trzy dziedziczki skazane na czyściec w formie aresztu domowego w dworze, w którym się wychowywały. Na pięćset lat. Od czasu wyroku przez region Liszkowa przetaczają się kolejne destrukcyjne twory: Trzecia Rzesza, NKWD, socjalizm i kolejne ustroje.
Pilipiuk w zabawny sposób opisuje, jak historyczne niejasności można przekuć w propagandę... i że odkręcanie takiej propagandy nie należy do najprostszych rzeczy.
Całość książki bardzo lekka i przyjemna. Ostatni rozdział autor mógł sobie odpuścić, bo bije z niego bardziej zagłębienie się we współczesne tematy światopoglądowe, niż spojrzenie na ludzkość jako taką. Ale cóż, autor pisze, autor ma prawo napisać co chce.
Przekonany byłem, że to kolejna odsłona wampira, ale jednak okazało się że nie. Czy okazało się że źle, no również zdecydowanie nie. Nieustannie autor ten zadziwia mnie rozmachem swojej wyobraźni. Wyprowadzając akcje od czasów Napoleona potrafi poprowadzić ją do 2047 roku, zahaczając po drodze o wszystkie najważniejsze okresy w dziejach Rzeczypospolitej. Robi to w sposób wręcz szałowy a każdy kolejny rozdział tej opowieści łączy klika ogniw a jednocześnie stanowi samoistną opowieść, do której kluczem jest prolog. Mistrzowska kompozycja i solidne wykonanie, tylko czytać.
Jaka to jest dobra książka! Czytając ją przypominają mi się pierwsze tomy przygód obywatela JW. Wydaje się, że Pilipiuk wrócił do dawnej (bardzo dawnej) formy. Całe tony żartów, cięty język, zabawne sytuacje i kupa śmiechu. To są rzeczy, które charakteryzują tą opowieść (a właściwie kilka, bo rzecz się dzieje na przestrzeni wielu lat). Polecam serdecznie nie tylko fanom autora ale wszystkim, którzy szukają niezobowiązującej, lekkiej lektury w sam raz na lato.
Znowu wpadłem w swój syndrom sztokholmski - Pilipiuk coś publikuje, muszę przeczytać choć wiem że nie do końca warto. Ogólnie - słabe 3/5, ale +1 za bardzo fajnie pomyślany motyw przewodni całego zbioru. Nawet epilog da się przeczytać z przyjemnością gdy tylko przymknie się oko na prawicowe urojenia autora (no cóż, sięgam po Pilipiuka, sam wiem czego mam się spodziewać...).
Taki sobie szybki, wakacyjny Pilipiuk. Z jednej strony rzeczywiście zabawne grepsy i całkiem rozrywkowo się czyta, z drugiej strony jak zwykle wyszedł mu zbiór opowiadań zamiast powieści. No cóż, chyba już tak z nim pozostanie, nie ma się co łudzić. Trochę męczyło mnie to, że mam wrażenie że po raz któryś czytałem to samo - bardzo podobne postacie, problemy i entourage. Ot, czytadło i tyle.
Książka zapowiadała się naprawdę ciekawie. Niestety fabuła poszła w innym kierunku niż mi się początkowo zdawało. Gdyby początkowy wątek kontynuowany był przez całą książkę mój odbiór z pewnością byłby inny. Moim zdaniem potencjał zmarnowany, jednak nie można odmówić autorowi, iż bardzo dobrze oddał mentalność bohaterów każdej epoki przez którą nas przeprowadzał.
Pierwsza książka Pilipiuka, którą przeczytałam i wnioskuję, że pan pisarz szanowny ani kobiet ani zakończeń pisać nie potrafi.
Pomijając szowinizm i żenujący epilog, książka jest ciekawa, bardziej jako obraz życia na wsi polskiej pod kolejnymi zestawami władzy, niż jako historia o duchach.
Pilipiuk to taki #guiltypleasure. Wędrowycza wciągam z całym dobrodziejstwem inwentarza, ale "Upiór", choć miał potencjał, rozczarował mnie okrutnie swoim zakończeniem. Wraz z biegnącym w powieści czasem jakość rozdziałów o kolejnych epokach Liszkowa była, niestety, coraz słabsza.
Historia o duchach na kanwie zmieniających się czasów i "okoliczności przyrody" - kolejna książka napisana z jajem, której czytanie sprawiło mi wielką przyjemność.
Historia ociekająca sarakzmem i absurdem, to znak rozpoznawczy autora. Przyznam się, że dawno nie śmiałam się tak głośno w trakcie lektury, jak tu podziwiając jaśnie panienki próbujące przetestować w stodole armatę🤣