Muszę spisać wszystkie fakty, podejrzenia i domysły, które doprowadziły mnie do tego miejsca… Gdy ktoś przeczyta moje zapiski, wszystko zrozumie. Nowi sąsiedzi Sama Huntera to najbardziej wpływowi ludzie w okolicy. Na pierwszy rzut oka wydają się idealni. Jednak Sam bardzo szybko nabiera podejrzeń, iż mury imponującej posiadłości Greenhillów skrywają niejeden sekret. Marzący o dziennikarskiej karierze chłopak postanawia dowiedzieć się, kim są naprawdę sąsiedzi i jakie mają tajemnice. Sieć kłamstw sięga jednak znacznie dalej, niż ktokolwiek przypuszczał. Odkrycie horroru to jedno… Ucieczka przed nim to zupełnie coś innego. Książka ukazała się poprzednio pod tytułem: Krew i kości
Obrzydliwa i trzymająca w napięciu, ale momentami trochę się dłużyła. Podoba mi się motyw braku happy endu. Trochę mi zakończenie przypomniało o dziennik z bunkra K.Brooksa
Szybko się czytało i mimo, że większość była przewidywalna i ogólnie napisane było troche tak mało profesjonalnie (zwłaszcza dialogi) to i tak byłam ciekawa co się stanie i nie było złe.
Zabawna i straszna, wydaje mi się że dla zbyt wrażliwych osób na opisy morderstw będzie średnia, ale ogólnie bardzo fajna. Ostatnie osiem rozdziałów to cyrk na kółkach (dosłownie) Ale ogółem polecam
Greenhillowie to najbardziej wpływowi ludzie w mieście. Przerażająco idealni i przekonywujący. Czy jednak ich życie za drzwiami wielkiej willi również jest takie idealne? To właśnie próbuje sprawdzić Sam Hunter - ich nowy sąsiad. Wejść w pajęczynę jest łatwo, ale czy równie prosto jest się z niej wydostać? Mroczna to o wiele za mało żeby opisać ta książkę. Rozlew krwi dokonywany jest co jakieś 10 stron. Trzyma w napięciu od początku do samiutkiego końca którego nikt by się nie spodziewał. Przyznam że uwielbiam takie klimaty dlatego kompletnie nie wstrząsnęły mną sceny mordu, poza tym opisy nie były na zbyt szczegółowe przez co książkę nie uznałabym za obrzydliwą. Pewnym jednak jest że jeśli ktoś o słabych nerwach przeczytałby tą pozycje mógłby poczuć się zdegustowany.
Jedynym czynnikiem działającym mi na nerwy w książce Simon Chesire była fraza pojawiająca się co rozdział. Rozumiem że miało to zasiać ziarnko niepewności w sercu czytelnika lecz w moim przypadku spowodowało to jedynie kolejny przewrót oczyma.
Pozycja wprost idealna na deszczowy czy mglisty wieczór. Akcja dzieje się szybko a klimat nadaje grozy. A końcówka przyprawia o ciary (naprawdę!) Przed przeczytaniem radzę przygotować się na rozczłonkowane ciała i morderstwa dokonywane z uśmiechem na twarzy!