W Cudzych słowach Wita Szostaka siedem osób kreśli portret Benedykta. Powieść uwodzi wizją śródziemnomorskiej wyspy szczęśliwej i krakowskich Plant, pachnie świeżo pieczonym chlebem i pilawem z jagnięciną. Powoli odkrywa przed nami tajemnicę notesów, pełnych cudzych słów.
Cudze słowa to ciągłe budowanie i burzenie mitu, zderzanie się różnych wersji i odkrywanie nieuchwytnej prawdy o człowieku. Wit Szostak poszukując w literaturze nieprzetartych szlaków, tworzy nową literacką jakość.
Wit Szostak (pseudonim, ur. 1976) to polski pisarz, z wykształcenia doktor filozofii, absolwent Papieskiej Akademii Teologicznej. Mieszka w Krakowie. Członek Towarzystwa Tischnerowskiego i miłośnik twórczości Tolkiena. Jest znawcą muzyki ludowej, od kilku lat zapisuje nuty ostatnich skrzypkow ludowych, gra na skrzypcach, gęślach i dudach.
Jako autor debiutował w roku 1999 opowiadaniem „Kłopoty z błaznem” zamieszczonym w „Nowej Fantastyce”.
Jak sam mówi, używa pseudonimu nie po to, by się ukrywać, lecz aby zasygnalizować, że rozgranicza różne dziedziny swoich zainteresowań, jako że pod swoim prawdziwym nazwiskiem publikuje teksty dotyczące filozofii.
„Cudze słowa” to opowieść o Benedykcie, który umiera jeszcze przed pierwszym rozdziałem tej powieści i którego poznajemy wyłącznie przez pryzmat wspomnień bliskich mu osób — ojca, zafascynowanego ucznia, wykładowcy z czasów studiów, kochanki i przyjaciół. Widzimy głównego bohatera, pełnego charyzmy mężczyznę po czterdziestce; człowieka który skrywa tajemnicę za którą chce się pójść, by próbować ją rozszyfrować; człowieka, w którego słowach można się zanurzyć na długie godziny; człowieka, którego chce się za wszelką cenę ocalić.
Najbardziej oczywiste pytanie, jakie nasuwa się po tej lekturze brzmi: co jest prawdą o nas samych — to, co sami o sobie myślimy czy to, jak nas widzą inni? Można „Cudze słowa” podsumować stwierdzeniem, że wszyscy w pewien sposób tworzymy mit o nas samych, ale to jest zaledwie mały ułamek głębi tej książki, bo jeśli zwrócimy uwagę na detale, to okaże się, że nawet imiona bohaterów otwierają przed nami kolejną furtkę do interpretacji. Polecam czytać niespieszenie i patrzeć na tę opowieść z różnych stron.
„Cudze słowa” są przesiąknięte erotyzmem — zmysłowe w tej książce jest wszystko, począwszy od filozofii aż po liczne opisy jedzenia. Narracja ociera się czasem o lekki patos, ale o ten najlepszy z możliwych i bynajmniej nie jest to wada, a kolejna zaleta. To książka, która zostanie ze mną jeszcze długo, a przypomnę wam o niej przy okazji mówienia o najlepszych powieściach tego roku.
Dawno już nie czytałem powieści, która by mnie tak emocjonalnie dotknęła. Takiej, którą mam ochotę przeczytać jeszcze raz od nowa. Bo tu jest tyle bogactwa. Przepiękna.
Będąc w 90% tej książki byłem przekonany, że dam jej mocne 4... No cóż, jest jak widać - jedyna w swoim rodzaju!
+ pomysł na formę (8 osób opowiada historie związane z "głównym bohaterem") + zróżnicowanie tych głosów zarówno pod kątem języka jak i samego sposobu opowiadania swojej części, to po prostu trzeba sprawdzić samemu + oniryczna otoczka Benedytka + klamra kompozycyjna i inne zagrywki formą + pół otwarte zakończenie
- czasem miałem wrażenie, że fabuła nie prowadzi w żadne konkretne miejsce, mimo że czytało się dobrze - za mało w tej książce niejednoznaczności, gdyby nie końcówka oceniłbym niżej
Dla osób, które przeczytały, bezspoilerowy ranking narracji od najbardziej do najmniej podobających mi się: Jakub, Józef, Jan, Weronika, Paweł, Magdalena, Szymon.
Dodam, ze po książkę sięgnąłem z rekomendacji taty, bo on był oczarowany i tak dobrze jak go znam, to w pełni to rozumiem. Mówi, że "Oberki..." też mu się podobały, ale "Cudze słowa" to już w ogóle prezent strzał w dziesiątkę :)
Sięgając po współczesną literaturę ciężko jest mi obecnie znaleźć coś literacko nieoczywistego, nietuzinkowego, oderwanego od przyjętych norm i zasad. Poszukuję przede wszystkim lektur, gdzie autor bawi się formą i narracją, gdzie z pozoru błaha i prosta historia ukazuje między wersami swoje drugie dno, nieodokryte na pierwszy rzut oka oblicze. I paradoksalnie, jakież było moje zdziwienie, kiedy te wszystkie aspekty odnalazłem w "Cudzych słowach" Wita Szostaka.
"Cudze słowa" to opowieść o Benedykcie - studencie filozofii, właścicielu restauracji, kochanku... Na kartach powieści obraz głównego bohatera nakreśla siedem bliskich mu życiowo osób. W oczach każdej z nich, Benedykt odgrywa odmienną rolę, wściela się w inną postać, momentami szokuje i dokonuje kontrowersyjnych wyborów, aby za moment być godnym naśladowania człowiekiem, bohaterem z pasją, dobrymi wartościami.
Osobiście jestem pod wielkim wrażeniem, jak Wit Szostak potrafił w tym utworze ukazać swoją pisarską różnorodność tworząc siedem tak wielce odmiennych form narracji , jak inteligentnie połączył losy wszystkich postaci, a przede wszystkim jak dobrał to wszystko w swoje piękne słowa, które z pewnością nie są cudze...
Książka ocieka momentami erotyzmem, ale nie jest on wulgarny, wręcz przeciwnie - jego subtelny wyraz miesza się tutaj z pasją do gotowania, z przygotowywaniem potraw dla gości, z gotowością obdarowywania innych ludzi jedzeniem i swoim towarzystwem.
"Cudze słowa" otwierają już po lekturze tak wiele bram do analizy i interpretacji nie tylko całego utworu, ale również do sięgnięcia znacznie głębiej, do odnalezienia w tym wszystkim siebie samego, swojego życia i tajemnicy istnienia.
Wit Szostak bezapelacyjnie dołącza do moich ulubionych polskich pisarzy i z wielką chęcią nadrobię pozostałe jego utwory, a także będę śledził jego dalszy rozwój literacki. "Cudze słowa" pozostaną ze mną jeszcze na bardzo, bardzo długo...
niektórym książkom daję pięć gwiazdek, bo dotyczą bardzo bliskich mi tematów i przez to stają się bardzo osobiste. niektórym książkom daję pięć gwiazdek, bo są napisane i wymyślone tak dobrze, że czytając je, jestem gdzieś między zachwytem a zazdrością, że to nie ja na to wpadłam. tej książce daję pięć gwiazdek z obu tych powodów. muszę zmusić kogoś do przeczytania tego, bo potrzebuję mieć wielogodzinną debatę na temat wszystkiego w tej książce, dosłownie, a zwłaszcza zakończenia. zaczęłam płakać koło 20 strony i potem płakałam na każdym rozdziale józefa, czasami też na innych. ostatni rozdział dosłownie z szeroko otwartymi ustami, bo.. no kurde trzeba przeczytać. mogłabym się rozwodzić tutaj nad tym idealną symboliką imion, nad stylizacjami, nad różnicami w opisie wydarzeń zależnie od narracji, nad tym, jak niesamowicie dobrze ta książka opisuje trudne, zniuansowane uczucia, jak żongluje emocjami czytelnika, nad tym, że drobne, niewykrzyczane zwroty akcji zabierały fabułę w takie rejony, że nigdy w życiu bym tego nie przewidziała - ale no chyba nie będę, może czas na to przyjdzie w tej teoretycznej wielogodzinnej debacie, jeśli uda mi się kogoś zmusić. po prostu: książka doskonała. i bardzo prawdopodobnie książka roku 2023 dla mnie, coś podejrzewam.
Bardzo oryginalna książka. Chciałbym jednak więcej perspektywy Magdy i Weroniki - najbliższych kobiet w życiu Benedykta. Zdecydowanie najbardziej emocjonująca była dla mnie perspektywa ojca.
POD PRĄD To mądra książka dla mądrych ludzi. Sami więc zdecydujcie, czy chcecie ją czytać. A jeśli zechcecie – bądźcie przygotowani na najgorsze.
Czytam na okładce: „…siedem osób kreśli portret Benedykta. Z każdej opowieści wyłania się inny bohater.” Nie dajcie się zwieść. Wydawca tym opisem wkręca was tak samo, jak ja w poprzednim akapicie, i jak autor w tej powieści.
Umiera człowiek i siedem osób próbuje go opisać, ale tak naprawdę, wcale nie opowiadają o zmarłym Benedykcie. To zupełnie naturalne. Każdy z was musiał przeżyć kiedyś stratę kogoś bliskiego. Czy roztrząsaliście wtedy jakim wspaniałym albo beznadziejnym był człowiekiem? Nie sądzę. Ale na pewno intensywnie myśleliście o tym, jaki wpływ ta osoba wywarła na wasze życie i jak teraz życie bez niej będzie wyglądało. Myśleliście wtedy nie o zmarłym, tylko o sobie. Jeżeli przytrafia się autor, który też to dostrzega i do tego ma umiejętność ubierania swych przemyśleń w słowa, to należy takiego autora hołubić, żeby przypadkiem nie zniechęcił się wynikami sprzedaży i nie zainteresował bardziej lukratywnymi zajęciami. Bo to by była dla polskiej literatury strata niepowetowana.
[Na marginesie. Nic nie wiem o wynikach sprzedaży, ale skoro widzę, że „Saturnin” Jakuba Małeckiego, wydany w tym samym czasie, moim zdaniem książka słaba, ma na największym portalu czytelniczym ponad siedem razy więcej czytelników niż „Cudze słowa” Szostaka, którego nie boję się porównać do Wiesława Myśliwskiego, to chyba mam prawo przypuszczać, że kokosów na tej książce autor nie zarobił i nikt mu nie zaproponuje reklamy samochodu kultowej marki, odwracając w ten sposób jego życie do góry nogami.]
Ale, wracając do książki. Nieprawdą jest, że siedem osób kreśli portret innego Benedykta. Benedykt jest zawsze taki sam, i prawdę mówiąc, to postać średnio ciekawa, na pewno barwna, ale wątpliwa moralnie. Błyskotliwy manipulant, samolubny kłamca umiejętnie budujący własną legendę, lawirant nieustannie poszukujący sensu życia, tam, gdzie nie można go znaleźć. A jednak, nie bez powodu ten właśnie człowiek był tak ważny dla tylu ludzi. On pomagał im odnaleźć siebie. I o tym właśnie jest ta powieść. Zmusza nas do przewartościowania utrwalonych pojęć już w trakcie lektury, ale dopiero końcówka sprawia, że zaczynamy rozmyślać również nad korektą naszych własnych wyobrażeń o sobie. Bardzo rzadko mi się zdarza, abym zaraz po skończeniu lektury miała ochotę przeczytać książkę jeszcze raz, aby w pełni docenić to, co umknęło przy pierwszym czytaniu. „Cudze słowa” to właśnie ten rzadki przypadek.
Nawet nie próbujcie czytać tej powieści równolegle z innymi drobiazgami/poważnymi dziełami, które zwykle wchłaniacie jadąc do pracy albo wylegując się do góry brzuchem na plaży. W tej książce ważne jest każde zdanie, autor siedem razy się zastanowił, zanim je napisał i umieścił w tym miejscu, a nie innym, warto więc to docenić. Miejcie również świadomość, że tej książki nie czyta się z wyłączeniem szarych komórek, tak jak wykwity TFUrczości you know who. Łatwo nie będzie, uprzedzam, ale satysfakcja gwarantowana.
Kiedy doczytałam na ostatniej stronie, że książka powstawała w latach 2016-2020, pomyślałam sobie, że Wit Szostak - to ostatni Mohikanin. Po namyśle doliczyłam się jeszcze kilku takich dinozaurów, nie pozwalających na narzucanie sobie tempa w pisaniu, ale o tem potem, czyli w następnych recenzjach. Szostak - to autor, dla którego ważne jest to, o czym pisze, i w jaki sposób to robi. On nie pisze pod publiczkę, żeby łatwo się czytało, ale tak, żeby ucztowało się słowem.
Ta książka ma doskonałą formę: bezbłędna dramaturgicznie - wszystkie wątki się wiążą i prowadzą do spektakularnego finału, perfekcyjna stylistycznie – narracja każdej z postaci ma odmienny, specyficzny dla danej osoby charakter. Jest wypolerowana językowo tak, że można się po niej ślizgać, jak po lodowisku na Igrzyskach Olimpijskich. Kiedy dostrzegam brak jednego przecinka i literówkę w tytule rozdziału, to zamiast się złościć, współczuję korektorce, że tego nie zauważyła. To cud, że są jeszcze takie wydawnictwa jak Powergraph, które nie boją się wydawać „niemodnej” literatury i którym zależy na „niemodnym” czytelniku.
Przeczytałam tę książkę, tak jak większość ostatnich moich lektur, w formie e-booka. Teraz zamawiam kilka wersji papierowych i będę rozdawać znajomym, a potem namolnie odpytywać, z tego, co przeczytali. Oczywiście, to będzie prezent tylko tych, o których mowa w pierwszym akapicie. https://www.czytacz.pl/
I hope Wit Szostak will soon get translated into English. He definitely deserves a broader recognition. I got totally engrossed in this short novel. The beginning is abrupt and tragic but what later unravels is truly unique from the literary perspective. This is a story of Benedykt and people around him, written from the perspective of different characters presenting their own mini-realities. Such multifaceted perspective adds definitely complexity to the reading experience but it is also highly enjoyable. This novel is sad, inspiring, invigorating, shattering, and also very real and painful at times. Beautiful journey that will definitely stay with me for longer.
Napisana w niezwykle urzekający mnie sposób. Przyznaję, chłonęłam każde słowo, spijałam z nich nektar.
W ostatecznym rozrachunku, nie tego oczekiwałam i myślę, że końcówka mocno uratowała moją ocenę.
Benedykt jest jak leśna mara, która wyłania się zza jednego pnia drzewa, by za chwilę, w tajemniczy sposób znikąć za kolejnym i nigdy więcej się już nie ukazać. Myślę, że na tym polega piękno przedstawienia tej postaci. Jest ona kreowana cudzymi słowami, zatem dla każdego czytelnika Benedykt będzie się jawił inaczej.
Jedna z lepszych (jeśli nie najlepszych) polskich powieści, jakie czytałam w ostatnich latach. I myślę, że jest dużo bardziej złożona, niż to się nawet nam (zachwyconym) wydaje.
„Cudze słowa” to powieść wyjątkowa. Dopracowana do perfekcji na poziomie formalnym. Zachwyca różnorodność i maestria języka dopasowanego do niezwykłego sposobu budowania narracji. Do tego pobudza do refleksji i angażuje intelektualnie i to nie tylko podczas lektury, ale i długo po. Ale choć wszystko to, co napisałam jest prawdą, to najistotniejsze, co czuję i co jest mi trudno zrozumieć, to, że na poziomie emocjonalnym pozostawiła mnie obojętną. Nie uwierzyłam w głównego bohatera, nie udało się Szostakowi, ani zbudować jego mitu, ani go zdekonstruować. Nie zmienia to mojego poczucia, że warto po tę powieść sięgnąć i pozostaje mi zazdrościć tym, którzy ulegli jej czarowi na poziomie innym niż intelektualny.
A do tych, którzy już po lekturze pytanie, co stało się z zeszytami i jak w związku z tym interpretujecie epilog, czyli monolog Jakuba?
Uwielbiam pana Szostaka, jest moim ulubionym pisarzem. A jednak ta książka jego autorstwa nie będzie w moim rankingu wysoko. Kapitalnie się ją czyta, jest napisana wycyzelowanym językiem. Co więcej - opowiadana jest przez kilkoro różnych osób, podzielona na role, a każda rola charakteryzuje się też odrębnym stylem. Co jest jeszcze bardziej wyrafinowane i podkreśla władzę autora nad językiem. Są tu i przepiękne zdania i czasem dziwne rozważania lingwistyczne. A sama powieść to opowiadanie o człowieku - wysnute przez te siedem innych postaci. To opowieść o tym jak widzą nas inni, jak różnymi osobami jesteśmy dla różnych osób na przestrzeni naszego całego życia. Jak inni nas stwarzają swoimi słowami. Ale też o relacjach, o tym jak wiele ukrywamy przed innymi... I choć wszystko to brzmi fantastycznie, to coś mi tu nie grało. Takie jakieś wydumane. Ktoś kiedyś porównał tę książkę do powieści Jakuba Małeckiego i mnie to skojarzenie też się nasunęło na samym początku. I to w pejoratywnym sensie.
Będę długo o niej myśleć. Bardzo dobra książka, może czegoś mi w niej zabrakło, ale to nie zmienia faktu, że to było wyjątkowe spotkanie. "Wspólna droga, wspólne słowa, wspólny śmiech, nie chce się budzić. Początek wspólnego".
Przeczytane jakis czas temu. Chyba musialam pobyc z nia jeszcze sam na sam, pozwolic jej na wzarcie sie we mnie, absolutne cala mnie. Czytanie jej to naprawde niezwykle przezycie, cos czuje ze przez pewien czas bedzie mnie dreczyl kac ksiazkowy. Polecam
3,5⭐️ W połowie miałam ochotę ją odłożyć i nie kończyć, ale ostatecznie cieszę się, że ją doczytałam. Wydaje mi się jednak trochę „przeartyzowana”, więc większego zachwytu jednak nie ma.
4,5 Wyjątkowe przeżycie ❤️ Aż trudno mi uwierzyć, że ta książkę napisała jedna osoba, bo w tak niepowtarzalny sposób przedstawione są perspektywy wszystkich postaci, coś wspaniałego. Niesamowicie pochłaniająca i poruszająca lektura. Zrobiła na mnie duże wrażenie zarówno na poziomie fabularnym jak i refleksyjno-jezykowym.
Nie czytałam żadnych recenzji książki przed jej przeczytaniem, więc trudno mówić o rozczarowaniu. Ale jestem zaskoczona tym jak jednoznacznie pozytywne są opinie. Być może po prostu nie jest w moim stylu, chociaż zazwyczaj umiem docenić dobrą ksiażkę bez względu na gatunek.
Co było dobre? - ta sama historia z różnych stron to dobry koncept. Efekt „różnych prawd” doprowadzający do wrażenia, że nie wiadomo jaka jest rzeczywista wersja wydarzeń. - miejscami - ciekawy język i styl, gry słowne. Nie wiem, być może możnaby powiedzieć, że książka jest dobrze napisana aczkolwiek nie miałam tu wrażenia „wycyzelowania” języka i nie zachwycałam się każdym zdaniem
Co mi się nie podobało? - przede wszystkim główny bohater - niestety dosyć odrażająca, irytująca i nieciekawa postać, o której po prostu nie chciało mi się czytać. - cała „filozofia” i napuszenie z jakim bohaterowie wypowiadali się o niej przy jednoczesnym absolutnym braku jakichkolwiek ciekawych myśli - takie gadanie o filozofowaniu bez filozofowania to chyba jeszcze gorsze niż marne filozofowanie. Żeby nie było - uważam że filozofia może być fascynująca i nie trzeba jej pokazywać w otoczce takiego nadęcia i maniery - opowieści o jedzeniu i „śródziemnomorzu” - zazwyczaj lubię opisy kuchni, jedzenia, ale jak sobie wyobrażałam Benedykta gotującego to jedzenie to traciłam apetyt
Ogólnie - być może jest coś ze mną nie tak, ale zupełnie nie zachwyciła mnie ta powieść
Ledwo przebrnęłam przez pierwsze rozdziały o bohaterze, który jest Tak Bardzo Wspaniały Och Jaki Cudowny, ale na etapie demontażu robi się dużo lepiej. Syrop trochę ścieka z postumentu, widać tam człowieka (rozumiem cel, nadal nie przekonuje mnie droga).
Doceniam język, słowa, konstrukcje, zabawy. Wysiłek włożony w różnicowanie bohaterów (pomijając panikę pierwszych rozdziałów, że Wciąż Za Mało Wszystko Od Siebie Rozróżnione, Niech Każdy Komunikuje Się Jeszcze Barwniej). Będąc głębiej w lesie autor trochę się uspokoił, bo już dobrze, już widać kształt opowieści, nie trzeba z każdej strony głośno tupać o tym, czym ma być ta książka, można zacząć wchłaniać w siebie leśne zapachy i faktury.
Dwie postaci kobiece: jedna w funkcji klamry, a druga - gdy dostaje głos - chowa się za czystą intelektualnością. Szkoda, bo bohaterki zdają się mieć życie z krwi i kości, ale opowiadają o nim za nie mężczyźni.
To zdecydowanie książka roku, a może nawet jedna z książek życia. Czuję się jakbym poznała najwyższe szczyty i możliwości literatury pięknej (raczej ich namiastkę - żeby zrozumieć lepiej i bardziej przyda się jeszcze kilka rereadów „Cudzych słów”). Różnorodność w kreowaniu tak odmiennych stylów narracyjnych, stylizacja językowa oraz symbolika, niesamowicie mną wstrząsnęły. Wit Szostak w ten sposób nasunął mi definicję prawdziwego pisarstwa - wybitnie umiejętnej, subtelnej i zmysłowej (nie tylko w odniesieniu do erotyzmu) zabawy słowem. Mnogość perspektyw, łączących się ze sobą detali, możliwości interpretacji tej historii zadziwia odbiorcę i pozostawia mu wiele do domysłu i ponownego, zupełnie odmiennego odczytu (wraz z poznaniem każdego kolejnego dopełniającego detalu). „Cudze słowa” są dla mnie swoistą grą literacką, w której trudno dotrzeć do jakiekolwiek prawdy (o ile jest to w ogole możliwe, czemu zaprzecza jej subiektywność i niejednoznaczny wymiar). C U D O W N E
Moje uczucia dotyczące tej książki falowały. Momentami czułam że nic mnie w niej nie pociąga, żeby po kilku minutach znowu poczuć dreszcze na całym ciele. Mam dziwne wrażenie, że autor zna mnie osobiście a jednocześnie wiem, że związki bohaterów i ich przeżycia - choć momentami są identyczne do moich - nie mogły mieć miejsca. Fascynująca.
Świetna i przepięknie napisana zabawa formą, jednakże za bardzo zahaczająca o pretensjonalność i przestylizowanie. Dobrze mi się to czytało, ale jakoś nie potrafię się zachwycić, to chyba nie do końca moja literatura.
2nd read: W s p a n i a ł a, nie jestem w stanie wyrazić jak bardzo kocham wszystko w tej książce. Czyta się ją jak poezję, uwielbiam te gry słowne które tak ciężko byłoby przetlumaczyc na inny język i uwielbiam ten klimat Krakowa. Mój ranking narratorów od tych, których najbardziej polubiłam: 1. Magda 2. Józef 3. Weronika 4. Szymon 5. Paweł 6. Jan 7. Jakubek
No i oczywiście cytaty: "Bogowie tylko przez mgnienie zaszczycają uwagą śmiertelnych" ""Zdjęcie jest poruszone", mówi przepraszajaco i poprawia ramkę na ścianie, jakby od tego kadr miał znieruchomieć. Zdjęcie jest poruszone i ojciec jest poruszony, gdy o nim mówi" "Kraków sprzyja zakochanym" "Rozbieram się z przeświadczenia, że mogę uratować świat" "Żyjąc, tracimy swoje życie, wychowując, tracimy dzieci, ucząc, tracimy uczniów"