Gdyby ludziom pierwszej Solidarności, strajkującym w Stoczni Gdańskiej lub gdzie indziej, ktoś mówił, że celem Solidarności będzie zwracanie pałaców, kamienic czy placów, zostałby uznany za prowokatora nasłanego przez Służbę Bezpieczeństwa. Okazało się, że rację mieli prowokatorzy. Zwyciężyła „chytrość rozumu historycznego” czy zwykła chytrość? Tak czy inaczej, ludzie pierwszej Solidarności zostali wystawieni do wiatru, do czego wstyd im się przyznać. O tym jest ta książka.
Bardzo polecam tę książkę każdej osobie, której nie są obojętne kwestie społeczne. Prof. Bruno Drwęski opisuje historię Polski lat 80. XX wieku skupionej wokół "Solidarności". Opis dokonany przez autora jest mniejszościowym głosem wśród literatury mówiącej o "Solidarności", ponieważ lektura ta skupia się w dużej mierze na źródłach i sposobie finansowania podziemnej organizacji oraz na tym, jakie relacje zachodziły w latach 80. między liderami związku zawodowego, obywatelami, a partią rządzącą, a także jakie były i są skutki tych relacji.
Myślę, że wielu osobom czytającym pracę Brunona Drwęskiego może towarzyszyć zdumienie, ponieważ informacje zawarte w "Zagrabionej historii Solidarności" są często odmienne od tych, które podają mainstreamowe opracowania oraz media.
Mi osobiście przyjemnie czytało się tę pozycję, ponieważ dotyka zagadnień, które niezmiernie mnie intersują. Te opracowanie sprawiło też, że poznałem dużą liczbę faktów, o których wcześniej nie miałem pojęcia oraz jej lekutra sprawiła, że moja wiedza na ten temat stała się bardziej skondensowana.
Zapytacie pewnie dlaczego nie oceniłem tej książki na 5? Otóż na 5 zasługują "perełki", a opisywana pozycja jest bardzo dobrą lekturą, jednak na miano perełki nie zasłużyła.
Ogólnie polecam, warto uzupełnić swoją wiedzę w tej tematyce, ponieważ tamte wydarzenia mają przełożenie na obecną scenę polityczną.
Bruno Drwęski - politolog, historyk i publicysta specjalizuje się w dziejach europejskiego ruchu robotniczego. W „Zagubionej historii Solidarności” próbuje odmitologizować najnowszą historię Polski i dodać do niej kontekst pomijany lub wręcz ukrywany przez zwolenników legend tego przełomowego okresu naszej historii.
Autor przedstawia Polskę jako swoistego konia trojańskiego w Bloku Wschodnim, który miał za pieniądze ze Stanów stworzyć podwaliny pod zachodni kapitalizm.
Jest to oczywiście jakaś interpretacja historii, z którą można się zgadzać, lub nie, ale jest tu podanych wiele danych, na podstawie których można sobie to samodzielnie zanalizować - np. kwoty wsparcia polskich struktur podziemnych, z których Solidarność nigdy nie chciała się rozliczyć - co jest przecież faktem historycznym.
W tym kontekście późniejsza terapia wstrząsowa na polskim społeczeństwie i tzw. dziki kapitalizm, połączony z wyprzedażą polskich przedsiębiorstw za ich 10-15% realnej wartości, stawia pod znakiem zapytania bezinteresowność ówczesnych decydentów. W końcowym rozrachunku to oni byli faktycznymi największymi beneficjentami transformacji ustrojowej.
Rzadko kiedy przecież bywa, żeby ktoś bezinteresownie dotował opozycję obcego kraju na tak wielką skalę. Jakby nie patrzeć następstwem czasowym tych działań było oddanie za bezcen dorobku dwóch pokoleń Polaków oraz tragedia osobista wielu obywateli, którzy nagle znaleźli się na bruku, bez przygotowania i jakichkolwiek realnych osłon socjalnych.
Jest tu w tej pozycji też głęboki rys historyczny Polski Ludowej od jej początków. Jeśli ktoś postrzegał socjalizm jako system całkowicie niewydolny, to powinien odświerzyć swoją wiedzę historyczną o informacje na temat tempa odbudowy kraju ze zgliszcz II Wojny Światowej. Najmocniej zniszczony kraj wstawał z ruin najszybciej ze wszystkich państw powojennej Europy.
To samo przeżyliśmy w epoce Gierka, gdzie tempo uprzemysłowienia i ogólnokrajowych inwestycji bił wszelkie rekordy na tle Europy (równoczesne błędy w zarządzaniu i kierowaniu gospodarką to nieco inny temat).
Autor podkreśla też, że pojawienie się zachodnich dotacji zapoczątkowało w ogóle zwrot Solidarności w stronę kapitalizmu. Wcześniej nawet w postulatach strajkowych pojawiały się wyłącznie próby poprawy socjalizmu i eliminacja jego wypaczeń. Nikt nie patrzył wcześniej w stronę typowo zachodnich rozwiązań, doceniając zdobycze rodzimego socjalizmu.
Legenda Solidarności głosi, że był to ruch największych patriotów, któremu po prostu zabrakło wiedzy i umiejętności, by przeprowadzić kraj przez zmiany ustrojowe lepiej i mniej boleśnie dla społeczeństwa, ale patrząc od nieco mniej ideologicznej strony, był to też okres bez precedensu w historii Narodu, gdy cały jego powojenny dorobek (mienie wspólne, czyli niczyje) można było pozyskiwać całymi garściami bez niczyjego protestu ani jakiejkolwiek wyceny.
Ci, którzy najmocniej lansowali się na bezinteresownych patriotów, zwykłe czerpali też największe profity z tego okresu dzikiej transformacji.
Dostaje się też Kościołowi, który pełnił wcześniej rolę kolportera zachodniej pomocy i wsparcia. Do dziś nie wiadomo ile procentowo z tych przekazywanych środków rzeczywiście trafiało do końcowego odbiorcy, a ile pompowało „potęgę” polskiego Kościoła. Brak jakiejkolwiek transparentności w tym temacie ciągnie się za Kościołem po dzień dzisiejszy.
Jest tu też wiele ciekawostek z okresu transformacji np. zachowania polityków. Solidarność, która była w całej Europie wielkim powiewem świeżości i nowoczesności na poważnie wywoływała konsternację wielu zachodnich polityków, gdy rozmawiano z Lechem Wałęsą, a ten dzielił się z zebranymi np. swoją wzniosłą wizją roli kobiety w nowoczesnym świecie, która powinna tylko stać przy garach, sprzątać i wychowywać dzieci.
Tego typu konfrontacje studziły entuzjazm Europy i wprowadzały zdumienie. Dziawna to była nowoczesność z tak mocno konserwatywnymi wartościami.
Książka warta przeczytania, chociażby dla kontrastu z jedynie słuszną interpretacją wielkiego polskiego zwycięstwa nad komunizmem, które obowiązuje oficjalnie w naszym politycznym obiegu.