What do you think?
Rate this book


144 pages, Hardcover
First published August 24, 2020
"- Co? Pani chce dziecku zastrzyk robić? Nigdy na to nie pozwolę - mówi ojciec. Zastrzykami truje się ludzi. Nie chcę, żeby moje dziecko umarło.
Radzę chłopu przyjść do mnie zobaczyć, ile ludzi dostaje zastrzyki, a jakoś nikt nie umiera.
- Zdrowemu to można dawać zastrzyki - mówi chłop - chory tego nie wytrzyma."
"Znowu słuchają w milczeniu. Znowu kiwają głowami. I wreszcie ojciec zdobywa się na odpowiedź:
- Do szpitala dziecka nie dam, lepiej niech umrze w domu.
- Świnie jesteście, nie ludzie - powiadam - po mordzie was prać, a nie mówić z wami. Prędzej by wół zrozumiał i krowa niż taki ojciec i matka.
- A no to jedziemy do szpitala - mówi chłop - widocznie trzeba.
Kiedy mu dokładnie wytłumaczyłam, od razu zrozumiał. Trzeba było tak wytłumaczyć o trzy tygodnie wcześniej. Człowiek się całe życie uczy."
"Zabieg prawie beznadziejny. O odesłaniu do szpitala nie ma mowy. Szukanie nowych koni zajęłoby godzinę. Pakowanie kobiety na wóz półtorej godziny. Droga do stacji kolejowej jedną godzinę, razem trzy i pół godziny. A najbliższy pociąg odchodzi za pół godziny. Następny za czternaście godzin. Ani zdążyć na pierwszy, ani dożyć drugiego."
"- Tyle razy nie będę jeździł i tyle czasy nie będę w szpitalu leżał, jeszcze by mi operację zrobili, bo na tę chorą kasę to wiadomo. Poszedłem do prywatnego doktora. Zaraz się wyznał na mojej chorobie. Dałem mu trzy złote i od razu powiedział, że jestem "oberwany". Baba mnie wysmarowała, poprawiła mi wnętrzności i będzie po chorobie.
Nie potrafię wytłumaczyć St. magicznej potęgi trzech złotych. Za trzy złote lekarz musi powiedzieć St., co mu jest, choćby nawet sam nie wiedział. Bo gdyby mu nie powiedział, St. by więcej do niego nie poszedł. Najlepiej, kiedy mówi: oberwanie, przeziębienie lub przelęk. Co to szkodzi, że takie choroby nie istnieją? Bo chłop innych rozpoznań nie uznaje. A lekarz, który zwalcza przesądy, traci zaufanie chorych, traci praktykę. Gdy skierowuje do szpitala, też nic niewart. Powinien sam ślepą kiszkę wyleczyć. Dostał przecie trzy złote.
Daj Boże zdrowie Panu St. i wszystkim ubezpieczonym. Niech mu się więcej atak nie powtórzy. Bo gdyby mu się powtórzył, pan St. drugi raz do szpitala nie pojedzie. Po co ma jechać? Jeszcze by go zoperowali. Jest oberwany, baba go wysmaruje. A jeżeli go wysmaruje na drugi świat, będzie winna nie baba, nie lekarz za trzy złote, tylko Ubezpieczalnia."
"Gdy ktoś kaszle i gorączkuje od kilku miesięcy, wiadomo, że się przeziębił. Dmuchnął na niego wiatr.
Wszyscy wiedzą u nas na wsi, że wiatr jest bardzo niebezpieczny i szkodzi zdrowiu. Najczęściej wywołuje rzeżączkę. Każdy, kto przychodzi do lekarza z tryprem, dostał go z wiatru: oddawał mocz na świeżym powietrzu staropolskim zwyczajem. Wiatr mu zaszkodził. To samo powoduje ostry kamień, na który się mocz oddaje. Trzeba zawsze wybierać gładki. Nie trzeba wierzyć w to, co mówią doktorzy, że rzeżączkę wywołują zarazki. Jakieś tam gnokoki. (...)
Nie zawsze dmucha wiatr na tak nieprzyzwoite części ciała. Na Magdalenę F. dmuchnął wiatr widocznie górą. Dlatego gorączkuje, kaszle i pluje krwią. Ma jednym słowem gruźlicę."